Zanim zostałam
włosomaniaczką katowałam swoje włosy na różne sposoby. Na oczy
przejrzałam dopiero wówczas, gdy moje kosmyki przypominały obraz
nędzy i rozpaczy. Kolejne farbowanie wysuszyło moje włosy na wiór.
Nawet odżywki naszpikowane silikonami nie były w stanie „poprawić”
ich kondycji. Wpadłam wówczas w czarną rozpacz. Byłam przekonana,
że moich włosów nie uda się uratować i czeka mnie drastyczne
cięcie. Na szczęście postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę
i sięgnęłam po kosmetyki intensywnie regenerujące. Maski i
odżywki o naturalnym składzie okazały się moim sprzymierzeńcami.
Kondycja moich włosów uległa poprawie. Na początku tego roku
rozpoczęłam swoją przygodę z olejowaniem. Ten zabieg bardzo służy
moim kosmykom. Moje włosy stały się miękkie i pełne blasku.
Pozbyłam się siana, teraz na mojej głowie goszczą fale i loki.
Zdecydowałam się wyznać swoje włosowe grzechy. Na szczęście
obecnie już ich nie popełniam. Mocne postanowienie poprawy okazało
się skuteczne;)
Grzech nr 1- farbowanie
Farbowałam włosy od 13.
roku życia. Na moich włosach gościły wszystkie kolory tęczy.
Swoją przygodę rozpoczęłam od rubinowych pasemek, które
uzyskałam przy pomocy szamponetki. Spędzałam wakacje u cioci,
która postanowiła zafarbować swoje odrosty. Tak długo marudziłam,
że szwagierka mojej mamy zgodziła się zrobić mi pasemka
szamponetką. Po powrocie z wakacji sięgnęłam po cięższy
kaliber. Trwała, wiśniowa farba stanowiła wówczas spełnienie
moich fryzjerskich marzeń. Potem na mojej głowie pojawiały się
takie kolory jak fiolet, czerwień, czerń i blond. Co 3-4 tygodnie
sięgałam po farbę.
Jako nastolatka robiłam
różne głupie rzeczy. Rozjaśnianie włosów na własną rękę
było jednym z moich idiotycznych wybryków. Oczywiście, nie
uzyskałam blondu, na mojej głowie zagościła jajecznica. Tego
zimowego dnia dobrowolnie założyłam czapkę i czym prędzej
pognałam do Rossmanna. Tam zakupiłam dwie farby: czarną i
czerwoną. Po powrocie do domu na mojej głowie zagościły pasemka.
Szkoda, że nie mam zdjęć z tego okresu, bo mogłyby posłużyć
jako przestroga. Stanowiłyby doskonałą ilustrację do artykułu:
„Czego nie należy robić z włosami?”.
Sporo eksperymentowałam
z włosami, nic dziwnego, że doczekałam się pięknego siana. Od 16
miesięcy nie farbuję włosów. Nie ukrywam, że w tym czasie
wielokrotnie przeżywałam kryzys. Zwłaszcza gdy pojawiały się
różnokolorowe odrosty. Na szczęście udało mi się jakoś
przetrwać ten trudny czas.
Grzech nr 2-
prostowanie włosów
Dawniej z prostownicy
korzystałam 7 dni w tygodniu. Byłam od niej wręcz uzależniona.
Uważałam, że w falowanych kosmykach wyglądam na zaniedbaną. To
po części zasługa towarzystwa, w jakim się obracałam w gimnazjum
i liceum. Koleżanki często zwracały mi uwagę, że powinnam kupić
mocniejszą prostownicę, bo ta, której używam, nie wygładza moich
włosów. One zawsze miały idealną taflę. Moje włosy niezależnie
od stosowanej prostownicy i kosmetyków do stylizacji, zawsze były
pofalowane. Niestety, parę lat temu przejmowałam się uwagami
otoczenia i uważałam, że tylko gładkie włosy są piękne. Na
szczęście zawsze pamiętałam o używaniu kosmetyków
termoochronnych. Prawdopodobnie gdybym nie nakłada na moje kosmyki
tony silikonów, musiałabym pożegnać się z długimi włosami.
Grzech nr 3- stosowanie
lokówki
Na studiach postanowiłam
wzmocnić swój naturalny skręt. W tym celu sięgałam po lokówkę.
Uzyskiwałam spektakularny efekt. Wprawdzie używałam kosmetyków
termoochronnych, ale nawet one nie uchroniły moich kosmyków przed
destrukcyjnym wpływem wysokiej temperatury.
