Życzenia noworoczne

Życzę Wam, aby nadchodzący 2012 rok był choć trochę lepszy od mijającego, żeby mniej było w nim trosk, a więcej radości i satysfakcji:) A zabawa sylwestrowa, niezależnie od tego, jaką przybierze formę, była udana. A jeśli chodzi o kosmetyczną stronę mocy, to niech 2012 rok obfituje w nowości kosmetyczne dające zamierzony efekt;) Niech krem nie zapycha, podkład nie podkreśla suchych skórek i nie ciemnieje, a pomysły na ciekawe makijaże się nie kończą:) A zapomniałabym o najważniejszym, niech zdrowie Was nie opuszcza:)

karminowe.usta

Kosmetyczne postanowienia noworoczne:)

Coś się kończy, by coś innego mogło się zacząć. Jednocześnie jest to najlepsza okazja do podjęcia pewnych postanowień. Dlatego zainspirowana Tagiem 5 noworocznym postanowień, podjęłam decyzję o wypunktowaniu swoich;)

  1. Regularnie używać kosmetyków pielęgnacyjnych. O ile w wakacje nie mam z tym najmniejszego problemu, o tyle w roku akademickim zawsze znajdę sobie wymówkę, żeby położyć się do łóżka nienakremowana.
  2. Zużyć wszystkie zapasy kosmetyków, aby żaden z nich się nie zmarnował. Nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto.
  3. Regularnie dodawać notki na blogu. Czasami jest z tym ciężko, dlatego wybaczcie mi, gdy nie będą się one pojawiały. Naprawdę lubię pisać notki, ale czasami do 1 w nocy ślęczę nad sprawozdaniem.
  4. Doskonalić sztukę makijażu. I w końcu nauczyć się robić kocie oko na prawym oku. To naprawdę wyzwanie, ponieważ do tej pory nie udało mi się takowej zmalować na prawym oku, chociaż jestem praworęczna;D Uwielbiam oglądać na innych fantazyjne kreski wykonane czarnym eyelinerem, niestety mi takie ładne nie wychodzą, a szkoda, ponieważ stanowiłyby świetne uzupełnienie dla moich czerwonych ust:)
  5. Nie kupować kolejnych kosmetyków, zanim nie zużyję ich poprzedników. Bo potem mam 4 otwarte kremy do twarzy i 2 nietknięte czekające w kolejce na swoją kolej.
  6. Miało być tylko pięć, ale ten jest na tyle ważny, że nie mogę go sobie odpuścić. Kupować kosmetyki tylko o dobrym składzie. Lepiej mieć jedną szminkę bez parabenów i aluminium za 100 zł niż 10 tańszych, ale znikających po niespełna godzinie.

    A Wy jakie macie postanowienia noworoczne?

Chanel Chance eau Tendre






Pisząc tę recenzję, mam nadzieję, że w końcu naprawią awarię internetu. Nie wiem, jak to możliwe, że naprawiają ją już od 4 godzin, a efektów nie widać. To oczekiwanie trzeba sobie jakoś uprzyjemnić. Ponieważ jestem zapacholubna, to opiszę Wam swoje odczucia związane z użytkowaniem wody toaletowej Chanel Chance eau Tendre.

Zapach
Niezwykle subtelny, ale jednocześnie dość wyrazisty. Można go porównać do zmysłowej kobiety, która z tą sensualnością po prostu się urodziła. Nie potrzebuje ona specjalnej oprawy, po prostu w każdym jej geście uwidacznia się pewność siebie, która działa niczym magnes. Zapach jest delikatny, za każdym razem gdy się nim otulam, mam wrażenie, że narzucam na siebie delikatny płaszcz utkany z najwyższej klasy jedwabiu.

Do kogo adresowany jest ten zapach?
Myślę, że do każdej kobiety, która jest pewna swojej wartości, która nie boi się pokazywać swej zmysłowej strony. Ten zapach, który idealnie współgra z flakonem i opakowaniem, przywodzi na myśl współczesną kobietę sukcesu, będącą na urlopie. Nasza bohaterka przebudziła się właśnie pod wpływem promieni światła padających na jej twarz, zmysłowo przeciągnęła się w łóżku i narzuciła na siebie peniuar i udała się do swojej toaletki zlokalizowanej przy oknie. Swoje przygotowania rozpoczęła od skropienia się perfumami od Chanel.

Zapach nadaje się na dzień
Myślę, że w sytuacji, gdy wybieramy się na wieczorną kolację albo na wielki bal sylwestrowy, korzystamy z nieco mocniejszych, cięższych perfum. Woda toaletowa od Chanel jest na takie wyjście zbyt subtelna.

Produkt występuje wyłącznie w wersji wody toaletowej
Z tego, co się orientuję, to ani w Polsce, ani za granicą, nie zakupimy wody perfumowanej ani tym bardziej typowych perfum. Jednakże nie powinnyśmy obawiać się o trwałość. Ta woda toaletowa bije na głowę wiele wód perfumowanych. Jest niezwykle trwała, dlatego nie musimy obawiać się, że wyrzuciłyśmy w błoto niemal 300 zł. W tym przypadku marka zobowiązuje:)

Nuty główne
Ja wyczuwam głównie bukiet kwiatów skąpanych w porannej rosie. Na pierwszy plan przebija się woń frezji, wyczuwam również jaśmin, kwiaty wiśni, bergamotki, piwonii, magnolii, kosaćca. W miarę, jak zapach się rozwija, zaczynam wyczuwać fiołki, różowy pieprz, róże. Zapach nie jest płaski. Na skórze rozwija się naprawdę fantastycznie. Mam wrażenie, że odbywam swego rodzaju podróż przez kolejne tygodnie wiosny, kiedy to jedne drzewa zawiązują owoce, a inne dopiero rozkwitają, kusząc feerią barw i bogactwem zapachów. Uwielbiam przechadzać się wówczas przez miejskie parki, chłonąć całą sobą tę mieszankę kwitnącej wiśni, jabłoni i śliwy ałyczej. Ten zapach koi moje nerwy, przyczynia się do tworzenia pokładów optymizmu.

Złudzenie luksusu
Za każdym razem, gdy sięgam po tę wodę toaletową, czuję namiastkę luksusu. Za ów efekt odpowiada zarówno zapach, który naprawdę przypomina zaczarowany ogród. Czasami, pomimo że kupujemy perfumy znanych marek, da się w nich wyczuć chemię. W tym wypadku czujemy wiosenną woń parku. Także opakowanie daje wrażenie, że obcujemy z czymś ekskluzywnym.

Kobiecość
Zapach jest typowo kobiecy. Podkreśla naszą zmysłową naturę. Jak każda kobieta uwielbiam wąchać kwiaty, a ten zapach sprawia, że nieustannie czuję ich woń.

Świeżość otulona jedwabnym płaszczykiem
Zapach jest kwiatowy, świeży, po jego aplikacji czuję się tak, jakbym okryła się jedwabnym płaszczem.

