Ostatnio moje usta stały się okropnie
suche. To zasługa wiatru, mrozu i centralnego ogrzewania. Połączenie
tych trzech czynników zewnętrznych wywiera destrukcyjny wpływ na
stan naszych warg. Suche, popękane usta to nie tylko problem natury
estetycznej, ale też dość bolesna dolegliwość. W związku z tym
przerzuciłam się z matów na satynę. Długo szukałam czegoś
nawilżającego. Zdecydowałam się nawet na błyszczyk Golden Rose
Vinyl Gloss. Czy Inglot LipSatin Lipstick nr 304 to pomadka, która
spełniła pokładane w niej nadzieje?
Kolor
Inglot LipSatin Lipstick nr 304 to żywy
odcień różu, który wpada w malinową tonację. Nie jest to jednak
fuksja. Ja bardzo dobrze czuję się w takich energetycznych kolorach
na wargach. Chętnie noszę je na co dzień do pracy. Mam wiele
ubrań, do których pasuje malinowy róż. To odcień idealny dla
zimy, gdyż ożywia twarz i nadaje jej świeżości oraz wyrazu.
Wykończenie
Ta pomadka jest zdecydowanie
przyjemniejsza w użyciu. Maty są często tępe, ich równomierne
rozprowadzenie na ustach wymaga cierpliwości. Tutaj szminka sama
sunie po wargach, pozostawiając na nich wyraźny, malinowy odcień
różu oraz solidną porcję nawilżenia. Usta sprawiają wrażenie
pokrytych czymś kremowym. To zaleta satynowego wykończenia, które
bardzo subtelnie połyskuje, a odbijając światło, optycznie
powiększa usta.
Pigmentacja
Inglot LipSatin Lipstick nr 304 należy
do doskonale napigmentowanych pomadek. Wystarczy jedno pociągnięcie
warg sztyftem, by te nabrały malinowego odcienia. Lubię takie
konkretne i wyraziste szminki.
Trwałość
Na moich ustach omawiana pomadka
utrzymuje się do 8 godzin. Źle jednak znosi podjadanie i picie.
Pozostawia ślady na szklankach i sztućcach. Po posiłku makijaż
wymaga naniesienia poprawek.
Tendencja do migracji
Choć szminka Inglot LipSatin nr 304 ma
satynowe wykończenie, nie przemieszcza się poza kontur ust. Nie
musimy obawiać się, że znajdziemy ją na zębach czy brodzie.
Konsystencja i nawilżenie
Inglot LipSatin Lipstick nr 304 ma
przyjemną, kremową formułę, która nawilża usta na wiele godzin.
Szminkę nosi się naprawdę komfortowo. Nawet po 8 godzinach nie
występuje wrażenie ściągnięcia skóry warg.
Zapach
Przyjemny, nieco słodkawy, mnie
przypomina zapach gumy balonowej. Zdecydowanie umila aplikację
szminki.
Opakowanie
Zdecydowałam się na wersję mini,
która wygląda bardzo luksusowo. Pomadkę zamknięto bowiem w
czarnym, matowym, plastikowym opakowaniu o kształcie
prostopadłościanu. Dostrzegam tu lekką inspirację opakowaniami
szminek NARS. Mnie to nie przeszkadza. Praca z tą miniaturką to
czysta przyjemność, bo sztyft jest chudszy i bardziej precyzyjny
podczas aplikacji, można nim bez trudu wyrysować kształt ust.
Ponadto nie znoszę marnotrawstwa, a jednak rzadko kiedy jesteśmy w
stanie zużyć pełnowymiarową szminkę, chyba że malujemy usta na
co dzień tym samym odcieniem. Ja jednak cenię sobie większą
różnorodność.
Cena i dostępność
Za miniaturkę Inglot LipSatin Lipstick
nr 304 zapłacimy w salonach Inglot 20 zł. Nie jest to wygórowana
cena.
Trochę słabo, że nie wytrzymuje picia czy jedzenia :/
OdpowiedzUsuńNiestety, ale większość nawilżających pomadek źle znosi jedzenie czy picie;/
UsuńPrzepiękny kolor pomadki i jeszcze piękniejszy uśmiech, nie jakiś tam dziubek :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, Doroto:* Zdecydowanie nie nadaję się do iście instagramowych min, w tym dziwnego układania ust;) Ale nad tym nie ubolewam:)
Usuńprzepiękny kolor! Mega do Ciebie pasuje!
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Bardzo dobrze czuję się w takiej kolorystyce:)
UsuńŚlicznie wygląda ta pomadka na ustach, choć akurat kolor kompletnie nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem:) To dobry odcień dla bladolicych brunetek, bo świetnie ożywia twarz:)
UsuńPrzepiękny kolor szminki :)
OdpowiedzUsuńTaki żywy, soczysty róż:)
Usuń