Ja też mam na sumieniu parę grzeszków
modowych. Cóż, chyba nie ma osoby, która ich nie popełnia. Nie
wszystkie są takie straszne, część już zaczęłam naprawiać.
Przedstawiam błędy modowe, które popełniałam. To jest taki wpis
z przymrużeniem oka.
Zamiłowanie do konkretnego koloru
Nie wiem jak Wy, ale ja od dziecka
przechodzę fascynację różnymi kolorami. Gdy byłam mała, mama
musiała kupować mi różowe ubrania. Te niebieskie nie wchodziły w
rachubę, bo przecież jestem dziewczynką. W liceum przeżywałam
fascynację czernią, z tamtego okresu mam parę czarnych sukienek i
spódnic. W połowie studiów włączyła mi się faza na czerwony,
która trwała dość długo. Po studiach kupowałam już ubrania w
różnych kolorach. Niemniej dalej dominowała czerwień. W pewnym
momencie znajome mówiły mi: wiesz co, widziałam wczoraj czerwoną
sukienkę w sklepie x. Dopiero ostatnio zaczęłam kupować ubrania w
bardzo zróżnicowanych kolorach. Owszem, czasem przypęta się coś
czerwonego, vide spódnica z Sinsaya, ale mam zdecydowanie więcej
różnych kolorów.
Unikanie spodni
Bardzo, ale to bardzo długo byłam
negatywnie nastawiona do spodni. Zresztą dalej nie noszę ich za
często, ale widzę światełko w tunelu. W przeszłości nie miałam
szczęścia do spodni. Albo były dla mnie za twarde, przez co
brzydko się układały i mnie obcierały. Albo trafiałam na zły
krój – w czasach studiów była moda na biodrówki, które mi nie
pasują. Nie mogłam nigdzie dorwać spodni z wysokim stanem. Na
dodatek ciężko było o coś jaśniejszego. W czarnych nie czuję
się komfortowo, bo one optycznie wyszczuplają, a ja tego nie
potrzebuję;) Wiadomo, wyszczuplisz się, będąc szczupłą, to
zaraz ktoś skomentuje, że jesteś wychudzona. Ja mam dosyć takich
mądrości ludowych. Znajomi doskonale wiedzą, że jem sporo, ale od
obcych ludzi często można usłyszeć jakiś durny tekst. Do tego
spodnie kojarzą mi się jakoś tak męsko, nie czuję się w nich
zbyt kobieco, chyba że troszkę pokombinuję;) Pewna ważna dla mnie
osoba zasugerowała kiedyś, że powinnam założyć spodnie. Wtedy
troszkę mnie to wkurzyło, bo nie czułam tych klimatów.
Pomyślałam sobie, dlaczego mam się tak męsko ubierać. Krótko
mówiąc, w mojej wizji spodni brakowało jakiegoś kobiecego
pierwiastka. A ja mam tym punkcie małego hopla. Ale stwierdziłam,
że założę i zobaczę. Nie do końca mi to pasowało, ale od tej
osoby usłyszałam wówczas komplement. Tylko wówczas, jak przystało
na kobietę, dopadły mnie wątpliwości – chciał być dla mnie
miły, czy naprawdę jego zdaniem to dobrze wygląda. Ręka w górę,
kto nigdy nie miał takich wątpliwości, zwłaszcza w przypadku
ubrania, którego sam nie lubił. Potencjał w spodniach dostrzegłam
dopiero podczas rajdu wyprzedażowego z przyjaciółkami. Ja już od
pewnego czasu zmierzałam w dobrym kierunku, bo stawiałam na jasne
spodnie z wysokim stanem, jakimiś ozdobami etc. Ale klucz do sukcesu
stanowi materiał i góra. Wreszcie znalazłam spodnie z cieńszej
bawełny, takiej, która nie wgniata się w skórę, ładnie się
układa. Do tego góra powinna być jasna, krótka, dopasowana i
koniecznie z koronką. Jak do tego zestawu założyłam czarne
szpilki, to wreszcie poczułam potencjał tej części garderoby.
Chyba pierwszy raz w spodniach nie czułam się zbyt męsko, tylko
stwierdziłam, że to jest całkiem seksowny outfit, który lepiej
niż sukienka podkreśla atuty mojej figury. Teraz nie mam
wątpliwości, że intencje bliskiej mi osoby od początku były
dobre, podobnie jak sugestia, ale ja po prostu nie miałam pomysłu,
jak przerobić jeansy na coś zmysłowego, kobiecego. My, kobiety, po
prostu za dużo czasem myślimy. Ja miałam w głowie miliard teorii,
zamiast uznać, że faceci są prostolinijni. Zamiast rozmyślać,
dlaczego mam niby wyglądać dobrze w takiej męskiej stylizacji,
powinnam była się zastanowić, co mogę zrobić, aby wyglądała
lepiej.
