Żel peelingujący o zapachu likieru kokosowego

Żele peelingujące traktuję jak produkty do mycia ciała. Zawarte w nich drobinki uprzyjemniają kąpiel. Mam słabość do kosmetyków o zapachu kokosa. Ich woń działa na mnie jak magnes. Podczas zakupów w czeskim DMie natknęłam się na żel peelingujący z kokosem i kwiatem lotosu, który został wypuszczony na rynek przez Alverde. Czy naturalny specyfik okazał się dobrym zdzierakiem? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w poniższej recenzji.

Mycie
Żel peelingujący wygląda niepozornie, mimo to doskonale usuwa zanieczyszczenia. Kosmetyk wykazuje słabe właściwości pianotwórcze. W wyniku tarcia powstaje biała emulsja, która „odrywa” cząsteczki brudu. Ta niecodzienna formuła przypadła mi do gustu. Gdy widzę krem, mam pewność, iż obcuję z produktem, którego działanie opiera się na delikatnych detergentach. W związku z tym, iż borykam się z suchą, skłonną do podrażnień skórą, muszę zachować ostrożność. Niewłaściwie dobrany specyfik może przyczynić się do wystąpienia niepożądanych reakcji.

Usuwanie martwego naskórka
Nie mogę powiedzieć, iż zaprezentowany kosmetyk zupełnie nie radzi sobie z tym zadaniem. Jeśli jesteście przyzwyczajone do mocnych zdzieraków, to działanie żelu peelingującego Alverde uznacie za mizerne. W rzeczywistości omawiany produkt spisuje się lepiej niż jego brat z Alterry. Jeśli chcemy zobaczyć drobinki obecne w specyfiku oferowanym przez drogerie Rossmann, musimy skorzystać z mikroskopu. Za właściwości złuszczające żelu Alverde odpowiadają wiórki kokosowe. Firma nie poskąpiła tych wspaniałości. Niestety, pod względem tarcia nie dorównują one cząsteczkom cukru. Mam wrażliwą skórę, toteż często sięgam po delikatne zdzieraki. Żel peelingujący Alverde wpisuje się w moje potrzeby. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że jego działanie nie zyska zbyt wielu zwolenników.

Nawilżenie/wysuszenie
Początkowo obawiałam się, iż omawiany produkt zafunduje mi Saharę. Wprawdzie żel zawiera łagodne substancje myjące, ale alkohol zajmuje wysoką pozycję w składzie. Na szczęście technolodzy Alverde opracowali formułę, która neutralizuje niekorzystne działanie tego ingredientu. Warto zaznaczyć, iż zaprezentowany specyfik nie zastąpi nam balsamu do ciała. Po wyjściu z wanny nie towarzyszy mi uczucie ściągnięcia, ale skóra nie jest optymalnie nawilżona.

Podrażnienie
Żel peelingujący nie podrażnił mojej delikatnej skóry. Gdy korzystałam z jego dobrodziejstw, nie odnotowałam pieczenia czy zaczerwienienia.

Konsystencja
W przeźroczystej bazie, która przypomina żel z siemienia lnianego, zatopiono sporą ilość wiórków kokosowych. Wskutek tarcia kosmetyk przeobraża się w białą emulsję.

Zapach
Specyficzna woń produktu nie każdemu przypadnie do gustu. Sięgając po żel, odnoszę wrażenie, iż obcuję z likierem kokosowym. Lubię ten trunek, dlatego zapach produktu zaskarbił sobie moją sympatię. Jeśli ktoś nie przepada za alkoholem, to woń specyfiku Alverde może go przyprawić o mdłości.

Opakowanie
Specyfik umieszczono w tubce wykonanej z przeźroczystego plastiku. Za sprawą tego rozwiązania nie będziemy zaskoczone, gdy kosmetyk sięgnie dna. Opakowanie wieńczy różowy zatrzask, który zapewnia komfort. Niektórzy producenci wciąż korzystają z szatańskiego wynalazku w postaci nakrętki. Graficy Alverde postawili na kwiat lotosu i wiórki kokosowe. Ta wizja artystyczna wpisuje się w moje poczucie estetyki.

Wydajność
Żel peelingujący nie grzeszy wydajnością. Kosmetyk sięgnął dna po 1,5 tygodnia codziennego stosowania.

Testowanie na zwierzętach
Alverde nie testuje swoich produktów na zwierzętach. Omawiany specyfik może być stosowany przez wegan.