Zapach na wiosnę/lato
Teoretycznie wówczas powinnyśmy używać takich delikatnych kompozycji, ale ja uważam, że są one idealne również na zimę, ponieważ pozwalają się przynieść do ogrodu pełnego pachnących kwiatów, tym samym poprawiają nasz nastrój, który wskutek małej ilości promieni słonecznych, dość często bywa nie najlepszy. Zima i śnieg to dwa czynniki, które mnie przygnębiają, po zmroku robię się niezwykle drażliwa, byle co jest mnie w stanie przygnębić, dlatego postanowiłam zafundować swoim zmysłom jakąś drobną przyjemność. Woda toaletowa od Chanel nie należy do najtańszych, ale czasami warto pomyśleć o sobie i zaszaleć;)

Marzycielski
Zapach od Chanel wprawia mnie w marzycielski nastrój. Sprawia, że udziela mi się atmosfera błogości, ogólnego zadowolenia i przekonanie, że będzie dobrze.

Kojący nerwy
Zapach koi moi nerwy, sprawia, że staję się spokojniejsza. Wiosną wycisza mnie spacer do parku, unoszące się dookoła zapachy, są w stanie poprawić mi nastrój.

Mogłabym go wąchać nieustannie
Myślę, że jest to zapach, od którego można się uzależnić.

Wyczuwalny przez cały dzień
Mój zmysł powonienia nie przyzwyczaja się do tego zapachu. Myślę, że to zasługa kompozycji zapachowej, która nie jest płaska, ale się rozwija, przez co za każdym razem wydziela się inny aromat.

Po 3-krotnym myciu głowy wciąż wyczuwalny
Jak już zapewne wiecie, codziennie myję głowę. Włosy stanowią doskonały sorbent, ale do tej pory nie zdarzyło mi się, żeby zapach był wyczuwalny nawet po 3 myciu. Z reguły jest w stanie przetrwać na moich włosach jedno mycie, potem znika na dobre.

Warto spryskać nim kożuch
W zeszłym roku kupiłam sobie sztuczny kożuch. Bardzo go lubię, ale mam z nim jeden problem. Mianowicie, poruszając się ulicami miasta nie idzie nie przesiąknąć papierosowym dymem, który mnie wyjątkowo drażni. Tego kożucha nie wypiorę, w przeciwieństwie do kurtki, dlatego zapach potrafi ze mną zostać na dłużej. Mając na uwadze trwałość perfum, spryskałam nimi „futerko” przy kołnierzu, przez co wyczuwam tylko kwiaty, smród z dymu tytoniowego został skutecznie zamaskowany.

Opakowanie
Flakon perfum jest umieszczonym w tekturowym opakowaniu, utrzymanym w biało-liliowej kolorystyce. Takie połączenie do mnie przemawia, ponieważ kojarzy mi się z kwiatami, które stanowią główną nutę zapachową tej wody toaletowej.

Flakon
Nie zawiera zbędnych ozdób, teoretycznie jest bardzo prosty, a jednocześnie elegancki. Mamy tu do czynienia z klasycznym pięknem, kreowanym przez Coco Chanel. Przyglądając się temu opakowaniu, czuję się tak, jakbym spacerowała głównymi ulicami Paryża, bowiem daje nam ono złudzenie, że obcujemy z czymś wyjątkowym.

Wydajność
Żeby czuć przez cały zapach nie trzeba użyć dużych ilości produktu. Naprawdę wystarczy jedno, dwa psiknięcia. Używam ich codziennie od miesiąca, a mimo to nie zauważyłam znacznego ubytku:) Mam nadzieję, że ten wspaniały zapach pozostanie ze mną co najmniej do końca zimy.:)

Dostępność
Ów zapach można znaleźć w Douglasie, Sephorze i w małych, ekskluzywnych perfumeriach. Ja wodę od Chanel dostałam w prezencie od przyjaciół, którzy wiedzieli, że jej woń w pełni odpowiada moim preferencjom:). Ich gest bardzo mnie wzruszył:) Jeśli ten zapach skradł Wasze serce, to polecam udać się na zakupy do perfumerii Quality, którą mogę polecić tym wszystkim z Was, którym zależy na profesjonalnej, życzliwej, ale nienachalnej obsłudze. Osoby pracujące w tym sklepie naprawdę znają się na nutach zapachowych i jeśli szukacie perfum, np. o zapachu pierników, to sprzedawczynie są Wam w stanie zaproponować zapachy. Na początku psikają na papierek, ale jeśli będziecie bardziej zainteresowane danymi perfumami, to możecie poprosić o próbkę.

Cena
Perfumy Chanel nigdy nie występują w promocji. To ogromna strata, ponieważ pachną przepięknie, ale są dość drogie. 50 mililitrowy flakonik  w perfumerii Quality kosztuje 272 zł. Z tego, co się orientuję, ten sklep ma ona swoją siedzibę we Wrocławiu, Opolu i Warszawie, a także w paru innych miastach, których obecnie nie potrafię sobie przypomnieć. Te perfumy na pewno opłaca się kupić w mniejszej perfumerii, ponieważ w Douglasie nie tylko pachną inaczej(może ktoś zużył tester i resztki wymieszali z czymś innym, nie potrafię wytłumaczyć tego fenomenu), ale również są droższe. Kwestia zawyżonej marży. Myślę, że sieciówki wychodzą z założenia, że skoro na Chanel nie ma promocji i nie jest ona dostępna w popularnych drogeriach typu Superpharm, Natura, Rossmann, to mogą narzucać wysokie marże, ponieważ wiele osób nie odważy się wejść do maleńkiej perfumerii, która sprawia wrażenie drogiej, ponieważ cała uwaga personelu skoncentruje się na nich.  Ale dlaczego tester Chanel Chance eau Tendre śmierdzi jakąś bliżej nieokreśloną mieszanką, nie jestem w stanie wytłumaczyć. Podejrzewam, że albo właściwy tester był mocno wyeksploatowany i coś do niego dolano, albo Douglas dostał po prostu felerny produkt w charakterze testera. Błędy w procesie produkcji nie omijają renomowanych marek.

Reasumując: Polecam.:)

A Wy lubicie zapachy od Chanel? Zdarza się Wam czasem zaszaleć i kupić coś droższego, tylko dlatego że bardzo przypadło Wam do gustu?:) Lubicie nuty kwiatowe w perfumach? A może są dla Was zbyt mdłe? Czy piękne zapachy poprawiają Wam humor?:) Czy Wasi bliscy obdarowują Was perfumami?

Wyprzedaże cz. 2

Ponieważ ostatnio często odwiedzam różne sklepy w poszukiwaniu spódnicy ze skóry ekologicznej, to obserwuję też przeceny poświąteczne. Myślę, że takimi informacjami warto się zawsze wymieniać, może ktoś skorzysta;)

Dzisiaj odwiedziłam Tesco. Jeśli poszukujecie rajstop 100 DEN, to w Tesco kupicie je za 7,50 zł. Rajstopy posiadają wzorki.
Ponadto warto wybrać się do dużego Tesco, ponieważ wiele kolorowych kosmetyków jest przecenionych o 50% lub 30%. Na pewno opłaca się kupić puder Rimmel Lift za 14,49 zł, Stay Matte również jest tańszy, podobnie jak błyszczyki, w tym także te marki Astor. Ja bardzo chciałam kupić czerwoną szminkę z Rimmela, ale ta nie była na promocji. Akurat pomadek nie wrzucili, za to niemal wszystkie błyszczyki występują w okazyjnych cenach. Jeśli skończył Wam się tusz do rzęs, w Tesco nabędziecie go po okazyjnej cenie. Zestaw tusz+płyn do demakijażu można nabyć naprawdę tanio.

