W związku z tym, że za oknem upał, słońce przypieka niemiłosiernie, warto pomyśleć o zabezpieczeniu naszej skóry przed wyjściem na dwór. Jest to niezwykle ważne, bowiem promieniowanie słoneczne jest niebezpieczne nie tylko dla naszej skóry, może przyczynić się do wystąpienia nowotworu, ale również przyspiesza starzenie się naszej skóry. Nie tylko ją wysusza, ale również uszkadza DNA, wywołuje mutacje. Wiele z nas na co dzień dba o zdrowe odżywianie, w spożywanej żywności unika substancji rakotwórczych w tym wielu konserwantów, polepszaczy smaku, substancji barwnikowych i aromatycznych, jednocześnie zapominając o ochronie skóry przed szkodliwym promieniowaniem.
Jak dobrać filtr?
Poszukując naszego ideału warto zwrócić uwagę na parę kwestii. Oto wyszczególnienie kilku, moim zdaniem najważniejszych:
1) Apteczne czy drogeryjne? To odwieczne pytanie. Filtry z apteki są droższe, ale jednocześnie bezpieczniejsze, stabilniejsze i zdrowsze dla naszej skóry. Zawierają często składniki mineralne i pochodzenia naturalnego, które znacznie rzadziej wywołują alergię w przeciwieństwie do składników wytworzonych w zakładach chemicznych. Dla mnie, jako studentki, ciężko byłoby znaleźć taką sumę pieniędzy, by móc smarować całe ciało filtrem aptecznym, zważywszy na fakt, iż w ce;u zapewnienia ochrony, o której wspomina producent, trzeba użyć znacznej ilości preparatu. Na zdrowiu i bezpieczeństwu nie można oszczędzać. Nakładanie cienkiej warstwy preparatu nie chroni nas przed promieniowaniem, choćbyśmy użyli preparatu z SPF 50. Aby preparat spełniał swoją rolę, przyjmuje się, że trzeba nałożyć go 2 mg na każdy centymetr kwadratowy powierzchni naszej skóry. To dużo. Mi opakowanie o objętości 100 ml wystarcza na góra 2 tygodnie. Gdybym miała kupować tylko filtry apteczne, już dawno poszłabym z torbami, gdyż na każde opakowanie specyfiku musiałabym wydawać co najmniej 70 zł, w skali miesiąca jest to wydatek rzędu 140 zł. Zakładając, że filtrować całe ciało będę od maja do września, czyli w ciągu 5 miesięcy, na sam filtr do ciała wydam 700 zł. W związku z tym poszłam na pewny kompromis. Do ochrony twarzy używam preparatów aptecznych, aktualnie fluidu matującego UVA, UVB 50 z Eucerin przeznaczonego do skóry normalnej i mieszanej. Koszt takiego filtru to 62 zł w Superpharmie. Jest to jednakże produkt bardzo wydajny. Zawiera 50 ml preparatu i używam go od końca kwietnia. Niestety, zaczyna mi się powoli kończyć i w najbliższych dniach będę musiała się udać po kolejne opakowanie. Z pewnością się przyda, ponieważ na twarz nakładam filtr przez cały rok, nawet w pochmurne dni, ponieważ promieniowanie słoneczne przenika również przez chmury i jest niebezpieczne także w okresie zimowym. Do ochrony różnych innych części ciała stosuję preparaty drogeryjne, także o faktorze 50. Wcześniej stosowałam Venitę Solar, obecnie korzystam z balsamu do opalania firmy Soraya z SPF 60. Recenzje obydwu preparatów zamieszczę poniżej.
A tymczasem przedstawiam używane przeze mnie produkty:
.