Cena
Za tubkę żelu peelingującego musimy zapłacić ok. 2-3 euro. Niestety, nie pamiętam dokładnej kwoty.

Dostępność
DM, drogerie internetowe, portale aukcyjne.

Skład
Aqua, Alcohol, Glycerin, Coco-glucoside, Cocos nucifera fruit, Xanthan gum, Glyceryl oleate, Silica, Nelumbium speciosum flower extract, Cocos nucifera fruit extract, Zingiber officinale oil, Disodium cocoyl glutamate, Sodium cocoyl glutamate, Alcohol, Sodium citrate, Citric acid, Parfum.

Reasumując: Żel peelingujący doskonale sprawdza się jako produkt do mycia ciała. W związku z tym, iż za jego działanie odpowiadają delikatne detergenty, nie doczekamy się piany. Omawiany kosmetyk raczej nie przypadnie do gustu zwolennikom mocnych zdzieraków. Wiórki kokosowe usuwają martwy naskórek, ale uzyskany efekt nie jest tak spektakularny jak po użyciu peelingu na bazie cukru. Osoby, które walczą z nadmiernym rogowaceniem, nie odczują działania omawianego specyfiku. Charakterystyczny zapach żelu nie każdemu przypadnie do gustu. Woń kosmetyku porównałabym do likieru kokosowego. Produkt Alverde nie zastąpi balsamu do ciała, ale po wyjściu z wanny nie towarzyszy mi uczucie ściągnięcia.

PS Jaki macie stosunek do kosmetyków o zapachu kokosa? Czy znacie peelingi, które roztaczają wokół siebie tę charakterystyczną woń? Jeśli miałyście do czynienia z zaprezentowanym żelem, chętnie poznam Waszą opinię na jego temat.


karminowe.usta

Makijaż konsultantek jako reklama perfumerii?

Specyficzny makijaż pań, które pracują w perfumeriach, nierzadko stanowi przedmiot żartów. Parę dni temu trafiłam na forum, na którym zabrały głos osoby zatrudnione w ekskluzywnej sieciówce. Ich historie otworzyły mi oczy i pozwolił spojrzeć na problem z innej perspektywy.

Przyznaję, że parokrotnie zastanawiałam się, dlaczego panie, które znają branżę, nie potrafią trafić z odcieniem podkładu. Przyczyny tego zjawiska należy szukać u źródeł. Pracownice perfumerii są zobowiązane do wykonywania makijażu przy pomocy kosmetyków z wyższej półki, które oferuje dany sklep. Wizerunek ekspedientek ma zachęcać potencjalne klientki do zakupy różu Chanel czy bronzera Estee Lauder. Jeśli konsumentka zapyta, jaki produkt został wykorzystany do podkreślenia kości policzkowych, należy wskazać stand Calvina Kleina.

Podobno międzynarodowe przedsiębiorstwo postanowiło zaoszczędzić na reklamie. Konsultantki nie otrzymują pełnowymiarowych kosmetyków, lecz testery, których stan pozostawia wiele do życzenia. Jedna z internautek twierdzi, że musiała wybierać stare specyfiki z kosza, który został przekazany ekspedientkom. Tego typu praktyki budzą zastrzeżenia natury sanitarnej. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nałożyć na twarz przeterminowany puder, który przewinął się przez setki rąk. Zakażenia bakteryjne i grzybicze wiążą się z długotrwałą kuracją, która nie zawsze kończy się sukcesem. Była pracownica znanej perfumerii twierdzi, że po odejściu z firmy nie potrafiła doprowadzić skóry do porządku.

Jeśli te sensacyjne doniesienia mają odzwierciedlenie w rzeczywistości, to dziwię się, iż firma, której zależy na zwiększeniu obrotów, nie zainwestowała w promienny wygląd konsultantek. Przekazanie pełnowymiarowego, świeżego podkładu, który współgra z karnacją pracownicy, stanowi inwestycję, która zwróci się w przyszłości.

Mam nadzieję, że sytuacje opisane na forum Gowork zdarzają się sporadycznie. Biorąc pod uwagę opinie internautek, do niektórych perfumerii powinni wkroczyć przedstawiciele Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej i Państwowej Inspekcji Pracy.