Byłam jeszcze w Boot Square, bo marzą mi się kozaki do kolan, które by je opinały, były dopasowane. Moja koleżanka miała kozaki na gumkę właśnie z tego sklepu. Byłam nimi oczarowana, ale 40 była dla mnie za szeroka:( Chyba nie znajdę takich butów, ponieważ producenci obuwia uważają, że osoby o rozmiarze stopy 40 mają bardzo szerokie łydki. Buty kosztowały 135 zł, były przecenione ze 169. Chyba poczekam na jakieś przeceny butów Quazi, jeśli zejdą do 400 zł, to je kupię, ponieważ tylko one mi pasują. Niestety, model, który wpadł mi w oko, przed świętami kosztował 700 zł. W Boot Square na razie nie ma większych promocji, chociaż jeśli kupimy jedną parę butów, to za drugą tańszą, zapłacimy 50%. Dlatego na zakupy warto iść z mamą albo przyjaciółką:)

W Pretty Girl można kupić wiele ubrań po okazyjnych cenach. Tuniki i sukienki z motywami kwiatowymi kosztują od 49 do 69 zł. Z kolei bluzki w kwiaty, dostępne są za 20 zł. Opłaca się również nabyć spodnie. Moim zdaniem obniżki są wyczuwalne. Niestety, zauważyłam, że na rozmiarówkę w tym sklepie trzeba brać poprawkę. Na pewno nie ma co kupować w nim prezentów, ponieważ można się bardzo naciąć na rozmiarach. Mierzyłam dzisiaj sukienkę w kwiaty, rozmiar 34, na mnie była za duża. Moja mama przymierzyła ją i choć sama nosi rozmiar 36, też jej nie pasowała, po prostu odstawała po bokach. Nie ze wszystkimi ubraniami tak jest, ale część ma wszyte złe metki, dlatego nie kupujcie tam prezentów, chyba że nosicie ten sam rozmiar z mamą/przyjaciółką, wtedy spróbujecie na sobie.

W Deichmannie znaczne obniżki. Można kupić kozaki o połowę taniej, niektóre są dostępne już od 69 zł. Niestety, żadne nie przypadły mi do gustu. Od pewnego czasu nie mogę znaleźć w Deichmannie nic dla siebie.

W CCC są obniżki, ale mało spektakularne, warto poczekać na większe, bo na pewno niedługo się pojawią. Moim zdaniem obniżka ceny o 20 zł, to niewiele.

W Marionnaud kosmetyki do makijażu są tańsze o 25%. Kusiło mnie, żeby kupić szminkę, ale postanowiłam odpuścić i skupić się na poszukiwaniach kozaków i skórzanej spódnicy:)

Dzisiaj kupiłam jedynie czarny szalik, taki nieco fantazyjny, pasujący do mojego kożucha i płaszcza. Zapłaciłam za niego 10 zł, dorwałam go w sklepie no name.

A Wy co upolowałyście na wyprzedażach? Czy szukacie na nich konkretnych rzeczy? Wolicie kupować kosmetyki czy ubrania? Czy odkładacie pieniądze, by 27.12 móc zaszaleć?:)

Błyszczyk Maybelline Colorsensational




Jak zapewne zdążyłyście zauważyć, nie należę do osób lubiących błyszczyki. Aczkolwiek ma jeden, który kupiłam kiedyś w jakiejś promocji, bo akurat mi się spodobał. Kupiłam go pod wpływem chwili i teraz staram się go zużyć, mam na to miesiąc, zanim minie pół roku od otwarcia. Poza tym dostałam ostatnio w prezencie przy zakupie cieni z Joko bez parabenów, fioletowy błyszczyk z Joko, ale na razie go nawet nie otwierałam. Najpierw zużyję to, co mam. Dzisiaj przedstawię Wam Maybelline Colorsensational Gloss o odcieniu 215, czyli „I love lilac”.

Kolor
Jasny, różowy, ale nie jest to żrący, nie widać go z drugiego końca korytarza. Jest dosyć cielisty, naturalny. Wtapia się w skórę ust.

Smak
Taki niezidentyfikowany, chemiczny, owocowy. Nie drażni mnie. Myślę, że smak ma imitować egzotyczne owoce.

Zapach
Również trudny do precyzyjnego określenia, aczkolwiek kojarzy się z owocami, jest słodki, ale nie mdły.

Aplikator
Nie lubię błyszczyków pozbawionych aplikatora, nie przekonują mnie takie w słoiczkach, które trzeba nabierać palcem, jest to niehigieniczne. Nie lubię też wyciskać produktu z plastikowej tubki. Ten aplikator jest dość przyzwoity, bez problemu nabiera się nim kosmetyk.

Wydajność
Myślę, że 6,8 ml to dla osób lubiących błyszczyki niewiele i zostałby przez nie zużyty w ciągu 1,5 miesiąca. Ja nie jestem zwolenniczką błyszczyków, zdecydowanie wolę szminki.

Konsystencja
Nie jest ani za rzadka, kosmetyk nie ścieka z aplikatora, ani za gęsta. W sam raz, przynajmniej jak dla mnie.

Lekko szczypie
Błyszczyk tuż po aplikacji lekko szczypie. Nie lubię tego efektu, ale na szczęście jest to słabe mrowienie i krótkotrwałe, więc jestem je w stanie znieść.

Nie powiększa ust
Ust nie powiększa ust wskutek reakcji alergicznej, ale ponieważ sprawia, że nasze wargi wyglądają jak tafla, zwiększa ich rozmiar dzięki prawom optyki.

Nie ma wielkich drobinek
Strasznie nie lubię brokatu, nie przepadam również za nachalnymi drobinkami. Tutaj obecne są takie „mikroskopijne perełki”, które odbijają światło. Moim zdaniem całość wygląda dość estetycznie.

Jest lepki, ale nie skleja ust
Błyszczyk to błyszczyk, ze swej natury jest lepki, aczkolwiek ten nie skleja ust, nie łapie włosów. Pod tym względem jest dość przyzwoity.

Trwałość
Na moich ustach wytrzymuje niecałą godzinę, po upływie tego czasu na ustach pozostają resztki, które nadają wargom lekką poświatę.
Nie nawilża ust
Ale moje wargi są kapryśne, lubią się tylko z Neutrogeną, pomadką Sylveco i szminką Collistara.

