Czy przytrafiają się
Wam dni małych katastrof? Chociaż mój TŻ nazywa to inaczej.
Twierdzi, że jest to „dzień zgrzędy”, bo doszukuję się
problemów tam, gdzie ich nie ma.
Wszystko zaczęło się
od nad ranem, gdy na śpiąco szukałam czegoś do picia. Oczywiście,
nie włączyłam światła i drogę przemierzałam na pamięć, co
okazało się sporym błędem. Zapomniałam o tym, że w moim
mieszkaniu ma miejsce remont i zahaczyłam kolanem o drabinę. Mam
teraz potężnego siniaka. Z powodu upałów nie bardzo mogę go
ukryć i pokazuję wszystkim dookoła, że jestem niezdarą;P
Raz w tygodniu mam w
zwyczaju stawać na wadze. Okazało się, że znowu schudłam, co
wcale mnie nie cieszy. Teoretycznie utrata 1 kg to nie tragedia.
Niestety, nie dla mnie. Luty i marzec nie były dla mnie łaskawe, ze
stresu straciłam parę kilogramów. Chciałam powrócić do swojej
idealnej wagi. W maju odniosłam sukces:) Gdy w końcu ważyłam
tyle, ile powinnam, przyszła sesja. Nauka znowu mnie odchudziła. W
lipcu starałam się przybrać na wadze. Pod koniec miesiąca byłam
blisko ideału. Dzisiaj znowu się od niego oddaliłam. Remont kuchni
zdecydowanie mi nie służy.
Dobrze, że 2 godziny
przed wyjściem, przystąpiłam do przygotowań. Najpierw przez
godzinę zmagałam się z włosami. Każdy z nich sterczał w inną
stronę. W końcu sytuacja została w miarę opanowana. Przystąpiłam
do makijażu.
Na początku położyłam
na twarzy krem z filtrem. Całkiem dobrze się rozprowadził. Jednak
po chwili okazało się, że pokochał moje bruzdy i zmarszczki
mimiczne. Koncertowo je podkreślił.
Oczy to ta część
twarzy, której nie potrafię podkreślić. Kreska eyelinerem rzadko
kiedy wychodzi tak, jak powinna. Uzyskanie ładnych przejść między
cieniami to nieosiągalne pragnienie. Nawet jak wyjdą, to moja
opadająca powieka wszystko rozmaże. Większość kredek (nawet
wodoodpornych) znika z mojej linii wodnej w tempie ekspresowym. Tylko
nieliczne tusze nie robią ze mnie klauna. Mając na uwadze liczne
ograniczenia, postanowiłam rozprowadzić na całej powiece matowy
cień. Róż zawsze odświeżał moje spojrzenie. Do tej pory nigdy
mnie nie zawodził. Dzisiaj nie minęło 5 minut, gdy postanowił
skoncentrować się w rowkach i zagłębieniach powieki. Gdy
zaczynałam malować drugie oko, pierwsze nadawało się tylko do
demakijażu. Po odczekaniu chwili, postanowiłam jeszcze raz
zmierzyć się z różowym matem. 2:0 w starciu cień-ja. W końcu
naniosłam na powiekę krem tonujący, po czym zmatowiłam ja pudrem
bambusowym. Gdy udało mi się narysować kobaltową kreskę w linii
wodnej, która o dziwo dzielnie trwała na swoim miejscu, dostrzegłam
kilka niewyrwanych włosków nad łukiem brwiowym. Podczas
wczorajszego regulowania brwi jakoś umknęły mojej uwadze.
Czerwona pomadka to mój
ulubiony kosmetyk. Dzisiaj okazało się, że jest to jeden z dwóch
kosmetyków, które sprawdzają się u mnie niezależnie od
okoliczności. Bez problemu podkreśliłam nią usta. Na koniec
użyłam różu, ten również mnie nie zawiódł.
Gdy uznałam, że może
jakoś uda mi się nie wystraszyć przechodniów, okazało się, że
wykonany wczoraj manicure doczekał się pierwszych odprysków.
Zaczęłam zmywać lakier, ale ten wcale nie chciał dać za wygraną.
Szkoda, że nie był tak wytrwały i z odpryskami nie poczekał do
wieczora.
Chociaż początek dnia
nie zwiastował niczego dobrego, to popołudnie spędziłam naprawdę
przyjemnie:) Mój TŻ cały czas się ze mnie śmiał, że te włoski
nad łukiem brwiowym wyszukiwałam mikroskopem elektronowym. Ale
moim zdaniem one wręcz rzucały się w oczy.
