Ten post powinnam rozpocząć od zdania: "Mam na imię Magda i jestem szminkomaniaczką". Mimo iż mogę pochwalić się pokaźną kolekcją pomadek, wciąż przynoszę do domu nowe kosmetyki do makijażu ust. Zawsze znajdę w drogerii szminkę w wyjątkowym odcieniu, którą muszę przetestować na własnych wargach. Choć najczęściej stawiam na usta w żywych, soczystych kolorach, zdarza mi się przynieść do domu też coś spokojniejszego. Zapraszam na prezentację skarbów, którym nie potrafiłam się oprzeć.
Inglot pomadka do ust Matte nr 422
Do
tej pory byłam zadowolona z matowych szminek Inglota, toteż gdy
zobaczyłam jagodową pomadkę Inglota na jednym z blogów,
wiedziałam, że muszę ją mieć. Na zaspokojenie kosmetycznego
chciejstwa nie musiałam długo czekać, ponieważ pożądany odcień
znalazłam w pobliskim centrum handlowym. Moja radość nie trwała
jednak długo, ponieważ szminka nie grzeszy jakością. Jej
aplikacja jest jeszcze trudniejsza niż śliwkowej pomadki marki
Sephora, początkowo myślałam, że baza Kobo rozwiąże problem,
niestety, tak się nie stało. Równomierne nałożenie jagodowej
szminki graniczy z cudem ze względu na jej tępą konsystencję. Za
każdym razem w załamaniach pojawiają się fioletowe grudki, które
wyglądają nieestetycznie. Z pewnością nie jest to kwestia
suchych, zaniedbanych ust, ponieważ nawet na ręce szminka rozkłada
się nierównomiernie. Może któraś z Was miała do czynienia z tym
pięknym a zarazem problematycznym odcieniem i wie, jak rozwiązać
problem?
Inglot pomadka do ust Matte nr 420
Choć
zakupu tej pomadki nie planowałam, jej nietypowy odcień spodobał
mi się do tego stopnia, iż postanowiłam powiększyć kolekcję
szminek. Trudno jednoznacznie określić jej kolor. Mamy tutaj do
czynienia z połączeniem intensywnego różu i fioletu. Jeśli w
makijażu lubicie eksponować usta, to powinnyście zwrócić uwagę
na pomadkę Inglot Matte nr 420. Choć temu nietypowemu odcieniowi
nie można odmówić uroku, to nie każda z nas będzie wyglądała w
nim dobrze. Choć intensywny róż z domieszką fioletu nie ma tak
topornej konsystencji jak Inglot Matte nr 422, jego aplikacja bywa
problematyczna. Nawet na zadbanych, wypeelingowanych wargach kosmetyk
lubi wchodzić w załamania. Gdy udało mi się równomiernie nałożyć
pomadkę, nienagannym makijażem ust cieszyłam się zaledwie przez
kwadrans, po kilkunastu minutach szminka zaczyna się warzyć i
musimy sięgnąć po mleczko lub płyn dwufazowy.
Golden Rose Velvet Matte pomadka nr 14
W
listopadzie postanowiłam powiększyć swoją kolekcję szminek, na
mojej liście znajdowało się kilka ciekawych, jesiennych odcieni.
Wprawdzie nie planowałam zakupu szminki przypominającej dojrzałą
malinę, ale gdy zobaczyłam ją w drogerii, uznałam, że muszę ją
mieć. Staram się nie wrzucać kosmetyków do koszyka pod wpływem
impulsu, ale czasem pozwalam sobie na odrobinę szaleństwa. Tym
razem warto było zmodyfikować pierwotne zamierzenia, ponieważ
pomadka Golden Rose Velvet Matte nr 14 przypomina naturalny odcień
moich ust. Po jej użyciu wargi wyglądają lepiej, ale nie rzucają
się w oczy. Od pewnego czasu stanowi stały element dziennego
makijażu, gdy nie wiem, którą szminką podkreślić usta, sięgam
po dojrzałą malinę. Jej największym atutem jest trwałość, z
moich warg znika dopiero po 6-8 godzinach.
