Żel antybakteryjny: hit czy zbędny gadżet?

Żele i mydła o właściwościach antybakteryjnych nigdy nie budziły mojego zainteresowania. Trudno zweryfikować działanie tego typu produktów. Uważam, że wprowadzając w życie podstawowe zasady higieny, jesteśmy w stanie uniknąć ewentualnych infekcji czy zatruć pokarmowych. Ponadto wyjaławianie skóry stanowi dość ryzykowne rozwiązanie, ponieważ w ten sposób pozbywamy się także pożytecznej mikroflory. Dzieci wychowywane w sterylnych warunkach częściej chorują i cierpią na alergie, ponieważ ze względu na warunki, w których funkcjonują, nie mogą nabyć odporności.  Czy antybakteryjny żel do mycia ciała Balnea zmienił moje zdanie nt.  tego typu produktów?

Mycie
Produkt doskonale usuwa zanieczyszczenia z powierzchni ciała. Po jego użyciu skóra wręcz skrzypi czystością. Gdy opuszczałam wannę, towarzyszyło mi uczucie świeżości.

Właściwości antybakteryjne
Nie możemy zweryfikować działania tego typu produktów, ponieważ nikt z nas nie wykonuje posiewu w laboratorium mikrobiologicznym. Po zaprezentowany specyfik sięgałam w okresie, gdy często odwiedzałam przychodnię. W tym czasie nie odnotowałam żadnej infekcji czy zatrucia pokarmowego, ale nie zamierzam przypisywać tej zasługi wyłącznie żelowi Balnea. W takich sytuacjach nasza odporność odgrywa główną rolę.

Wysuszenie/nawilżenie
Choć zaprezentowany kosmetyk zawiera sulfaty, po wyjściu z wanny nie musiałam zmagać się z uczuciem ściągnięcia. Omawiany żel nie wykazuje właściwości nawilżających, jednocześnie nie wysusza skóry.

Podrażnienie
Podczas korzystania z zaprezentowanego produktu nie odnotowałam pieczenia czy zaczerwienienia. Kosmetyk nie wpłynął negatywnie na kondycję mojej wrażliwej skóry.

Zapach
Żel charakteryzuje się chemiczną, kwiatową wonią, która przypomina mi płyny do mycia podłóg. Wprawdzie ten zapach nie jest nachalny, ale od produktów do mycia ciała oczekuję przyjemnych doznań olfaktorycznych. Tego typu kosmetyki powinny rozpieszczać moje zmysły po pracowitym dniu.

Konsystencja
Formuła żelu Balnea przypomina mi balsam do mycia naczyń, który został wypuszczony na rynek przez firmę Henkel. Jednak to porównanie nie stanowi zarzutu. Po prostu nie potrafię inaczej określić konsystencji omawianego kosmetyku;) Żel wykazuje przyzwoite właściwości pianotwórcze.

Opakowanie
Producent sięgnął po niekonwencjonalne rozwiązanie. Antybakteryjny żel do mycia ciała umieszczono w tubce wykonanej z solidnego, białego plastiku. Opakowanie wieńczy klapka, która zapewnia komfort podczas korzystania z kosmetyku. Na rynku wciąż można spotkać się z niepraktycznymi nakrętkami.

Wydajność
Choć w tubce znajduje się zaledwie 120 ml żelu, to kosmetyk sięgnął dna po 10 dniach codziennego użytkowania. W tym miejscu warto podkreślić, iż nie korzystam z gąbki. W związku z tym wydajność zaprezentowanego produktu uważam za satysfakcjonującą.

Testowanie na zwierzętach
Barwa nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach.

Cena
Za tubkę, w której znajduje się 120 ml produktu, musimy zapłacić 9,50 zł.

Dostępność
Niestety, nie widziałam tego żelu w żadnej z odwiedzanych drogerii. Zauważyłam, że kosmetyki Barwy są dostępne w Realu i opolskich Astorach.

Skład
Aqua, Sodium laureth sulfate, Lauramidopropyl betaine, Cocamide DEA, Cocoamidopropyl PG-dimonium chloride phosphate, Lactic acid, Sodium cocoamphoacetate, Parfum, Styrene/ acrylates copolymer, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Hexylcinnamaldehyde, Benzyl salicylate, Coumarin, Linalool.