PS Chętnie poznam Wasze stanowisko. Czy tego typu praktyki są częstym zjawiskiem, a może dochodzi do nich sporadycznie? Nie ukrywam, że komentarze zamieszczone na forum Gowork bardzo mnie poruszyły.


karminowe.usta

Dzika róża kontra zaczerwienienia

Moja problematyczna cera upodobała sobie różane kosmetyki. Tego typu produkty nie tylko stanowią ucztę dla nosa, ale przede wszystkim łagodzą podrażnienia. Wprawdzie wyżej wspomniane specyfiki są adresowane do osób, które borykają się z suchą cerą, ale nie przywiązuję do tego zbyt wielkiej wagi. Z doświadczenia wiem, iż kosmetyk, który teoretycznie nie odzwierciedla potrzeb naszej skóry, może okazać się dla niej wybawieniem. Każdy organizm przypomina swoiste laboratorium. Nigdy nie wiadomo, jak nasza cera zareaguje na produkt o określonym składzie. Na jakość końcową wyrobu wpływają zarówno ingredienty, jak i wykorzystane technologie. Jeśli chcecie się dowiedzieć, czy krem z dziką różą, który został wypuszczony na rynek przez Alverde, spełnił moje oczekiwania, to zapraszam do lektury:)

Nawilżenie
Gdy pojawia się nieprzyjemne uczucie ściągnięcia, sięgam po zaprezentowany kosmetyk. Dzięki niemu zapominam o dyskomforcie. Krem przyzwoicie nawilża, aczkolwiek nie sądzę, by przypadł do gustu właścicielom suchej skóry. Na początku naszej znajomości obawiałam się efektu smalcu. Tymczasem spotkała mnie miła niespodzianka. Producent deklaruje, iż mamy do czynienia z kremem na dzień. Mogę podpisać się pod tym stwierdzeniem. Specyfik sprawdza się jako baza pod makijaż.

Natłuszczenie
Krem otula twarz delikatną warstwą ochronną, ograniczając w ten sposób przezskórną utratę wody. Wspomnianej powłoczce nie towarzyszy uczucie dyskomfortu.

Zaczerwienienie
Silny wiatr, który ostatnio nie opuszcza Polski, nie służy moim naczynkom. Produkt Alverde redukuje zaczerwienienia. Jeśli połączymy go z ekoampułką Pat&Rub do skóry suchej i wrażliwej, uzyskamy lepsze rezultaty.

Niedoskonałości
Nie przypuszczałam, że specyfik, który jest adresowany do właścicielek suchej cery, może przyśpieszyć znikanie niedoskonałości. Działanie kremu Alverde utwierdziło mnie w przekonaniu, iż wybierając kosmetyk, nie należy przywiązywać zbyt wielkiej wagi do deklaracji producenta. Tego typu informacje należy traktować jako swoistą wskazówkę. Żywy organizm nie mieści się w sztywnych ramach. Każdy z nas reaguje inaczej na ten sam zestaw składników.

Wygładzenie
Krem z dziką różą stosowałam regularnie. Po tygodniu zauważyłam, iż moja twarz wygląda lepiej. W miarę upływu czasu skóra zyskiwała na jędrności. Omawiany specyfik nie usunie bruzd z naszego lica, ale może zmniejszyć ich widoczność i zapobiec powstawaniu nowych zmarszczek.

Matowienie
Kosmetyk Alverde wchłania się stosunkowo szybko. Kilka minut po aplikacji twarz wygląda zdrowo. Obawiałam się, iż krem, adresowany do właścicielek suchej skóry, przybliży mnie do roli córki króla smalcu. Tymczasem zaprezentowany specyfik wchłania się niemal do matu.

Zapychanie
Krem z dziką różą nie przyczynił się do wysypu niedoskonałości. Odnoszę wrażenie, iż łagodzi objawy trądziku.

Konsystencja
Formuła omawianego produktu stanowi kompromis między lekkim żelem a tłustym kremem Nivea, który znajduje się w niebieskim, metalowym opakowaniu.

Zapach
Zaprezentowany kosmetyk charakteryzuje się przyjemną, różaną wonią. Zapach jest stosunkowo subtelny. Unikam silnie perfumowanych specyfików, ponieważ moja skóra nie przepada za tego typu „atrakcjami”. Na szczęście kompozycja, która została wykorzystana w kremie Alverde, nie zaszkodziła mojej twarzy.

Opakowanie
Produkt znajduje się w tubce wykonanej z solidnego, białego plastiku. Opakowanie wieńczy różowy zatrzask. Lubię tego typu rozwiązania, ponieważ mam pewność, iż korzystając z dobrodziejstw kremu, nie wprowadzam do niego niepożądanych mikroorganizmów. DM zatrudnia świetnych grafików. Na tubce i kartoniku przedstawiono kwiat dzikiej róży, który wpisuje się w moje poczucie estetyki.