2) UVA i UVB. Wybierając preparat należy sprawdzić, czy chroni nas zarówno przed promieniowaniem UVA, jak i UVB. Zdarza się i to dość często, że preparaty chronią nas wyłącznie przed frakcją promieni UVB. Słońce emituje 3 rodzaje promieni: UVA, UVB i UVC. Na szczęście mamy jeszcze warstwę ozonową, choć znajdują się w niej dziury, która pochłania całkowicie promienie UVC, a także w znacznym stopniu UVB. Zdecydowana większość, bo aż 97% promieni ultrafioletowych docierających do powierzchni Ziemi, to UVA. Promienie UVC są "najkrótsze", a więc zgodnie z prawami fizyki niosą ze sobą największą energię, UVA są najdłuższe i niosą ze sobą najmniej energii. Promienie UVA są wprawdzie najmniej szkodliwe, ale mimo to uszkadzają kolagen obecny w skórze, który odpowiada za jej odpowiednie napięcie, jędrność, a więc młody wygląd. UVA może spowodować zmętnienie soczewki, dlatego tak ważne jest używanie okularów przeciwsłonecznych zakupionych u optyka, zawierających filtr UVA. Okulary kupione w New Yorkerach, C&A, H&M, Tesco, na bazarkach nie chronią nas zbytnio przed promieniowaniem. Są wykonane z tanich materiałów, które nas chronią w bardzo znikomym stopniu lub wcale. Jako nastolatka natknęłam się w jakiejś gazecie z informacją, że może się zdarzyć, iż okulary zakupione na bazarku mogą osłabić ostrość naszego widzenia, gdyż są wykonane z takiego tworzywa. Można też nosić kapelusze z dużym rondem i prawdę mówiąc, ja preferuję to rozwiązanie, gdyż nie lubię nosić niczego na nosie. Strasznie mnie to irytuje, nawet jeśli na nosie odchodzi mi jakaś skórka, zaczynam się denerwować i rozpraszać, dlatego w miarę możliwości korzystam wówczas z peelingu. Obecnie na rynku jest wiele różnych kapeluszy, można dobrać właściwy do danej kreacji. Początkowo miałam opory przed wyjściem z kapeluszem na miasto, ale się przełamałam i nie zwracam uwagi na pojedyncze kąśliwe komentarze. Kapelusz ma jeszcze inne zalety nad okularami, chroni naszą głowę przed przegrzaniem i włosy przed utratą blasku, elastyczności i wysuszeniem.
Z kolei wspomniane powyżej promieniowanie UVB, oprócz korzyści w postaci brania udziału w wytwarzaniu witaminy D, niesie ryzyko wystąpienia reakcji alergicznych, rumienia skóry, jak również raka skóry. Aby organizm wytwarzał witaminę D, potrzebne są niewielkie ilości promieniowania. Żaden filtr nie zabezpiecza nas w 100%. W jednej z publikacji wyczytałam, że najlepsze filtry pochłaniają 98,5% promieniowania UVB, wskaźniki i skala dla promieni UVA nie istnieje, ponieważ w chwili obecnej nie istnieje możliwość opracowania skali. To 1,5% nawet w pochmurny dzień całkowicie nam wystarczy, jeśli będziemy pić mleko lub jeść fermentowane produkty mleczne tj. jogurty, kefiry(dla osób z nietolerancją laktozy), wówczas nie musimy bać się o stan swoich kości. Powinniśmy natomiast obawiać się mutagenności tego promieniowania. Każdy z nas posiada system naprawy DNA, ale ten system czasem może okazać się niewystarczający lub mutacja może zajść w samym strażniku genomu.
Warto nadmienić, że promieniowanie ultrafioletowe wykorzystuje się w biotechnologii i inżynierii genetycznej do wprowadzania przypadkowych zmian w genomie różnych mikroorganizmów. Owe zmiany mają przypadkowy charakter i czasem zdarza się, że w ich wyniku uzyskuje się organizm zdolny do wytwarzania pewnych cennych substancji. Jeśli nie chcemy robić za bakterie poddawane modyfikacjom genetycznym, powinniśmy pomyśleć o odpowiednim zabezpieczeniu.
