Marka NARS stała się
niemal legendą w świecie blogerek urodowych. Przyznaję, nie
rozumiałam zachwytów różami tej firmy, zwłaszcza
najpopularniejszym odcieniem, czyli Orgasm. Dość długo marka NARS
w ogóle nie była dostępna w Polsce. Blogerki zamawiały ją ze
Stanów lub stamtąd przywoziły. Choć lubię się czasem pomalować,
to nie dobrnęłam jeszcze do punktu, w którym histerycznie
poszukiwałabym kosmetyków za granicą. W końcu jednak NARS pojawił
się w perfumeriach Sephora, a pod koniec ubiegłego roku dane było
mi wypróbować dwa produkty tej marki. Jak wypadł NARS Deep Throat
róż do policzków?
Kolor
Jak zapewne wiecie, mam
bladą cerę i lubię ją ożywić różem. Nie przepadam za
bronzerami, rozświetlaczami. Kiedyś chciałam się do nich
przekonać i nawet kupiłam sensowne odcienie, coś tam ponakładałam,
ale tylko kilka razy. Róż natomiast noszę codziennie. NARS Deep
Throat róż do policzków urzekł mnie swoim odcieniem. Początkowo
wydawał mi się zbyt brudny i za mało różowy, jeśli wiecie, co
mam na myśli. Jako bladolica brunetka, typowa zima raczej sięgam po
delikatne róże nadające dziewczęcy rumieniec. Tymczasem ten
brudny odcień dość dobrze i naturalnie wygląda na skórze. Dla
mnie jest dość uniwersalny. Będzie pasował każdej kobiecie
niezależnie od karnacji, koloru włosów i oczu. Wiecie, w czym
tkwi sekret tego odcienia? To piękna brzoskwinka skąpana w sporej
ilości różu. Taka proporcja jest idealna. Gdyby brzoskwinki było
więcej, nie mogłabym nałożyć różu na twarz, bo wyglądałabym
jak klaun.
Wykończenie
Uwielbiam ten róż za
wykończenie. Pamiętacie, jak zarzekałam się, że kocham tylko
maty? Otóż nie, obecnie lubię też połyskujące, satynowe róże,
które pięknie stapiają się ze skórą, nadając jej odprężony
wygląd. NARS Deep Throat róż do policzków sprawia, że nasza
twarz wygląda zdrowo i promiennie, dlatego bardzo go lubię:) Od
grudnia używam go codziennie i nie zdradzam go z żadnym innym
różem. Ostatnio stałam się kosmetyczną monogamistką. Zasada ta
nie dotyczy jedynie pomadek, bo tu wciąż eksperymentuję.
Aczkolwiek prawda jest taka, że obecnie wystarcza mi jeden puder,
jeden róż, dwa cienie do powiek, jeden tusz i sześć szminek, z
czego najczęściej używam dwóch.
Pigmentacja
NARS Deep Throat róż do
policzków jest produktem bezpiecznym, gdyż nawet niewprawna ręka
nie zrobi sobie nim krzywdy. Jego pigmentację określiłabym jako
średnią. Czasem trzeba dołożyć drugą warstwę, ale budowanie
efektu jest dużo lepsze od wielkiej plamy, którą trudno ładnie
rozetrzeć.
Trwałość
Na moich policzkach róż
utrzymuje się przez cały dzień, po 20 troszkę blaknie, ale to
normalne. W końcu czasem podpieram ręką twarz i wtedy kosmetyk się
ściera. Róż można natomiast łatwo zmyć płynem micelarnym AA.
Jedyne, na co pragnę zwrócić uwagę, to fakt, że kosmetykowi
zdarza się zmieniać kolor w niektóre dni. Czasem na mojej twarzy
wybija się mocny róż, dzieje się tak zazwyczaj przy mocniejszym
słońcu. Ot, taka ciekawostka. Róż jest nowy, ma jeszcze 1,5 roku
przydatności do użycia. Dobrze, że nie robi się z niego cegła,
lecz mocniejszy, stosunkowo chłodny odcień. Makijaż jest wtedy
trochę mocny, ale pasuje do mojego typu urody.
Wpływ na stan cery
Mam na tym punkcie małego
kręćka i bardzo rozsądnie dobieram kosmetyki kolorowe, które
nakładam na swoją skórę. Jeśli róż lub puder się sprawdza, to
nie używam niczego innego, nie eksperymentuję. Po co później
płakać, że coś wyskoczyło? NARS Deep Throat róż do policzków
nie pogorszył stanu mojej skóry. Ta jest nadal w dobrej kondycji.
Mogę go polecić z czystym sumieniem osobom, które mają cerę
mieszaną i tłustą.
Zapach
Najlepiej, żeby
kosmetyki do twarzy w ogóle nie pachniały, a jeśli muszą, to
delikatnie. NARS Deep Throat róż do policzków roztacza całkiem
przyjemną, pudrową woń, którą kojarzę z toaletki mojej
nieżyjącej już babci. Ona lubiła się malować i kochała
szminki. Wyobrażacie sobie moją radość, gdy w latach 90.
zauważyłam w jej szufladce 30 różnych odcieni? W ogóle nie
wiedziałam, od której zacząć. Babcia była kochana i potem
podzieliła się ze mną dwoma różami, w tym jednym dość
wyrazistym. O dziwo, mojej mamie to nie przeszkadzało.
Wydajność
Róż używam codziennie
od grudnia ubiegłego roku. W czasie 6 miesięcy starłam tylko
wierzchnią warstwę. Do dyspozycji wciąż mam jakieś 80% produktu,
a dysponuję miniaturką z bożonarodzeniowego zestawu. Jeśli
natkniecie się gdzieś na ten set, to śmiało kupujcie. Cena niska,
a produkty macie szansę zużyć do końca. Brak marnotrawstwa to
coś, co mnie ogromnie cieszy:)
Dla mnie najlepszym różem NArs to oczywiście Orgaasm :D
OdpowiedzUsuńładny makijaż a ten róż jest kultowy, kolorówkę też bardzo wolno zużywam, a produktów wypiekanych nigdy bo są tak wydajne
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że róży raczej nie używam, nie widzę na zdjęciu jakiegoś niesamowitego efektu i w ogóle, ale najpewniej wynika to z faktu, że zwyczajnie się na tym nie znam. Czas zacząć używać i się przekonać w czym leży to ,,łał" ;)
Ładny odcień :). Pamiętam fazę na słynny Orgasm, ja nie miałam okazji go sprawdzić i chociaż jakoś szczególnie mnie nie kusi to chciałabym go raz przetestować na twarzy ;)
OdpowiedzUsuńOrgasm jest przereklamowany :p
OdpowiedzUsuńFajnie, że jestes zadowolona z deep throat :)
Fajny makijaż
OdpowiedzUsuńPrzepiękny odcień.
OdpowiedzUsuń