Nie lubię szerzyć
teorii spiskowych. Do popełnienia niniejszej notki zainspirował
mnie komentarz
Kasi, która zwróciła uwagę na to, iż kulka Vichy
dostępna w polskim Superpharmie różni się od swojego francuskiego
odpowiednika. Dezodoranty dystrybuowane na terenie naszego kraju
podobno pachną intensywniej, choć, jak przystało na kosmetyki
apteczne, ich skład powinien minimalizować ryzyko alergii. Od
pewnego czasu nosiłam się z myślą zamieszczenia swoich
spostrzeżeń. Mam nadzieję, że poruszony temat skłoni Was do
dyskusji.
Ileż to razy
zachwycaliśmy się jasnym podkładem Diora, by po chwili poczuć
zawód, ponieważ do Polski ten odcień nigdy nie dotrze? Wielkie
koncerny zbywają nasze pytania dotyczące okrojonej gamy
kolorystycznej. Twierdzą, iż w Polsce nie istnieje popyt na jasne
podkłady. Tego typu wyjaśnienia wydają się kuriozalne, jeśli
weźmiemy pod uwagę urodę Słowianek.
Jako miłośniczka
mazideł do ust nie mogę przeglądać amerykańskich swatchy
pomadek. Doskonale zdaję sobie sprawę, iż na naszych półkach nie
pojawią się najciekawsze odcienie. Czyżby koncerny kosmetyczne
wychodziły z założenia, że Polki nie mają w sobie tyle odwagi,
by wyjść na ulicę z mocno zaakcentowanymi ustami? Mdłe róże i
beże, które do nas docierają, nie zachęcają mnie do zakupu.
Przeglądając zapowiedzi
dotyczące limitek Catrice i Essence, wiele z nas powstrzymuje się z
wybuchem euforii, ponieważ nigdy nie wiadomo, która edycja zagości
w rodzimych drogeriach. Zastanawiam się, dlaczego nasz rynek jest
traktowany jako mało atrakcyjny i z góry zakłada się, iż
zainteresowanie nowościami będzie znikome. Co ciekawe, kraje, które
znajdują się na podobnym poziomie rozwoju gospodarczego, nie budzą
zastrzeżeń Cosnovy.
Nadal pokutuje
przekonanie, iż niemiecki Persil od proszku, pod którym uginają
się półki w pobliskich hipermarketach. Do tego typu rewelacji
zawsze podchodziłam z ogromnym dystansem, aż pewnego dnia
zapoznałam się z informacjami zamieszczonymi na opakowaniu. Okazało
się, iż proszki, które trafiają na polski i niemiecki rynek,
różnią się krajem produkcji. Wprawdzie nie można wykluczyć, iż
chemikalia zostały wyprodukowane z tych samych surowców i przy
wykorzystaniu tych samych technologii, ale trudno w to uwierzyć.
O ile nt. proszków nie
mogę zbyt wiele powiedzieć, o tyle jakość odzieży stanowi pole,
po którym poruszam się jak po własnym podwórku. Rzadko odwiedzam
polski H&M, ponieważ wolę sobie zaoszczędzić nerwów.
Sukienki, które wyceniono na 169 zł, pod względem wykorzystanych
surowców i wykonania niczym nie ustępują odzieży dostępnej na
bazarze. Parokrotnie nacięłam się na bluzki i spodnie, które po
pierwszym praniu przypominały wyeksploatowane ścierki do podłogi.
Co ciekawe, odzież zakupiona w niemieckim H&M czasem służy mi
przez kilka lat. W tym przypadku śmiem wątpić w niefortunny zbieg
okoliczności.
Kiedyś natknęłam się
na opinię, iż jakość produktów dostępnych na polskim rynku jest
dostosowana do naszych zarobków. Nie zgadzam się z tym
stwierdzeniem. Nie zauważyłam, aby stosowaniu gorszych surowców
czy tańszych receptur, towarzyszyło obniżenie ceny wyrobu.
Najlepiej widać to na przykładzie odzieży. Na bluzkach znajdziemy
papierową zawieszkę, na której wyrażono cenę w przeliczeniu na
poszczególne europejskie waluty.
Czy Polska, jako rynek
zbytu, jest traktowana po macoszemu? A może nie dostrzegacie różnicy
pomiędzy produktami tej samej marki, które są dystrybuowane na
terenie poszczególnych krajów? Zapraszam do dyskusji:)
karminowe.usta
Bardzo ciekawy temat. Nie wiem jak traktowany jest polski rynek, bo kompletnie się na tym nie znam, ale każdy wyciąga jakieś swoje wnioski. Skoro firmy wypuszczają np. 10 odcieni podkładu, to dlaczego do Polski ma trafić tylko 5? Czy firma nie straci wtedy na wizerunku wśród Polek? Tak naprawdę ta dyskusja nie ma końca, a wypowiedzieć musieliby się właściciele firm.
OdpowiedzUsuńCo ciekawe, do Polski trafia 5 najciemniejszych podkładów, podczas gdy Słowianki zazwyczaj są blade. Ta praktyka jest dla mnie niezrozumiała.
UsuńTo jest świetny temat do dyskusji. Cieszę, się, że moja nieszczęsna kulka min. się do tego przyczyniła.
