Jak zapewne zauważyłyście, często
recenzuję na blogu powieści erotyczne. Jest to jeden z moich
ulubionych gatunków literackich. Lektura takiej książki pozwala mi
się zrelaksować, wyciszyć i w rezultacie spokojnie zasnąć.
Jednak ostatnio coraz mniej tytułów mnie satysfakcjonuje. Co
przeszkadza mi w powieściach erotycznych?
Mam wrażenie, że odkąd Blanka
Lipińska wydała bestsellerową trylogię, kolejni autorzy bardzo
się nią inspirują. Dzisiaj w pracy dostałam zapowiedź książki
polskiej autorki, która brzmi identycznie jak 365 dni. On ją
porywa, jest bossem mafii, ona musi być grzeczna i posłuszna, bo
inaczej jej dni mogą być policzone. Podczas przetrzymywania kobiety
między nią a nim rodzi się uczucie. Zapowiedź była okraszona
informacją, że to pierwszy tom trylogii. Wiem, że erotyki cieszą
się w Polsce dużym uznaniem, ale czy jest pisać bardzo podobny
cykl? Wątpię, aby ta książka podzieliła losy Crossa autorstwa
Sylvii Day. Seria ta do złudzenia przypominała mi Greya. Nie lubię
tego typu dubli. Zbyt podobna fabuła sprawia, że lektura staje się
przewidywalna, a przez to nudna. Nie mam w zwyczaju wracać do
przeczytanych książek, chyba że są to poradniki, po które
sięgam, gdy napotkam konkretny problem. Tak samo nie czuję się
zachęcona do lektury historii łudząco podobnej do Lipińskiej.
Drugą kwestią, która razi mnie w
przypadku powieści erotycznych, jest przemoc. Nie znoszę, gdy sceny
erotyczne przypominają opis gwałtu. Tymczasem mamy sagi o
motocyklistach, gdzie wykorzystuje się nieletnie dziewczyny. Agata
mówiła też o książce, w której pojawił się guru gwałcący
porwane dziewice. Do tego dodajmy powieści z elementami prostytucji
i zamiast cieszyć się lekturą, mam ochotę zwymiotować od tych
wszystkich okropności. Niektóre sceny są naprawdę ohydne.
Ostatnio trafiłam na taką, w której kobieta postawiona w trudnej
sytuacji materialnej jest zmuszona uprawiać seks z milionerem. Ten
przymus i przemoc zdecydowanie mnie odrzucają od wielu powieści
erotycznych.
Muszę przyznać, że w powieści 365
dni też początkowo przeszkadzała mi brutalność. Tylko że trzeci
tom rozwiązał mój problem z odbiorem tej książki. Spojrzałam na
nią z innej perspektywy. Główna bohaterka po prostu nie wiedziała,
czego powinna wymagać od mężczyzn. Ale w końcu dojrzewa, zaczyna
doceniać czułość oraz troskę. W interpretacji pomogło mi też
spotkanie autorskie z Blanką Lipińską.
Brakuje mi takich zwyczajnych książek
z oryginalną fabułą. Ona spotyka jego, obydwoje bardzo się sobie
podobają, rodzi się bliskość i mamy fajne sceny erotyczne wolne
od przemocy oraz przedmiotowego traktowania kobiet. Przecież
namiętność nie zawsze musi przybierać formę przemocy, bicia czy
okaleczenia. Śmiem twierdzić, że nie jestem jedyną osobą,
której w powieściach erotycznych brakuje bliskości, która wpływa
pozytywnie na jakość tego, co dzieje się między partnerami.
Podczas lektury Sztuki kobiecości, jedna z autorek wspomniała, że
seks jest dla kobiet bolesny, bo nie mają skąd czerpać dobrych
wzorców. Stwierdziła ona, że powieści erotyczne, w których nie
ma gry wstępnej albo jest ona bardzo mizerna, robią kobietom tyle
samo złego, co pornografia mężczyznom. W obu przypadkach obraz
seksu ulega zafałszowaniu. Myślę, że autorka Sztuki kobiecości
miały w tym sporo racji. Przeanalizowałam książki, które
dotychczas czytałam. Jest kilka autorek powieści erotycznych, gdzie
ta gra wstępna jest naprawdę dobrze opisana. Ale w większości
rzeczywiście nie dba się o rozgrzanie kobiety, ona jest zawsze
gotowa na seks i czerpie z niego wielką przyjemność. Rzeczywiście
ten aspekt w powieściach erotycznych jest mocno odrealniony.
Gdybym miała polecić Wam autorki
dobrych erotyków, to niewątpliwie wspomniałabym o Laurelin Page,
K. Bromberg oraz Vi Keeland. W ich książkach umiem się odnaleźć
jako wrażliwa kobieta. Najmniej przypadły mi do gustu powieści
K.N. Haner, które często po prostu mnie przerażają. Nie ma w nich
miejsca na normalną, zdrową relację seksualną. To, co się dzieje
w tych książkach, sprawia, że 365 dni wydaje się być całkiem
lekką lekturą. Nie jestem w stanie czytać większości powieści
K.N. Haner, bo są one okropnie oderwane od życia.
Nie znam twórczości autorek, które polecasz, ale chętnie to zmienię :)
OdpowiedzUsuńMam takie same "zarzuty" jak Ty co do powieści erotycznych :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe spostrzeżenia i zgadzam się z tobą w 100%
OdpowiedzUsuń:)
Od jakiegoś czasu unikam powieści erotycznych. Ale faktycznie w niektórych książkach też za dużo jest przemocy wobec kobiet. Chyba to temat na czasie.
OdpowiedzUsuńNie czytam takich książek, no Greya przeczytałam dawno temu, ale to nie mój klimat.
OdpowiedzUsuń