Wiadomo, każdy lubi co innego. Jednak
podczas sobotnich zakupów wyprzedażowych z Aldoną zwróciłam
uwagę na to, że istnieją pewne sklepy, które omijam, bo to
zupełnie nie moja bajka, jeśli chodzi o styl. Ciągnie mnie do
sklepów z bardzo kobiecymi i dziewczęcymi ubraniami. Unikam tych
sportowych i bardziej unisex. To mnie zainspirowało do stworzenia
niniejszej notki. Dzisiaj przedstawiam ubrania, których nie noszę,
bo czuję się w nich zbyt męsko.
Koszule
To jest coś, czego nie znoszę od
czasów szkoły podstawowej. Matko, ile ja wojen stoczyłam o to, by
nie iść na apel w koszuli. Najpierw z mamą, a potem z
nauczycielkami. Na studiach czasem zakładałam je na egzamin, ale
miałam też swoje fortele. Nosiłam np. biały top na ramiączkach z
cyrkoniami pod żakiet. Cyrkonii nie było widać, w oczy rzucała
się tylko biel. Ja po prostu nie znoszę koszuli, czuję się w nich
jak facet. Te guziki, kieszenie, dziwne kołnierzyki. To wszystko
daje męski look. Nawet taliowanie często niewiele pomaga. Na
dodatek nie znoszę zapinać guzików. W koszulach czuję się męsko
i troszkę jak pingwin. Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, bo
nie muszę ich nosić do pracy. Nawet na spotkania służbowe
wystarczy mi bardziej elegancka sukienka, na szczęście może być w
kwiaty.
Bluzy
Te z kolei kojarzą mi się z
chłopakami z osiedla. Aczkolwiek mam jedną różową bluzę w
kwiaty. Tej nie idzie pomylić z męską. Niemniej noszę je rzadko,
bo ja lubię taliowane ubrania, które podkreślają atuty kobiecej
sylwetki. Bluzy mają prosty krój sportowy, jest on wygodny, ale nie
w moim stylu.
Żakiety
Mam kilka, to dużo lepsza opcja niż
noszenie znienawidzonej koszuli, żakiety bywają bardziej kobiece
pod względem koloru i kroju, ale bardzo często kojarzą mi się z
męską marynarką lub garniturem. A to już sprawia, że
niespecjalnie za nimi przepadam. Po prostu nie lubię nosić rzeczy,
w których czuję się bardziej jak facet niż jak kobieta. Niemniej
taliowany, malinowy żakiet narzucony na sukienkę nie jest zły, bo
kobiecy pierwiastek tutaj dominuje.
Długie spodnie
Jejku, długie spodnie są chyba
jeszcze gorsze od koszuli. Tę drugą jakoś wepcham do spódnicy i
wygląda to w miarę kobieco. Ale długie jeansy to dla mnie typowo
męska część garderoby. Staram się je zawsze ograć, dodać do
nich kobiecego pierwiastka przez seksowną bluzkę eksponującą
dekolt czy gołe plecy. Do tego wybieram tylko kroje z wysokim stanem
i jakimiś dodatkami typu wstążeczka na pośladkach. Nie wszyscy
lubią tego typu atrakcje, ale ja je kocham, bo są takie
dziewczyńskie. Niemniej nie lubię nosić spodni, czuję się w
nich zbyt męsko. Wiem, że wyglądam w nich dobrze, bo tak mówi mi
wiele osób, ale jakoś nie umiem się do nich przekonać. Nie lubię
się męczyć i czuć mało komfortowo, więc zawsze przywołuję
słowa Aldony – przecież ty masz już spodnie, a ich nie nosisz.
Zakupy z nią to czysta przyjemność, gdyż obie jesteśmy
sukienkowo zakręcone;) Dlatego już żadnych nie kupuję, bo mam, a
nie noszę, bo nie lubię. Lepiej sprawić sobie nową spódnicę,
która często i chętnie będzie przeze mnie zakładana.
Dresy
Podobnie jak bluzy, dresy nie leżą w
obszarze moich zainteresowań. Są zbyt sportowe, za mało kobiece i
na dodatek dół dresów to spodnie, które w moim rankingu
wyprzedzają nawet koszule. Choć kolory dresów bywają kobiece, to
do mnie jakoś nie przemawiają.
T-shirty z napisami
Nie lubię T-shirtów z napisami. Jak
byłam dzieckiem, moi kuzyni takowe nosili, a w mojej głowie
zakodował się przekaz, że tego typu ubrania są zarezerwowane dla
chłopców. Ja o wiele lepiej czuję się w kwiatkach, groszkach,
serduszkach i truskawkach. Może ktoś stwierdzi, że ubieram się
infantylnie jak mała dziewczynka, ale ja tak czuję się najlepiej.
Swoją drogą chętnie kupiłabym T-shirt ze Smerfetką lub Minnie i
nosiła go w połączeniu z czarną, rozkloszowaną spódnicą;)
Adidasy
Nie noszę, bo jakoś nie czuję się w
nich kobieco pomimo kobiecych kolorów takich jak fiolet, róż czy
czerwień. Poza tym nie pasują mi do sukienek czy spódnic.
Zasadniczo adidasy i skarpetki to elementy garderoby, których nie
miałabym kiedy założyć. Nie należę do osób, które do spódnic
zakładają trampki. Sportowy styl to nie moja bajka.
Bluzki oversize
Czuję, że deformują moją sylwetkę
i wyglądają jak wyjęte z szafy ojca. O wiele lepiej czuję się w
dopasowanych bluzeczkach. Ja już tak mam, że lubię mieć
podkreśloną talię i biust.
Mamy podobnie, choć lubię koszule. Muszą mieć jednak mi kobiece akcenty. Każdy ma prawo coś lubić i czegoś nie lubić :)
OdpowiedzUsuńWiesz co, raz trafiłam na fajną koszulę z wiskozy. Była cała w kwiaty, taliowana i miała ładne guziczki imitujące jakby koronkę. Zazwyczaj to jednak one nie wyglądają na mnie tak dobrze, zwłaszcza gdy są twarde, z jakiejś grubszej bawełny. Materiał na pewno musi być miękki i opływowy, a guziki nie mogą być zwykłe.
UsuńMamy zupełnie inny gust i styl, choć poniekąd wynika to również z różnic sylwetek :)
OdpowiedzUsuńU innych te rzeczy wydają mi się całkiem okej, ale siebie w tym nie widzę, czuję się niekomfortowo;) Legginsy np. nie kojarzą mi się męsko, ale też ich nie założę, bo to dla mnie takie rajstopy i niekompletny ubiór. Ale jak ktoś je ma i nie są przeźroczyste, to często stwierdzam, że są całkiem okej.
UsuńBluzek oversize też nie lubię. Adidasy noszę do sukienek ;)
OdpowiedzUsuńOne strasznie deformują sylwetkę. Ja lubię dopasowane bluzki:)
UsuńJa akurat wszystkie wymienione przez Ciebie części garderoby uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że dobrze się w nich czujesz:)
UsuńOversizowe ciuchy to również nie moja bajka - i przyznam, że w nich czuję się wyjątkowo słabo..
OdpowiedzUsuńJa za to uwielbiam koszule, adidasy, lubię bluzy, dresy i jeansy. Mimo tego wciąż czuję się bardzo kobieco, a przy tym wygodnie :)
OdpowiedzUsuń