OdpowiedzUsuńOdnośnie ubrań, moja koleżanka latała przez 4 lata do Paryża i kupowała tam ciuchy min.z Zary.
Miała porównanie z polskimi. Niestety ubrania z Polski robia się szmatkami a kupione we Francji świetnie się trzymają.
Ja po 2 pobytach w Paryżu jak chodzę po sklepach to ogarnia mnie dziki szał. Ostatnio byłam w Mango. Płaszcz kosztował 620,00 a na kilku była cena w euro, 100euro. O zgrozo, a my musimy przepłacać 200,00.
Rozumiem że dystrybucja itd.
Ale podam przykład z gazetą Vogue.
W Paryzu - francuski Vogue kosztuje 5 euro czyli 22,00
U nas w empkiku ten sam Vogue kosztuje od 53,00-59,00.
Kolega mi powiedział, no przecież dystrybucja, i jak we Francji się nie sprzeda to mogą zrobić zwrot a w Polsce nie.
Tylko dlaczego we Francji Vogue też kosztuje 5 euro au nas 40,00?
Chyba francuzi nie odsyłają włochom gazet które się nie sprzedają?
Odnośnie kosmetyków mogłabym bardzo wiele powiedzieć, ale że pracowałam jak wizażystka dla firm kosmetycznych niestety obowiązuje mnie tajemnica :(((
"Tylko dlaczego we Francji Vogue też kosztuje 5 euro au nas 40,00?" miało byc Tylko dlaczego we Francji Vogue włoski...
UsuńMieszkam w Paryzu i z niektorymi rzeczami sie xgodze,ale co do kulki Vichy to u mnie totalny nie wypal.Bylam jakis czas temu w aptece i zastanawialam sie jaki antyperspirant wybrac,wybor padl na ta wlasnie kulke i wiem jedno to byl najgorszy zakup roku.Kulka strasznie smierdzi meskimi wlasnie perfumami,zapach odrzuca mnie strasznie i nie jestem w stanie jej uzywac,zauwazylam jednak ze nie tylko Polska jest "oszukiwana" w kwesti jakosci produktow.Ostatnio mialam taki problem z Bioderma,zauwazylam ze nowo kupiona butelka niie zmywa makijazu jak zawsze,poszlam kupic kolejna butelke w innej aptece i tu problemu juz nie bylo,zmywala makijaz idealnie.Czyli nawet we Francji mozna byc "oszukanym" na francuskich produktach.
UsuńNo coś Ty? Ja miałam z Paryża dwupak kulek Vichy o mega subtelnym zapachu. a ta kupiona w Polsce to śmierdziuch nad śmierdziuchy :(
UsuńMi ta moja wlasnie smierdzi strasznie fuuuj,dziwne to wszystko niby jeden i ten sam produkt,a tyle jego wersji.
UsuńCzytając Wasze komentarze, przypomniałam sobie o wpisie zoili. Niżej podaję link dla zainteresowanych:
Usuńhttp://zzzoila.blogspot.com/2013/08/co-babie-po-kebabie-topa-dermo-body.html
Skoro kosmetyk antycellulitowy Tołpy tak bardzo różni się konsystencją, to zaczynam obawiać się, iż kosmetyki dostępne w polskich drogeriach są dostępne w kilku "wersjach". Oczywiście, nie można wykluczyć, iż dana firma od czasu do czasu wypuszcza na rynek wadliwą serię. Czasem dochodzi do awarii na liniach technologicznych, ale w obliczu funkcjonujących systemów jakości, dziwię się, iż specyfiki o zmienionych właściwościach opuszczają fabryki. Mój kolega uczęszczał na praktyki do firmy produkującej nabiał. Jeśli przez pomyłkę jogurt truskawkowy został rozlany do opakowań przeznaczonych dla wersji brzoskwiniowej, to "wadliwe" produkty sprzedawano za kilkanaście groszy w sklepie przyzakładowym.
Zgadzam się z tym co piszesz. Ale niestety słyszałam też o czymś innym (niestety nie podam źródła, oglądałam program albo czytałam).
OdpowiedzUsuńPolskie firmy kosmetyczne na rynek zachodni produkują kosmetyki z innym składem, a innym na rynek wschodni (Rosja, Ukraina itp).
Można się domyślać, gdzie skład i oferta jest bardziej korzystna.
Domyślam się, że Polacy nie są święci. Pod każdą szerokością geograficzną znajdziemy osoby, które pragną sporo zarobić przy jak najmniejszym nakładzie. Niestety, produkty wysyłane w biedniejsze regiony świata zazwyczaj charakteryzują się gorszą jakością, a kosztują tyle samo... Wiele firm żeruje na dobrej renomie marki, wysyłając w świat buble...
UsuńNiestety ale taka jest smutna prawda, że do Polski docierają same ochłapy. Na metkach z H&M widnieje często napis Made in China a bluzki po praniu nadają się do wyrzucenia... A jakoś ubrania z tych samych sieciówek kupione za granicą wytrzymują kilka lat.