Golden Rose Velvet Matte pomadka nr 16
Czasem
zdarza mi się zaszaleć z makijażem oczu i wówczas pojawia się
problem, jaką szminką podkreślić usta. Czerwienie i fuksje
odpadają, ponieważ stanowiłyby konkurencję dla cieni do powiek. W
związku z tym zdecydowałam się na jasnobrązową szminkę, która
na ustach wygląda bardzo naturalnie. Moja mama od dobrych kilku
miesięcy używa pomadki Golden Rose Velvet Matt nr 16 i jest z niej
bardzo zadowolona, więc długo się nie zastanawiałam nad wyborem
odcienia i marki. Szminka charakteryzuje się świetną jakością,
na moich wargach utrzymuje się przez kilka godzin, później
równomiernie znika z ust. Jej dodatkowym atutem jest niska cena, za
pomadkę Golden Rose Velvet Matte zapłaciłam niespełna 10 zł.
Eveline Celebrities pomadka do ust nr 602
Nie
potrafię oprzeć się czerwieni, gdy widzę bluzkę lub szminkę w
swoim ulubionym kolorze, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że
przyniosę ją ze sobą do domu. Na pomadkę Eveline zdecydowałam
się ze względu na odcień. Powoli przekonuję się do czerwieni w
cieplejszym wydaniu i chętnie eksperymentuję. Choć kolor szminki
okazał się niezwykle udany, rozczarowała mnie jej jakość. Po raz
pierwszy mam do czynienia ze szminką, która tak szybko znika z ust,
na dodatek robi to nierównomiernie. Nie przekreślam jej jednak
całkowicie, dam jej jeszcze jedną szansę, ale obawiam się, że
ten typ tak ma i trudno będzie nam nawiązać owocną współpracę.
My Secret 300% Sensual Volume Mascara
Bardzo
lubię maskary My Secret. Pomimo niskiej ceny zapewniają pożądany
efekt, nie osłabiają rzęs i chętnie współpracują z delikatnymi
płynami micelarnymi. Jako alergiczka doceniam również fakt, iż
dotychczas stosowane tusze nigdy nie podrażniły moich oczu. Czy z
nową maskarą My Secret będzie podobnie? O tym przekonam się już
niebawem, gdy spożytkuję napoczęty tusz. Producent obiecuje efekt
pogrubienia, a moim rzęsom zdecydowanie brakuje objętości.
Opakowanie maskary przypomina mi Maybelline Colossal. Czy tylko ja
mam takie skojarzenia?
Pierre Rene pędzel do pudru
Od
kilku lat używam pędzla kabuki Real Techniques, z perspektywy czasu
wiem, iż dokonałam właściwego wyboru. Dzięki niemu aplikacja
minerałów przebiega szybko i sprawnie, a ja cieszę się naturalnym
efektem. Niestety, zimą pędzle schną stosunkowo długo, więc
potrzebowałam zamiennika dla Real Techniques. Zdecydowałam się na
łatwo dostępny i tani pędzel do pudru Pierre Rene. Pozwala on na
precyzyjną i staranną aplikację podkładu mineralnego, ale posiada
pewną wadę, która całkowicie dyskwalifikuje go w moich oczach.
Otóż pędzel do pudru Pierre Rene okropnie gubi włosie, co na
dłuższą metę jest niezwykle uciążliwe. Na szczęście niebawem
moje męki zakończą się. W najbliższych dniach zamierzam zamówić
zestaw pędzli Zoeva.
Kobo Professional Highlighter Powder nr 310 Moonlight
Potrzebowałam
sporo czasu, aby przekonać się do rozświetlaczy. W związku z tym,
iż moja cera wykazuje tendencję do przetłuszczania, wychodziłam z
założenia, że nie potrzebuje ona dodatkowego blasku. Pod koniec
studiów nieoczekiwanie zmieniłam swoje nastawienie do rozświetlaczy
za sprawą idealnej, srebrnej tafli, którą co tydzień mogłam
podziwiać na twarzy mojej wykładowczyni. Chciałam uzyskać
identyczny efekt, więc rozpoczęłam intensywne poszukiwania
odpowiedniego kosmetyku. Moim oczekiwaniom najlepiej sprostał
rozświetlacz w płynie rodzimej firmy Inglot. W miarę upływu czasu
moja kolekcja systematycznie powiększała się o kolejne produkty
dodające skórze zdrowego blasku. Kilka tygodni temu w mojej
kosmetyczce zagościł Kobo Professional Highlighter Powder nr 310
Moonlight. Choć nie zdążyłam jeszcze wyrobić sobie zdania na
jego temat, na razie nie mam większych zastrzeżeń do
rozświetlacza. Na próżno szukać w nim brokatu, drobno zmielone
cząsteczki tworzą lśniącą taflę utrzymaną w chłodnej tonacji.
karminowe.usta
Chyba najładniej Ci w GR nr 14 :) A rozświetlacz cudeńko- idealnie pasowałby do mojej cery. Aktualnie mam rozświetlacz Catrice, ale wszędzie szukam właśnie jednolitego bez drobinek...