Wydajność
Krem sięgnął dna po 3 miesiącach codziennego stosowania. Ten wynik uważam za satysfakcjonujący.

Testowanie na zwierzętach
Alverde nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach. Krem z dziką różą może być stosowany przez wegan.

Cena
Za tubkę, w której znajduje się 50 ml produktu, musimy zapłacić ok. 3-3,5 euro.

Dostępność
DM, drogerie internetowe, portale aukcyjne.

Skład
Aqua, Glycerin, Helianthus annuus hybrid oil, Rosa canina fruit oil, Hydrogenated coco-glycerides, Cetearyl alcohol, Alcohol, Simmondsia chinensis seed oil, Butyrospermum parkii butter, Prunus amygdalus dulcis oil, Caprylic/capric triglyceride, Glyceryl stearate, Saccharide isomerate, Sodium hyaluronate, Helianthus annuus seed oil, Sodium stearoyl glutamate, Cetearyl glucoside, Glyceryl caprylate, Xanthan gum, Tocopherol, Levulinic acid, p-anisic acid, Phytic acid, Sodium levulinate, Sodium citrate, Lavandula angustifolia oil, Citronellol, Linalool, Geraniol, Parfum.

Reasumując: Krem Alverde utwierdził mnie w przekonaniu, iż wybierając kosmetyk, nie należy kierować się deklaracjami producenta. Czasem zdarza się, iż mieszanej cerze służy specyfik, który jest adresowany do osób, które borykają się z suchą skórą. Gdy moja twarz potrzebuje nawilżenia, sięgam po krem z dziką różą. Produkt Alverde otula skórę delikatną warstwą ochronną, ograniczając tym samym utratę wody. Omawiany kosmetyk redukuje zaczerwienienia, jednocześnie przyśpiesza znikanie niedoskonałości. Początkowo obawiałam się, iż po spotkaniu z zaprezentowanym kremem będę przypominała córkę króla smalcu. Tymczasem kosmetyk wchłania się w ciągu kilku minut. Stosowanie kompozycji zapachowych w specyfikach, które są przeznaczone do pielęgnacji twarzy, budzi kontrowersje. Na szczęście delikatna, różana woń, z którą mamy do czynienia w przypadku kremu Alverde, nie zaszkodziła mojej twarzy. Przy najbliższej okazji z pewnością powrócę do bohatera dzisiejszej recenzji.

PS Jak Wasza skóra reaguje na kosmetyki z dziką różą? Czy korzystałyście z kremu, który teoretycznie nie był dostosowany do potrzeb Waszej cery? Jak Wasza skóra zareagowała na ten specyfik?


karminowe.usta

Zbiór kosmetyków do pielęgnacji włosów

Parę dni temu Kamila zaprezentowała swoje kosmetyczne zbiory. Postanowiłam przygotować podobne notki. Dzisiaj przedstawię Wam produkty do pielęgnacji włosów. Postanowiłam je wyodrębnić, ponieważ dysponuję pokaźną kolekcją. Jednocześnie mam nadzieję, że niniejszy wpis sprawdzi się jako „ściana wstydu” i zniechęci mnie do spontanicznych zakupów. Zapraszam do zapoznania się z fotorelacją;)

I SZAMPONY
Góra, od lewej: 1) Alverde szampon z aloesem i hibiskusem, 2) Alterra szampon z bambusem i papaj,ą
Dół, od lewej 1) Alterra szampon z morelą i pszenicą, 2) Alterra szampon z migdałem i jojoba
11111
II ODŻYWKI DO SPŁUKIWANIA
Góra, od lewej: 1) Alverde odżywka migdałowo-arganowa, 2) Alverde odżywka z amarantusem
Dół, od lewej: 1) Alverde odżywka z szałwią i brzozą, 2) Alverde odżywka z aloesem i hibiskusem
Od lewej: 1) Nivea odżywka Long Repair, 2) Timotei odżywka do włosów farbowanych z kamelią
III ODŻYWKI BEZ SPŁUKIWANIA
Od lewej: 1) Alverde odżywka dwufazowa z aloesem i hibiskusem, 2) Gliss Kur odżywka ekspresowa w piance
IV MASKI
Góra, od lewej: 1) Pilomax maska z aloesem i henną, 2) Gloria maska do włosów zniszczonych i farbowanych
Dół, od lewej: 1) Pilomax regeneracja krok 2. włosy farbowane ciemne, 2) Pilomax  maska dla blondynek
Od lewej: 1) Alverde maska z morelą i kwiatem cytryny, 2) Alterra maska z granatem i aloesem
V OLEJE
Góra, od lewej: 1) Alverde olej z kwiatem arniki, 2) Alverde olej z dziką różą i rokitnikiem
Dół, od lewej: 1) Alverde olej z kokosem, 2) Alverde olej z cytryną i rozmarynem
Góra, od lewej: 1) Alverde olej do kąpieli z wanilią i chai, 2) Alterra olej z migdałem i papają
Dół, od lewej: 1) Biochemia Urody olej tamanu, 2) Alverde migdałowo-arganowy olej do włosów
VI MASŁA DO WŁOSÓW
1) Alverde masło do włosów z awokado i masłem shea