Może przesuszać
Dlatego nie nakładam go przed wyjściem na dwór, ponieważ w moim odczuciu zawiera wodę, która może przyczynić się do katastrofy na moich wargach. Ponadto nakładam go na pomadkę z Sylveco, bo solo wysusza moje usta. Ale jak już pisałam, moje usta należą do wyjątkowo kapryśnych. Ale generalnie odradzam stosowanie błyszczyków zimą, gdy wychodzimy na podwórze, ponieważ w moim przekonaniu do tego typu produktów dodaje się wodę i emulgatory.

Cena
Ja go kupiłam bodajże za 17-18 zł, normalnie kosztuje 21 zł. Nie jest zatem specjalnie tani, ale też odbiega jakościowo od tanich błyszczyków, które często sklejają usta, mają wielkie drobinki.

Dostępność
Z tego, co się orientuje, dostaniecie go w Naturze, Superpharmie, Rossmannie i Schleckerze. Jest powszechnie dostępny.

Słabo kryje
Błyszczyk należy do tych, które tworzą lekką poświatę, odbijają światło, ale nie kryją naturalnego koloru naszych ust.

Nie błyszczy się nachalnie
Błyszczyk tworzy taflę odbijającą światło. Wygląda to estetycznie. Nie błyszczymy się jak latarnia, dla mnie jest to bardzo ważne, ponieważ nie przepadam za nadmiernym połyskiem.

Opakowanie
Proste, w kształcie prostopadłościanu, wykonane solidnie, błyszczyk z niego nie wycieka, aplikator jest przymocowany do srebrnej nakrętki, z której owe „srebro” nie schodzi. Sprawia wrażenie eleganckiego:) Lubię je oglądać w kosmetyczce:D

Reasumując: jeśli lubicie błyszczyki, to z tego powinnyście być zadowolone, ponieważ jest całkiem przyzwoity. Nie zawiera nachalnych drobinek, nie działa jak lep na muchy.

PS Lubicie błyszczyki, a może wolicie szminki? Jeśli siegacie po błyszczyki, to po takie dające efekt mrowienia, czy pozbawione go? Wolicie produkty kryjące, czy nadające poświatę? Jakie są Wasze ulubione błyszczyki?

Poświąteczne wyprzedaże

Tak mnie naszło, że warto byłoby podzielić się swoimi wyprzedażowymi obserwacjami. W końcu kilka godzin spędziłam w galeriach handlowych, więc co nieco zaobserwowałam.

Jeśli chodzi o Zarę, to większość ciuchów została rzucona na promocję, z tym, że nie jest ona póki co jakaś spektakularna. Np. czarne jeansy z TRF, które wcześniej kosztowały 99 zł, teraz są po 79 zł. Takie cieplejsze sukienki, w tym te w kratkę, które bardzo przypadły mi do gustu, ze 169 na 129 zł. Spódnice, które wcześniej kosztowały ponad 100 zł, są obecnie po 99 zł. Za to zauważyłam, że pojawiły się rzeczy, których wcześniej nie było, m.in. ciepłe płaszcze obszywane futerkiem i kożuchy, które także zostały przecenione o około 30 zł. Generalnie ceny są niższe o góra 40 zł, zazwyczaj są to symboliczne obniżki. Jak dla mnie warto poczekać, aż ceny spadną w dół o kolejne 30 zł.

W C&A można znaleźć przecenione zamszowe kurtki, ciepłe spódnice, płaszcze, kurtki. Czasami obniżka sięga rzędu 100 zł (płaszcze), w przypadku spódnic jest mniejsza. Na razie nie poprzeceniali nowej partii kolczyków, owszem, można kupić biżuterię w promocyjnej cenie, ale jest to głównie ta, która została przeceniona przed świętami. Myślę, że jeśli poszukujecie rajstop, a nie macie w pobliżu Polo Market, to warto przejść się do C&A, bo tam bardzo grube rajstopy są obecnie za 25 zł. Aczkolwiek podobne dostaniecie w Polo Market za 15 zł.

W Inglocie nie zanotowałam specjalnych promocji. Puder transparentny z serii bez parabenów możecie kupić za 26 zł albo za 20, pod warunkiem, że zakupicie dowolny inny produkt marki Inglot. Dotarły też tusze i pigmenty bez parabenów, ale te ostatnie nie przypadły mi do gustu, choć bardzo chciałam je mieć. Matowe nadają się do bodypaintingu, perłowe jak dla mnie za bardzo dają po oczach, są dobre na imprezę, ale niekoniecznie na co dzień.

W Yves Rocher część kosmetyków jest przeceniona o 50%, więc jeśli czegoś potrzebujecie, to sprawdźcie, może akurat jest taniej:)

W New Yorkerze przecenili kamizelki, niektóre nawet na 39,95 zł, część kurtek. Niestety, spódnice ze skóry ekologicznej dalej są w regularnej cenie. Za to opłaca się pobuszować pomiędzy dodatkami. Kupiłam szpilki stylizowane na zamsz, za jedyne 10 zł. Można też nabyć torebki z futerkiem za 40 zł, baleriny za 10 zł, małe czarno-biała torebki za 20 zł i większe utrzymane w tej samej kolorystyce za 30 zł. Ciuchy mnie nie zachwyciły jakoś specjalnie,  a jak już coś wpadło mi w oko, to nadal było dość drogie jak na New Yorker. Jeśli chodzi o ten sklep, to jestem w stanie przewidzieć cenę, do jakiej spadnie dany towar.

W Stradivariusie można się obkupić. Podkoszulki z nadrukami schodziły za 20 zł, krótkie materiałowe spódnice za 60 zł, dłuższe spodnie również były dość znacznie przecenione. Chyba najbardziej opłacało się zapolować na sweter, ale wszystko było rzucone na jedną kupę, czego akurat nie znoszę w tym sklepie. Ale nic mi się nie podobało, więc poszłam dalej.

W Reserved można było kupić coś po sporej obniżce. Niektóre rzeczy były przecenione nawet o 50%, było tak w przypadku cienkich, kolorowych swetrów. Opłacało się kupić również kozaki, które były tańsze o co najmniej kilkadziesiąt złotych. Ja szukałam rękawiczek, a te akurat nadal nie były przecenione.

Rękawiczki za to nabyłam w Camaeiu, gdzie zapłaciłam za nie 50 zł, wcześniej były droższe o bodajże 20 zł. W tym sklepie można było upolować również czarne spódnice za 50 zł. Ale trzeba bardzo uważać, bo pomiędzy towarem przecenionym, znajduje się ten w regularnej cenie.

Bershka miała spore przeceny, ale na ciuchy, które nie są w moim stylu. Opłacało się zainwestować w sweterek albo kurtkę.

Max Factor Creme Puff transluscent

Jak widać napis się starł


Nie wiem, czy widać napis o przydatności produktu od chwili otwarcia

Zdjęcie wykonałam z lampą, która potrafi ze mnie zrobić ducha, a mimo to jest ciemny

Tutaj lepiej widać naturalny kolor tego produktu


Od czasu do czasu znanym markom zdarza się wypuścić na rynek totalny bubel. Taką wpadkę ma w swojej historii również Max Factor, który przez wiele kobiet jest kojarzony z pewną jakością wyrobów. Ta renoma to niewątpliwie zasługa dobrze prowadzonego marketingu i kampanii reklamowych. W reklamach pojawiają się wizażyści, makijażyści gwiazd, którzy opowiadają, że w swojej codziennej pracy korzystają z produktów marki Max Factor. Recenzja będzie poświęcona Max Factor Creme Puff w odcieniu transluscent, czyli produktowi 2 w 1. Jest to połączenie pudru i podkładu w jednym.