OdpowiedzUsuńNa niektórych niemieckich też występuje napis "Made in China", ale o dziwo, są one trwalsze. Do dziś noszę krótkie, jeansowe spodenki, które kupiłam u naszych zachodnich sąsiadów 5 lat temu. Co ciekawe, bluzka, którą nabyłam 3 miesiące temu, zdążyła już zasilić pobliski śmietnik;/
UsuńOglądałam kiedyś program na temat różnicy między proszkami do prania. Podobno polskie są słabsze, ponieważ nie potrafimy przestrzegać dozowania. Niemka nasypie tyle, ile zaleca producent, a Polka dorzuci więcej. A im więcej skoncentrowanego produktu dowalimy, tym szybciej zepsuje się pralka. Interesująca teoria :).
OdpowiedzUsuńZ ciuchami to jest ciekawa sprawa. Moja ciocia woli rzeczy kupione w niemieckim C&A i H&M, bo są bardziej wytrzymałe niż ubrania z polskich galerii.
A traktowanie Polek po macoszemu przez firmy kosmetyczne uważam za niezrozumiałe. Ale w sumie nie powinnam się dziwić, skoro nawet krajowe marki uważają, że Słowiańska uroda cechuje się pomarańczową skórą.
Ta teoria jest dość osobliwa;) Kiedyś stosowaliśmy wyłącznie niemieckie proszki i pralka działała prawidłowo. Odkąd przerzuciliśmy się na te dostępne w polskich hipermarketach, po każdym praniu musimy oczyszczać podajnik z resztek chemikaliów, ponieważ ulega on zatkaniu.
UsuńMasz rację. Jeszcze nie trafiłam na rozsądny odcień podkładu AA czy Perfecty. Każdy fluid można wykorzystać w stylizacji na wodza Indian;)
jeśli chodzi o ubrania, niestety w UK z ich jakością jest tak samo, jak w Polsce. w sieciówkach typu H&M, New Look, River Island itp. trzeba się naszukać dobrych jakościowo rzeczy, które przeżyją więcej niż jedno pranie :/ dlatego zwykle wolę trochę dopłacić i zrobić zakupy odziezowe na stronie asos. com, bo odpowiada mi jakość materiałów użytych do produkcji tych ubrań (choć oczywiście od czasu do czasu można się naciąć)
OdpowiedzUsuńtemat dystrybucji kosmetyków również wydaje się interesujący. niejednokrotni nie rozumiem polityki firm. weźmy np. taki Garnier. w Polsce bezsilikonowe produkty do włosów ultra doux znajdziemy w każdym Rossmannie; w UK Garnier tej linii w ogóle nie wprowadził. albo Maybelline - sławne pomadki Color Whisper dotarły do Polski, a w UK ani widu, ani słychu. za to tu z kolei jest dużo więcej kolorów Color Tattoo do wyboru. skąd takie różnice? są to koncerny międzynarodowe, a część asortymentu w różnych krajach jest zupełnie różna
nie wiem jak jest UK ale w Niemczech szampony i odżywki Utra Doux występują pod nazwą Garnier Natural Beauty;
UsuńJa też nauczyłam się dopłacać do ubrań charakteryzujących się lepszą jakością. Wolę zapłacić 200 zł za klasyczną bluzkę, niż ulec magii promocji i za miesiąc szukać kolejnej.
UsuńMyślałam, że do Wielkiej Brytanii dociera pełna oferta Maybelline. Widzę, że tkwiłam w błędnym przekonaniu. Nie rozumiem, czym kierują się międzynarodowe koncerny, ustalając plan dystrybucji. Nie sądzę, aby Angielki wykazywały mniejsze zainteresowanie pomadkami niż Polki.
Co do różnic w składach mogę przytoczyć jeden kosmetyk: woda termalna Avene; ta zakupiona w Polsce ma całkiem inny skład (inną zawartość tych wszystkich kationów i anionów) niż ta sama wodą kupowana we Francji. Miałam obie i wygrywa woda przywieziona z zagranicy - niestety.
OdpowiedzUsuńMam też koleżankę która często zamiast kupować kosmetyki w naszych rodzimych drogeriach woli kupić to samo w paryskich. Wg niej szampony Loreal mają całkiem inny skład i działanie i woli raz a dobrze obkupić się za granicą niż kupować "siki" u nas
Nie przypuszczałam, że woda termalna, która teoretycznie pochodzi z tego samego źródła, może wykazywać znaczne różnice w zawartości poszczególnych kationów i anionów. Czasem zastanawiam się, na ile deklaracje producenta mijają się z prawdą. Skoro "polska" woda termalna Avene różni się od "francuskiej", to może pochodzi ona z innego ujęcia?
UsuńNiestety dostrzegam bardzo mocno że jesteśmy traktowani jako biedni, jako wyrzutki. I jest mi z tym źle, bo jestem Polką.
OdpowiedzUsuńNiestety, wiele firm traktuje nas jako śmietnik Europy. Z drugiej strony, polskie firmy często pozbywają się starego sprzętu elektronicznego, wysyłając go do Afryki.
UsuńLata temu kupowałam koszulki w Takko, kiedy moi rodzice pracowali w Niemczech, obecnie Takko weszło do Polski i dwie kupione tam koszulki, raptem 2 miesiące temu już są zmechacone, a tamte sprzed lat nadal wyglądają idealnie.
OdpowiedzUsuńŻałuję braku niektórych odcieni podkładów w Polsce, choć i tak jest już lepiej niż kilka lat temu, gdzie bladolicym pozostawało zamawiać większość z zagranicy.
Niemniej jestem za walką o swoje, o dostępność na naszym rynku szerszych gam kolorystycznych.