OdpowiedzUsuńW Golden Rose Velvet Matte nr 14 czuję się najlepiej:) Często noszę ją ze sobą w torebce:)
UsuńMam obie pomadki Inglota, 420 i 422. Przed ich aplikacją nakładam cienką warstwą po prostu pomadkę ochronną z Alterry i dyskomfort znika. Uwielbiam je :-)
OdpowiedzUsuńSkorzystałam z Twojej porady i rzeczywiście problem zniknął:)
UsuńTen Kobo taki kruchy? :(
OdpowiedzUsuńMój też taki kruchy właśnie :/ już raz go reanimowałam alkoholem
UsuńRozświetlacz Kobo jest bardzo drobno zmielony i podejrzewam, że dlatego okropnie się kruszy. Przy nabieraniu go na pędzel należy zachować ostrożność, ponieważ łatwo można go uszkodzić;/
UsuńBardzo lubię ten rozświetlacz kobo! :) Co do pomadek Inglot - miałam jedną i niestety nie spisała się u mnie dobrze... Na okrągło były z nią jakieś problemy ;)
OdpowiedzUsuńMam kilka pomadek Inglota, te starsze sprawują się w miarę dobrze, ale najnowsze nabytki nie grzeszą jakością.
UsuńPodczas mojej ostatniej wizyty w Inglocie kupiłam szminkę o numerze 21, ale pamiętam, że oczywiście rzuciłam okiem na te fiolety, tam nawet były i niebieskie kolory - i pomyślałam sobie kto kto je kupuje? komu w nich do twarzy? - a oto i mam odpowiedź :))
OdpowiedzUsuńLubię eksperymentować z nietypowymi odcieniami, nie wszystkie okazują się dobrym wyborem, ale za każdym razem sprawia mi to ogromną frajdę:)
UsuńPodoba mnie się Inglot pomadka do ust Matte nr 422 - odważna a zarazem bardzo taka nietuzinkowa.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że bez bazy w postaci pomadki ochronnej Alterra ten odcień jest problematyczny w obsłudze;/ Bardzo go lubię za nietuzinkowość.
UsuńMarzyłam kiedyś o fioletowej szmince, ale po testach przekonalam się, że nie pasują mi takie zimne odcienie :(
OdpowiedzUsuńNiestety, nie we wszystkich odcieniach wyglądamy dobrze. Sama bardzo lubię turkusowe cienie, ale nie na swoich powiekach, ponieważ wyglądam w nich jak Kleczkowska ze Złotopolskich;)
UsuńOdważne kolory szminek Inglota:) Mam jedną szminkę tej firmy, ale niestety nie sprawdziła się do moich suchych ust. Świetny rozświetlacz z Kobo, widać, że nie jest brokatowy, tylko daje efekt rozświetlającej tafli na skórze:)
OdpowiedzUsuńPomadki Inglota mogą wysuszać usta, ponieważ mają dość toporną konsystencję. Ponadto bezlitośnie podkreślają każdą niedoskonałość.
UsuńNigdy nie używałam fioletowej szminki, jakoś ten kolor do mnie nie przemawia. Najbardziej podoba mi się Golden Rose Velvet Matte pomadka nr 14
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, sama nie potrafię przekonać się do niektórych kolorów;)
Usuńodwazne kolory pomadek :) bardzo ładnie Ci w tych kolorach
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplement:)
UsuńMatowe pomadki Golden Rose bardzo lubię, zresztą inne serie też. Ostatnio kupiłam sobie matową szminkę Inglot, wybrałam chłodną czerwień, kolor 408 :) Aplikacja jest dość problematyczna, nie miałam jednak okazji dokładnie jej poznać, będę testować w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że maty Golden Rose są łatwiejsze w aplikacji od Inglota. I co najważniejsze dłużej utrzymują się na ustach.
UsuńPiękne i odważne kolory pomadek :-) Jestem na tak!
OdpowiedzUsuńWczoraj moja kolekcja pomadek poszerzyła się o kolejne odcienie, w tym marchewkową czerwień:) Ostatnio ciągnie mnie w kierunku odważnych kolorów, to chyba zasługa zbliżającej się wiosny:)
UsuńZakochałam się w pomadce do ust Inglota :D.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńWow, pierwsza pomadka 'rzuca się' w oczy.
