Pamiętam, że z jakiegoś powodu nie
przepadałam za Katarzyną Miller i swego czasu nawet zaprzestałam
czytać Zwierciadło, bo miała tam sporo wywiadów. Nie umiałam
sobie jednak przypomnieć szczegółów. Po poradnik Być parą i nie
zwariować sięgnęłam ze względu na osobę Andrzeja Gryżewskiego,
młodego seksuologa, którego dorobek naukowy bardzo cenię. Sztuka
obsługi penisa wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Andrzej
Gryżewski okazał się też mocną stroną książki Być parą i
nie zwariować. Dlaczego mam zastrzeżenia do Katarzyny Miller?
Zacznę od ogólnej oceny poradnika.
Uważam, że jest on całkiem przyzwoity. Pokazuje bowiem, jak wiele
osób wnosi w swoje związki toksyczne zachowania. Śledzenie
partnera, robienie mu awantur o spotkania z przyjaciółmi,
wplątywanie w relację własnych rodziców etc., to z pewnością
nie są dobre rzeczy. Podobnie jak wracanie do mężczyzny, który
znęcał się nad kobietą psychicznie i fizycznie. Dobre nie jest
też rodzenie dzieci, bo wszyscy je mają. Każde nowe życie powinny być chciane, odpowiednio przyjęte na świecie i wychowywane w
sposób odpowiedzialny. Bardzo spodobał mi się wątek o parze z
syndromem DDA. Obydwoje mieli bardzo niską samoocenę, jednak z
czasem kobieta zaczęła wychodzić na prostą, a jej mąż
niekoniecznie. Nadal tkwił w emocjonalnym bagnie z dzieciństwa, nie
walczył z demonami przeszłości.
Jednak o wiele lepiej czytało mi się
Andrzeja Gryżewskiego. W wypowiedziach Katarzyny Miller
przeszkadzało mi wiele rzeczy. Bardzo mocno dał się we znaki
jowialny styl. Ja zawsze waham się, czy sięgnąć po książkę,
gdy widzę takie wstawki rodem z serialu o Kiepskich. Może w
mniemaniu autorki miało to rozbawić czytelnika, uczynić lekturą
lżejszą i bardziej intrygującą, jednak dla mnie okazało się
dość żenujące. Ta książka nie do końca mi się podobała, o
czym powiedziałam Izie. Ona stwierdziła, że Katarzyna Miller
przypomina jej celebrytkę. To chyba dobre podsumowanie dla tego, co
mi się nie podobało. Wiele osób lubi taki jowialny styl, autorka
wie, co jest nośne. Jednak dla mnie to słaba strona tej książki.
Poza tym czytając poradnik Być parą
i nie zwariować, odnosiłam czasem wrażenie, że Katarzyna Miller
nie skupia się na problemach w relacjach damsko-męskich, a znajduje
ujście dla swoich trudnych emocji związanych z matką. Bije od niej
taka niechęć oraz pogarda do matek. Odnoszę wrażenie, że jej
zarzuty pod ich adresem w dużej mierze są przesadzone i
bezpodstawne. Owszem, zdarzają się kiepskie matki, ale podkreślanie
na każdym kroku, jak one są nieszczęśliwe, jak to nieszczęście
zaszczepiają w córkach, jak robią z córek służące, które chcą
szybko uciec z domu, dlatego biorą sobie za męża pierwszego, który
je zechce, to jakieś kuriozum. W dzisiejszych czasach kobiety idą
na studia, po studiach do pracy i nie muszą mieszkać z toksycznymi
matkami, ani wcześnie wychodzić za mąż. Moja mama nigdy nie
wychowywała mnie na służącą, nie zaszczepiała we mnie jadu do
innych, ani nie rywalizowała ze mną o facetów, którzy mi się
podobali. W ogóle odniosłam wrażenie, że Katarzyna Miller sama
powinna przepracować swoje trudne relacje z matką, bo one z niej
wypływają w formie żalu i odrazy do matek. To nie jest normalne i
zdrowe. Od razu widać, że ma jakiś problem, bo każde nieszczęście
związku przypisywała matkom. Kobieta była z pijakiem, pewnie matka
nie dała jej innego wyboru. Kobieta miała nieuzasadnione pretensje
do męża, pewnie matka była roszczeniowa. Kobieta była chciwa i
łasa na pieniądze, pewnie jej matka traktowała ojca jak bankomat.
Nie lubiła seksu? Pewnie matka była oziębła. Na dłuższą metę
tego nie dało się czytać. Andrzej Gryżewski uratował tę
książkę.
Katarzyna Miller po raz kolejny wywarła
na mnie negatywne wrażenie, sama sobie wystawiła świadectwo osoby
niepoważnej i nieprofesjonalnej, gdy zaczęła powoływać się na
numerologię jako najlepszy sposób na odnalezienie partnera, z
którym będziemy nadawali na tych samych falach. Sorry, ale liczyłam
na coś bardziej naukowego. EZO TV mam w telewizji cyfrowej.
Minusem książki Być parą i nie
zwariować jest też to, że książka jest przegadana, wątek zdrady
pojawia się kilkukrotnie i jest opowiedziany na przykładzie tych
samych klientów. W ogóle nie jest to jedyny tego typu przypadek.
Pewne rzeczy wystarczyłoby przedstawić w książce tylko raz. Nie
ma sensu sztucznie tworzyć większej objętości materiału.
Zniechęca mnie powtarzalność sytuacji :(
OdpowiedzUsuńNiestety, w tej książce krecimy się wokół trzech sytuacji. Pana, który zdradził żonę z kobietą, która bardziej lubiła podróże od małżonki. Kobiety, która wracała do pijaka i jeszcze jednego przypadku.
UsuńA wiesz, że ja również nie przepadam za Panią Miller. W jej wypowiedziach czuć głębokie kompleksy. Nie ufałabym jej jako terapeucie i też przestałam czytać Zwierciadło z tego powodu co Ty.
OdpowiedzUsuńWidzę, że odbieramy ja podobnie. Moim zdaniem jej kompleksy zakrzywiaja jej odbiór rzeczywistości. W rezultacie jej porady często są bardzo stronnicze. Ale Andrzeja Gryzewskiego czyta się przyjemnie ze względu na jego profesjonalizm.
Usuń