Nie jest transparentny
Choć nazwa sugeruje, iż ów produkt posiada tę cechę. Wprowadza ona odbiorców w błąd. Nie wiem, jak to się stało, że tak mocno napigmentowany produkt, który nie wykazuje dosłownie żadnych właściwości dostosowywania się do naturalnego kolorytu cery, jest sprzedawany pod nazwą: „transluscent”.

Marchewkowy kolor
Nie wiem, dla kogo ten puder i podkład w jednym został wyprodukowany. Nie znam nikogo, kto miałby marchewkowy odcień cery. Produkt wygląda na twarzy bardzo nienaturalnie. Na mojej jasnej cerze wygląda fatalnie. Myślałam, że dostosuje się do mojego naturalnego kolorytu, nic bardziej mylnego.

Nadaje się do zużycia w charakterze bronzera
I tak go spożytkuję. Jeśli nałożę go bardzo niewiele i rozprowadzę przy użyciu ściętego pędzla do różu, to może spełniać rolę bronzera. Już pozostało mi go na szczęście niewiele. Ten produkt ma niewątpliwie jedną zaletę, zmusił mnie do rozpoczęcia nauki konturowania twarzy.

Skład
Jak dla mnie kiepski. Zawiera zapychacze: Paraffinum Liquidum oraz talk. Jest konserwowany z wykorzystaniem parabenów, które też mogą przyczynić się do wysypu niespodzianek. Jedynek tlenek cynku i dwutlenek tytanu uważam za zaletę tego kosmetyku, ponieważ pełnią one rolę filtrów przeciwsłonecznych.

Cena
Ja swój kupiłam na promocji za jakieś 23 zł. Normalnie kosztuje koło 30 zł. Nie jest więc tani. Jeśli cenę zestawić z jakością, to uważam, że nie jest wart tych pieniędzy. Za 23 zł można kupić wiele jasnych, matujących pudrów produkowanych przez Rimmel, Manhattan.

Zapach
Akurat zapach mi się podoba. Bardzo lubię takie pudrowe, babcine wonie. Jak byłam mała, to uwielbiałam wąchać kosmetyki mojej babci, która miała ich mnóstwo. Wiadomo po kim tak lubię kupować szminki, kredki i cienie;) Ten zapach kojarzy mi się bardzo przyjemnie.

Zapycha
Gdy go kupowałam, nie przyjrzałam się ingredientom, a wśród nich widnieje paraffinum liquidum oraz talk, które wiele osób, w tym mnie, skutecznie zapychają.

Plami
Ten kosmetyk marki Max Factor lubi tworzyć plamy na naszej twarzy. Wygląda to bardzo nieestetycznie. Owe plamy są praktycznie niemożliwe do roztarcia. Konieczny jest demakijaż.

Konsystencja
Mi ten produkt wydaje się być gliniasty. Nie jest to produkt, który łatwo nabiera się na pędzel. O wiele łatwiej aplikuje się go gąbeczką, ale ja akurat jej nie lubię używać, ponieważ zawsze nabieram ją nadmierną ilość produktu, co potem jest widoczne na mojej twarzy. Ciężko jest go równomiernie rozprowadzić. Trochę dużo z nim zabawy.

Jest widoczny
Nie wiem, jak spisuje się na ciemniejszych karnacjach, ale w przypadku mojej skóry wyraźnie się od niej odcina.

Podkreśla suche skórki
Może nie eksponuje ich tak bardzo jak opisany parę dni temu podkład Rimmel Match Perfection, ale są one bardziej zauważalne.

Nie kryje niedoskonałości
A podobno ten produkt łączy w sobie cechy podkładu. Pryszcze, krosty jak były wcześniej widoczne tak dalej są. Zerowe krycie.

Po kilku godzinach zaczyna znikać z twarzy
Ale nie znika równomiernie.

Matuje na krótko
Na jakieś 2-3 godziny, potem konieczne są poprawki.

Dostępność
Można go nabyć w Rossmannie, SuperPharmie, Naturze i wielu drogeriach no name.

Opakowanie
Początkowo wydawało mi się eleganckie, takie granatowe. Z biegiem czasu napis się wytarł. Aczkolwiek jest ono solidne, produkt się nie odkręca w torebce, w przeciwieństwie do pudru Rimmel Stay Matte.

Gąbeczka
Zwyczajna, trudno ją wymyć z resztek produktu. Ja mogłabym się obejść bez niej, ponieważ tego typu produkty wolę aplikować przy pomocy pędzla, gdyż pozwala mi to wykorzystać bardziej naturalny efekt.

Wydajność
Ja mam go już 1,5 roku i wciąż jest zdatny do użycia, ponieważ może leżeć aż 60 miesięcy od momentu otwarcia. Nie używam go codziennie, bo za nim nie przepadam, ponadto pełni u mnie funkcję bronzera. Myślę, że przy regularnym stosowaniu zniknąłby stosunkowo szybko, skoro przy trybie „raz na jakiś czas jako bronzer” już jest na wykończeniu.

Reasumując: nie polecam go.

PS A Wy miałyście kiedyś ten produkt? Lubicie kosmetyki Max Factora, a może uważacie je za przereklamowane? Używacie pudru i podkładu w jednym?

Odżywka do włosów suchych i zniszczonych z Alterry




Ostatnio, jak już zapewne zdążyłyście zauważyć, bardzo polubiłam się z kosmetykami z Alterry. Ciągle dokupuję różne produkty tej marki, których następnie używam i z większości jestem zadowolona. Dzisiaj przyszła pora na recenzję odżywki do włosów suchych i zniszczonych z wyciągiem z granatu i aloesu.

Obietnice producenta:
Każde włosy zasługują na indywidualną pielęgnację. Do produkcji odżywki nawilżającej Alterra zastosowaliśmy specjalnie dobrane składniki najwyższej jakości: wartościowa kompozycja pielęgnacyjna z wyciągami z aloesu, granatu i kwiatów akacji pielęgnuje włosy, nawilża je i dostarcza włosom zniszczonym nowej energii.”

Zapach
Odżywka pachnie owocami, wyczuwalny aromat granatu. Bardzo cenię sobie jej zapach, ponieważ nie jest chemiczny. Aż chciałoby się zjeść tę odżywkę, to zasługa jej woni;)

Konsystencja
Nie jest rzadka, ale gęstą, tępą też bym jej nie nazwała. Taka kremowa, biała. Bardzo lubię tego typu konsystencję, ponieważ nie lubię się męczyć z rozprowadzaniem tępego kosmetyku.