VII PŁUKANKI
1) Yves Rocher płukanka octowa z malin
VIII KOSMETYKI DO ZABEZPIECZANIA KOŃCÓWEK
Góra, od lewej: 1) Green Pharmacy jedwab do włosów, 2) John Frieda serum
Dół, od lewej: 1) Marion jedwab do włosów, 2) Alverde regenerujący fluid do zniszczonych końcówek
IX STYLIZACJA
Od lewej: 1) Alverde pianka do włosów z białą herbatą i trawą cytrynową, 2) Alverde żel do włosów z białą herbatą i trawą cytrynową
X KREMY
1) Babydream maść do brodawek


PS Czy macie naturę chomika? Jak wygląda Wasz zbiór kosmetyków do pielęgnacji włosów?

karminowe.usta

W poszukiwaniu idealnego kremu pod oczy...

Po pierwszy krem pod oczy sięgnęłam w liceum. Wychodzę z założenia, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Ostatnio skóra wokół moich oczu stała się niezwykle wymagająca. Niestety, nie wdałam się w mamę. W wieku 24 lat dorobiłam się głębokich zmarszczek mimicznych. Dotychczas cienie pod oczami nie zaprzątały mojej głowy, jednak ostatnio sytuacja uległa zmianie. Sińce stały się codziennością. W obliczu wyżej wspomnianych problemów wymagania, jakie stawiam kosmetykom, wzrosły. Czy krem pod oczy, wypuszczony na rynek przez Alterrę, spełnił moje oczekiwania?

Nawilżenie
Zaprezentowany specyfik doskonale radzi sobie z tym zadaniem. Wraz z inauguracją sezonu grzewczego moja skóra zaczyna przypominać Saharę. Wówczas aplikuję krem Alterry i po kilku dniach widzę wyraźną poprawę. Jeśli potrzebujemy solidnej porcji nawilżenia, warto sięgnąć po omawiany kosmetyk.

Wygładzenie
Za sprawą kremu delikatna skóra wokół oczu staje się gładka. Aczkolwiek nie mamy tutaj do czynienia ze spłyceniem zmarszczek mimicznych. Osoby, które walczą z oznakami upływającego czasu, powinny skierować swoją uwagę na inne specyfiki. Podejrzewam, iż produkt Alterry przypadnie do gustu nastolatkom, które od tego typu preparatów nie oczekują zbyt wiele.

Rozjaśnienie cieni
Dopóki nie borykałam się z sińcami, ten aspekt nie cieszył się moim zainteresowaniem. Wraz z pojawieniem się problemu, zaczęłam zwracać uwagę, czy krem radzi sobie z cieniami. Niestety, kosmetyk Alterry nie sprostał temu wyzwaniu. Swego czasu korzystałam z kremu AA, który zawiera ekstrakt z bławatka. Ten specyfik radził sobie z drobnymi sińcami pod warunkiem, że był stosowany regularnie.

Wpływ na zmarszczki
Od kosmetyków nie oczekuję, że zastąpią skalpel czy botoks. Jeśli chcemy pozbyć się zmarszczek, musimy skorzystać z usług dobrego chirurga. Specyfiki dostępne w drogeriach mogą jedynie zmniejszyć widoczność bruzd. Niestety, krem Alterry nie radzi sobie z tym zadaniem.