Zmasowany protest by się przydał, by nas zauważyli. Fanpage z otwartym sprzeciwem ;)
W pełni podzielam Twoje stanowisko. Fakt, iż do Polski dotarło parę przyzwoitych odcieni podkładu, nie oznacza, iż nasze potrzeby zostały w pełni zaspokojone. Chciałabym doczekać dnia, kiedy w naszych drogeriach zagości pełna gama fluidów i każda z nas znajdzie wśród nich coś dla siebie:)
UsuńZgadzam się z tym co piszesz a dlaczego tak jest ? bo nasz rząd podpisał zgodę na to by nasz kraj zalać tanim badziewiem , bo jesteśmy tanią i nieszanowaną siłą roboczą , bo kasjerkę z marketu i tak nie stać na markowe perfumy ...zalewa nas kupa syfu typu palety cieni których nazwy nie wymienię z szacunku dla ich wielbicielek , wszystko napakowane żrącą chemią a polskie produkty traktowane po macoszemu . Nie dziwmy się więc że do nas wysyłają syf bo sami się nie szanujemy .
OdpowiedzUsuńTutaj się nie zgodzę, bo na to czy kogoś stać lub nie to już jest odpowiedzialna sytuacja gospodarcza w danym kraju. A w PL nie jest za ciekawie pod tym kątem od dość dawna.
UsuńJednak masz dużo racji w tym, że nie szanujemy tego, co mamy. Większość polskich marek została przejęta przez obcy kapitał... I TO jest smutne.
Odnośnie paletek cieni, to zazwyczaj zostały one wyprodukowane na terenie Chin. Choć zawierają interesujące odcienie, unikam ich ja ognia. Nie mam zaufania do kosmetyków, które powstały w kraju wykorzystujących toksyczne chemikalia. Wiele razy słyszałam o wycofywanych kubkach, zabawkach, klockach.
UsuńRóżnica jest i to ogromna, co do proszków, już wiem, teściówka przywoziła mi niejednokrotnie z Niemiec wspomniany Persil - działanie genialne, po wykończeniu sięgnęłam ( bez czytania składu ) po taki sam wariant z naszego supermarketu - katastrofa! Zapachu " świeżości " brak, ubrania niektóre trzeba było ponownie prać, nie radził sobie z plamami, wyglądem też bardzo się różnił...
OdpowiedzUsuńTak samo wygląda sprawa nawet ze spożywką, składy " tych samych " przypraw czy innych specjałów z Polskich półek mocno odbiegają , oczywiście negatywnie, od odpowiedników zagranicznych - dla czego? Czy tu można rzucać ochłapy? Bo i tak kupią? Już nie popełniam błędów, czytam składy i wolę czasem mało znane nasze marki, niżeli produkty znanych firm, bo jakość jest taka sama, a cena wygórowana...
Co do kosmetyków, mam to samo odczucie, bylejakość dla nas, i to już nieraz potwierdzona na blogach, smutne.
Moja wykładowczyni, która zajmuje się technologią żywności, swego czasu stwierdziła, iż polska Milka smakuje jak mydło... I coś w tym jest. Niemieckie czekolady mają zupełnie inny smak, chociaż teoretycznie nie różnią się składem.
UsuńJa również zwracam uwagę na skład. Wolę dopłacić parę złotych do produktu wypuszczonego na rynek przez niewielką firmę, niż kupić badziew produkowany na masową skalę. Piwo, które powstało w niewielkich browarach smakuje o wiele lepiej od napojów, które powstały w międzynarodowych koncernach z chińskiego ekstraktu chmielu. Niestety, browary, które uważamy za polskie, parę lat temu zostały przejęte przez zagranicznych inwestorów i od tego czasu jakość wyrobów uległa pogorszeniu. Nie stosuję się tradycyjnych technologii. Możemy zapomnieć o zacieraniu, warzeniu, leżakowaniu itp. Wszystko robi się z gotowych mas, które trafiają do nas z Chin.
W tym wszystkim trzeba poruszyć temat GDZIE i KTO wytwarza/szykuje dane produkty bo przecież nie wszystko jest sprowadzane i dużo firm ma oddziały w Polsce.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Niektóre zagraniczne koncerny mają swoje oddziały w Polsce i na naszym rodzimym podwórko powstają produkty, które charakteryzują się gorszą jakością od swoich zagranicznych odpowiedników. Cięcie kosztów odbywa się na różnych płaszczyznach. Przy wyborze surowca, technologii i budowie linii produkcyjnych.
UsuńDzisiaj tak z ciekawości rozmawiałam z mężem na ten temat i dorzucił swoje trzy grosze. Co prawda działka, w której pracuje jest zupełnie inna, lecz schemat sprzedaży danego produktu/dopasowanie do potrzeb klienta itd. wciąż takie samo.
UsuńI najsmutniejsze jest to, że w zależności od rynku danego kraju surowce muszą być dopasowane do ceny końcowej, która musi znaleźć odniesienie wobec przeznaczenia. W skrócie jeżeli mają odbiorców np. na terenie Niemiec i Polski (to tylko przykład) to składowe komponenty różnią się między sobą. Co za tym idzie, są różni dostawcy/różne ceny itd. To wszystko przekłada się także na jakość...