Nadaje włosom blask
Odżywka sprawia, że nasze włosy pięknie się mienią. Ja ostatnio schodzę do swojego naturalnego koloru włosów po wielu latach farbowania, przez co moje włosy zawierają brązowe i rude refleksy, co ów kosmetyk pielęgnacyjny podkreśla.

Odżywia włosy
Włosy po tygodniu używania stają się widocznie lepiej odżywione. Odżywka na pewno nie przyczyni się do cudu i nie naprawi włosów, które uległy poważnemu uszkodzeniu, ale z tymi mniej zniszczonymi powinna sobie poradzić. Rzadko która odżywka naprawdę odbudowuje włosy, z reguły do tego służą maski, ale ta świetnie spełnia swoją rolę. Podejrzewam, że jest to zasługa naturalnych ingredientów i braku silikonów, które dają tylko złudzenie zdrowych włosów. Jeśli zapomnę użyć tej odżywki, to moje włosy nie wyglądają jak siano, to potwierdza przypuszczenia, że ten kosmetyk naprawdę odżywia.

Nadaje miękkość kosmykom
Włosy po jej nałożeniu i spłukaniu, stają się miękkie, puszyste. Nie są płaskie, przyklapnięte.

Wydajność
Starcza na około 3 tygodnie codziennego stosowania. Nie nakładam jej na czubku głowy, tylko na częściach włosów, które są nieco oddalone od skóry.

Cena
Coś koło 8-9 zł. Czyli standardowa jak na odżywkę.

Skład
Znajdziemy w nim mnóstwo naturalnych składników. Olej pochodzący z soi, granata, olej rycynowy, ekstrakt z aloesu, akacji, olej z krokosza barwiejskiego, który znalazł zastosowanie już w starożytnym Egipcie przy wyrobie szminki, a także olej ze słonecznika zwyczajnego. Produkt rzeczywiście nie zawiera olejów mineralnych, silikonów, parabenów, czyli wszystkich tych związków, których osobiście wolę unikać w kosmetykach. Skład wygląda bardzo obiecująco i rzeczywiście przekłada się na odżywienie zniszczonych włosów.

Dostępność
Można go nabyć wyłącznie w Rossmannie.

Dobrze się zmywa
Odżywka nie stwarza problemów podczas spłukiwania, nie trzeba wylać hektolitra wody, by ją spłukać.

Nie przetłuszcza
Odżywka nie powoduje przetłuszczenia kosmyków.

Nie obciąża
Włosy po jej zastosowaniu nie są przyklapnięte.

Reasumując: polecam:)

PS A Wy używałyście tej odżywki? Wierzycie, że istnieje odżywka, która jest w stanie naprawić uszkodzone włosy? Lubicie kosmetyki z Alterry? Jakich odżywek do włosów używacie?

Colorama Sweet Candy, czyli lakier od Maybelline




Długo zastanawiałam się, na jaki kolor pomalować moje paznokcie na czas świąt, w końcu zdecydowałam się na jasny fiolet z Coloramy marki Maybelline. Odcień mojego lakieru to 2-Sweet Candy. Ów lakier jest ze mną równo rok, bardzo go lubię.

Kolor
Ja jestem posiadaczką jasnego fioletu. Jak już zapewne zauważyłyście, generalnie wolę ciemne kolory, wybieram raczej brązy, czerwienie, szarości. Tutaj zrobiłam wyjątek, bo kolor wyjątkowo mi się spodobał i był to dobry wybór. Na egzaminy ustne wolę malować paznokcie bardziej stonowanie;) Swoją drogą jestem chyba urodzona pod szczęśliwą gwiazdą. Na pierwszym roku studiów malowałam się dość mocno, ale przed wyjściem na egzamin miałam problem ze spodniami, które mi się odwinęły, musiałam je na szybko podszyć i nie zdążyłam zrobić makijażu i nałożyć nowego lakieru. Egzamin zdałam, wszystkie pomalowane koleżanki zostały wysłane na 2. termin, niezależnie od tego, ile odpowiedziały. Od tego momentu wolę nie ryzykować;)

Trwałość
Lakier utrzymuje się na paznokciach w dobrym stanie nawet do 4-5 dni. Zatem jest on idealnym rozwiązaniem dla tych z Was, które nie mają czasu na manicure w środku tygodnia;) Nawet jak już później zaczyna odpryskiwać, to nie jest to zbyt widoczne, ponieważ lakier jest jasny i raczej nie rzuca się w oczy.

Nie zasycha
Mam go już rok czasu, a wciąż mogę nim pomalować paznokcie. Nie zasechł mi ani razu. Nie reanimowałam go poprzez dolewanie zmywacza. On po prostu nie zasycha w butelce.

Konsystencja
Dość gęsta, ale nie na tyle, by równomierne pomalowanie paznokci graniczyło z cudem. Lubię jego konsystencję, ponieważ nie muszę obawiać się, że lakier spadnie na moje spodnie.

Ilość warstw
Najlepiej wygląda przy dwóch warstwach. Przy jednej trochę prześwituje, ale jeśli w pracy nie możecie zbytnio malować paznokci do pracy, to myślę, że jego jedna warstwa będzie idealnym rozwiązaniem.

Widać pociągnięcia pędzlem
Nie są one zbyt widoczne, ale jeśli przyjrzymy się naszym paznokciem pod dobrym światłem, to zauważymy, jak manewrowałyśmy pędzelkiem przy jego nakładaniu.

Wydajność
Jedna butelka o pojemności 7,5 ml starczyła mi na rok i nadal mam co nieco w butelce, a dość często maluję nim paznokcie. Objętość w przypadku tego lakieru nie jest wadą, ponieważ jestem w stanie go zużyć, gdyż nie zasycha przedwcześnie.

Cena
Ja swój lakier kupiłam w promocji i zapłaciłam za niego zaledwie 5,99 zł, normalnie jest droższy, ale myślę, że kosztuje poniżej 10 zł.

Pędzelek
Taki nie za długi, dość gruby, dzięki czemu lakier nakłada się naprawdę szybko.

Opakowanie
Dosyć ładne, buteleczka ma nietypowy kształt i srebrny uchwyt, co wygląda bardzo elegancko.

Jest perłowy, ale bez brokatu
Lakier nie daje kremowego wykończenia, które najbardziej lubię. Jest perłowy, ale nie zawiera brokatu ani żadnych dużych drobinek. Jego intensywność zależy od kąta padania światła. Fantastycznie odbija promienie świetlne.

Łatwo się zmywa
Lakier nie stawia oporu przy jego usuwaniu. Dobrze nasączony wacik wystarczy do jego usunięcia z jednej dłoni.

Lekko utwardza paznokcie
W pewnym stopniu chroni paznokcie przed uszkodzeniami mechanicznymi, ponieważ lekko je utwardza, nie jest to efekt tak spektakularny jak przy Vinylmanii z Virtuala, ale jest zauważalny.

Zapach octowy-acetonowy
Lakier od początku posiada zapach typowo chemiczny, aczkolwiek słaby i niedrażniący. Wraz z upływem czasu wyczuwamy kwas octowy i aceton.