Film
Omawiany produkt pozostawia delikatną warstwę ochronną. W niczym nie przypomina ona lepkiej powłoczki. Niestety, kilka godzin po aplikacji w zewnętrznym kąciku pojawia się biała skorupa. Początkowo myślałam, że mam do czynienia z jakąś naturalną wydzieliną. Jednak wnikliwa analiza dowiodła, iż ten efekt zawdzięczam kremowi.

Podrażnienie
Jako posiadaczka wrażliwych oczu z nieufnością podchodzę do nowości. Na szczęście produkt Alterry nie podzielił losu kremu wypuszczonego na rynek przez firmę Soraya, który to zakończył żywot jako smarowidło do stóp. Zaprezentowany specyfik nie dostarczył mi „atrakcji” w postaci szczypania czy łzawienia.

Konsystencja
Krem ma postać białej emulsji, który lubi wyciekać z opakowania. Pomimo iż kosmetyk wyróżnia się stosunkowo lekką formułą, dostarcza solidnej porcji nawilżenia.

Zapach
Omawiany specyfik charakteryzuje się świeżą, kwiatową wonią. W wykorzystanej kompozycji można odnaleźć różane nuty. Jeśli miałyście do czynienia z hydrolatami, z pewnością zauważyłyście, iż naturalne specyfiki pachną inaczej niż ich drogeryjne odpowiedniki. W związku z tym można przeżyć spory szok.

Opakowanie
Produkt mieści się w kolorowej tubce, która została wykonana z solidnego, elastycznego plastiku. To rozwiązanie pozwala wydobyć emulsję do ostatniej kropli. Biały dzióbek powinien dozować odpowiednią ilość produktu. Niestety, rzadka emulsja często wylewa się, brudząc przy tym nakrętkę. Alterra stawia na proste opakowania, które mają w sobie to „coś”. Kwiatowy motyw, który możemy dostrzec na tubce kremu pod oczy, wpisuje się w moje poczucie estetyki.

Wydajność
Z dobrodziejstw zaprezentowanego specyfiku korzystałam przez 5 miesięcy. Warto zaznaczyć, iż produkt aplikowałam raz dziennie (rano). Wieczorem sięgam po skoncentrowane preparaty, które zawierają składniki odpowiedzialne za spłycenie zmarszczek mimicznych. Uważam, iż omawiany krem pod oczy charakteryzuje się wysoką wydajnością.

Testowanie na zwierzętach
Alterra nie testuje swoich produktów na zwierzętach. Specyfik, któremu została poświęcona niniejsza notka, może być stosowany przez wegan.

Cena
Za tubkę, w której znajduje się 15 ml kremu, zapłaciłam ok. 10-12 zł. Niestety, nie pamiętam dokładnej ceny.

Dostępność
Rossmann. Aczkolwiek ostatnio nie widuję tego kosmetyku. Czyżby został wycofany z polskich drogerii?

Skład
Aqua, Olea europaea oil, Alcohol, Glycerin, Tricaprylin, Chondrus crispus extract, Simmondsia chinensis oil, Glycine soja oil, Butyrospermum parkii butter, Rosa canina oil, Argania spinosa oil, Sodium hyaluronate, Vitis vinifera fruit extract, Rosa canina fruit extract, Ubiquinone, Ceramide 3, Lecithin, Lysolecithin, Hydrogenated lecithin, Hydrogenated palm glycerides, Brassica campestris sterols, Helianthus annuus seed oil, Tocopherol, Ascorbyl palmitate, Parfum, Limonene, Citronellol, Geraniol, Linalool, Citral.

Reasumując: Krem pod oczy, wypuszczony na rynek przez Alterrę, doskonale nawilża suchą skórę. Korzystając z jego dobrodziejstw, nie doświadczyłam pieczenia czy łzawienia. Produkt charakteryzuje się kwiatową wonią. Niestety, na tym kończą się jego zalety. Jeśli walczymy z oznakami upływającego czasu, działanie kremu może okazać się niedostateczne. W przypadku specyfiku Alterry nie możemy liczyć na spłycenie zmarszczek mimicznych. Kosmetyk nie rozjaśnia cieni, które ostatnio stały się moją zmorą. Podejrzewam, że jego właściwości przypadną do gustu nastolatkom, które krem pod oczy stosują w ramach prewencji.

PS Jaki krem pod oczy poleciłybyście osobie, której zależy na spłyceniu zmarszczek mimicznych? Kiedy po raz pierwszy sięgnęłyście po tego typu specyfik?

karminowe.usta

Wujek Google prawdę Ci powie...