3) Ile czasu mija do momentu aktywacji. Na wielu produktach możemy napotkać adnotację: nałożyć 15-20 minut przed wyjściem z domu. Nie należy lekceważyć tego zapisu, gdyż dostępne produkty nie działają natychmiast. By stały się aktywne wymagają czasu. Ten czas jest różny i powinien zostać umieszczony na opakowaniu bądź ulotce dołączonej do opakowania.
4) Faktor. Ten dobieramy w zależności od preferencji i koloru oraz wrażliwości skóry. Jeśli mamy skórę jasną, z piegami, znamionami, skłonną do podrażnień i fotoalergii powinniśmy stosować krem z SPF 50. Jeśli mimo to lubimy opaleniznę, skorzystajmy z samoopalaczy, rajstop w sprayu albo balsamów brązujących. Są zdrowsze i bezpieczniejsze od szkodliwego promieniowania ultrafioletowego. Ważne: osoby ze znamionami powinny bezwzględnie nanosić na nie preparaty z SPF 50 i unikać promieniowania UV. Dobrze jest nosić bluzkę z krótkim rękawem, jeśli na ramionach mamy jakiś pieprzyk. Nie zawsze jest to jednak możliwe, wówczas przebywamy na słońcu tylko tyle, ile jest to niezbędne, a przed wyjściem pamiętamy o filtrowaniu. SPF 30 jest dobry dla osób o ciemnej karnacji, bez przebarwień i znamion. Niższych faktorów zasadniczo nie powinno się używać. Przy czym stosowanie preparatów z SPF 6 lub 10 to praktycznie żadna ochrona. Mimo to takie preparaty istnieją, wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że na polskich półkach jest ich najwięcej.
5) By był stabilny. Filtr filtrem, ale nie każdy jest niestety stabilny. Jak sprawdzić jego stabilność? Metodą prób i błędów bądź szukając recenzji w internecie. Od siebie mogę dodać, że nie polecam nikomu preparatów z Ziaji. Są niestabilne, nie chronią przed promieniowaniem, wracając wieczorem do domu, może być konieczne wyciągnięcie maślanki z lodówki w celu robienia okładów. Ponadto preparat z Ziaji silnie bieli i w związku z tym brudzi ubrania. Soraya również stanowi dość kiepską ochronę. Ładnie pachnie, nawilża, ale na tym jej plusy się kończą. Nie jest fotostabilna, stosując ją, można się opalić, ponadto po jej aplikacji możemy zobaczyć, że nasze nogi i ręce pełne są nieestetycznych żółtych plam. Silnie bieli. Jak na razie najbliżej do ideału jest Venicie Solar SPF 50. Jest najtańsza z tego całego towarzystwa, w Naturze można ją dostać za 11,40 zł. Starcza na 2 tygodnie. Jest dość gęsta, praktycznie jak pasta. Nie widać ubytku produktu, bo jest w żółtej tubce. Nigdy nie jesteśmy w stanie wydobyć całości produktu, wyciskając. Na koniec trzeba wziąć nożyczki i przeciąć tubkę. Po przecięciu natrafiamy na ilość preparatu, która spokojnie starczy nam na 3 dni aplikacji. Nie pachnie rewelacyjnie, ale też nie śmierdzi. Jest fotostabilna i chroni przed promieniowaniem. Stosując ją, nie zauważyłam, aby moja skóra zmieniła swoje zabarwienie choćby o ton. Trochę bieli, ale jest to mniejsze bielenie niż w przypadku Ziaji czy Sorayi.
6) Nie brudził. Ważne jest by filtr nie brudził naszych ubrań. A jeśli już brudzi, to by owe plamy można było łatwo sprać. Z moich obserwacji wynika, że najtrwalej brudzi Soraya, plamy z Venity najlepiej schodzą (powstają one sporadycznie).
