Szminka z Maybelline nr 111/103, odcień Iridescent Rose Diamonds. Bardzo lubię tę szminkę za lekką formułę. Po jej nałożeniu czuję się jakbym otuliła je jedwabnym szałem. Jej lekka kremowa konsystencja powinna idealnie pasować kobietom, które nie lubią czuć, że mają coś na ustach. Pomadka zawiera drobinki, które rozświetlają usta i są dość mocno widoczne. Na pewno nie nadaje się dla osób, które nie lubią, gdy widać, że mają coś na ustach. Jednakże nie jest ona na tyle mocna, by miały z niej rezygnować kobiety, które nie muszą mieć na ustach cielaczkowego matu. Nadaje się na wyjścia do pracy, na uczelnię, ale osobiście wolę ją aplikować przed wyjściem na miasto. Pachnie bardzo przyjemnie, trudno mi sprecyzować zapach. Po nałożeniu na usta czuć lekki, kwiatowy posmak. Przy aplikacji należy pamiętać o użyciu pędzla, który pozwoli rozprowadzić produkt równomiernie na wargach. Szminka ma tendencję do zbierania się w miejscach przesuszonych i popękanych. Jednakże po pewnym czasie wtapia się w skórę warg i wygląda bardzo naturalnie. Niestety, nie nawilża ust, ale na szczęście też ich nie wysusza. Można stosować ją bez obaw, że popękają usta, ponieważ nie zawiera wody, która w zetknięciu z wiatrem wywołuje efekt pustyni na naszych ustach. Niestety, bardzo szybko się ściera i znika z naszych ust. Po 15 minutach jest słabo widoczna, po pół godzinie nie ma po niej ani śladu. Dlatego wymaga reaplikacji. Ponieważ produktu jest niewiele, dlatego można zarzucić jej niewydajność. Przy regularnym stosowaniu skończy się po upływie dwóch tygodni. Biorąc pod uwagę cenę, około 30 zł, to dość kiepska inwestycja, jeśli chodzi o codzienne stosowanie. Osobiście nie aplikuję jej regularnie, tylko raz na jakiś czas. Ma przepiękne opakowanie. Daje poczucie luksusu i naprawdę prezentuje się doskonale w naszej torebce. W opakowaniu urzekł mnie kolor i nowoczesność. Jest ono stabilne, wytrzymałe i nie brudzi się nadmiernie.
Szminka z Miss Sporty, numer 122, kolor Poem. Jest niezwykle tania, zapłaciłam za nią coś koło 8-9 zł w Rossmannie. Ma piękny krwistoczerwony odcień. Zawiera drobinki, które na naszych ustach są widoczne. Nie jest to propozycja dla kobiet, które nie lubią rzucać się w oczy i preferują efekt no make up. Ja bardzo ją lubię, ponieważ wspaniale podkreśla, poprzez kontrast moją bladą cerę. W tej pomadce czuję się bardzo kobieco i zmysłowo. Lubię z niej korzystać, gdy robię sobie ostrzejszy rockowy/gotycki makijaż. Ponieważ mam czarne włosy i bladą cerę, to uważam, że ta szminka jest stworzona dla mnie. Szminka ma specyficzny zapach, który może odstraszać co niektóre z Was. Jest to dość intensywna woń, przypominająca owocowe gumy balonówy, które można było kupić w sklepiku szkolnym w latach 90.:) Szminka ma tendencję do lekkiego wysuszania naszych warg, dlatego nakładam ją na Neutrogenę. Przy użyciu pędzelka, nakładając niewielkie ilości, można uzyskać efekt naturalnych, zaczerwienionych od przepływu krwi ust. Jest to jedyna szminka, którą wolę aplikować bez użycia pędzelka, gdyż chcę, by była ona dobrze widoczna. Nie podkreśla suchych skórek, nie zbiera się w załamaniach, więc mogę sobie na to pozwolić. Jest bardzo wydajna, swoją mam chyba od roku czasu, przechowuję ją w lodówce. Nie śmierdzi, nie szkodzi moim ustom, nie mam po niej opryszczek, zajadów. Opakowanie jest przeciętne, ale się nie łamie, nie pęka. Dość łatwo się brudzi. Z jej pomocą można uzyskać efekt wampirzycy:)
Szminka z Eveline Cosmetics, seria hydra color, numer 420, odcień Aqua Platinum. Nabyła ją moja mama w promocji za około 6 zł. Przepięknie pachnie melonem i smakuje jak melon;) Ponadto powinna nawilżać, tuż po aplikacji można czuć efekt nawilżenia, ale to pozory, w rzeczywistości wysusza usta. Nakładam ją na Neutrogenę. Jeśli chodzi o kolor, to jest moim numerem jeden, wyprzedza nawet wspomnianą przeze mnie Miss Sporty. Nie posiada lśniących drobinek, tzn., jak odkręcimy szminkę, to widać takie srebrne drobinki, ale na ustach są one nie widoczne, pomadka odbija światło. Kolor leży na granicy czerwieni i różu. Jest on dość intensywny, ale mimo wszystko na ustach nie daje efektu karykaturalnego. Lepiej aplikować go pędzelkiem, ponieważ czasami podkreśla suche skórki na wargach. Na początku jest dość intenstwny, ale po chwili ściera się i wygląda bardziej naturalnie. W tej drugiej, nieco startej wersji, utrzymuje się na ustach przez kilka godzin. Wygląda to jakby nasze usta były nabrzmiałe od intensywnego przepływu krwi. Jeśli chodzi o opakowanie, to szału nie ma. Nie podoba mi się to plastikowe kółeczko u samej góry, ponieważ przepuszcza światło. Produkt jest w miarę wydajny, ale nie aż tak jak szminka z Miss Sporty.
Pozostałe szminki przedstawię Wam w trzeciej części:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pozostawiając u mnie komentarz, pozostawiasz u mnie swoje dane osobowe. Są one starannie przechowywane i nieudostępniane innym podmiotom.