PS Musiałam się
wyżalić. Też miewacie takie dni, że żadne zabiegi
makijażowo-urodowe Wam nie wychodzą? Czy tylko ja mam takie dwie
lewe ręce?;D Dzisiejsze przygody utwierdziły mnie w przekonaniu, że
zamiast kupować cienie, eyelinery, kredki, tusze i itp., powinnam
przerzucić się na szminki i róże;) Nimi chociaż potrafię się
posługiwać:) I pomimo swojej zgrzędliwości, jestem zadowolona z
makijażu ust i ożywienia policzków;)
karminowe.usta
Haha, nie przejmuj się. Ja ostatnio zacięłam się na udzie na jakieś 5 cm, też mam siniaki, ukąszenia po komarach (mam na nie uczulenie i robią się z tego quasi siniaki), więc wyglądam jak niedoszła samobójczyni z patologicznej rodziny ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o produkty do makijażu, może rzeczywiście zastanów się nad inwestowaniem w szminki, piękny makijaż ust może być tak samo efektowny jak oczu.
Współczuję uczulenia na komary... Mnie na szczęście w ogóle nie gryzą, chyba im nie smakuję;) Jeśli chodzi o golenie, to też umiem pięknie zaorać nogi:P Czasem wyglądam, jakbym cierpiała na autoagresję:P
UsuńJa zawsze wolałam podkreślać usta, bo mi to lepiej wychodziło. Jestem świadoma, że talentu do malowania oczu nie posiadam;)
O tak, każda chyba miewa takie dni! Ja wtedy daję za wygraną, tusz na rzęsy, puder na nos i mam resztę gdzieś (;
OdpowiedzUsuńI to jest chyba najlepsze podejście, bo jak jesteśmy zdenerwowane to łatwo o kolejne potknięcie...
UsuńOj, pewnie, że zdarzają się takie dni! A z włosami mam problem niemalże codziennie :/
OdpowiedzUsuńUlubiona pomadka jest dobra na wszystko :))
U mnie z włosami bywa różnie, ale z reguły da się je jakoś okiełznać, chociażby spiąć, a dzisiaj uparcie stawiały opór:P A pomadka to podstawa:)
UsuńTez mam czasem takie dni :D
OdpowiedzUsuńDzisiaj czułam się jak totalne beztalencie, które potrafi obsługiwać tylko komputer i łopatę;P
UsuńObsługa komputera i łopaty to już coś:DDD
UsuńJakby nie było, jest przydatna;)
Usuńoj u mnie też są takie dni, martw się, jutro będziesz się śmiała z tego co napisałaś:)
OdpowiedzUsuńJa już się z tego śmieję;) Poważnie podchodziłam do sprawy, gdy się szykowałam, ale potem zajęłam czymś swoje myśli i mi przeszło;)
UsuńPewnie, że się zdarzają - włosy, które protestują akurat wtedy, kiedy nie powinny, makijaż wymagający niekończących się poprawek... o nogach pełnych siniaków i zadrapań nie wspomnę, już się przyzwyczaiłam :)
OdpowiedzUsuńDo zadrapań też się przyzwyczaiłam, ale taką śliwę na kolanie miałam po raz ostatni w I klasie liceum po tym, jak kopałam piłkę z chłopakami;P
UsuńTeż zdarzają mi się dni marudy, w których nagromadzenie pecha przekracza wszelkie normy :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dzisiaj wyczerpałam swój limit pecha na najbliższe kilka miesięcy;)
UsuńI nic się nie udaje - choćby człowiek próbował to cień się nie nałoży, tusz się odbije, a włosów nie można związać nawet w klasyczny kucyk... skąd ja to znam :)
OdpowiedzUsuńa na to jest dobre ciasteczko, kawa i jakaś babska gazeta ;)
Albo mecz chłopaka;) Jak się wciągnęłam w oglądanie, to nie zastanawiałam się, jak wyglądam:) W każdym razie trzeba się zająć czymś przyjemnym;)
UsuńJa mam tak, że czasami nie mogę na siebie patrzeć w lustrze - wszystko jest nie tak.Kiedy indziej nawet bez makijażu sama sobie się podobam ;)
OdpowiedzUsuńJa akurat akceptuję swój wygląd, no może poza dniami, gdy intensywnie wyrzyna mi się ósemka i jestem bardzo opuchnięta. Za to z makijażem różnie bywa. Raz jest okej, np. dzisiaj wszystko wyszło mi dobrze, chociaż niespecjalnie się starałam. Malowałam oko, przerywałam, żeby odebrać telefon, potem dalej malowałam. I wyszło naprawdę ładnie, sama jestem z siebie dumna. A kiedy indziej siedzę 1,5 h, staram się, a efekt jest straszny...
Usuń