Reasumując: Żel Balnea nie przekonał mnie do produktów o właściwościach antybakteryjnych. Uważam, że podobne rezultaty można osiągnąć, sięgając po zwykłe mydło. Jeśli nie pracujemy z materiałem zakaźnym, to tradycyjne rozwiązania powinny okazać się skuteczne. W przypadku preparatów o właściwościach antybakteryjnych nie możemy zweryfikować ich wpływu na mikroorganizmy zasiedlające naszą skórę. W związku z tym pozostaje nam wierzyć w zapewnienia producenta. Zaprezentowany żel dobrze usuwa brud z powierzchni ciała. Podczas korzystania z omawianego kosmetyku nie odnotowałam podrażnienia czy wysuszenia skóry. Jednak nie planuję powrotu do specjalistycznego żelu antybakteryjnego Balnea, ponieważ jego chemiczny, kwiatowy zapach nie przypadł mi do gustu.

PS Czy korzystacie ze specyfików o właściwościach antybakteryjnych? A może uważacie je za zbędny gadżet, który można zastąpić zwykłym mydłem?


karminowe.usta

Maska dla cierpliwych

Maska Alverde z winogronami i awokado zbiera pochlebne recenzje w internecie. Gdy weszłam w jej posiadanie, postanowiłam nie zwlekać z rozpoczęciem testów. Początkowo omawiany produkt nie przypadł mi do gustu. Jednak wprowadzenie drobnej modyfikacji przyczyniło się do zmiany opinii nt. maski Alverde.

Nawilżenie
Gdy kosmetyk gościł na moich włosach przez 30 minut, nie zauważyłam, aby kondycja moich kosmyków uległa poprawie. Pewnego wieczoru nałożyłam omawiany produkt, po czym zadzwoniłam do koleżanki. Po godzinie ożywionej dyskusji zorientowałam się, że powinnam usunąć resztki maski z powierzchni kosmyków. W trakcie wykonywania tej czynności zauważyłam, że włosy stały się gładkie i przyjemne w dotyku. Gdy pasma wyschły, okazało się, że maska Alverde wykazuje silne właściwości nawilżające pod warunkiem, że gości na naszej głowie przez co najmniej 1h. Oceniając pozostałe aspekty, będę odnosiła się do rezultatów uzyskanych za sprawą przypadkowego wydłużenia czasu.

Miękkość
Po użyciu zaprezentowanego produktu moje kosmyki przypominają zamsz. Zauważyłam, że podczas rozmów telefonicznych chętnie dotykam kucyka. Wcześniej nie miałam takiego zwyczaju. Muszę wykorzenić ten nawyk, ponieważ nie służy moim włosom.

Gładkość
Gdy po 1 h usunęłam resztki maski, mogłam cieszyć się gładką taflą. Łuski uległy domknięciu, w związku z tym ominął mnie problem związany z rozczesywaniem splątanych kosmyków.

Blask
Po użyciu wersji z winogronami i awokado moje włosy roztaczały niesamowity blask. W związku z tym sprawiały wrażenie zdrowych i zadbanych. Niestety, usuwając resztki kosmetyku po 20-30 minutach, możemy zapomnieć o spektakularnym efekcie.

Rozczesywanie
Jeśli poszukujemy produktu, który w ciągu kilku minut usprawni szczotkowanie, to nie powinniśmy brać pod uwagę maski z winogronami i awokado. Ten kosmetyk przynosi świetne rezultaty, gdy gości na głowie przez co najmniej godzinę. Wówczas unikamy wyrywania zdrowych włosów.

Skręt
Po użyciu omawianego specyfiku mogę cieszyć się mięsistymi falami.

Obciążenie
Podejrzewam, że maska z winogronami i awokado nie zda egzaminu w przypadku niskoporowatych włosów. Ten produkt polecam właścicielkom niesfornych kosmyków, ponieważ doskonale je dociąża. Podczas korzystania z zaprezentowanej maski nie odnotowałam oklapu.

Przetłuszczanie
Nie zauważyłam, żeby za sprawą omawianego kosmetyku moje włosy przedwcześnie traciły świeżość.

Konsystencja
Po naciśnięciu tubki naszym oczom ukazuje się biała maź, która przypomina treściwy krem. Formuła omawianego produktu spełnia moje oczekiwania. Nie przepadam za rzadkimi specyfikami, które przeciekają między palcami.