I to nie jest dla mnie zaskoczeniem, bo każdy kto choć minimalnie siedział w kosmetykach samorobionych zna różnice cenowe pomiędzy określonymi dostawcami. Tak samo jest z typową chemią gospodarczą i nie tylko.
Dodam od siebie tyle, że x lat temu, kiedy modne były skórzane kurtki Bigstar to znajoma pracowała w zakładzie, który.... przyszywał TYLKO metki. Kurtki przychodziły z zupełnie innego miejsca już gotowe, a One otrzymywały metki do wszycia....
To pokazuje, iż nie należy sugerować się wyłącznie składem. Niestety, liczba ingredientów nie zawsze odzwierciedla jakość. Krem, który ma trafić na rynek Europy Środkowo-Wschodniej może zawierać ekstrakty roślinne i kwas hialuronowy, ale jeśli surowce będą pochodziły z firm, które tną koszty, to raczej nie powstały one przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii. Teoretycznie każdy z nas może pozyskać niektóre składniki. Wystarczy moździerz i alkohol/gliceryna. Tylko ich czystość i jakość będą pozostawiały sporo do życzenia;/
UsuńNiestety, nawet renomowane marki wypuszczają gorsze kurtki na rynek Europy Środkowo-Wschodniej. Szkoda, że ich cena nie odzwierciedla jakości...
Właśnie tak, chodzi głównie o stopień oczyszczenia.
UsuńDawno temu przy okazji mojego zainteresowania minerałami i wypełniaczami została poruszona kwestia właśnie stopnia oczyszczenia. I okazało się, że ten sam półprodukt (wypełniacz) pochodził z dwóch różnych źródeł a różnica była ogromna.
Dlatego też jednak bardziej skłaniam się ku określonym markom. Może zaufanie jest na wyrost, ale jakoś bardziej mnie to przekonuje. No i składniki aktywne.
Niestety, cięcie kosztów bardzo często wiąże się z pogorszeniem jakości. Czasem warto zapłacić nieco więcej za kosmetyk, który bazuje na dobrze oczyszczonych surowcach.
UsuńTechnologia odgrywa niezwykle istotną rolę. Niektóre składniki nie przenikają przez skórę albo czynią to w znikomym stopniu. Na szczęście można zastosować substancje, które umożliwiają penetrację.
Akurat co do proszków to prawda i koncerny same to przyznały - Polacy nie potrafią stosować się do zaleceń producentów, więc proszki etc idące na polski rynek są mniej skoncentrowane, bo zawsze 'przelewamy, przesypujemy', zamiast dawać tyle ile jest napisane na opakowaniu.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście wiele osób nie stosuje się do zaleceń producenta. Mimo to mam wątpliwości, czy to wytłumaczenie nie jest zasłoną dymną.
UsuńJa się nie zgadzam z przykładem z H&M. Moim zdaniem to samo badziewie jest u nas co i w Niemczech. Co zabawne żadna rzecz u nas kupiona nie była z Chin, a u naszych sąsiadów nie raz mi się zdarzyło z takim pochodzeniem coś kupić. Tak samo New Yorker, w obu krajach jest to samo.
OdpowiedzUsuńW przypadku H&M widzę różnicę, ale New Yorker niezależanie od kraju wypuszcza to samo badziewie. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ta druga sieciówka swoją ofertę kieruje do nastolatków, a młodzi ludzie często zmieniają ubrania, więc kiepska jakość nie jest dla nich sprawą pierwszorzędną.
UsuńZgadzam się z całym Twoim postem. To jest bardzo smutne, ale niestety prawdziwe. Wiem, bo mam ciocię w Niemczech. W związku z tym staram się stawiać na polskie produkty, które rzadko mnie zawodzą.
OdpowiedzUsuńZauważyłam, iż niewielkie, rodzime firmy często wypuszczają na rynek świetne produkty. Niestety, nie są powszechnie znane, ponieważ nie stać ich na reklamę.
UsuńNiestety nie mam za dużego doświadczenia w zakupach za granicą, ale np. 20lat temu(!!!) moja ciocia kupiła mi na szmatach kupiła koszulkę United colors of benetton (szyta we Włoszech). Wtedy jeszcze tej marki nie było w Polce (co ja gadam, mało co BYŁO). Ponieważ jest to bluzka w marynarskie paski więc ponadczasowa. Przelatałam w niej podstawówkę, liceum, studia, chodzę teraz, a wygląda jakby dopiero była odcięta od niej metka. Swoją drogę, że też wtedy produkowano lepsze rzeczy. Teraz to naprawdę ręce opadają. Ja powoli znowu przerzucam się na szmaty, bo to przecież nie idzie wyrobić finansowo. Co roku pasowałoby wymienić całą garderobę, bo wszystko wygląda jak wyjęte z gardła.
OdpowiedzUsuńCo gorsza niektóre ubrania i buty nie wytrzymują nawet sezonu. Paradoksalnie rzeczy, które kupiliśmy kilka lat temu, wciąż nam służą, a te nabyte miesiąc temu przypominają ścierki;/
Usuńno niestety, to sama prawda :( nic dodać nic ująć - też zauważyłam, że wiele fajnych rzeczy u nas brakuje, lub nie są takie fajne jak za granicą, mimo że powinny być takie same. przykre jest też to, że nie ma u nas wielu ciekawych produktów typu słodycze czy napoje, które w innych krajach są normą. a jeśli już się pojawiają, to z co najmniej kilkumiesięcznym opóźnieniem :/
OdpowiedzUsuńNiektóre słodycze i napoje pojawiają się z kilkumiesięcznym opóźnieniem, i w okrojonej wersji. Niektóre smaki nigdy do nas nie docierają...