Dawno nie publikowałam notki z cyklu „Wujek Google prawdę Ci powie”. W tym czasie zdążyłam zebrać parę zabawnych haseł, którymi pragnę się dzisiaj podzielić. Mam nadzieję, że mój wpis choć na chwilę poprawi Wam humor. Zapraszam do lektury:)

I Powrót do szkoły...
czy w czechach są himalaje
Początkowo patrzyłam z niedowierzaniem na to hasło. Nigdy nie byłam orłem z geografii, ale też nie twierdziłam, iż Himalaje leżą w Europie. Jednak po chwili doszłam do wniosku, iż autorowi sformułowania zależy na pozyskaniu informacji nt. dostępności kosmetyków Himalaya Herbals;)

II Powiew poezji...
kosmetyczny strażnik czasu
Przeglądając hasła, po których trafiono na mojego bloga, czasem można trafić na zwroty godne artysty;) Lubię obcować z liryką, dlatego poproszę o więcej:)

III Z pamiętnika włosomaniaczki
glony we włosach
Czasem aplikuję zieloną papkę na bazie spiruliny, ale staram się nie straszyć otoczenia swoim nowym wcieleniem:D Czy nadaję się do roli panny z glonami we włosach?;D

IV Kreatywnie
paznokcie ze swetra
Długo zastanawiałam się, co autor miał na myśli. W końcu doszłam do wniosku, iż pod tym osobliwym sformułowaniem kryje się moda na welwetowy manicure;)

V Recykling
co można zrobić ze starą skarpetą
Wszystko zależy od jej stanu. Jeśli skarpeta nie ma dziur, można ją nosić po domu. W przeciwnym razie należy się z nią pożegnać i wysłać w ostatnią podróż (na pobliskie wysypisko).

VI Niestrudzeni eksperymentatorzy
gorzki tusz
Wiem, że na rynku funkcjonują kosmetyki, które można zjeść, vide peeling do ust Pat&Rub, mimo to odradzam degustację maskary;) Wolę żyć w nieświadomości. Czy smak tuszu cokolwiek zmienia?

VII Powiew magii...
uzdrowiciel ze wschodu
Zastanawiam się, co przyświecało autorowi. Jeśli poszukiwał znachora, to mój blog raczej go nie usatysfakcjonował. Może jednak chodziło o rosyjską maskę do włosów/serum do twarzy?

VIII Plotek.pl
ślub ciasteczko25 data
Niestety, prywatne życie vlogerek nie znajduje się w obszarze moich zainteresowań. Jeśli kogoś intryguje to zagadnienie, zawsze może zadać stosowne pytanie pod filmikiem:)

IX Dyskusje filozoficzne...
dlaczego morski nazywamy miętą?
Odbiór kolorów jest kwestią subiektywną, toteż poszczególne osoby stosują różną nomenklaturę. Niektóre odcienie wykazują subtelne różnice, wówczas pojawia się dylemat, który należy jakoś rozstrzygnąć. W takich sytuacjach kieruję się intuicją;)

X Niewłaściwy adres
zwycięski vlog
Nie otworzę szampana, ponieważ dostrzegam różnicę pomiędzy blogiem a vlogiem;) Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego marketingowcy tak często zapraszają mnie do wzięcia udziału w konkursie na najlepszy kanał urodowy na Youtube.

PS Które hasło spowodowało niekontrolowany wybuch śmiechu? W moim rankingu Grand Prix zdobyły „paznokcie ze swetra”;)


karminowe.usta

Kosmetyk, który można zjeść

Dotychczas peeling do ust traktowałam jako zbędny gadżet. Jednak pewnego dnia postanowiłam dać mu szansę, wszak tego typu produkt raczej mi nie zaszkodzi. Nie potrafię podkreślać oczu. Maskowanie opadającej powieki stanowi spore wyzwanie. Niepowodzenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinnam skupić się na tej części twarzy, z której jestem zadowolona. Usta zawsze traktowałam jako swój atut, choć w niczym nie przypominają warg Angeliny Jolie. Wyraziste, matowe pomadki najlepiej współpracują z gładkim naskórkiem. Czy różany peeling Pat&Rub przygotował usta do makijażu?

Usuwanie martwego naskórka
Firma Kingi Rusin wypuściła mocny zdzierak. Warto o tym pamiętać, gdy przystępujemy do działania. Należy dostosować siłę nacisku do swoich potrzeb. Wargi mogą ulec uszkodzeniu, jeśli nie zachowamy umiaru.