Zapach
Za sprawą maski z winogronami i awokado przeniosłam się do czasów dzieciństwa. Woń zaprezentowanego kosmetyku przypomina mi owocowe cukierki o konsystencji gumy do żucia, które w latach 90. święciły triumfy.

Opakowanie
Produkt mieści się w tubce wykonanej z białego, solidnego plastiku. W związku z tym kontrolowanie stanu zużycia kosmetyku jest utrudnione. Fioletowa klapka stanowi wygodne rozwiązanie. Biorąc prysznic, nie musimy siłować się z opakowaniem. Choć tubka sprawia wrażenie stosunkowo miękkiej, wydobycie resztek maski nastręcza sporo trudności. W tej sytuacji nożyczki stają się naszymi sprzymierzeńcami.


Wydajność
Zaprezentowany produkt sięgnął dna po dwóch miesiącach regularnego stosowania. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż maska zawiera proteiny, w związku z tym sięgam po nią raz w tygodniu.

Testowanie na zwierzętach
Alverde nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach. Z dobrodziejstw zaprezentowanego produktu mogą korzystać weganie.

Cena
Za tubkę, w której znajduje się 100 ml maski, musimy zapłacić ok. 2,5 euro.

Dostępność
DM, Allegro, drogerie internetowe.

Skład
Aqua, Glycine soja oil, Cetearyl alcohol, Alcohol, Glycerin, Stearamidopropyl dimethylamine, Persea gratissima oil, Sodium lactate, Rhus verniciflua peel cera, Myristyl myristate, Vitis vinifera fruit extract, Simmondsia chinensis seed oil, Lauroyl sarcosine, Panthenyl ethyl ether, Panthenol, Hydroxyethylcellulose, Hydrogenated lecithin, Hydrolyzed corn protein, Hydrolyzed wheat protein, Hydrolyzed soy protein, Leuconostoc/radish root ferment filtrate, Tocopherol, Helianthus annuus seed oil, Biotin, Ascorbyl palmitate, Parfum, Linalool, Limonene, Geraniol.

Reasumując: Gdy omawiana maska gościła na moich włosach przez 20-30 minut, można było odnieść wrażenie, że w moje ręce wpadł bezużyteczny kosmetyk. Produkt w żaden sposób nie wpływał na kondycję moich kosmyków. Przypadek sprawił, że odkryłam jego dobroczynne właściwości. Jednak nie każdy może przeznaczyć 1h na pielęgnację włosów. Zdaję sobie sprawę, że większość osób preferuje specyfiki, które w ciągu kilku minut zmiękczają kosmyki, nadając im niesamowity blask.

PS Czy dajecie szansę maskom, które potrzebują więcej czasu, aby poprawić kondycję włosów? A może miałyście do czynienia z zaprezentowanym kosmetykiem?


karminowe.usta

Odrobina prywaty...

Rzadko zamieszczam notki, w których opisuję ważne wydarzenia, które mają miejsce w moim życiu. Jednak dzisiaj postanowiłam zrobić wyjątek, bowiem przepełnia mnie ogromna radość i satysfakcja. Nie przypuszczałam, że ta chwila kiedykolwiek nastąpi. Po ciężkich bojach złożyłam w dziekanacie pracę magisterską i wszystkie niezbędne dokumenty:) Teraz powinnam mieć więcej czasu na bloga;) Wprawdzie czeka mnie jeszcze obrona, ale przygotowanie do egzaminu nie powinno pochłonąć całej mojej energii;)


Od dwóch godzin schodzi ze mnie stres. Nie przypuszczałam, że spełnienie formalnych wymogów i wypełnienie tony papierów (obiegówki, wnioski itp.) zajmie mi więcej czasu niż naniesienie poprawek do pracy. Kiedy zdobyłam podpis promotora pod magisterką, okazało się, iż w sieci funkcjonuje kilka wzorów strony tytułowej. Nie wiedziałam, która z nich jest wiążąca, w związku z tym wczoraj targały mną liczne obawy. Gdy czekałam na swoją kolej pod drzwiami dziekanatu, stres osiągnął apogeum. Na szczęście nie musiałam ponownie drukować pracy. W ten sposób uniknęłam zbędnego wydatku.