UsuńDobrze, że poruszyłaś ten temat. Niestety to samo zauważyłam. Jakość ubrań z sieciówek jest tragiczna, a cena wysoka. Ciuch za ponad 100 zł po kilku praniach czasem nadaje się do wyrzucenia albo do ubrania w domu, kiedy nikt nas nie widzi. Dlatego sieciówkowe ubrania kupuję w lumpeksach i mam wrażenie, że mimo tego, że ktoś je już nosił, są w lepszym stanie niż te na wieszakach w sklepach.
OdpowiedzUsuńIrytuje mnie, że w Polsce nie są dostępne wszystkie kolory kosmetyków do makijażu. Ostatnio mam ochotę na pomadkę Rimmel z serii nawilżającej i co widzę? Dostępna jest w angielskim Bootsie. U nas tego koloru nie uświadczysz... Albo Color Tattoo Maybelline... Tutaj ta sama sytuacja.
Kremowe cienie Maybelline są niezwykle udane, wnioskuję po ilości pozytywnych recenzji. Dziwię się, że firma nie chce na nich zarobić i wysyła do Polski mocno okrojoną gamę kolorystyczną...
UsuńBardzo ciekawy tekst. Co do składu niektórych kosmetyków to różnica niestety jest. Na "niekorzyść dla Polski" zwykle. Na jednym z forów porównywano kiedyś składy niektórych kremów u nas i gdzie indziej i one się różniły składem...
OdpowiedzUsuńKoleżanka, która mieszka w Niemczech mówiła, że widziała w TV program, w którym przedstawiciele firm produkujących chemię domową, mówili,że w Polsce ludzie lubią dużo produktu, więc zamiast skoncentrowanych np. płynów do prania dla nas robi się takie bardziej rozwodnione, żeby klienci myśleli, że dużo tego jest. ;-)
Co ciekawe, niektóre kosmetyki różnią się nie tylko składem, ale też aplikatorem;) Pamiętam, ze swego czasu pewna internautka postanowiła dociec, dlaczego krem BB od Garniera, który zbiera pozytywne recenzje na francuskich vlogach, spisuje się tak kiepsko. Okazało się, że polska wersja ma gorszy skład.
UsuńRozumiem, że inne przyzwyczajenia itd., ale skoro tak, to niech opakowanie proszku 2 kg kosztuje tyle samo, co 1kg w Niemczech.
OdpowiedzUsuńWtedy będzie fair i nikt nie będzie narzekać. Ale niestety, ceny są identyczne jak w Niemczech, a jakość inna...
Co do kosmetyków tej samej marki sprzedawanych w PL i za granicą - nie wypowiem się, bo większość kosmetyków kupuję jednak w Polsce, pomimo, że mieszkam za granicą. Chętnie też sięgam po polskie marki. Na miejscu kupuję jedynie rzeczy niedostępne w Polsce no i takie produkty, które idą jak woda - np. żele pod prysznic itp.
Co do ciuchów - nie wierzę w to, że H&M produkuje osobno dla Polski, a osobno dla Niemiec. Na metkach w obu państwach widnieje "made in China" oraz "made in India". Chyba nie chciałoby im się otwierać specjalnie osobnej fabryki tylko dla nas? ;)
Jednej rzeczy jestem pewna - firmy niemieckie wypuszczają na swój rynek produkty dużo lepszej jakości, niż na rynek polski. Co do marek np. francuskich i innych - trudno mi coś na ten temat powiedzieć, poza różną dostępnością limitowanek i niektórych odcieni, wielkich różnic jak dotąd nie zauważyłam, ale może po prostu nie miałam okazji.
A np. Vichy w Niemczech ma często na opakowaniu z tyłu polskie napisy - czyli i do nas, i do DE, trafiają te same produkty tej firmy...Choć różnie bywa, zależy to chyba od apteki - czasem widzę np. tylko włoskie i francuskie.
Masz rację. Skoro polski proszek jest gorszy, to dobrze byłoby, gdyby ten fakt znalazł odzwierciedlenie w cenie. Dlaczego mamy płacić tyle samo albo więcej za specyfik, który charakteryzuje się słabszym działaniem?
UsuńMyślę, że różnica w jakości ubrań z H&M może wynikać z tego, iż w jednym zakładzie funkcjonuje dwie linie technologiczne, na których wykorzystuje się lepsze i gorsze materiały;)
No właśnie chciałabym nie dostrzegać tych różnic - ale jest ich bardzo dużo!
OdpowiedzUsuńwspomniane przez ciebie proszki do prania np
miałam worek proszku z niemiec bo ciotka kupiła i nam dała
mialam worek od nas ze sklepu
po praniu w tym niemieckim białe rzeczy były nie dość że czyściutko to jeszcze olśniwająco białe
po praniu w naszym - czyste i takie jakby zszarzałe
tak samo z płynami do płukania
po tych niemieckich zapach na ubraniach utrzymuje się do następnego prania, a nie znika po wyschnięciu...
