Dzisiaj postanowiłam trochę przybliżyć jeden z moich ulubionych produktów do włosów. Od pewnego czasu nie używam lokówki ani prostownicy, ale wcześniej gdy układałam sobie fryzurę przy użyciu ciepła wyzwalanego w tych urządzeniach, był to kosmetyk, który aplikowałam codziennie. Natura Silk firmy Marion to jedwabna kuracja, odżywka regenerująca bez spłukiwania. Swoje właściwości zawdzięcza obecności jedwabiu i prowitaminy B5.
Teraz parę słów od producenta:
„-Nadaje włosom świetlisty połysk już po użyciu jednej kropli
- Sprawia, że twoje włosy będą odżywione, nawilżone i sprężyste
- przywraca włosom suchym, zniszczonym i matowym miękkość i blask.
Natura Silk jedwabna kuracja wygładza powierzchnię włosów, ułatwia rozczesywanie i układanie oraz regeneruje włosy od wewnątrz. Regularnie stosowana chroni włosy przed wysoką temperaturą, gorącym powietrzem, zanieczyszczeniami środowiska i utratą wilgoci.
Twoje włosy uzyskają świetlisty połysk, jedwabistą miękkość i zdrowy wygląd”
Skład moim zdaniem daleki jest od ideału. Wprawdzie mamy panthenol, który nawilża, ale jest on na ostatnim miejscu w składzie, czyli jest go tyle, co kot napłakał. Trzeci od końca jest hydrolizowany jedwab. Mówiąc wprost, skład jest średniawy, raczej ów preparat nie naprawia naszych zniszczonych włosów.
Ta odżywka ma bardzo miły dla nosa zapach. Można by wręcz pomyśleć, że jedwab pachnie, nic bardziej mylnego, ta woń to nic innego jak syntetyczne perfumy, które mogą działać drażniąco na niektóre z nas. Aczkolwiek ja ten zapach lubię, jest on dość silny i pozostaje wyczuwalny przez cały dzień. Zatem jeśli jego zapach Was drażni, to nie radzę kupować, bo będziecie musiały wytrzymać z nim cały dzień.
Jest to produkt bardzo wydajny. Ponieważ autentycznie wystarczy jedna malutka kropelka, by rozprowadzić go na włosach, taka butelka starczy nam na kilka miesięcy codziennego stosowania. Ja mam opakowanie o pojemności 50 ml, kupiłam je w trakcie sesji zimowej i wciąż mam ponad połowę produktu, a od lutego do czerwca używałam ten jedwab praktycznie codziennie.
Włosy po tej odżywce bez spłukiwania bardzo ładnie błyszczą. To daje wrażenie silnych, zdrowych włosów. Jest to jednakże efekt krótkotrwały, który znika podczas mycia głowy. Preparat jest dość lepki i skleja rozdwojone końcówki, przez co nasze włosy naprawdę wyglądają lepiej. No właśnie wyglądają, a nie stają się zdrowsze. Ale gdy już doszło do tragedii, to dobrze mieć przy sobie ten jedwab z Mariona, bo można stworzyć iluzję zadbanych, mocnych włosów.
Odżywki absolutnie nie należy kłaść przy skórze głowy, nakładamy ją tylko na końcówki włosów. Jeśli nałożymy ją na skórę, to włosy przetłuszczą się nam w ekspresowym tempie, nabawimy się również łupieżu.
Jest to produkt łatwo dostępny. Można go dostać w Naturze, Netto, drogeriach no name.
Produkt rzeczywiście chroni przed szkodliwym wpływem temperatury. Wiadomo nie w 100%, ale całkiem przyzwoicie. Dlatego jest to mój ulubieniec. Gdy jeszcze prostowałam włosy, nakładałam go przed każdym włączeniem prostownicy do kontaktu. Moje włosy wprawdzie ucierpiały na tym zabiegu modelującym, ale nie wysuszyły się aż tak strasznie. Udało mi się uniknąć siana na głowie. Polecam go wszystkim dziewczynom, które prostują włosy, bo naprawdę je chroni.
Nie miałam okazji przekonać się, jak wyglądają włosy na drugi dzień po aplikacji kosmetyku, ale podejrzewam,że są nieźle przetłuszczone. Dla mnie nie ma to znaczenia, ponieważ codziennie myję włosy, gdyż nie potrafię zasnąć, czując na sobie zapach fajek, którymi nie sposób przesiąknąć, przechodząc przez miasto.;/
Trzeba uważać z ilością kosmetyku. Naprawdę w jego przypadku im mniej go, tym lepiej. Oszczędzajmy jedwab, choć jest tani. W przeciwnym razie uzyskamy włosy oblepione smalcem. Nie jest to estetyczny wygląd.
Wygodny dozownik pozwala nabrać niewielką ilość preparatu. Nie zacina się, jestem z niego zadowolona.
Włosy po nałożeniu jedwabiu rzeczywiście zyskują na miękkości. Stają się puszyste i miękkie w dotyku, nawet jeśli normalnie są proste i twarde niczym druty.
Jeśli nakładaliśmy tę odżywkę podczas dnia, to wieczorem trzeba ją dobrze zmyć szamponem, żeby nałożona później odżywka lub maska, rzeczywiście mogły wnikać w strukturę włosa i regenerować go.
Jak już wspomniałam wyżej, patrząc na skład, nie sądzę, żeby nasze włosy były odżywione. Musimy stosować normalną odżywkę, która rzeczywiście spełnia tę funkcję. Ta z Mariona ochroni nas przed niekorzystnym wpływem wysokiej temperatury, ale nie zrobi nic więcej.
Dobrze, że jest to produkt bez spłukiwania, dzięki niemu jest z nim mniej roboty:)
Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze pary razy użyć podkładu z Golden Rose, bo chciałabym go zrecenzować. Niestety, ja chyba nigdy nie przekonam się do podkładów. Myślę, że mój obecny jest dobrze dobrany, ale mimo to ciągle czuję się jak zaszpachlowana i mam nieodparte wrażenie, że ludzie, patrząc na mnie, myślą: tapeciara. Ciągle mi się wydaje, że podkład się odznacza, czuję się tłusto, jakby produkt ze mnie spływał. Cały czas boję się, żeby się nim nie upaprać. I mam tak za każdym razem, gdy nałożę jakikolwiek podkład. Jeszcze poużywam go przez weekend, ale jak pójdę na uczelnię, to chyba go odstawię, bo zwyczajnie źle się w nim czuję. Bardzo sztucznie. Dzisiaj przed wyjściem z domu, chyba z 4 osoby przepytałam, czy nie widać i nie wyglądam jak klaun. Moja mama, mój tato, sąsiadka i przyjaciel zgodnie odpowiedzieli, że jest okej. A ja dalej uważałam, że mogłabym iść straszyć i wyglądam jak tapeciara. Ten dyskomfort skutecznie odstrasza mnie od podkładów. Wolę mieć widocznie pryszcze niż zamaskowane podkładem, bo czuję się sztucznie. Chyba nigdy nie polubię podkładów.
A Wy dobrze czujecie się, mając naniesiony podkład? Miałyście kiedyś ową odżywkę z jedwabiem? Jak chronicie włosy przed niekorzystnym działaniem wysokiej temperatury?