Jednak moja radość nie trwała długo. Termin zaproponowany przez promotorkę nie współgrał z planami dziekana. Po chwili zastanowienia postanowiłam przystąpić do działania. Pani w dziekanacie nakreśliła nam drogę postępowania. Po 30 minutach okazało się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło;) Wspólnymi siłami ustaliliśmy nowy termin, który okazał się dogodny dla wszystkich zainteresowanych stron;) Choć napisałam pracę u innego wykładowcy, będę broniła się w tym samym dniu, w którym moi przyjaciele przystąpią do egzaminu. Ich poczucie humoru działa na mnie rozluźniająco;) W związku z tym ominie mnie przedegzaminacyjny stres;)

Choć ostatnie dni były dla mnie wyczerpujące, to nie mogę narzekać, ponieważ trafiłam na życzliwych ludzi. Dzisiaj zamierzam się zrelaksować, korzystając z promocji na kolorówkę i kosmetyki do pielęgnacji twarzy:) Po drodze zaopatrzę się w butelkę dobrego wina;) Muszę uczcić swój drobny sukces:)


karminowe.usta

Dezodorant o zapachu coli

Dezodoranty traktuję na równi z mydłem czy pastą do zębów. Nie wyobrażam sobie, że w mojej kosmetyczce mogłoby zabraknąć tego typu produktów. W związku z tym, iż lato zbliża się wielkimi krokami, warto rozejrzeć się za specyfikiem, który zapewni nam komfort, gdy temperatura przekroczy 30 stopni Celsjusza. Czy dezodorant w sprayu wypuszczony na rynek przez Alterrę zasługuje na uwagę?

Wydzielanie potu
Zaprezentowany kosmetyk w niewielkim stopniu ogranicza ilość wydzielanego potu. Uzyskane rezultaty nie spełniają moich oczekiwań. Skoro dezodorant Alterry nie potrafi sprostać wymogom osoby, która nie boryka się z problemem nadmiernej potliwości, to istnieją uzasadnione podejrzenia, że omawiany produkt nie zdałby egzaminu w przypadku bardziej wymagających konsumentów.

Zapach
Zaprezentowany specyfik zapobiega namnażaniu mikroflory, która odpowiada za rozkład potu. W związku z tym nie odczuwam przykrej woni. Niestety, zapach samego dezodorantu nie przypadł mi do gustu. Za każdym razem, gdy sięgam po omawiany produkt, odnoszę wrażenie, że korzystam z coli, do której dodano szczyptę ziół. Niestety, zapach kosmetyku Alterry jest stosunkowo trwały i wchodzi w interakcje z moimi ulubionymi perfumami. Zaprezentowany dezodorant nie zapewnia mi uczucia świeżości.

Podrażnienie
Początkowo podchodziłam sceptycznie do omawianego produktu. Moje zastrzeżenia budził alkohol, który znajduje się na początku składu. Obawiałam się, iż ten komponent może podrażnić i/lub wysuszyć skórę uprzednio poddaną depilacji. Na szczęście dezodorant Alterry oszczędził mi tego typu „atrakcji”.

Opakowanie
Produkt umieszczono w przeźroczystej, szklanej butelce wyposażonej w atomizer. To rozwiązanie umożliwia kontrolowanie stopnia zużycia produktu. Jednak to opakowanie nie jest pozbawione wad. Kiedy wybieramy się w podróż, staramy się ograniczyć bagaż do minimum. W takiej sytuacji szklana, ciężka butelka stanowi zbędny balast. Jednocześnie istnieje ryzyko, iż w trakcie transportu dojdzie do uszkodzenia opakowania. Atomizer, który umożliwia dozowanie produktu, działa bez zarzutu i umożliwia wydobycie ostatniej kropli kosmetyku. Aczkolwiek na co dzień chętniej sięgam po kulki, ponieważ wówczas mam pewność, że dezodorant dotarł tam, gdzie powinien. W przypadku sprayów często odnoszę wrażenie, że mgiełka otuliła wszystko dookoła za wyjątkiem pach.

Wydajność
Po 20 dniach codziennego stosowania produkt Alterry sięgnął dna. Ten efekt uważam za niesatysfakcjonujący. Dotychczas po nowe opakowanie dezodorantu sięgałam po upływie 2-3 miesięcy.