Wysychanie
Na paznokciach zasycha w tempie iście ekspresowym, bo już po 3 minutach możemy nakładać kolejną warstwę. Jest to dobry kosmetyk dla tych z Was, którym zależy na oszczędności czasu.

Dostępność
Widziałam go w Rossmannie i Naturze.

Reasumując, to jeden z najlepszych lakierów, jakie miałam i z czystym sumieniem mogę go Wam polecić.

PS A Wy jakie lakiery lubicie? Ciemne, jasne? Perłowe, a może kremowe czy metaliczne? Używałyście lakierów z serii Colorama?

Wesołych Świąt:)

Wszystkim czytelniczkom mojego bloga pragnę życzyć pogodnych, obfitujących w małe przyjemności Świąt Bożego Narodzenia, wielu ciekawych inspiracji makijażowych i trafiania wyłącznie na dobre kosmetyki, które nie wyrządzą Wam krzywdy:) Niech te święta upłyną w rodzinnej atmosferze, spokoju, zdrowiu i staną się okazją do odpoczynku:)
PS Nie zapomnijcie pochwalić się Waszymi prezentami:)
karminowe.usta

Rimmel Stay Matte-puder transparentny





Niektóre produkty są specyficzne. Na początku działają rewelacyjnie, zostają naszymi ulubieńcami, potem stają się wielkim rozczarowaniem. Następnie mija trochę czasu i znowu stają się „must have”. Tak mam z pudrem Rimmel Stay Matte, odcieniem transparentnym.

Jest jasny
A to wcale nie jest takie oczywiste, nawet w przypadku pudrów i podkładów, które mają transparentny w nazwie. Np. Max Factor w ramach odcienia transluscent wypuścił coś, co nijak nie wygląda naturalnie, nie znam nikogo, który sam z siebie przypominałby marchewkę. Ta seria pudrów z Rimmela ma dosyć jasne odcienie. Swego czasu używałam Peach, który moim zdaniem z brzoskwinią miał niewiele wspólnego, wyglądał po prostu jak jasny puder, nie zauważyłam żadnych brzoskwiniowych podtonów, co mnie akurat ucieszyło. Myślę, że Rimmel Stay Matte to seria pudrów, w której to każda kobieta znajdzie coś dla siebie, nawet bladolica;) W końcu mamy tu puder transparentny i jasny odcień kryjący się pod nazwą peach.

Dość dobrze dopasowuje się do cery
Aczkolwiek miałam okres, gdy z pewnych powodów wyglądałam po jego użyciu, jak bym uskarżała się na problemy z wątrobą. Po czym sięgnęłam po ów puder ponownie po upływie 2 miesięcy i teraz jestem z niego znowu zadowolona. Podejrzewam, że wcześniej moja cera wydzielała za dużo sebum, które to wchodziło w reakcję z tym pudrem. Teraz jest okej, puder pasuje zarówno mi, a jestem totalnym bladziochem, jak również mojej mamie o nieco ciemniejszej karnacji, wskutek czego wnioskuję, że spełnia swą rolę pod tym względem;)

Nie jest do końca transparentny
Moim zdaniem posiada żółte pigmenty w niewielkiej ilości, widać to zwłaszcza na palcu, jak nabierzemy trochę produktu i podejdziemy do okna w piękny, słoneczny dzień. Ale nie ma tragedii, bo dopasowuje się do kolorytu cery.

Dobrze matuje
Puder rzeczywiście posiada właściwości matujące. Z jego udziałem można uzyskać płaski mat, czyli coś, co najbardziej lubię:) Jestem osobą o cerze mieszanej, której czoło i brodo błyszczą się niemiłosiernie. Ten puder jest w stanie je okiełznać na 3-5 godzin, w zależności od pory roku i aktywności. Potem wymaga drobnych poprawek, przy czym nie schodzi na tyle gwałtownie, żeby po owych 3 godzinach nasza twarz przypominała smalec. Po prostu nie jest już idealnie matowa;)

Nie robi maski
Puder można nakładać warstwa po warstwie, nie zrobi nam raczej maski, przynajmniej ja jeszcze nie miałam z nim problemu, jeśli o to chodzi.

Mnie nie wysusza
Aczkolwiek myślę, że nie jest to kosmetyk dla osób z cerą suchą, ponieważ ów puder posiada właściwości matujące, a więc w pewnym stopniu również wysuszające, na które to szczególnie podatne będą twarzy osób mających suchą skórę.

Może podkreślić suche skórki
Ale to zrobi każdy puder w kamieniu, nie uważam tego za jego wadę, po prostu są suche skórki, dajemy puder, one bardziej się odznaczają.

Zapycha
Mnie ten puder niestety zapycha, na pewno nie tak jak podkład z Rimmela, który wczoraj opisałam, ale i on nie jest wolny od zapychaczy i lubi sprawić nam „niespodzianki”.

Skład
Puder na pierwszym miejscu ma talk, na drugim mikę, oba składniki to potencjalne zapychacze. Posiada również parabeny, Paraffinum Liquidum, silikony, nie powinno zatem dziwić, że może przyczyniać się do występowania niespodzianek. Ponadto posiada dwutlenek tytanu i tlenek cynku, które znane są jako swego rodzaju naturalne filtry przeciwsłoneczne. Puder reklamowany jest jako mineralny, tymczasem producent spłatał nam tutaj niezłego psikusa. Jeśli ktoś nie przeczyta wcześniej składu w internecie, to może kupić ten kosmetyk, nie zdając sobie sprawy, że posiada tak wiele nieciekawych składników.

Cena
Kiedyś był to jeden z tańszych pudrów, obecnie kosztuje nawet 23-24 zł, ale na szczęście często rzucają go na promocję i wtedy jego cena spada nawet do 14-15 zł. Czasem można go nabyć wraz z lakierem Rimmela:)

Dostępność
Dostaniecie go w Naturze, SuperPharmie, Rossmannie.

Wydajność
Mi jedno opakowanie starcza na około 1,5 miesiąca codziennego stosowania.

Zapach
Taki dość neutralny, mi się kojarzy z zapachem zaschniętej skorupy gleby charakteryzującej się ciężkim składem granulometrycznym, czyli takiej, w którą ciężko wbić łopatę. Czasem jak na taką ziemię spadnie deszcz, to wydziela ona charakterystyczny zapach. Mi się ten zapach nawet podoba:)

Opakowanie
Plastikowe, przeźroczyste. Takie zwyczajne, ale zarazem niepraktyczne, puder może się bardzo łatwo otworzyć w torebce.

Brak puszka
Dla niektórych to wada, mi to nie przeszkadza, ponieważ puder wolę nanosić pędzlem, bo jest to nie tylko szybsze, ale też łatwiej uniknąć efektu „pudernicy”.