Grzech nr 4- suszarka
Jeszcze niedawno nie
byłam zadowolona z wyglądu swoich włosów po przebudzeniu. W
związku z tym doszłam do wniosku, że powinnam rano myć głowę.
Należę do śpiochów, toteż nigdy nie udało mi się wstać o 6
rano. W związku z tym byłam zmuszona korzystać z dobrodziejstw
suszarki. Przed jej uruchomieniem nakładałam na włosy kosmetyki
termoochronne, ale mimo to nie ustrzegłam się zniszczeń.
Grzech nr 5- lakier do
włosów
Moje włosy nigdy nie
chciały być proste. Postanowiłam im pomóc. W tym celu stosowałam
mocne, utrwalające lakiery. Te produkty nie przedłużały
żywotności mojej fryzury. Niestety, przygoda z lakierami nie
skończyła się tylko na niespełnionych oczekiwaniach. Większość
tego typu preparatów bazuje na alkoholu, który wysusza moje
kosmyki.
Grzech nr 6- silne
szampony niedostosowane do potrzeb moich włosów
Latami używałam
szamponów zawierających SLS i SLES. Te syntetyczne detergenty
wysuszały moją skórę głowy, w związku z tym pojawiał łupież.
Oczywiście, wówczas nie brałam pod uwagę gruntownej zmiany
pielęgnacji. Drogeryjne szampony do włosów farbowanych,
zastępowałam drogeryjnymi szamponami przeciwłupieżowymi, które
jeszcze bardziej przesuszały moją skórę głowy. Latami tkwiłam w
tym błędnym kole. Pewnego dnia postanowiłam przetestować szampon
z Alterry i wtedy zdarzył się cud. Łupież znikł!
Grzech nr 7- drogeryjne
odżywki
Moje przesuszone kosmyki
próbowałam regenerować przy użyciu drogeryjnych odżywek.
Dlaczego umieszczam te produkty na liście swoich grzechów? Nie
zamierzam krytykować tych odżywek ze względu na obecność
silikonów. Uważam, że te substancje mogą uchronić nasze włosy
przed destrukcyjnym wpływem czynników zewnętrznych. Wadą
drogeryjnych odżywek jest niska zawartość składników aktywnych.
Trudno oczekiwać od masła karite okupującego przedostatnie miejsce
w składzie (za konserwantami i kompozycjami zapachowymi), że
zregeneruje nasze przesuszone włosy. Jeśli zależy nam na poprawie
ich kondycji, powinnyśmy sięgnąć po produkty naszpikowane
składnikami odżywczymi.
Mając świadomość
popełnionych błędów, jestem w stanie ułożyć właściwy plan
pielęgnacji włosów. Kiedy rezultaty walki o piękne kosmyki stają
się widoczne, łatwiej jest powstrzymać się przed użyciem farby
czy prostownicy. Pisząc tę notkę, nie chcę krytykować
prostownicy, suszarki czy farb do włosów. Jeśli będziemy używać
ich z umiarem, to nie wyrządzimy swoim włosom krzywdy.
PS W jaki sposób
katowałyście swoje włosy?
karminowe.usta
spanie w rozpuszczonych, używanie gumek z ostrymi elementami, wycieranie w ręcznik.. oj nazbierałoby się. Odkąd jestem w temacie wszystko całkowicie się zmieniło :)
OdpowiedzUsuńGumek z ostrymi elementami udało mi się uniknąć. Pewnie dlatego że do tych złączy zawsze przyczepiały się jakieś pojedyncze włoski i przez to gumki wyglądały nieestetycznie;)
UsuńJa prostowałam jakiś czas. Niby mi się kręciły, nei wiem gdzie ;p
OdpowiedzUsuńA co do suszarki, to nie szkodzi moim włosom. Może dlatego,że zawsze suszę "z włosem"? Za to skóra głowy za nią nie przepada.
Ja zawsze używałam gorącego nawiewu i moja skóra głowy była notorycznie podrażniona...
UsuńCieszę się,że jednak nigdy nie zdecydowałam się na farbowanie. Mam jednak na sumieniu inne grzechy włosowe: prostowanie,kręcenie na lokówkę,szarpanie,spanie w mokrych włosach,mycie SLSami... Dobrze,że to już za mną :)
OdpowiedzUsuńIle ja włosów wyrwałam przez takie bezmyślne szarpanie... Jak byłam młodsza, to brakowało mi cierpliwości do ich rozplątywania, a że moje włosy jeszcze się kręcą, to ich rozczesywanie do łatwe nie było.