Pamiętam, że w dzieciństwie moi rodzice używali niemieckiego Cocolino. Wszystkie ubrania były miękkie i ładnie pachniały. Później kupiliśmy "polskie" Cocolino i swetry przestały być przyjemne w dotyku...
UsuńJa również się zgadzam. Moja mama będąc w Niemczech przywozi proszki i inną chemię bo jest o wiele lepszej jakości, tak samo z kosmetykami. Co do odzieży to niestety nie mam porównania bo większość kupuję w Polsce. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOstatnio odkryłam stoisko z chemią niemiecką i chyba zacznę je częściej odwiedzać. Skoro za tę samą cenę można nabyć lepszy produkt, to warto poświęcić 20 minut na dojazd do centrum handlowego zlokalizowanego na obrzeżach miasta.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodobnie jest z próbkami... Za granicą z checia dostaje się próbki z sephory, tu trzeba się prosic, a i nie zawsze dadzą....:(
UsuńNiestety, u nas to, czy otrzymasz próbkę, zależy od humoru ekspedientki i ewentualnych zakupów. Jeśli wydasz 200 zł na krem, to istnieje szansa, iż Twoja prośba o odlewkę podkładu Guerlain zostanie pozytywnie rozpatrzona.
UsuńFaktycznie uboga kolorystyka kolorówki znanych firm, Polki nie są dowartościowane, a przecież zasługujemy na to, żeby wyróżniać się na tle innych i podkreślać naszą słowiańską urodę mocnymi akcentami ;]
OdpowiedzUsuńW pełni podzielam Twoją opinię:) Ze słowiańską urodą świetnie komponują się żywsze odcienie pomadek/tintów itp. Tymczasem trafia do nas mocno okrojony asortyment...
UsuńZgadzam sie ze wszystkim co napisalas! Jednak wydaje mi sie, ze zbyt malo o tym sie rozmawia. Takie tematy powinny byc szerzej poruszane i stac sie przedmiotem otwartych dyskusji z [rzedstawicielami koncernow kosmetycznych, bo prawda jest, ze my mozemy sobie marudzic, ale co z tego, skoro i tak nasze glosy, jako skromnej grupy ludzi/kobiet/blogerek niewiele znacza w tej materii? :(
OdpowiedzUsuńA tak btw, z ciuchami to juz jest calkiem tragedia, jakosc ma sie nijak do ceny. Pamietam, jak bodajze niecale 2 lata temu kupilam koszulke w Zarze (wiadomo - ten sklep do tanich nie nalezy), przelatalam jeden sezon i bluzka byla do wyrzucenia. Jak przy naszych zarobkach, gdzie najnizsza krajowa to ok 1200 zl moze byc stac czlowieka na co sezonowa wymiane garderoby? Jeszcze, zeby ceny byly o polowe nizsze to ok, a tak? Porazka totalna! Dla przykladu, podobnie jak kolezanka wyzej, kupilam kiedys kiecke na ciuchach za pare groszy z United Colors of Benetton i ma sie swietnie do tej pory, wciaz w niej chodze, kiedy tylko jest cieplo na dworze a znajac zycie za taka sama kupiona w sklepie nie dosc ze musialabym wydac zapewne horrendalna sume to i pewnie wytrwalaby podobnie jak reszta, czyli max 1-2 sezony.
UsuńSorry za braki przecinkow, ale podnioslo mi sie cisnienie i pisalam co mysle, nie sprawdzajac znakow przestankowych ;)
UsuńNiestety, słowa sprzeciwu zazwyczaj są zagłuszane. Słyszymy, że proszek do prania jest słabszy, ponieważ sypiemy go, nie znając umiaru. Żywność teoretycznie ma ten skład, a kosmetyki nie różnią się jakością od tych dostępnych za zachodnią granicą.
UsuńWiększość Polaków nie zarabia kokosów. Jeśli popatrzymy na ceny ubrań i weźmiemy pod uwagę najniższą krajową, to widać, iż jesteśmy w stanie zmieniać garderoby co kwartał... Bylejakość serwowana nam przez sieciówki kosztuje 100-200 zł.
No tak, przy środkach czystości, a szczególnie proszkach i płynach do płukania. Co do H&M zgadzam się, choć dość często tam kupuję. Chociaż latem kupiłam dwie bluzki-jedna jest w idealnym stanie do dziś, druga po praniu była powyciągana jak ścierka do podłogi.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że sporo zależy od jakości materiału, z którego wykonano poszczególne bluzki. Czasem można trafić na przyzwoity ciuch:) Jednak przypomina to poniekąd rosyjską ruletkę. Nigdy nie wiadomo, jak będzie wyglądała dana rzecz po praniu...
UsuńW pierwszym zdaniu miało być, że widać różnicę :)
OdpowiedzUsuńWczoraj będąc na zakupach, postanowiłam wesprzeć rynek polski. Bo skoro z Mango, Zary itp docierają do nas gorsze rzeczy to może warto inwestować w polskie. Kupiłam płaszczyk w Mohito, bamboszki i leginsy w Reserved. W domu sprawdziłam metki i otóż czego się dowiedziałam. Mohito i Reserved to jeden koncern!!!! Nie miałam o tym pojęcia- firma jest z Gdańska. Ale co lepsze wszystkie trzy rzeczy które kupiłam były wyprodukowane w CHINACH!!! Zwątpiłam :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMohito, Reserved, Sinsay, House, Cropp należą do spółki LPP, która została założona w w Polsce. Szkoda, że ubrania, które trafiają do wyżej wspomnianych sieciówek, nie powstają w rodzimych fabrykach.
