Sztuka kobiecości – Aneta Borowiec i Beata Wróbel

Lubię czytać poradniki seksuologiczne, które ukazują się nakładem Wydawnictwa Agora, ponieważ w większości przypadków są naprawdę świetnie napisane. Dostarczają rzetelnej i wiarygodnej wiedzy, co w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie oczywiste. Miałam już przyjemność zapoznać się z dwoma pozycjami z cyklu Sztuka Sztuką kochania i Sztuką obsługi penisa. Obie pozycje przypadły mi do gustu. Dlatego gdy w zapowiedziach wydawniczych ujrzałam, że zaplanowano wydanie poradnika zatytułowanego Sztuka kobiecości, wiedziałam, że muszę się z nim zapoznać. Jest to rozmowa dziennikarki z ginekolożką, seksuolożką i psycholożką w jednym. Tematyka dotyka szeroko rozumianej kobiecości. Dlaczego warto sięgnąć po tę pozycję?

Sztuka kobiecości





Zacznę od tego, do czego mam minimalne zastrzeżenia. Ale to nie jest coś, co dyskwalifikuje tę książkę. Myślę, że powinien przeczytać ją każdy i każda z nas. Sztuka kobiecości stanowi idealny podręcznik do wychowania do życia w rodzinie. Zawiera bowiem rzetelną wiedzę i myślę, że została ona podana w tak przystępny oraz kulturalny sposób, że potrzeba naprawdę złej woli, aby dostrzec w niej elementy obsceniczne. To, co zaprezentowano w tej książce, spodoba się większości społeczeństwa. Nie jest to bowiem nic kontrowersyjnego, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Informacje są rzetelne, poparte badaniami naukowymi i przedstawione w sposób wyważony.


Miałam jednak wspomnieć o swoich zastrzeżeniach. Nie ma tego dużo i nie jest to nic strasznego. Po prostu nie do końca zrozumiałam ginekolożkę, która upierała się, żeby w edukacji seksualnej skupić się tylko na budowaniu relacji z drugim człowiekiem. W pełni zgadzam się z autorką, że tego należy uczyć w szkole, bo jest to kluczowe, aby wybierać dla siebie dobrych partnerów, umieć z nimi rozmawiać i budować bliskość. Zgadzam się z nią, że bardzo ważny jest przekaz, że seks powinien mieć swoje źródło w miłości, bo pełni rolę więziotwórczą i tylko wtedy jest niesamowitym przeżyciem, gdy idą za nim głębsze uczucia. Ale jestem też realistką. Nie rozumiem, dlaczego autorka od razu wracała do relacji, gdy tylko dziennikarka wspominała o chorobach wenerycznych oraz nauce stosowania prezerwatywy. Moim zdaniem takie techniczne aspekty edukacji seksualnej także są bardzo ważne. Bez nich młodzi ludzie będą zarażać się groźnymi chorobami, a wirusy HIV, HCV, HPV oraz bakterie powodujące kiłę i chlamydię będą miały się wyśmienicie. Młodzi ludzie często nie wiedzą, jak zakładać prezerwatywę, by ta nie zsunęła się podczas seksu, a przecież to stanowi swego rodzaju zagrożenia dla zdrowia. Wiele z nich nie rozumie swojej fizjologii, ma wątpliwości co do technicznych kwestii związanych z seksem. To także trzeba ująć w edukacji seksualnej i nie ma co się skupiać na samym aspekcie budowania bliskości. Odrobina praktycznego podejścia nie wyklucza przecież ukazywania seksu jako głębszej relacji.

Drugą kwestią, która troszkę mi się nie spodobała, jest ta związana z ukazywaniem schorzeń ginekologicznych w sposób znany z gazet dla kobiet. Czytasz dany rozdział, widzisz opis objawów, straszenie, że to może być rak i od razu wkrada się w twoje życie niepokój. Przy czym symptomy tych groźnych chorób są szalenie mało charakterystyczne. Jestem zwolenniczką przestrzegania i daleko idącej ostrożności. Jak dzieje się coś nietypowego, mówmy o tym ginekologowi. Ale nie straszmy kobiet. Gdy czytałam rozdziały poświęcone chorobom, miałam wrażenie, że znów jestem małą dziewczynką, która zabrała się do lektury gazety swojej mamy. W jednym z numerów przeczytałam o nowotworze jamy ustnej. Opisano mało charakterystyczne objawy jako symptomy raka. Tak się składało, że chodziłam wówczas do podstawówki i miałam wyrywanego zęba, bo pod spodem rósł kolejny. Takiej interwencji zawsze towarzyszą obrzmienia i inne niedogodności. Jak przeczytałam ten artykuł, poczułam w jamie ustnej te wszystkie stany zapalne, to zaczęłam się bać, że coś mi dolega. Autorka artykułu też wówczas wspomniała: bardzo często zrzucamy winę za zmiany w jamie ustnej na leczenie stomatologiczne, a to może być rak. Niestety, książka Sztuka kobiecości momentami jest podobna w odbiorze. Domyślam się, że autorki miały dobre intencje. W Polsce wiele kobiet nie wykonuje cytologii i USG piersi, przez co wiele pań umiera na raka. Lekceważymy też objawy raka jajnika, Kora miewała bóle brzucha, ale nie łączyła ich ze schorzeniami ginekologicznymi. Potem okazało się, że to zaawansowany rak jajnika. Niemniej nie ma sensu aż tak straszyć chorobam, bo może to przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Czytelniczki uznają, że autorki przesadziły z opisem, przez co zlekceważą przedstawiony przez nie problem, a przecież tego chcemy uniknąć!