Gładkość
Peeling doskonale wygładza usta. Dzięki niemu możemy zapomnieć o szorstkich wargach czy odstających skórkach.

Przygotowanie do makijażu
Jeśli stawiamy na dobrze napigmentowane, wyraziste pomadki, należy dołożyć wszelkich starań, aby nasze usta prezentowały się nienagannie. Po użyciu peelingu Pat&Rub matowe, czerwone szminki prezentują się o wiele lepiej. Nie wchodzą w załamania i nie podkreślają suchych skórek. Jedynie pomadka Wibo Eliksir zachowuje się inaczej. Za zaistniałą sytuację nie obwiniam zdzieraka. Szminka, która została wyprodukowana dla Rossmanna, nie grzeszy jakością.

Nawilżenie
Peeling sygnowany przez Kingę Rusin zawiera dobroczynne oleje, które powlekają usta ochronną warstwą. W związku z tym nie muszę aplikować pomadki o właściwościach nawilżających. Jako osoba, która od lat boryka się z suchymi ustami, doceniam fakt, iż zdzierak Pat&Rub natłuszcza wargi.

Podrażnienie
Produkt swoje działanie zawdzięcza grubym kryształkom cukru. Warto o tym pamiętać, gdy przystępujemy do usuwania martwego naskórka. Należy dostosować siłę tarcia do aktualnej kondycji ust. Jeśli nasze wargi są wrażliwe lub przesuszone, powinniśmy postawić na delikatność. Zapominając o umiarze, musimy liczyć się z przykrymi konsekwencjami w postaci ranek.

Konsystencja
W różowej bazie zatopiono grube kryształy cukru. Kolor kosmetyku odwołuje się do naszej podświadomości, przypomina kwitnący krzew dzikiej róży. Ostre drobinki doskonale usuwają martwy naskórek, warto jednak zachować ostrożność, ponieważ mogą przerwać ciągłość naskórka.

Zapach
Peeling charakteryzuje się apetyczną wonią. Jego zapach przypomina mi powidła z dzikiej róży. Choć nie przepadam za konfiturami, dla pączkowego nadzienia robię wyjątek.

Smak
Producent twierdzi, iż resztki kosmetyku możemy skonsumować, nie narażając się na utratę zdrowia. Peeling, pod względem smaku, odpowiada różanym powidłom.

Opakowanie
Zdzierak umieszczono w niewielkim słoiczku z przeźroczystego plastiku. Czarna nakrętka, na której umieszczono różowe logo firmy, wygląda estetycznie. Z jednej strony opakowanie jest praktyczne, ponieważ pozwala wydobyć resztki kosmetyku, z drugiej budzi zastrzeżenia natury higienicznej.

Wydajność
Choć peeling Pat&Rub nie należy do tanich specyfików, to jego wydajność wynagradza nam wysoką cenę. Z jego dobrodziejstw korzystam od dobrych kilku miesięcy.

Cena
Różany peeling stanowi wydatek rzędu 49 zł.

Dostępność
Sephora, sklep internetowy Pat&Rub.

Skład
Xylitol, Prunus amygdalus dulcis oil, Mangifera indica seed oil, Lithospermum officinale root extract, Octyldodecyl myristate, Tocopherol, Beta-sitosterol, Squalene, Rosa damascena flower oil, Linalool, Geraniol, Citronellol, Citral, Eugenol.

Reasumując: Dotychczas peeling do ust traktowałam jako zbędny gadżet, jednak zdzierak Pat&Rub zmienił moje podejście do tego typu produktów. Omawiany kosmetyk doskonale wygładza usta. Za jego sprawą matowe pomadki wyglądają nienagannie. Peeling zawiera oleje, które natłuszczają usta, chroniąc je tym samym przed negatywnym działaniem czynników zewnętrznych. Grube kryształy cukru usuwają martwy naskórek. Warto jednak zachować ostrożność, ponieważ ostre drobinki mogą przerwać ciągłość naskórka. Peeling roztacza wokół siebie apetyczną woń, która przypomina różane powidła. Resztki kosmetyku można skonsumować, nie ryzykując przy tym utraty zdrowia. Na pewno zamówię kolejny słoiczek tego specyfiku.

PS Czy używacie peelingów do ust? Jaki macie stosunek do tego typu produktów? Stawiacie na gotowe rozwiązania, a może tworzycie własne zdzieraki w domowym zaciszu?


karminowe.usta  
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...