Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomadki Vipera. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomadki Vipera. Pokaż wszystkie posty

Kosmetyczne odkrycia 2014 roku - kolorówka i produkty do pielęgnacji włosów

2014 rok obfitował w kosmetyczne odkrycia, poznałam świetne pomadki w niskiej cenie i lakiery do paznokci, które na mojej płytce utrzymują się przez tydzień. Nie mogę też narzekać na odżywki i maski do włosów, w moje ręce trafiły produkty, które zdetronizowały dotychczasowych ulubieńców. O jakich specyfikach mowa?

Sylveco odbudowujący szampon do włosów pszeniczno-owsiany

To kolejny, a zarazem ostatni kosmetyk firmy Sylveco, który trafił do grona ulubieńców 2014 roku. Gdy sięgałam po szampon odbudowujący, początkowo obawiałam się, że nie poradzi sobie z grubą warstwą silikonów, jakie pozostawiła po sobie drogeryjna odżywka. Tymczasem specyfik, pomimo iż zawiera wyłącznie delikatne detergenty, świetnie poradził sobie z tym zadaniem. Szampon pszeniczno-owsiany doskonale oczyszcza włosy. Jestem zadowolona z niego do tego stopnia, iż zrezygnowałam ze stosowania silniej działających produktów. Skoro przez kilka miesięcy stosowania moje włosy nigdy nie sprawiały wrażenie oklapniętych i pozbawionych objętości, to nie widzę potrzeby katowania ich SLES. Szampon Sylveco nigdy nie podrażnił mojego skalpu, niebawem zaprezentuję go w odrębnej recenzji.



Balea maska do włosów z figą i perłami

Rok 2014 upłynął mi pod znakiem testowania produktów Balea. Część przywiezionych przez kuzyna kosmetyków okazała się niewypałem, ale przy okazji odkryłam też parę perełek. Jedną z nich jest niewątpliwie maska do włosów z figą i perłami. Gdy po raz pierwszy otworzyłam słoiczek, miałam ogromną wątpliwości, czy wodnista, biała emulsja poradzi sobie z moimi suchymi kosmykami. Tymczasem specyfik Balea zdetronizował mojego dotychczasowego ulubieńca, maskę do włosów z granatem i aloesem Alterra. Kosmetyk z figą i perłami świetnie nawilża moje suche pasma. Za sprawą maski włosy ulegają wygładzeniu i zmiękczeniu, nie pamiętam, kiedy moje końcówki były tak przyjemne w dotyku. Jednocześnie specyfik Balea nadaje kosmykom intensywny, zdrowy połysk. Moje zastrzeżenia budzi jedynie opakowanie, ma zbyt małą średnicę i zbyt wysokie ścianki, by bez problemu wydobyć resztki produktu.



Balea odżywka do włosów z figą i perłami

Moje włosy bardzo ją polubiły, aczkolwiek odżywka wypada nieco słabiej niż maska z tej samej serii. Dobrze nawilża włosy, całkiem przyzwoicie je wygładza, ale znam produkty, które spisują się nieco lepiej. Mimo to uważam, że warto wypróbować odżywkę z figą i perłami, ponieważ rzeczywiście poprawia kondycję kosmyków. Drogeryjne specyfiki lepiej wygładzają pasma, ale nie regenerują włosów. Oczywiście żaden specyfik nie naprawi rozdwojonych końcówek, te po prostu trzeba ściąć, ale może poradzić sobie z przesuszonymi kosmykami i przywrócić im blask. Jeśli Wasze włosy nie znajdują się w najlepszym stanie, to warto dostarczyć im solidnej porcji emolientów, które znajdują się w odżywce z figą i perłami.


Wellness & Beauty perełki do kąpieli z kwiatem czereśni i róży

Kosmetyki Wellness & Beauty do tej pory omijałam szerokim łukiem, ich opakowania nie wyglądały zbyt atrakcyjnie i nie zachęcały do zakupu. Jednak jakiś czas temu marka została poddana metamorfozie i sporo na tym zyskała. Na blogach natknęłam się na wiele pozytywnych opinii nt. lotionów do rąk, olejków do kąpieli oraz peelingów cukrowo-solnych. Lubię umilać sobie życie, dlatego gdy zobaczyłam różowe perełki do kąpieli, wiedziałam, że muszę je wypróbować. Ich skład prezentował się obiecująco. Choć perełki nie należą do najtańszych, za jeden słoiczek, którego zawartość pozwala przygotować trzy, w porywach cztery aromatyzujące kąpiele, musimy zapłacić ok. 9 zł. Inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę. Perełki roztaczają niezwykle przyjemny, kwiatowy zapach. Nuty charakterystyczne dla róży przeplatają się z aromatem kwiatów czereśni, wprowadzając mnie w błogi stan.