OdpowiedzUsuńTo nietypowy odcień, ale nie byłabym sobą, gdybym go nie wypróbowała:)
UsuńNa matową szminkę od GR również się skusiłam, jednak wybrałam odcień nr.13 :D Hmm, ja mam tylko jedną pomadkę z Inglota, ale nie mam żadnych problemów z jej aplikacją. Tylko, że z tego co pamiętam moja nie jest matowa :D Nie mam pomysłu jak moża ozwiązać problem z tępą konsystencją szminki, nigdy nie miałam z tym problemu ;/
OdpowiedzUsuńJa też mam 13, była to jedna z pierwszych pomadek Golden Rose, na które się zdecydowałam:)
UsuńDruga pomadka z Inglota to mój faworyt, zwłaszcza na Tobie :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ten odcień, ale długo nie potrafiłam wykorzystać w pełni jego możliwości ze względu na tępą konsystencję. Na szczęście patent z pomadką Alterra w roli bazy rozwiązał mój problem:)
UsuńCiekawi mnie maskara My Secret :) Kolory szminek zupełnie nie w moim stylu, ale Tobie pasują :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:)
UsuńNie moje kolory jeśli chodzi o szminki :) Szkoda,że nie mam dostępu do GR bo chciałabym wypróbować ich szminki.
OdpowiedzUsuńMoja ciocia kupuje w Niemczech pomadki Golden Rose, tylko nie wiem, w jakim sklepie. Zapytam ją o to i dam Ci znać:)
UsuńWow, faktycznie imponująca kolekcja nowych odcieni pomadek :) Ja akurat nie przepadam za Inglotem, jeśli chodzi o szminki - ich zapach mnie drażni a i konsystencja nie do końca odpowiada...
OdpowiedzUsuńZ konsystencją bywa różnie;/ Mam matową czerwień, która dobrze rozprowadza się na ustach, ale fiolety są toporne i trzeba trochę pokombinować, żeby wyglądały w miarę dobrze.
UsuńGolden Rose w numerze 14 jest bardzo ladny i do Ciebie idealnie pasuje!
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze czuję się w tym odcieniu, dojrzała malina często gości na moich ustach:)
UsuńIle pomadek :D GR nr 14 najbardziej by mi pasowała i kusi mnie jeszcze rozświetlacz kobo ale mam podobny a rozświetlacze zużywam dłuuugo :)
OdpowiedzUsuńJa również rozświetlacze zużywam latami, ale w mojej kosmetyczce przeważają minerały, które są "wieczne", więc na razie będę korzystała z Kobo:)
UsuńMiałam podobne odczucia co do jednej pomadki Inglot. Niestety marka ta jak dla mnie bardzo spowszedniała. Nawet cienie po pewnym czasie mnie zaczęły uczulać.
OdpowiedzUsuńMnie na szczęście cienie jeszcze nie zaczęły uczulać, ale odnoszę wrażenie, że od pewnego czasu jakość nie jest ich mocną stroną. Ostatnio kupiłam wkład, po który wcześniej chętnie sięgałam. Okazał się niezwykle toporny, choć jego poprzednik wcale taki nie był...
UsuńJa też nie potrafię oprzeć się nowym pomadkom, ale do tej pory nie skusiłam się na Golden Rose. Zwróciłaś moją uwagę na rozświetlacz, brzmi jak stworzony dla mnie!
OdpowiedzUsuńRozświetlacz jest bardzo dobrze zmielony, dlatego na twarzy pozostawia subtelny połysk:)
UsuńW tej czerwonej pomadke z GR wyglądasz świetnie! Rożświetlacz z kobo też mam, jest wspaniały :)
OdpowiedzUsuńWidzę,że jesteś totalną maniaczką posiadania pomadek :D :D
pozdrawiam!
Wczoraj przyniosłam do domu dwie nowe pomadki:) Nie potrafiłam oprzeć się marchewkowej czerwieni i jasnemu, chłodnemu różowi:)
UsuńKurcze muszę w końcu się skusić na jakąś pomadkę z GR bo wyglądają naprawdę super i na rozświetlacz też bo szukam czegoś delikatnego bez nachalnych drobinek brokatu i ten kobo na taki wygląda :)
OdpowiedzUsuńWarto wypróbować pomadki z serii Velvet Matte, ponieważ kosztują niewiele, a na ustach prezentują się rewelacyjnie. Wybór odcieni jest spory, na pewno znajdziesz coś dla siebie:)
UsuńWow, ile pomadek! Bardzo ciekawy ten fioletowy Inglot, ale nie miałabym odwagi w niej wyjść. I szkoda, że jeszcze jakość nie najlepsza.