7) Był fizyczny. Filtry zawierające dwutlenek tytanu i mające charakter ochrony fizycznej chronią najlepiej. Z moich doświadczeń wynika, iż jest tak w rzeczywistości. Eucerin zawiera składniki tworzącą fizyczną ochronę i rzeczywiście moja twarz jest biała, z kolei resztę ciała smaruję specyfikami, w których główną rolę odgrywa bariera chemiczna i niestety, tutaj jestem już troszkę opalona.
8) Nie tłuścił, zwłaszcza jeśli mamy skórę mieszaną lub tłustą, ważne jest by wybrać odpowiedni preparat. W aptece możemy poprosić o pokazanie preparatów dostosowanych do naszej cery. Niestety, zdarza się, ze pomimo zakupu filtru do cery mieszanej, który ma mieć właściwości matujące, wciąż świecimy się jak choinka. Sama jestem rozczarowana Eucerinem pod tym względem. Jako preparat matujacy się nie sprawdza, świecę się po nim bardziej niż przed aplikacją. Wygląda to brzydko, dlatego korzystam z pudru w kamieniu.
9) Nie zapychał. Wszystko oczywiście zależy od właściwości waszej cery. Moją niestety zapycha dosłownie wszystko, łącznie z leczniczymi preparatami z apteki, które mają usunąć przebarwienia z poprzednich lat. Nie znam kremu, podkładu, pudru czy różu, który by mnie nie zapychał. Rozwiązaniem jest poddawanie się regularnemu oczyszczaniu twarzy. Wiele dziewczyn wspomina w internecie, ze Eucerin ich nie zapycha. Ja niestety nie mogę się podpisać pod tymi słowami.
10) Najwyższa ochrona to 50. Należy o tym pamiętać. Zgodnie z wytycznymi Unii Europejskiej SPF 50+ to najwyższy faktor. Nie dajmy się zwodzić producentom, którzy piszą na opakowaniach:"SPF 60". Dyplomowana pani kosmetolog poinformowała mnie, że ochrona w ich przypadku jest taka sama jak przy SPF 50, ale cena wyższa.
11) Reaplikacja. Żaden preparat raz nałożony, nie chroni nas przez cały dzień. Dzieje się tak z tego powodu, iż zwyczajnie ściera się podczas dnia. Siadamy wszakże w autobusie, ocieramy chusteczką pot z czoła, nosimy torebkę na ramieniu. W ciągu dnia, co 2-3 godziny należy powtarzać aplikację. Aplikację należy powtarzać także po każdym wyjściu z wody. Nawet jeśli na preparacie znajduje się informacja: wodoodporny.
12) Wodoodporny. Na niektórych produktach jest taka adnotacja. Ja nie spotkałam się jeszcze z takim produktem, choć wszystkie stosowane przeze mnie były wodoodporne według producenta. I Venita, i Soraya podczas deszczu spływały ze mnie mlecznym strumieniem. Nie wiem, czy jest jakikolwiek sens kupować produkty wodoodporne, osobiście nie wierzę jakoś w tę ich właściwość. No chyba że są to prepraty z wyższej półki cenowej, wówczas można liczyć, ze została stworzona jakaś formuła zapewniająca stabilność podczas letnich kąpieli.
Osobiście uwielbiam trupią bladą skórę. We wszystkich reklamach, na wszystkich zdjęciach dąży się do tego, by wybielić skórę modelki. Taka skóra wygląda po prostu młodziej, przez co reklama kremu przeciwko starzeniu prezentuje się bardziej realistycznie. Jednakże każda z nas ma swój ideał piękna. Jeśli lubicie być brązowe, polecam opaleniznę z tubki. Sally Hansen ma w swej ofercie rajstopy w sprayu, GOSH produkt brązujący zawierający wyciąg z jagód. Obydwa preparaty można łatwo zmyć, zatem gdy aplikacja się nie powiedzie, powstaną smugi, można zmyć je wodą z mydłem i powtórzyć aplikację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pozostawiając u mnie komentarz, pozostawiasz u mnie swoje dane osobowe. Są one starannie przechowywane i nieudostępniane innym podmiotom.