Testowanie na zwierzętach
Kosmetyki Alterry nie są testowane na zwierzętach. Po zaprezentowany kosmetyk mogą sięgać weganie.

Cena
Za butelkę, w której znajduje się 75 ml produktu, musimy zapłacić ok. 11 zł.

Dostępność
Kosmetyki Alterry można nabyć w drogeriach Rossmann.

Skład
Alcohol, Aqua, Bisabolol, Simmondsia chinensis extract, Salvia officinalis water, Melissa officinalis extract, Hamamelis virginiana extract, Prunus amygdalus dulcis extract, Parfum, Benzyl benzoate, Coumarin, Linalool, Limonene, Citral, Eugenol, Geraniol, Citronellol.

Reasumując: Alterra może poszczycić się paroma świetnymi kosmetykami. Niestety, dezodorant w sprayu nie zasługuje na to, aby znaleźć się w tym zaszczytnym gronie. Zaprezentowany produkt w niewielkim stopniu ogranicza wydzielanie potu. Po jego użyciu muszę liczyć się z tym, że na mojej bluzce zagoszczą nieestetyczne, mokre plamy. Omawiany specyfik ogranicza namnażanie mikroflory odpowiedzialnej za rozkład potu. W związku z tym w ciągu dnia nie pojawia się przykry zapach. Ten dezodorant charakteryzuje się specyficzną wonią, która przypomina mi colę połączoną z ziołami. Ta kompozycja nie zapewnia mi uczucia świeżości. Spray Alterry nie grzeszy wydajnością. Po 20 dniach sięgnął dna. Mając na uwadze wady produktu, z pewnością nie nabędę kolejnej butelki zaprezentowanego dezodorantu.

PS Czy znaleźliście specyfik, który zapewnia Wam dostateczną ochronę? Do jakiego antyperspirantu regularnie wracacie? Czy sięgacie po produkty w formie sprayu?

karminowe.usta

Godny następca szamponu z jabłkiem i papają?

Parę miesięcy temu prezentowałam szampon Alverde z jabłkiem i papają. Ten kosmetyk zasłużył sobie na miano ideału, ponieważ spełnił wszystkie moje oczekiwania. Niestety, podczas wizyty w czeskim DMie nie znalazłam tej wersji produktu. W związku z tym, iż szampon z brzozą i szałwią jest dedykowany wrażliwcom, a jego skład wyglądał obiecująco, zdecydowałam się na jego zakup. Czy kosmetyk, który znajduje się w opakowaniu z zieloną klapką, dorównał wersji z jabłkiem i papają? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w poniższej recenzji.

Mycie
Po kosmetyku adresowanym do wrażliwców nie spodziewałam się takiej ilości piany. Czasem miałam wrażenie, że doszło do pomyłki i sięgnęłam po płyn do kąpieli. Silne właściwości pianotwórcze przełożyły się na działanie produktu. Po użyciu szamponu włosy aż skrzypią z czystości. Zaprezentowany produkt doskonale radzi sobie z usuwaniem olejów. Po jego użyciu towarzyszyło mi długotrwałe uczucie świeżości.

Blask
Zauważyłam, że za sprawą szamponu z brzozą i szałwią moje włosy wspaniale lśniły. Ten efekt mogę porównać do rezultatów, które uzyskałam, stosując wersję z jabłkiem i papają.

Miękkość
Omawiany produkt przyczynia się do domknięcia łusek. Za jego sprawą moje kosmyki stają się gładkie i przyjemne w dotyku.

Rozczesywanie
Szampon nie plącze włosów. W związku z tym moja fryzura nie ulega przerzedzeniu podczas szczotkowania.

Łupież
Pomimo silnych właściwości pianotwórczych szampon z brzozą i szałwią nie wysuszył mojego skalpu. Podczas korzystania z jego dobrodziejstw nie odnotowałam problemów z łupieżem.

Podrażnienie
Choć omawiany produkt zawiera stosunkowo silny detergent (SCS), moja wrażliwa skóra głowy nie uległa podrażnieniu.

Przetłuszczanie
Nie zauważyłam, żeby za sprawą omawianego szamponu moje kosmyki przedwcześnie traciły świeżość.

Obciążenie
Podczas stosowania wersji z brzozą i szałwią nie odnotowałam spektakularnego oklapu. Warto jednak podkreślić, że moje włosy rzadko ulegają obciążeniu.

