Też tak czasem macie, że
czytacie książkę, przebrnęliście już przez kilkadziesiąt
stron, a fabuła nie potrafi Was wciągnąć. Mnie spotkała taka
sytuacja w przypadku powieści obyczajowej Nie prosiliśmy o
skrzydła. Vanessa Diffenbaugh zebrała mnóstwo
pozytywnych recenzji za tę książkę, ale ja długo nie potrafiłam
w niej odnaleźć myśli przewodniej. Cierpliwość jednak popłaca.
Coś mnie ciągnęło do powieści Nie prosiliśmy o skrzydła, choć
początkowo nie działo się w niej nic szczególnego. Ba, pokuszę
się o stwierdzenie, że wręcz wiało nudą. Przeczytałam jednak
książkę od deski do deski i jestem z niej naprawdę zadowolona.
Nie prosiliśmy o skrzydła – powieść o długim i nudnym początku
Co jest największym
minusem ww. książki? Vanessa Diffenbaugh zafundowała
czytelnikom długi i nudny wstęp. Głównych bohaterów poznajemy w
momencie, gdy Maria Elena postanawia wyjechać do Meksyku, aby
sprawdzić, co dzieje się z jej mężem. Cała ta sytuacja przerasta
Letty, która to postanawia zostawić dwójkę własnych w dzieci USA
i pomóc matce w przeprawie przez granicę. W tym miejscu należy
nadmienić, iż Maria Elena w przeciwieństwie do swojej córki nie
miała prawa do przebywania na terenie Stanów Zjednoczonych. Była
nielegalną imigrantką. Letty jednak nie kierowała się dobrem
matki i troską o jej bezpieczeństwo, lecz w głównej mierze własną
wygodą. Maria Elena przez lata opiekowała się swoimi wnukami.
Praktycznie zastępowała im matkę. W rezultacie dzieci były
bardziej związane z babcią niż z własną matką. Niestety, Letty
nie udaje się przekonać matki do powrotu. Oznacza to, iż będzie
musiała sama zmierzyć się z trudami i radościami macierzyństwa.
Powrót do USA okazuje
się dla Letty dramatyczny, dochodzi do wypadku, w wyniku którego
kobieta trafia do meksykańskiego szpitala. Dzwoni z niego do swojej
przyjaciółki i prosi ją o pomoc w opiece nad dziećmi. Kobieta
zabiera ich do siebie, a następnie kupuje bilet powrotny dla Letty.
Gdy ta wraca do domu, musi stawić czoła trudom codzienności.
Nastoletni syn niemal w ogóle nie chce z nią rozmawiać. Natomiast
Luna jest dużo bardziej otwarta i lgnie do matki. Choć Letty
początkowo nie najlepiej odnajduje się w nowej roli – nie potrafi
przygotować zbyt wielu posiłków, nie wie, co zrobić z córką i
zabiera ją ze sobą do pracy, z czasem zaczyna radzić sobie coraz
lepiej.
Życie Letty
nieoczekiwanie zmienia się za sprawą kolegi z pracy. To właśnie
on pokazuje jej, jak wyczarować smaczne drinki i otrzymać za nie
wysokie napiwki. Gdy wszystko zmierza ku dobremu, w życiu Letty
zjawia się ojciec jej nastoletniego syna. Czy kobieta odnajdzie
miłość? A może wręcz przeciwnie – powrót byłego zniszczy to,
co dopiero zaczęło kiełkować?
Vanessa Diffenbaugh – mistrzyni powieści obyczajowej
Nie prosiliśmy o
skrzydła to świetnie skonstruowana powieść obyczajowa.
Nie należy zbyt łatwo oceniać głównych bohaterów. Książka
Vanessy Diffenbaugh skłania do refleksji i zadawania pytań. W
książce Nie prosiliśmy o skrzydła poruszono wiele
ważkich problemów społecznych. Poznajemy trudną sytuację
nielegalnych imigrantów, którzy od lat mieszkają w USA, ale dla
systemu wciąż pozostają obcymi, których należy deportować. To
paradoks, że wiele dzieci jest prawowitymi obywatelami USA, ale ich
rodzice mogą zostać w każdej chwili wyrzuceni z kraju. USA to
państwo o ogromnych możliwościach rozwoju, ale też pełne
sprzeczności. Adres zamieszkania nierzadko determinuje całe życie
młodego człowieka, choć wielu z nas może wydawać się to
niewiarygodne. Powieść Nie prosiliśmy o skrzydła zmusza
czytelnika do zadania sobie pytania o granice pomocy. Czy dziadkowie
wyręczający swoje dzieci w opiece nad wnukami rzeczywiście
wyświadczają im przysługę, a może nieświadomie ściągają na
nie kłopoty? Dlaczego babcia nigdy nie powinna wchodzić w
kompetencje matki? Czy kobieta ma prawo ukryć przed partnerem swoją
ciążę? Jakie konsekwencje niosą ze sobą tego typu decyzje? Czy
można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie? A może tylko jednego
darzy się prawdziwym uczuciem, a drugiego sentymentem?
Nie prosiliśmy o
skrzydła to naprawdę bardzo dobra powieść obyczajowa.
Poruszono w niej aktualne problemy społeczne, od których nie sposób
uciec. Autorka dołożyła sporo starań, aby zachowań wiarygodność.
Jej opisy problemów naukowych zostały skonsultowane ze
specjalistami. Nawet informacja, że w USA obowiązuje zakaz
zbierania piór, znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. Vanessa
Diffenbaugh stworzyła świetną książkę, a tak niewiele
brakowało, że odłożyłabym ją na półkę. W pewnym momencie
poczułam się przytłoczona opisem błota, przez które przedzierają
się dzieci w poczuciu beznadziei. Akcja wystartowała dopiero po
setnej stronie. Niemniej później trzymała mnie w napięciu do
samego końca.
karminowe.usta
Postaram się ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę, jeśli lubisz powieści obyczajowe, to warto przeczytać "Nie prosiliśmy o skrzydła".
UsuńCiekawa publikacja
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przypadła Ci do gustu:)
Usuńnie znam ksiązki
OdpowiedzUsuńJest naprawdę świetna, więc jeśli będziesz miała okazję, to warto to nadrobić:)
UsuńMnogość poruszonych w książce ważnych tematów bardzo mnie ciekawi. Twoja rekomendacja bardzo zachęca do przeczytania książki, mimo pierwszych kilkudziesięciu nudnych stron. Lubię takie powieści.
OdpowiedzUsuń