Pamiętam dokładnie
ten dzień, kiedy w wiosenne popołudnie wychodziłam z uczelni po
dobrze napisanym kolokwium z inżynierii genetycznej. Byłam umówiona
z przyjaciółkami, z którymi miałam jechać na zakupy do nowo
otwartego centrum handlowego. Ledwo zdążyłam wejść w boczną
uliczkę, gdy zaczepił mnie facet w okularach, który jechał
rowerem. Wówczas nie wydawało mi się to szczególnie groźne.
Zagadał, nie byłam zainteresowana, poszłam dalej. Nie zachowywał
się agresywnie. Jednak pamiętam, że poczułam tego dnia drobny
niepokój. W tym spotkaniu było coś dziwnego. Teraz wiem, że
prawdopodobnie to zdanie rzucone na koniec: „jestem pewien, że
kiedyś zmienisz zdanie”, tak na mnie zadziałało. Na pierwszy
rzut oka nie stało się nic strasznego, ale podświadomość
odnotowała, że jego ostatnie zdanie było podejrzane. Stalker to
dziś osoba, która nas nęka i sprawia, że odczuwamy rzeczywiste
zagrożenie.
Źródło: Pixabay |
Początek nękania
Od spotkania z facetem na
rowerze minęło kilka tygodni, rok akademicki chylił się ku
końcowi, gdy spotkałam go nieopodal uczelni po raz drugi. Tym razem
był namolny i zwykłe: „nie” okazało się niewystarczające.
Musiałam uciec się do bardziej jednoznacznych słów. Jakoś udało
mi się go pozbyć. Jednak to był dopiero początek nękania.
Napaść i poczucie zagrożenia
Podczas wakacji spotkałam
go pod swoim blokiem, był coraz bardziej namolny. Zagroziłam mu, że
zgłoszę sprawę policji, na co on roześmiał się mi prosto w
twarz. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Pamiętam ten
sierpniowy, upalny dzień, kiedy wracałam z zakupami do domu. Była
godzina 14. Szłam ścieżką przy torach, marząc o chłodnym
koktajlu truskawkowym. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś złapał
mnie za rękę. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam swojego
prześladowcę. Tym razem postanowił użyć siły i zaczął mnie
ciągnąć w kierunku torów. Na szczęście pod wpływem adrenaliny
uruchomił mi się odruch walki, zaczęłam go okładać zakupami,
kopać i wrzeszczeć. Co ciekawe, krzyki na niewiele się zdały,
choć był środek dnia i wakacji. Tym, co mi pomogło, okazała się
reklamówka z owocami, okładając go siatką, udało mi się
doprowadzić do jego dezorientacji. To był właśnie ten moment
zaskoczenia, który udało mi się wykorzystać i uciec najpierw na
główną drogę, a potem do domu. Gdy tylko wpadłam do mieszkania,
rzuciłam ojcu, że jeden facet mnie napadł. Gdy wyszłam razem z
nim z domu, już nigdzie go nie było.
Męska rozmowa – stalker odpuścił
Później spotkałam go
jeszcze na osiedlu, na którym odwiedzałam przyjaciół. Miałam
wówczas sporo szczęścia, bo koledzy zebrali się na mecz na Orliku
nieco wcześniej i zdążyli dopaść mojego prześladowcę. Przy
grupie facetów stalker nie był już tak odważny i męska rozmowa
pomogła. Jak się później okazało na kilka lat. To był zimowy
wieczór, godzina 17:00. Byłam już po pracy, czekałam na
przyjaciółkę, z którą miałam podskoczyć do Orsaya wykorzystać
bon. On niespodziewanie wyrósł przede mną i znowu zaczął się
naprzykrzać. Na szczęście chwilę później podjechała
przyjaciółka. Od tamtej pory mam z nim spokój. Mam nadzieję, że
tak już zostanie.
Dlaczego nie zgłosiłam
sprawy policji?
Z perspektywy czasu
żałuję, że nie zgłosiłam sprawy policji. Niemniej byłam
wówczas młoda i bałam się, że nie potraktują mojego zgłoszenia
poważnie. W tamtych czasach kodeks karny nic nie mówił nt.
stalkingu. Ta kategoria przestępstwa została wprowadzona nieco
później. Poza tym nie znałam personaliów swojego prześladowcy.