UsuńJa niestety co jakiś czas używam suszarki - mam gęste włosy i bardzo długo schną same, a nie chcę się budzić rano z wilgotnymi...
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się też do używania szamponów z SLS i SLES - czego już nie robię tak często, jak kiedyś. Stosuję łagodne kosmetyki do mycia głowy i włosów, a raz na tydzień/dwa sięgam po mocniejszy szampon do zmycia ewentualnych silikonów.
Przydatny post :)
Od czasu do czasu powinno się sięgać po silniejsze szampony, żeby usunąć nagromadzony łój, oleje i silikony:)
UsuńBoże jak ja bym chciała nie farbować włosów, farbuję je tylko ze względu na szybko pojawiające się siwe włosy, które miałam już w wieku 18 lat, niestety nie mam nic innego do wymyślenia, aby zaprzestać farbowaniu, tylko, że moje włosy po tym zabiegu są jakieś takie lepsze
OdpowiedzUsuńRozumiem. Gdybym miała dużo siwych włosów, to też bym je maskowała. Niektóre osoby bardzo szybko zaczynają siwieć. Ja mam pojedyncze siwe włosy, ale to przez stres. Teraz już nie mam takich zmartwień i kolejne na szczęście się nie pojawiają.
UsuńProstowanie było moim największym włosowym grzeszkiem i do tej pory czuję tego skutki.. Poza tym nigdy nie farbowałam i nie suszyłam włosów suszarka- no własnie ostatnio poczułam ta przyjemność suszenia włosów i zaczęłam robić to regularnie ;(
OdpowiedzUsuńSuszarka sprawia, że życie staje się wygodniejsze, dlatego nie dziwię się furorze, jaką robi...
UsuńTeraz jedynym grzechem jest suszenie włosów :)
OdpowiedzUsuńJa za to zbyt często spinam włosy pierwszą lepszą klamrą;)
Usuńa ja bym tak nie narzekała na suszenie. Przy chłodnym nawiewie włosy wyglądają ładnie i nie niszczą się. A w zimie nie wyobrażam sobie chodzenia przez pół dnia z mokrą głową
OdpowiedzUsuńJa praktycznie nigdy nie korzystałam z chłodnego nawiewu. Wybierałam ciepły, bo szybciej dawał efekt.
Usuńod 2 do 5 jest mi nieznane :D włosy kręciłam na wałki lub papiloty( nigdy nie miałam lokówki) suszarki to może z 5 razy w ciągu roku użyłam :) a prostownicę miałam i wyprostowałam sobie nią włosy jakieś kilka razy :)
OdpowiedzUsuńNa papilotach wychodzi całkiem ciekawy skręt;) Do dzisiaj je stosuję:) Nie robię tego na co dzień, bo to też w pewien sposób naraża włosy na uszkodzenia, ale od czasu do czasu można sobie pozwolić;)
Usuńu mnie prostownica i lokówka, lakier do włosów odpadły :D ale podobnie jak Ty katowałam je farbą, suszarką, nakładałam odżywki i szampony niekoniecznie trafione!
OdpowiedzUsuńczasami czesałam je zbyt mocno... denerwując się...że rozczesać ich nie da rady! wystarczyło trochę cierpliwości...
ahhh i kremy :) oczywiście te do włosów kręconych :D ostatnio makadamia rządzi :O jest cudowna!
Ja kiedyś notorycznie spałam w rozpuszczonych włosach, a potem rano wyrywałam je garściami, usiłując rozczesać. Oczywiście, brakowało mi cierpliwości, żeby je rozplątać...
UsuńJak miałam dłuższe to prostownica, suszarka i drogeryjne szampony oraz odżywki.
OdpowiedzUsuńTeraz odkąd mam szampon organiczny, wiem skąd był mój łupież, a dzięki blogowaniu odżywki dobieram bardziej świadomie. Nie potrafię jednak zrezygnować z suszarki.
Ja nawet nie brałam pod uwagę zmiany szamponu na łagodniejszy, uparcie szłam w kierunku mocnych szamponów przeciwłupieżowych. Jak nie pomagały, to wymieniałam je na "lepszy" model i w ten sposób katowałam skórę głowy.
UsuńU mnie przede wszystkim prostowanie - nadal widzę skutki, po roku bez prostowania. Poza tym nie stosowałam żadnych odżywek, więc moje włosy były istną kopką sianka ;)
OdpowiedzUsuńDopiero teraz, kiedy zwalczam skutki uboczne tego typu stylizacji, dostrzegam, ile złego robiłam swoim włosom. Gdy kiedyś ktoś mi mówił, że niszczę sobie w ten sposób włosy, to uważałam, że przesadza.
