Kiedyś nie
przypuszczałam, że mężczyźni mają tyle dylematów odnośnie
zagadania i nawiązania kontaktu z kobietą, która im się podoba.
Nawet jak już ją trochę znają, potrafią wyskoczyć z tekstem:
ona nie jest z mojej ligi. Początkowo myślałam, że takie
podejście jest zjawiskiem marginalnym. Kto w XXI wieku dzieli ludzi
na kasty i uważa, że związek mogą tworzyć tylko osoby zbliżone
do siebie pozycją, wyglądem itp. Dla mnie takie myślenie stanowi
relikt przeszłości. Nigdy nie zastanawiałam się, czy facet jest z
mojej ligi czy nie. Po prostu albo mi się podobał, albo nie. W tej
materii jestem dość zdecydowana i nieprzejednana;) Nie rozumiem,
po co na samym początku wpadać w panikę i rozkminiać, czy kobieta
nie jest za mądra/ładna/niezależna, by mnie zechciała? Najlepiej
byłoby po prostu ją poznać.
![]() |
Źródło: Pixabay |