Nie kryje
Ale to puder transparentny. Ponieważ matuje, ewentualne niedoskonałości stają się mniej widoczne. Jeżeli potrzebujemy delikatnego krycia, to polecam sięgnąć po odcień peach:) Ten jest w stanie ukryć drobne pryszcze:)

Reasumując, bardzo lubię ten puder, to już jego kilkunaste opakowanie, ale po jego wykończeniu planuję zakup czegoś bardziej naturalnego, myślę o Jadwidze:)

A Wy używałyście kiedyś tego pudru? Czy w ogóle sięgacie po pudry z Rimmela? Czy uważacie, że spełniają one swoje zadanie? Jakich pudrów używacie? Jaki transparentny/bardzo jasny puder poleciłybyście?

Rimmel Match Perfection Foundation



Wiem, że wygląda to fatalnie, ale chciałam Wam pokazać, jak radzę sobie z jego przechowywaniem


Jak każda z nas czasem trafiam na totalny bubel. Tym razem biorę na tapetę podkład Rimmel Match Perfection, odcień ivory.

Gama kolorów
Bardzo ograniczona. Jest ich stanowczo za mało, żeby móc dobrze dobrać podkład pod swój naturalny odcień skóry. Dla bladziochów nie ma praktycznie nic. Ten ivory jest najjaśniejszy, a dla mnie i tak był za ciemny, nawet latem. Nie ma mowy o indywidualnym wyborze podtonów, a przecież jasny podkład to dopiero połowa sukcesu. Największą zbrodnią jest nałożenie żółtego podkładu na różową cerę i różowego na żółtą. Ja tę zbrodnię popełniłam, ponieważ mam różowawą cerę, a ów podkład ma lekko żółte podtony, które mi ewidentnie nie służą.

Utlenia się
I to dość znacznie. Po upływie około pół godziny na naszej twarzy wykwita dorodna pomarańcza, przez co kosmetyk się odznacza na naszej twarzy. Ja dostałam ten podkład w prezencie, wcześniej go nie miałam, poszłam na zakupy do centrum handlowego, nałożywszy go na twarz, gdy weszłam do przymierzalni, to przestraszyłam się własnego odbicia, wyglądałam jak marchewka.

Kiepsko matuje
Ów efekt utrzymuje się góra 30 minut, co jest dla mnie bardzo słabym rezultatem, zważywszy na fakt, że producent obiecuje zmatowienie i jest ono obecne również w nazwie. Trzeba go zmatowić pudrem, co tworzy tapetę. Jeśli nie nałożę pudru, to błyszczę się jak smalec.

Zapycha
Wystarczy nałożyć go jeden raz, by wszystkie pory zostały zablokowane. Strasznie wchodzi w pory, podkreśla je.

Tworzy smugi
Trzeba się nieźle natrudzić, by ich nie uzyskać. Nakładanie niewielkiej ilości nie gwarantuje sukcesu, bo nawet wówczas jest w stanie zrobić smugi. Trzeba go rozsmarowywać przez dobrych kilka minut, a mimo to widać całą drogą wyrysowaną przez nasze palce. Kiepsko wtapia się w cerę.

Podkreśla suche skórki
Nawet jeśli normalnie tych skórek nie dostrzegamy, to po nałożeniu tego podkładu widzimy, gdzie za kilka dni skóra będzie nam schodzić płatami,

Nie wysusza skóry
Chociaż tyle dobrego, ale jednocześnie warto nadmienić, że nie nawilża, ale tego po nim też nie oczekiwałam.

Krycie
Coś tam kryje, ale głównie zaczerwienienia (ma żółte podtony), drobne niedoskonałości, z większymi pryszczami, bliznami potrądzikowymi sobie nie poradzi.

Czasami warzy się na twarzy
Nie wiem od czego to zależy, chyba od środowiska, jakie w danym dniu stworzy nasza skóra. Czasami nie obserwuję tego niekorzystnego zjawiska, a czasami wyglądam jak masa budyniowa, przy wytwarzaniu której nie dawkowałam budyniu, ale wlałam cały za jednym zamachem.

Konsystencja
Tłusta, nieprzyjemna w dotyku. Wyraźnie wyczuwalna frakcja oleju. Czasami odnoszę wrażenie, że produkt nie jest najlepiej zemulgowany.

Zapach
Dość trudny do określenia, ja wyczuwam delikatne nuty kwiatowe, całkiem przyjemny. Nawet go lubię.

Opakowanie
Szklane i to z dość delikatnego szkła. Jest ciężkie. Na dodatek raz mi upadł i opakowanie uległo częściowemu uszkodzeniu, nie rozpadło się na części, ale wyraźnie widać rysę, przez którą produkt czasami może przeciekać, dlatego obecnie ten podkład przetrzymuję w kilku warstwach folii.

Wydajność
Akurat pod tym względem nie mam mu nic do zarzucenia. Standardowa pojemność, czyli 30 ml, wystarcza na bardzo długo, wciąż go mam, chociaż akurat ten kosmetyk chciałabym wykończyć w tempie iście ekspresowym. Zamierzam tego dokonać przez przerwę świąteczną. Szkoda mi go wyrzucić, ale jednocześnie jest dość kiepski. Na szczęście moja mama się z nim polubiła (ma ciemniejszą karnację od mojej) i u niej nie błyszczy się, nie obserwuję również procesu utleniania. Myślę, że to kwestia rodzaju cery. Moja mama ma stosunkowo suchą cerę, a ja mieszaną w kierunku tłustej. Podejrzewam, że ten produkt najlepiej sprawdzi się w przypadku cery normalnej.

Nie nadaje się na filtr
Źle współpracuje z filtrami, przy niektórych rozwarstwia się.

Cena
Moim zdaniem zbyt wysoka na tak kiepską jakość, średnio kosztuje 25 zł.

Dostępność
Można go znaleźć w Rossmannie, SuperPharmie, Naturze.

Nie zasycha zbyt szybko
To akurat uważam za zaletę, bo można go próbować równomiernie rozsmarować, nanosić pewne korekty, bez konieczności gnania po płyn do demakijażu.

Łatwo o efekt maski
Ponieważ po pierwsze się utlenia, po drugie dla totalnych bladziochów jest za ciemny, po trzecie, tworzy smugi i podkreśla suche skórki. Odznacza się na twarzy.

Nie dopasowuje się do odcienia skóry
Dla mnie jest po prostu za ciemny, powiedziałabym wręcz, że w opakowaniu prezentuje się lepiej niż na mojej twarzy.

Filtr
SPF 15 to zawsze coś. Nie jest to duża ochrona, ale zawsze lepszy rydz niż nic. Pamiętam, że gdy skończył mi się filtr we wrześniu i szukałam nowego, to smarowałam się tym podkładem i pomimo zwiedzenia połowy miasta, nie opaliłam się, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Skład
Ma trochę zapychaczy, syntetyczne konserwanty.

Szybko znika z twarzy
Bardzo szybko zaczyna znikać z twarzy. Już po 3 godzinach widać znaczne ubytki. Nie jest to na pewno podkład do pracy czy na wesele, ponieważ spłynie z twarzy.

Reasumując: wolę podkład Golden Rose. Był tańszy i spisywał się o niebo lepiej.

A Wy miałyście ten podkład? Jak się u Was sprawdził? Jakich podkładów używacie? A może nie przepadacie za nimi?  
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...