Usuńja nigdy specjalnie nie katowałam włosów. przeżyłam kilkumiesięczny epizod z farbowaniem i kilkutygodniowy romans z prostownicą. przez długi czas stosowałam szampony z SLS/SLES, ale one moim kłakom specjalnie nie zaszkodziły. włosy mam zdrowe, ale z natury średnio- lub wysokoporowate (nie potrafię tego określić), przez co wyglądają na sianowate
OdpowiedzUsuńNiektóre osoby mają takie włosy, które zawsze będą wyglądały na sianowate. Mogą je olejować, kremować, unikać suszarek, farb, a one wciąż są takie same. Moja ciocia ma takie włosy i widzę, ile ma z nimi problemów...
UsuńSzampony z SLS i SLES nie dla wszystkich są złe. Posiadacze wrażliwej skóry głowy powinni na nie uważać, bo może wywoływać u nich łupież.
spanie w rozpuszczonych, jeżdżenie konno/rowerem/samochodem bez dachu w rozpuszczonych, tarmoszenie ręcznikiem, brak jakichkolwiek odżywek, wsówki, spinki i twarde gumki z łączeniami z metalu, plastikowa szczota na kołtuny... dużo tego było:p
OdpowiedzUsuńO w rozpuszczonych też chętnie chodziłam spać, a potem rano nie potrafiłam ich rozczesać i wyrywałam sobie mnóstwo włosów...
UsuńMoim glownym grzechem bylo rozjasnienie wlosow ;)
OdpowiedzUsuńCo nami kierowało, gdy zdecydowałyśmy się na taki radykalny krok;) Najlepsze jest to, że gdy sięgałam po rozjaśniacz, to wiedziałam, jak działa, a mimo to go użyłam...
Usuńoj nie pamiętam kiedy ostatnio suszyłam włosy suszarką :P
OdpowiedzUsuńJa też mam problem z ustaleniem, kiedy to było:) Akurat rozstania z suszarką nie przeżyłam jakoś specjalnie;) Ciężko było się odzwyczaić od prostownicy, jestem z siebie dumna, że dałam radę;)
Usuńja namiętnie prostowałam przez rok, na szczęście w pore się opamiętałam!!! ;) świetny blog, obserwuje ;*
OdpowiedzUsuńSzybko pozbyłaś się tego nawyku;) Mi zajęło to dobrych parę lat, dlatego moje włosy początkowo przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy. Teraz jest o wiele lepiej;)
UsuńU mnie od wielu late jest i będzie farbowanie, nie widzę możliwości aby z tego zrezygnować a pomimo takich zabiegów łącznie z dekoloryzacją (dwa razy) nic się nie działo.
OdpowiedzUsuńSuszarka na TAK, jest i nie wyobrażam sobie abym pozbyła się jej łącznie z suszarko-lokówką.
Nie używam prostownicy (choć mam za sobą krótki romans), lakierów do włosów.
Moje włosy lubią silikony i inne cuda :) Choć włączyłam oleje do bardziej pod kątem skóry głowy niż włosów.
Uważam, że wszystko jest dla ludzi ale z umiarem :)
Dużo zależy od indywidualnych predyspozycji;) Niektórzy farbują latami i ich włosom nie można nic zarzucić, a inni postanowią zmienić swój natutalny kolor i zafundują sobie siano. Ostatnio przeraziła mnie historia agabil. Ona wciąż walczy ze skutkami nieudanej koloryzacji. Farba, której użyła, uchodzi za stosunkowo delikatną, choć ja byłam daleka od tego typu twierdzeń. Nawet henna potrafi przesuszyć włosy. Trzeba poznać predyspozycje swoich kosmyków i zachować umiar. Podejrzewam, ze gdybym farbowała włosy rzadziej, to nie doprowadziłabym do takiego spustoszenia na głowie. Potrafiłam po tygodniu, dwóch zmieniać kolor, bo poprzedni mi się znudził...
UsuńProstownica i lokówka to również mój wróg :) Suszenie tylko po uprzedniej bombie silikonowej i chłodnym nawiewem. Nie farbuję grubo ponad 2 lata. Lakieru nie używam, bo chyba nie umiem się z nim obchodzić - zawsze cała się sklejałam i wyglądam, jakby kłaki były tłuściutkie.
OdpowiedzUsuńNa szczęście jestem coraz bardziej świadome ....
OdpowiedzUsuń