Kamill płyn do kąpieli Wild Rose Milk

To kolejny umilacz kąpieli, który ma za zadanie pomóc mi przetrwać do wiosny. Zima to dla mnie najgorsza pora roku, śnieg, mróz, wiatr i szybko zapadający zmrok sprawiają, że często dopada chandra. W związku z tym, iż nie zamierzam poddać się przygnębieniu, sprawiam sobie drobne przyjemności. Jedną z nich jest aromatyczna kąpiel. Jako miłośniczka kwiatowych kompozycji z przyjemnością korzystałam z dobrodziejstw płynu do kąpieli Kamill Wild Rose Milk. Długo zastanawiałam się, z czym kojarzy mi się ten zapach, w końcu odkryłam, że z wiosną i babcinym ogrodem. Producentowi udało się oddać woń dzikiej róży, która wyraźnie różni się od tej, jaką roztaczają kwiaty ozdobne. Płyn zapewnia kąpiel z dużą ilością piany.




Bielenda olejek do kąpieli z trawą cytrynową i zieloną herbatą

Bardzo lubię ten olejek, ponieważ jego zapach jest zbliżony do wody perfumowanej Green Tea Elizabeth Arden, której używała moja przyjaciółka. Ta woń budzi we mnie wyłącznie pozytywne emocje i przenosi w beztroskie czasy studiów, które obfitowały w wiele zabawnych wydarzeń. Olejek sprawia, iż wanna wypełnia się pianą. Pomimo obecności SLES nie wysusza skóra, ba, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że delikatnie ją nawilża. Za każdym razem, gdy chcę poprawić sobie humor, sięgam po olejek do kąpieli z trawą cytrynową i zieloną herbatą.



Róż Annabelle Minerals „Romantic”

Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nałożyć róż na policzki, dziś nie potrafię się bez niego obejść. Oczywiście zdarza mi się wyjść z domu bez makijażu, ale gdy już decyduję się na jego nałożenie, muszę ożywić policzki. W związku z tym, iż moje tempo zużywania kolorówki nie jest zawrotne, stawiam na minerały. To świetne rozwiązanie dla osób, które obawiają się, że w terminie przewidzianym przez producenta nie zdążą spożytkować specyfiku. Minerały nie psują się, ponieważ nie zawierają składników, dzięki którym mogłyby się rozwijać bakterie czy grzyby. Jeśli nie wkładamy do proszku brudnego pędzla czy palców, to możemy korzystać z jego dobrodziejstw przez wiele lat. „Romantic” to odcień idealny, ponieważ jest niezwykle delikatny i świetnie komponuje się z bladą cerą. Jasny, chłodny róż ożywia twarz w sposób naturalny, nieprzerysowany. Choć sprawia wrażenie matowego, drobinki niewidoczne na pierwszy rzut oka dyskretnie odbijają światło.







Golden Rose Velvet Matt nr 11, 13, 14, 16, 20

Jestem pomadkomaniaczką i nie zamierzam walczyć z tym nałogiem. Spośród wielu dokończeń dostępnych na rynku w sposób szczególny upodobałam sobie maty. Gdy w drogeriach pojawiły się pomadki Golden Rose, musiałam je wypróbować. Początkowo wybrałam dla siebie 3 odcienie: nr 11 (piękna malinowa czerwień), nr 13 (fuksja) i nr 20 (bordo). W związku z tym, iż szminki okazały się świetnie napigmentowane i trwałe, poczułam potrzebę powiększenia kolekcji o kolejne dwa sztyfty. Tym razem wybór padł na nr 14 (kolor dojrzałej maliny) i nr 16 (brąz). Wprawdzie poszczególne odcienie nieco różnią się jakością, nr 20 jest dość tępy, co utrudnia aplikację, ale jestem z nich zadowolona. Na moich ustach utrzymują się co najmniej kilka godzin. O dziwo, dobrze znoszą picie i drobne podjadanie. Z warg znikają równomiernie, warto jednak pamiętać o systematycznym nawilżaniu ust, ponieważ pomadki o matowym wykończeniu wysuszają skórę.