Co miałam zrobić? Opisać go jako wysokiego, grubego szatyna w
okularach o przerażającym spojrzeniu, który jeździ na czarnym
góralu i zaczepia mnie na ulicy. Gdybym trafiła na
funkcjonariusza-gbura, pewnie bym usłyszała jakąś życiową
mądrość w stylu: to się z nim umów, to będzie po sprawie. Na
dodatek cała ta sprawa budziła we mnie wstyd i zażenowanie, z
czasem zrozumiałam, że to nie ja powinnam się wstydzić. Nikogo
nie prowokowałam, od początku mówiłam wyraźne: „nie”. Facet
był trudny do namierzenia, a motywacja policji niekoniecznie byłaby
wysoka. Dziś jednak wiem, że tę sprawę należało zgłosić.
Owszem, męska rozmowa z kolegami pomogła, ale jak widać, kilka lat
później on nie zawahał się do mnie podejść.
Rowery z tyłu głowy a odruch obronny
Stalker to prawdziwa
zmora. Pamiętam, jak się wówczas bałam. Przez kilka dni od
napaści praktycznie w ogóle nie wychodziłam z domu, jeśli nie
miałam towarzystwa. Z przyjaciółką, kolegą czy kimś znajomym
nie odczuwałam strachu. Najgorzej jednak było zimą, gdy zmrok
szybko zapadał, a ja musiałam wrócić do domu z uczelni albo pójść
na popołudniowe zajęcia. Do dziś mam odruch obronny, gdy czuję,
że rower dłużej jedzie za mną. Wówczas od razu się odwracam i
sprawdzam, kto to jest.
Zawsze walcz o siebie
Stalker nauczył mnie
trzech ważnych rzeczy. Gdy ktoś cię nęka, a ty sobie z nim nie
radzisz przy wykorzystaniu zwykłej rozmowy, należy to zgłosić.
Najlepiej policji, ale można też poprosić o pomoc ojca, kuzyna czy
dobrego kolegę. Gdy coś się dzieje, np. zostaniesz napadnięta,
walcz ze wszystkich sił przy wykorzystaniu tego, co akurat masz pod
ręką. Najważniejszy jest element zaskoczenia. Wysoki, gruby facet
raczej nie spodziewa się, że drobna kobieta, która jest od niego
dużo słabsza, w ogóle będzie się bronić. Gdy go zaskoczymy,
mamy większą szansę uciec i wezwać pomoc. Trzecia lekcja, jaka
płynie z tego trudnego doświadczenia, to takt i wyczucie. Nigdy nie
należy narzucać się drugiej osobie, nawet jeśli nam na niej
zależy. Jeśli ona nie chce utrzymywać kontaktu, raczej stroni od
naszego towarzystwa, to dajmy jej spokój. Naprzykrzając się komuś
i nie szanując jego decyzji, zaczynamy wprowadzać dyskomfort do
jego życia. Jestem na tym punkcie dość mocno przeczulona przez
swoje doświadczenie. Najbardziej żałuję, że ten wstrętny typ
odebrał mi trochę spontaniczności. Teraz zamiast od razu zrobić
to, na co mam ochotę, zastanawiam się przez chwilę, czy nie wyjdę
na namolną wariatkę, zwłaszcza jeśli z drugiej strony nie widzę
jednoznacznych sygnałów. Na szczęście mam świadomość
konieczności znalezienia złotego środka i staram się to robić:)
Od kilku lat stalker nie
daje o sobie znać i mam nadzieję, że tak pozostanie. Swoją
historią chciałabym pokazać, żeby nie pozwolić sobie wmówić,
że takie naprzykrzanie się, niesłuchanie słowa: „nie”, które
pada od samego początku, szarpaniny nie są niczym normalnym. To nie
są żadne miłe dowody zainteresowania, lecz zachowanie budzące w
nas stan zagrożenia. Mam nadzieję, że wraz z pojawieniem się
stalkingu w polskim kodeksie karnym wzrośnie świadomość społeczna
i policja zacznie podchodzić do tego typu zgłoszeń poważnie.
Mam nadzieje ze ten typ juz nigdy nie sprawi Ci problemow. Swoja droga jak dla mnie stalkerzy musza mieć jakas forme zaburzen psychicznych ; normalni to oni nie sa
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję, że więcej tego obleśnego typa nie zobaczę na oczy.
UsuńPS Zgadzam się z Tobą, że stalkerzy muszą cierpieć na zaburzenia psychiczne. Nikt normalny nie nęka drugiej osoby. Nawet jak ktoś się zakocha bez wzajemności, to robi różne głupoty, ale nie przekracza pewnych granic.
Usuń