Sztuka kobiecości to jednak bardzo dobry poradnik. Musiałam jednak wspomnieć o powyższych mankamentach, gdyż rzuciły mi się w oczy. Aneta Borowiec i Beata Wróbel nie ograniczają się do samej seksuologii. Opisują całe spektrum kobiecości. Z książki dowiemy się, dlaczego seks boli, co sprawia, że nie mamy ochoty na seks, dlaczego kobiece pożądanie jest takie skomplikowane. Muszę przyznać, że bardzo dobrze odnalazłam się w aspekcie stricte seksuologicznym. Widać, że książkę napisały kobiety, które doskonale zdają sobie sprawę, że czasem możemy nie mieć ochoty na seks, ale gdy mężczyzna zrobi coś, czym nas ujmie, to możemy zmienić zdanie. Czasem mogą to być słowa: a nie chciałabyś się tak po prostu poprzytulać przed snem? Chodzi o to, byśmy czuły się kochane i ważne dla faceta. Kiedy on jest czuły i dba o nas, wtedy też łatwiej jest o erotyczną atmosferę. Czasem jednak wystarczy jakieś nieprzemyślane pytanie lub tekst, niekoniecznie rzucony ze złej woli, aby cała ochota przeszła i ustąpiła miejsce niechęci. Dobrze, że Sztuka kobiecości pokazała też dwie istotne kwestie. Dla kobiety sam orgazm nie jest najważniejszy, liczy się, czy seks zaspokaja potrzebę bliskości. Samo szczytowanie często przybiera mało spektakularny charakter, przez co mężczyźni go nie dostrzegają.

W części poświęconej zdrowiu poruszono wiele istotnych kwestii. Szczupła sylwetka wynikająca ze zdrowej diety może uchronić nas przed niektórymi nowotworami natury ginekologicznej. Tkanka tłuszczowa wytwarza bowiem estron, czyli odmianę estrogenów, która może pobudzać proces nowotworzenia w niektórych komórkach. Autorki sporo miejsca poświęcają też przyczynom niepłodności, bolesnych menstruacji i nawracającym infekcjom intymnym. Jest to bardzo fachowa, a zarazem przystępna lektura. Wiele rzeczy okazało się dla mnie ciekawostką, wcześniej o tym nie wiedziałam, chociaż i tak mam nieco większą wiedzę z zakresu biologii niż przeciętny czytelnik. Zatem Sztuka kobiecości okazała się dla mnie lekturą odkrywczą.

Nie zabrakło też rozdziałów poświęconych emocjom oraz psychice kobiet. Autorki omówiły tematykę traum, trudnych relacji z rodzicami, niskiej samooceny, przyjrzały się także problemom z akceptacją własnego ciała. Muszę przyznać, że kwestie poruszone w tych rozdziałach są niezwykle aktualne i nadążają za rozwijającym się światem. To smutne, że aż 94% polskich nastolatek nie lubi swojego ciała. Większość kobiet goni za sztucznym ideałem piękna.

Sztuka kobiecości to mądra i wartościowa lektura, która powinna trafić do polskich szkół. W gruncie rzeczy nie ma w niej nic kontrowersyjnego. Opracowany materiał charakteryzuje się wysokim poziomem merytorycznym. Widać, że Aneta Borowiec i Beata Wróbel włożyły sporo pracy w napisanie tej książki. To nie jest poradnik stworzony na łapu capu. Przystępny język sprawia, że skomplikowane procesy zachodzące w naszym organizmie zrozumieć może każdy i każda z nas:)

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. To prawda, gorąco polecam ją każdej kobiecie, aby lepiej poznała kwestie związane z własnym zdrowiem.

      Usuń
  2. Podoba mi się Twoja recenzja, piszesz szczerze o tym co przeczytałaś. W Polsce niestety nadal ta temtyka kuleje i każda ksiazka która ma pomóc się przyda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w Polsce o seksie mówi się albo bardzo wulgarnie, albo wcale. Brakuje takiego złotego środka, którym jest ta książka. Niemniej nie rozumiem, dlaczego współautorka tak bardzo oburzała się rozmową o chorobach wenerycznych. Skupiała się tylko na aspekcie budowania relacji, który powinien być przekazywany na lekcjach z wychowania seksualnego. Ja ją popieram, ten temat też jest ważny, ale równolegle trzeba rozmawiać o chorobach przenoszonych drogą płciową. Bo co z tego, że nastolatka wie, jak budować relacje, jak zarazi się od swojego chłopaka kiłą.

      Usuń
  3. Ciekawie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, zwłaszcza że bardzo przystępnie objaśniono kobiece przypadłości ginekologiczne:)

      Usuń
  4. Plus za przystępny język, w jakim książka została napisana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znacznie ułatwia jej odbiór;) Nie każdy musi się znać na medycynie.

      Usuń

Pozostawiając u mnie komentarz, pozostawiasz u mnie swoje dane osobowe. Są one starannie przechowywane i nieudostępniane innym podmiotom.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...