Vipera Elite Matt pomadka do ust nr 109 Hibiskus Tree

Długo poszukiwałam ciemnofioletowej, matowej pomadki, gdy zdążyłam o zapomnieć o swoim kosmetycznym chciejstwie, w centrum handlowym natknęłam się na stoisko Vipery. Oczywiście nie mogłam przejść obojętnie obok pomadek. Przyjrzałam się poszczególnym odcieniom i wybrałam dla siebie dwa, w tym Hibiskus Tree, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Matowe szminki Vipery różnią się trwałością od swoich kuzynek z Golden Rose, na moich ustach utrzymują się nieco krócej, ale i tak wynik ten uważam za satysfakcjonujący. Wracając do Hibiskus Tree to wspomniany odcień przypomina mi jagodowy koktajl i tak też prezentuje się na ustach. Szminka z pewnością doczeka się szczegółowej prezentacji w odrębnym poście.





L`Oreal Volume Million Lashes So Couture tusz do rzęs

Byłam sceptycznie nastawiona do kolorówki L`Oreal, ponieważ kosmetyki tej firmy w najlepszym przypadku wypadały dość przeciętnie. Czasem warto jednak zrewidować swoje przekonania i dać jeszcze jedną szansę, maskara Volume Million Lashes So Couture jest tego najlepszym dowodem. Tusz od początku miał odpowiednią konsystencję i nadawał się do użytku. Nie przepadam za maskarami, które muszą odleżeć kilkanaście dni, zanim zagoszczą na rzęsach. Aplikator dołączony do tuszu pozwala dokładnie rozdzielić włoski. Kosmetyk L`Oreal nadaje głębię spojrzeniu, wyraźnie pogrubiając rzęsy. Jego dodatkowym atutem jest apetyczny, czekoladowy zapach.



Wibo Deep Black eyeliner

Kreska wykonana wzdłuż górnej powieki nigdy nie była moją domeną, gdyż przejawiam słabe zdolności manualne. Wiele dobrego słyszałam o eyelinerze Wibo, M.:* korzystając z jego dobrodziejstw, uczyła się malować jaskółki. Dziś jest mistrzynią w tej materii. Wprawdzie ja nie potrafię odtworzyć jej dzieła, ale dzięki eyelinerowi Wibo przekonałam się do kreski. Trening czyni mistrza, więc wszystko przede mną. Teraz przynajmniej wiem, jaki powinien być pędzelek, abym potrafiła się nim posługiwać. Eyeliner Deep Black pozwala uzyskać czarną kreskę wolną od prześwitów.




Sensique lakiery do paznokci Art Nails

Choć odkryłam je stosunkowo niedawno, postanowiłam wspomnieć o nich w podsumowaniu minionego roku. Na co dzień raczej stronię od brokatów, ale gdy pozwalają uzyskać niecodzienny efekt, robię wyjątek. Wszystko zaczęło się od fioletu (nr 192), koleżanka miała go na paznokciach, wyglądał obłędnie, więc poprosiłam ją o podanie nazwy lakieru. Nie byłabym sobą, gdybym przy pierwszej nadarzającej się okazji, nie kupiła tej emalii, korzystając z pomocy dobrej duszy:) W związku z tym, iż fiolet na moich paznokciach przetrwał bez uszczerbku 6 dni, a jego aplikacja jest łatwa i przyjemna, zdecydowałam się powiększyć kolekcję lakierów o „Pink Frost”, emalię, która przypomina oszroniony róż. Najnowszy nabytek również mnie nie zawiódł, szybko schnie, na jego korzyść przemawia również 6-dniowa trwałość. Marzy mi się czerń, ale ta od pewnego czasu jest niedostępna, mam nadzieję, że niebawem w pobliskich Drogeriach Natura uzupełnią braki.




Joko lakiery do paznokci „Find Your Color”

Kremowe lakiery Joko z serii „Find Your Color” świetnie współpracują z moją płytką. Na paznokciach utrzymują się od kilku dni do tygodnia, szybko schną i ładnie połyskują. Dodatkowym atutem emalii z tej serii jest szerokim pędzelek, który znacznie usprawnia aplikację. Jako posiadaczka szerokiej płytki cenię sobie tego typu rozwiązania.






Lancome Tresor Midnight Rose

To najlepszy dowód, że drogeriom opłaca się dorzucać do zakładów gratisy w postaci próbek perfum. Na Lancome Tresor Midnight Rose być może nigdy nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie niewielka buteleczka z atomizerem, którą otrzymałam w Douglasie jako miły dodatek do zakupów kolorówki. Róża w towarzystwie maliny jest niezwykle intrygująca, zmysłowa i kobieca. Próbka wystarczyła, aby przekonać mnie do zakupu pełnowymiarowego flakoniku, który notabene zdobi toaletkę, ciesząc przy tym oko. Fioletowa róża na gumce to dość oryginalny pomysł, ale w tym przypadku niezwykle trafiony.






karminowe.usta


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...