Zapach
Szampon charakteryzuje się delikatną, ziołową wonią. Mój nos odbiera ten zapach jako przyjemny. W omawianym produkcie wyczuwam kwiat szałwii, lawendy i brzozę. Ta kompozycja wykazuje właściwości relaksacyjne. Nie pogardziłabym płynem do kąpieli o identycznym zapachu.

Konsystencja
Przeźroczysty żel wykazuje silne właściwości pianotwórcze. Średnia gęstość produktu zapobiega jego przeciekaniu między palcami.

Opakowanie
Szampon mieści się w białym, plastikowym opakowaniu. Umieszczając pojemnik pod światłem, możemy śledzić stopień zużycia produktu. Opakowanie zwieńczono zieloną, płaską klapką, na której możemy postawić kosmetyk, gdy ten zaczyna sięgać dna. Na butelce umieszczono naklejkę, która przedstawia kwiat szałwii i liść brzozy. Choć Alverde stawia na prostotę, to opakowania produktów tej marki potrafią przykuć uwagę.

Wydajność
Silne właściwości pianotwórcze przełożyły się na wysoką wydajność zaprezentowanego kosmetyku. Produkt sięgnął dna po 2,5 tyg. codziennego stosowania. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż w ciągu miesiąca zazwyczaj zużywam 3 opakowania szamponu Alterry.

Testowanie na zwierzętach
Kosmetyki Alverde nie są testowane na zwierzętach. Szampony tej marki mogą być stosowane przez wegan.

Cena
Za opakowanie, w którym znajduje się 200 ml produktu, musimy zapłacić ok. 2 euro.

Dostępność
DM, Allegro, drogerie internetowe.

Skład
Aqua, Coco-glucoside, Sodium coco-sulfate, Sodium chloride, Sodium lactate, Betaine, Sodium cocoyl glutamate, Disodium cocoyl glutamate, Alcohol, Betula alba leaf extract, Salvia officinalis leaf water, Sodium phytate, Hydrolyzed corn protein, Hydrolyzed wheat protein, Hydrolyzed soy protein, Leuconostoc/radish root ferment filtrate, Parfum, Limonene, Linalool, Citral.

Reasumując: Uważam, że znalazłam godnego następcę dla szamponu z jabłkiem i papają. Wersja z brzozą i szałwią świetnie radzi sobie z usuwaniem zanieczyszczeń. Pomimo silnych właściwości pianotwórczych nie podrażnia mojego wrażliwego skalpu. Korzystanie z tego produktu stanowi ucztę dla zmysłów. Jego subtelny, ziołowy zapach przynosi ukojenie zszarganym nerwom. Po użyciu omawianego szamponu moje włosy stają się miękkie, lśniące i gładkie. Produkt nie plącze kosmyków, w związku z tym moja fryzura nie ulega przerzedzeniu podczas szczotkowania. Szampon z brzozą i szałwią, w przeciwieństwie do wersji z jabłkiem i papają, znajduje się w regularnej sprzedaży. Przy najbliższej okazji z pewnością zaopatrzę się w kilka opakowań tego kosmetyku.

PS Czy znacie jakiś łatwo dostępny szampon z brzozą i szałwią, który zasługuje na uwagę? A może miałyście do czynienia z innymi wersjami zaprezentowanego produktu?


karminowe.usta

Poznajmy się cz. IV

Tak się jakoś złożyło, że w weekendy przychodzę do Was z porcją linków. Postanowiłam kontynuować tę tradycję, w związku z tym dzisiaj zaprezentuję blogi, do których z przyjemnością powracam:)

Jej toaletka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Przyglądając się temu kosmetycznemu zakątkowi, można dostrzec zmysł estetyczny, którym niewątpliwie jest obdarzona Em El. Lubię minimalizm przeplatany kobiecymi akcentami i na jej blogu odnajduję to połączenie. Chętnie czytam recenzje zamieszczane na kobiecejgracji, ponieważ autorka ocenia wszystkie aspekty, które budzą moje zainteresowanie.

Chętnie zaglądam na jej bloga ze względu na styl wypowiedzi, który jest mi niezwykle bliski. Esy, floresy, fantasmagorie podziwiam za szczerość i odwagę. Jej notka poświęcona błędom popełnionym na początku blogowej działalności może stanowić cenną wskazówkę dla niedoświadczonych osób.