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że fioletowe pomadki często są problematyczne, miałam kilka z różnych półek cenowych i na razie najlepiej spisują się te z Vipery.
UsuńPędzle do powiek Pierre Rene bardzo lubię, kilka z nich chętnie zdubluję w najbliższych miesiącach. Mam w użyciu teraz też inny tusz My Secret i muszę przyznać zrobił na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńPierre Rene ma bardzo dobre pędzle do makijażu ust i oczu, ale ten do pudru nie przypadł mi do gustu. Tusze My Secret kosztują niewiele, a swoją jakością nierzadko przewyższają maskary L`Oreal.
UsuńPomadki Golden Rose wyglądają obłędnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo je lubię ze względu na duży wybór odcieni, świetną trwałość i matowe wykończenie:)
Usuńmam golden rose 14. lubię ją :)
OdpowiedzUsuńChętnie po nią sięgam, ponieważ dobrze komponuje się z większością makijaży:) Wczoraj poszerzyłam kolekcję szminek o 2 pomadki Golden Rose Velvet Matte. Zdecydowałam się na 07 i 06:)
Usuńszkoda że inglot się nie sprawdził mam wrażenie że się pogorszyli ;(
OdpowiedzUsuńWidzę, że nasze spostrzeżenia pokrywają się. Kiedyś byłam w miarę zadowolona z Inglota, a ostatnio co drugi kosmetyk z ich salonu okazuje się kiepski;/
UsuńZakochałam sie w dwóch pierwszych pomadkach !
OdpowiedzUsuńKobo mnie zaciekawił, ale jaki pokruszony juz :(
Niestety, rozświetlacz Kobo jest niezwykle podatny na uszkodzenia. Nie nadaje się do noszenia w torebce, przy nabieraniu go na pędzel również należy zachować ostrożność.
UsuńFajnie prezentuje się ten rozświetlacz z kobo
OdpowiedzUsuńBardzo go lubię, ponieważ jest dobrze zmielony i tworzy piękną taflę:)
UsuńInglot 422 wygląda obłędnie ;o ♥, szkoda, że nie grzeszy jakością! + nie mogę nie wspomnieć o rozświetlaczu, który wygląda bardzo zacnie :D.
OdpowiedzUsuńSpróbowałam go nałożyć według zaleceń Natalii i widzę poprawę. Pomadka Alterra w roli bazy pozwala w miarę równomiernie rozprowadzić szminkę.
UsuńJeeeeny oba Ingloty i pierwsza GR są cudowne. Kocham pomadki, kupuję ich mnóstwo, ale potem z nich nie korzystam. :(
OdpowiedzUsuńJa chętnie korzystam ze swoich skarbów, ale ostatnio nie maluję ust do pracy, ponieważ chłodne powietrze im nie służy, więc wolę zabezpieczyć wargi jakimś balsamem ochronnym.
UsuńZamierzam kupić ten rozświetlacz z Kobo, i to będzie mój pierwszy produkt tego typu - wcześniej miałam podobny jak Ty pogląd na temat rozświetlaczy ;)
OdpowiedzUsuńDo rozświetlaczy po prostu trzeba się przekonać;) Ten z Kobo tworzy piękną taflę, ale jest bardzo kruchy, dlatego może ucierpieć podczas transportu do domu;) Na zdjęciach można zobaczyć uszkodzenia, ale mimo to uważam, że warto w niego zainwestować.
UsuńJakoś nie przepadam za pomadkami Inglota, za to GR te matowe baaardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńZarówno pomadki, jak i cienie Inglota różnią się jakością w zależności od odcienia. Niektóre spisują się bez zarzutu, a inne przysparzają sporo problemów.
UsuńWybrałaś odważne kolory pomadek. Chyba czas abym ja też tak zaszalała :)
OdpowiedzUsuńZbliżająca się wiosna stanowi doskonałą do poszerzenia kolekcji pomadek o odważne odcienie:)
UsuńKolory pomadek z Inglota są boskie, szkoda tylko, że za kolorem nie idzie jakość :< Oo a jaki zestaw Zoevy zamawiasz? :D Na pewno ich jakość Ci się spodoba, swoich Pink Elements nie zamieniłabym na żadne inne :)
OdpowiedzUsuńMuszę kupić te szminki w odcieniach fioletu:)
OdpowiedzUsuńSą piękne.
Zapraszam do mnie:)
http://kosmetycznykogielmogiel.blogspot.com/