Unikanie pudrowego różu i jaśniejszych kolorów
Tutaj akurat nie chodziło o niechęć
do pudrowego różu. Ja bardzo lubię ten kolor. Problem w tym, że
mi się coś zakodowało w głowie, że to odcień idealny dla
blondynki. Ja mam jasną cerę i bałam się, że będę wyglądać
bez wyrazu. Ale jednak pudrowy róż robi dobry kontrast dla
czarnych włosów i oczu. W rezultacie nie wyglądam w nim mdło, jak
się pierwotnie obawiałam. Tutaj, o dziwo, sama sugestia o pudrowym
różu na paznokciach tej samej bliskiej osoby, od razu uruchomiła
odpowiednie trybiki w głowie. Kolor lubiłam, ale go unikałam,
niemniej w końcu zabrałam do przymierzalni i uznałam, że jest
okej. A jak pudrowy róż dał radę, to dałam też szansę innym
pastelowym odcieniom, w tym błękitowi. Swoją drogą ja jestem
udana. Typ urody zima to inaczej Śnieżka, a ona miała czarne włosy
i niebieski fartuszek. Powinnam była się zorientować, że ten
kolor raczej będzie mi pasował.
Niechęć do kombinezonów
Tutaj z kolei, jak zdecydowana
większość Polek, byłam przekonana, że w tym wynalazku ciężko
korzysta się z toalety. Teraz widzę, że to zasadniczo bardzo
bezzasadne przekonanie, jeśli kupi się kombinezon bez guzików,
zamków, rękawów, a na zwykłych ramiączkach. Oczywiście
kupowanie kombinezonu długi rękaw, zamek i długie spodnie, to
zapowiedź przyszłej mordęgi. Dopóki kombinezon jest krótki,
względnie luźny i na regulowanych ramiączkach, to wszystko idzie
sprawnie. Mnie osobiście lepiej ściąga się górę kombinezonu na
ramiączkach niż niektóre jeansy. A efekt jest świetny, bo
wybieram kombinezony imitujące mini. A takich mini w wersji
sukienkowej nie robią, bo coś mogłoby wypłynąć.
Unikanie sukienek z gołymi ramionami
Tutaj akurat podobał mi się trend,
ale dopóki nie odwiedziłam Margota, to miałam spory problem natury
technicznej. Ja mam w obwodzie 60/65 w zależności od producenta
staników. Do niedawna ciężko było o biustonosz o tym obwodzie.
Zatem nosiło się za luźne w obwodzie staniki, u mnie była to
różnica 10-15 cm. W związku z tym bałam się, że odepnę
ramiączka, a to coś, co i tak się przekręca, mi spadnie na
brzuch. Naprawdę dobry stanik to podstawa. Ja już na studiach
zyskałam rozmiar do 60 w obwodzie i wtedy nastąpił cudowny
przełom. Zaczęłam odpinać ramiączka od stanika, czułam się
komfortowo, bo nic mi się nie przesuwało. Jedyne co, to nie
odpięłabym ich, mając w planach podróż autobusem. Po prostu mam
świadomość istnienia w naszym społeczeństwie różnych zboków i
„dowcipnisiów”. Zwłaszcza chłopaczki w wieku nastu lat mają
cudowne pomysły. Kiedyś rozwiązywały jednej dziewczynie w wieku
licealnym top, który był wiązany na plecach, a ona pod spodem nie
miała nic ze względu na wbudowane z przodu miseczki. Na szczęście
kolega „dowcipnisiów” w ostatniej chwili zapobiegł tej
żenującej sytuacji. Niemniej do dziś mam w głowie prosty
komunikat: nastolatki mają tendencję do głupkowatych zachowań.
Dlatego wolę nie ryzykować, że komuś będzie się nudzić i
wpadnie na durną myśl pociągnięcia w dół sukienki wraz ze
stanikiem. Takie kreacje to raczej na wyjścia ze znajomymi na
miasto:)
Te głupkowate pomysły kolegów pamiętam doskonale, ale niektórzy dojrzewają później, albo wcale ;) Podobne błędy robiłyśmy :)
OdpowiedzUsuńNo niestety, niektórym ewidentnie brakuje rozumu.
UsuńOj, to z kolorami znam z własnego doświadczenia :)
OdpowiedzUsuńNagle chodzisz od stóp do głów w jednym kolorze, bo akurat masz na niego fazę;)
UsuńJa mam obsesję na punkcie różowego i białego. Dobrze mi z tym.
OdpowiedzUsuńJa za dziecka kochałam róż miłością wielką i niepodzielną. Ostatnio znowu mam na niego fazę;)
Usuń