Na tym blogu chyba każdy znajdzie coś dla siebie:) Produkty wysokopółkowe przeplatają się z kosmetykami dostępnymi w drogerii. Jeśli planujecie zakup droższego podkładu/pudru/cieni, to warto odwiedzić bloga Czarnej Ines, na którym znajdują się wiarygodne swatche:) Autorka jest posiadaczką pięknych rzęs. W związku z tym nie mogę sobie odmówić przyjemności śledzenia jej makijażowych zmagań:)

Autorka kobiecejcodzienności może pochwalić się charakterystycznym stylem. Jej wypowiedzi są bezpretensjonalne. Niektóre opinie mogą budzić kontrowersje, ale jednocześnie skłaniają do refleksji. Szczególnie polecam tekst poświęcony zazdrości w sieci.

Jeśli jesteście molami książkowymi i/lub interesujecie się pielęgnacją włosów, to powinniście odwiedzić Malwinowy zakątek;) Śledząc wpisy o charakterze czytelniczym, możecie znaleźć ciekawe pozycje na długi, majowo-czerwcowy weekend:) Mój, niestety, upłynie pod znakiem pracy magisterskiej:(

PS Czy wśród powyżej wspomnianych blogów znajdują się strony, z którymi nie mieliście wcześniej do czynienia?


karminowe.usta

Klasyka


Postanowiłam pójść za ciosem, w związku z tym publikuję kolejny makijaż. Na wstępie pragnę podkreślić, iż w tej materii jestem amatorką i nie wykazuję uzdolnień manualnych. Tego typu wpisy mają za zadanie zmobilizować mnie do systematycznej pracy. Jednocześnie pragnę stworzyć punkt odniesienia. Coraz częściej zastanawiam się, czy w ciągu ostatnich kilku miesięcy odnotowałam jakiekolwiek postępy. Niestety, nie dysponuję materiałem porównawczym i nie mogę przeprowadzić stosownej analizy. Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się zniesmaczony moimi niedociągnięciami.

Tym razem postanowiłam zmierzyć się z klasyką. Usta zaakcentowałam krwistą czerwienią. Ten kolor nie przepada za konkurencją, toteż oczy zostały podkreślone przy pomocy beży, szarości i brązu. Klasyczne makijaże zazwyczaj wieńczy perfekcyjna, czarna kreska. Niestety, nadal nie potrafię posługiwać się eyelinerem. Jednak nie dałam za wygraną. Przy pomocy ciemnego cienia i skośnego pędzelka zagęściłam linię rzęs. Poniżej prezentuję zdjęcia klasycznego makijażu.












UŻYTE KOSMETYKI
TWARZ: 1) Dry Flo Mazidła (puder); 2) podkład mineralny EDM Matte Base odcień "Fair"; 3) róż mineralny EDM odcień "Nature`s sweet side"; 4) Inglot rozświetlający korektor pod oczy AMC 51
OCZY: 1) baza pod cienie La Rosa; 2) Inglot cień do powiek 351 M (wewnętrzny kącik); 3) Inglot cień do powiek 353 M (cała powieka ruchoma); 4) Inglot cień do powiek 390 M (załamanie); 5) Inglot cień do powiek 358 M (załamanie); 6) Inglot cień do powiek 376 M (kreska przy górnej i dolnej linii rzęs); 7) biała kredka Inglot nr 31 (linia wodna); 8) tusz Alverde "All in one"
BRWI: 1) jasny cień z Catrice Eyebrow Set
USTA: 1) Inglot pomadka nr 860; 2) błyszczyk Alverde "Vintage red"

PS Czy w codziennym makijażu stawiacie na kreski? Przy pomocy jakich kosmetyków zagęszczacie linię rzęs?

karminowe.usta

Apetyt wzrasta w miarę jedzenia...


Zielona glinka uchodzi za produkt stworzony do pielęgnacji skóry tłustej i zanieczyszczonej. Gdy po raz pierwszy sięgnęłam po tę naturalną maseczkę, byłam zachwycona uzyskanymi rezultatami. Poznając pozostałe warianty, zauważyłam, że inne glinki przynoszą lepsze efekty. Dlaczego biały proszek przyćmił działanie swojego zielonego brata? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w poniższej notce.