UsuńDo Polski dociera towar niższej klasy - zarówno jeśli chodzi o środki czystości, jak i ubrania, elektronikę, itd.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej wkurza, że sobie Levisów nie mogę w Polsce kupić, bo trafiają tu same odrzuty, nie mające absolutnie nic wspólnego z normalną jakością tej marki. (No, może tylko cena jest wspólna).
Uważam to za skandal - marka w moich oczach wiele traci tak postępując.
Z drugiej zaś strony jest internet - i nie jestem skazana na to co dociera do Polski, mogę kupić rzeczy z całego świata.
Odkąd internet stał się stałym elementem naszego życia, mamy ogromny wybór. Już nie jesteśmy zdani na to, co dociera Polski. Cieszę się, że nie wychodząc z domu, mogę zamówić azjatycki krem BB czy kosmetyki z DMu:)
UsuńNiestety, w przypadku ubrań sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana, ponieważ trudno trafić ze spodniami, nie mierząc ich. Chyba że wcześniej mieliśmy do czynienia z daną marką i wiemy, że najlepiej wyglądamy w rozmiarze 36:)
To prawda, online kupuję tylko modele spodni które już miałam i dobrze je znam. Inny sposób na ominięcie tej sytuacji to upolować tanie bilety lotnicze i wyrwać się na cały dzień zakupów gdzieś do europejskiej stolicy :) Choć to wymaga odłożenia większej ilości gotówki by miało sens.
UsuńTaki wypad nie tylko pozwala obkupić się w porządne ubrania, ale przy okazji możemy trochę pozwiedzać;) Swego czasu namiętnie odwiedzałam naszych zachodnich sąsiadów;) Pytałam kuzyna, kiedy rozpoczynają się wyprzedaże, po czym wyruszałam na łowy;)
UsuńJa tak luźno wiążę swój komentarz z tematem, ale jednak :) Jak wspomniałaś o tym HM, to musiałam się podzielić moim dzisiejszym odkryciem. Oglądałam dziś dziecięce ciuszki w brytyjskim HM online i z ciekawości sprawdziłam, czy to samo jest u nas, by wiedzieć czy da się w tej sieci zrobić bardziej oryginalny prezent. Okazało się, że wszystko, co sprawdziłam występowało i na polskiej, i angielskiej stronie, ale zdziwiły mnie ceny. Okazało się, że przeliczając nawet przy mocnym aktualnie funcie, czyli prawie 5zł, za te same ubranka w polskim HM przepłacimy od ok. 5 do 30zł. Trochę mnie zastanawia z czego to wynika? Jeśli chodzi o jakość rzeczy, to ciężko mi sobie wyobrazić, że mogą produkować ten sam produkt inaczej na różne kraje, choć w sumie czemu miałoby mnie to dziwić, ciekawe czy kraj produkcji jest taki sam?
OdpowiedzUsuńWielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego przepłacamy za te same produkty. Nawet jeśli uwzględnimy fakt, iż złotówka nie jest mocną walutą, to różnice kłują w oczy... Z tego powodu nie przemawia do mnie teoria, że na nasz rynek trafiają gorsze produkty, ponieważ ich jakość jest dostosowana do naszych zarobków. Płacimy więcej od Anglików, toteż powinniśmy otrzymywać najlepsze ubrania.
UsuńMoja przyjaciółka pracowała w pepco i często mi opowiadała że dostają dostawy ciuchow z h&m, zary, tommy hilfiger ktore normalnie kosztują kupe kasy a oni ucinali metki i zazwyczaj cena w pepco nie przekraczala 50 zl, dlatego tez koszule ktora widzialam w angielskim h&m za 30 funtow w pepco kupilam za 30 zl. A o podkladach to juz nie wspomnę, jako bladzioch nad bladziochami zawsze jak kupuje podkład to normalnie płacze bo nie ma nic dla mojej białej twarzy :-)
OdpowiedzUsuńMoja przyjaciółka pracowała w pepco i często mi opowiadała że dostają dostawy ciuchow z h&m, zary, tommy hilfiger ktore normalnie kosztują kupe kasy a oni ucinali metki i zazwyczaj cena w pepco nie przekraczala 50 zl, dlatego tez koszule ktora widzialam w angielskim h&m za 30 funtow w pepco kupilam za 30 zl. A o podkladach to juz nie wspomnę, jako bladzioch nad bladziochami zawsze jak kupuje podkład to normalnie płacze bo nie ma nic dla mojej białej twarzy :-)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że Pepco sprowadza ciuchy z H&M, Zary itp. Zawsze zastanawiałam się, kto szyje ubrania dla tej sieciówki. Muszę przyznać, że metki nigdy nie zaspokoiły mojej ciekawości:D Zawsze trafiałam na kraj pochodzenia i instrukcję prania;)
UsuńZnalezienie jasnego podkładu w drogerii graniczy z cudem... Na szczęście są minerały, z drugiej strony nie każdemu odpowiada taka forma...