Matowienie
Tego typu produkty regulują pracę gruczołów łojowych. Zielona glinka również ogranicza wydzielanie sebum, jednak po 1,5-2 h problem powraca. W przypadku białej glinki moja twarz pozostaje matowa przez 3-4 h. Jako osoba zmagająca się z przetłuszczaniem strefy T, doceniam każdą minutę, gdy moje lico nie przypomina latarni morskiej.

Niedoskonałości
W wielu artykułach można trafić na wzmiankę o właściwościach przeciwtrądzikowych zielonej glinki. Wprawdzie ta naturalna maseczka sprzyja gojeniu niedoskonałości, ale na efekty musimy poczekać kilka dnia, podczas gdy biała papka pochodząca z Rosji skraca ten czas do 48 h.

Podrażnienie
Osoby borykające się z naczynkami powinny ostrożnie podchodzić do mineralnych maseczek. Jeśli po zieloną glinkę sięgam okazjonalnie, to kondycja mojej skóry nie ulega pogorszeniu. Niestety, regularne korzystanie z dobrodziejstw tego naturalnego specyfiku skutkuje pojawieniem się zaczerwienionych obszarów. Ten problem znika dopiero po 2-3 dniach. Biała glinka nie funduje mi tego typu „atrakcji”.

Oczyszczenie
Po zmyciu zielonej papki towarzyszy mi uczucie świeżości. Tego typu produkty łączą w sobie działanie maseczki i peelingu. Twarz oczyszczona z martwego naskórka jest mniej podatna na powstawanie niedoskonałości, ponieważ zrogowaciałe fragmenty nie zatykają ujścia gruczołów łojowych.

Przebarwienia
Zielona glinka, w porównaniu z białą, w niewielkim stopniu rozjaśnia przebarwienia i blizny. Po użyciu maseczki twarz wygląda lepiej, ale ten efekt stanowi wypadkową kilku czynników. Zauważyłam, że regularne sięganie po biały proszek skutkuje rozjaśnieniem „pamiątek” po niedoskonałościach.

Zapychanie
Glinki stanowią idealne rozwiązanie dla osób, które borykają się z tym problemem. Warto podkreślić, że podczas usuwania glinki z powierzchni twarzy należy zachować dokładność. W przeciwnym razie dorobimy się nowych zaskórników.

Konsystencja
W związku z tym, iż korzystam ze sproszkowanej, zielonej glinki, mogę kształtować jej formułę, dobierając odpowiednią ilość rozpuszczalnika. Osoby, które uskarżają się na suche policzki i tłustą strefę T, mogą wzbogacić maseczkę kilkoma kroplami ulubionego olejku.

Zmywanie
Usuwanie zielonej papki nie należy do przyjemności, ale przebiega o wiele sprawniej niż w przypadku czerwonej glinki, która funduje mi efekt Apacza;)

Zapach
Zielona glinka roztacza wokół siebie woń, która przypomina mi mokrą, leśną ziemię.

Cena
Za saszetkę, w której mieści się 10 g produktu, musimy zapłacić ok. 3-4 zł.

Dostępność
Sklepy zielarskie, Superpharm.

Reasumując: Podejrzewam, że zielona glinka przyniesie świetne rezultaty u osób, które borykają się ze skórą skłonną do niedoskonałości, ale jednocześnie nie mają problemów z płytkim unaczynieniem. Omawianemu produktowi nie mogę zbyt wiele zarzucić. Jednak biała glinka przynosiła lepsze rezultaty. Za jej sprawą przebarwienia i blizny stają się mniej widoczne, podczas gdy zielona papka nie radzi sobie z tym zadaniem. Mineralne maseczki regulują pracę gruczołów łojowych. Po zmyciu zielonej glinki mogę cieszyć się matem przez 1,5- 2h, podczas gdy biały proszek wydłuża ten czas do 3-4 h. Za sprawą tego typu produktów szybciej pozbywam się niedoskonałości. Zielona papka potrzebuje na to kilku dni. Jednocześnie biała glinka wykazuje lepszą skuteczność. Za jej sprawą po dwóch dniach w miejscu pryszcza pojawia się strupek.

PS Czy znacie białą i zieloną glinkę? Która z nich w Waszym przypadku okazała się lepszym rozwiązaniem?

karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...