Widziałam dzisiaj w
Kauflandzie nową serię szamponów, odżywek i szampono-odżywek z
Timotei. Produkty reklamowane są jako niezawierające parabenów,
silikonów, posiadające „100% naturalnych ekstraktów”. A jak
jest naprawdę?
Kosmetyki rzeczywiście
nie mają w swoim składzie parabenów. Ale to nie oznacza, że są
wolne od konserwantów. Parabeny są chyba najbardziej znane
przeciętnemu śmiertelnikowi. Wzbudzają sporo kontrowersji i
dlatego często się o nich wspomina w mediach. Methylisothiazolinone
już nie jest tak znanym związkiem. Należy do rodziny środków
konserwujących. W obliczu badań naukowych, stosowanie
methylisothiazolinone (MIT) budzi również wiele kontrowersji.
Niektóre wyniki przeprowadzonych doświadczeń wskazują na
cytotoksyczne i alergenne właściwości tego związku. W 2002 roku
badano neurotoksyczne oddziaływanie tego konserwantu. Doświadczenie
przeprowadzono w warunkach in vitro. Okazało się, że MIT w
stężeniu 30-100 mikromoli okazał się zabójczy dla dojrzałych
neuronów już po 10 minutowej ekspozycji. Mechanizm działania tego
związku polega na uwalnianiu cynku. Cynk z kolei uruchamia kaskadę
enzymów. Oksydaza NADPH to ostatni enzym, którego aktywność
została zainicjowana przez uwolnione jony cynku. W wyniku działania
tego biologicznego katalizatora dochodzi do powstawania wolnych
rodników, uszkodzenia DNA i aktywacji PARP, który przez wielu
badaczy wiązany jest z apoptozą (zaprogramowaną śmiercią)
komórki. Firmy kosmetyczne z kolei posiłkują się wynikami badań,
które wskazują, że w przypadku kosmetyków mamy do czynienia z
niskim stężeniem tego związku, dlatego nie jest on niebezpieczny
dla naszego zdrowia. Jak jest naprawdę? Prawda leży zapewne
pośrodku. Raczej nie poniesiemy natychmiastowej śmierci po umyciu
głowy szamponem, który zawiera MIT, ale codzienne korzystanie z
takiego kosmetyku może doprowadzić do kumulacji tego związku, a to
już może być dla nas niekorzystne.
Produkty z nowej linii
Timotei zawierają również SLS (Sodium Laureth Sulfate). Związek
ten zaliczany jest do grupy mocnych detergentów. Może on podrażniać
i wysuszać skórę głowy, a także nasze włosy. Dzięki SLS
szampony dobrze się pienią i usuwają brud. Ale niektóre osoby
mogą odczuwać dyskomfort związany z jego stosowaniem. Ja po umyciu
głowy szamponem zawierającym SLS mogę robić za sztuczny śnieg.
Skóra mojej głowy ulega silnemu przesuszeniu i łuszczeniu. Koniec
końców wygląda to tak, jakbym miała łupież. W związku z
obecnością SLS nie polecam nowej linii szamponów i odżywek
Timotei wszystkim włosomaniaczkom i osobom o wrażliwej skórze
głowy. SLS może także podrażniać oczy. Co do rakotwórczości
tego związku krążą sprzeczne opinie. Niewątpliwie duże
znaczenie ma tutaj dawka. Osoby, którym zależy na wprowadzeniu tego
związku, będą się powoływały na to, iż przeciwnicy celowo
wykorzystali w swoich badaniach zbyt wysokie stężenia i dlatego
wyszło im, że dany związek jest toksyczny. Ponadto warto
zaznaczyć, że niektóre produkty zawierające SLS są
zanieczyszczone 1,4-dioksanem. Związek ten występuje w niskich
stężeniach, ale przeprowadzone badania sugerują, iż wykazuje on
właściwości kancerogenne w organizmie ludzkim.
„100% naturalnych
ekstraktów” to nic innego jak tani chwyt marketingowy. Bazuje on
na dwuznaczności i tym samym wprowadza część konsumentów w błąd.
Jeśli czytamy o „100% naturalnych ekstraktów”, to często
utożsamiamy dany produkt z kosmetykiem ekologicznym. Wydaje nam się,
że w końcu znaleźliśmy coś bezpiecznego, co odżywi nasze włosy.
Ale te „100%” należy odnieść do samych ekstraktów. Innymi
słowy: szampon X zawiera 50% SLS, 25% emulgatorów, 15% emolientów,
8% konserwantów i 2% ekstraktów roślinnych. Jeśli założymy, że
nasz szampon ma pojemność 200 ml, to ekstrakty stanowią zaledwie 4
ml. Owe 4 ml jest w 100% naturalne, ale czy rzeczywiście skuteczne?
Czy odżywi nasze włosy? Śmiem twierdzić, że nie.
Timotei podchwyciło eko
trend i zgrabnie żongluje atrakcyjnymi sformułowaniami. Nie każdy
czyta skład INCI, nie każdy się na tym zna. Większość wiedzy
czerpiemy z mediów, a tam królują parabeny, silikony i eko
kosmetyki. Pisząc o braku parabenów, producent zadowala tych
konsumentów, którzy słyszeli o ich szkodliwości. Ale nie każdy z
nich zgłębia swoją kosmetyczną wiedzę, w związku z tym nie
zdaje sobie sprawy ze szkodliwości MIT (substancji zastępującej
parabeny). W mediach dużo mówiło się o tym, iż silikony tylko
sklejają włosy, one ich nie odżywiają i nie regenerują. Z tym
mogą sobie poradzić naturalne ekstrakty. Producent pisze o braku
silikonów, więc część osób się cieszy. Faktycznie, nie
stwierdziłam ich obecności w produktach z nowej linii Timotei. Ale
owe „100% naturalnych ekstraktów” stanowi tylko niewielką
część szamponu/odżywki. Producent niby nas nie okłamuje, nie
łamie prawa, ale jednocześnie skutecznie manipuluje konsumentami.
Wykorzystuje tutaj szybki tryb życia, w którym nie ma miejsca na
wnikliwą analizę składu INCI. Nie jest to działanie nielegalne,
ale możemy tutaj jak najbardziej o braku etyki.
PS Czy zdarza się Wam
kupić produkt, opierając się wyłącznie na zapewnieniach
producenta, nie sprawdzając przy tym składu INCI? Ja muszę
przyznać, że jeszcze niedawno zdarzało mi się wychodzić z
drogerii po pobieżnym prześledzeniu składu. Potem jak mnie coś
zapychało, to wnikliwie zagłębiałam się w skład INCI i
znajdowałam parafinę. Od pewnego czasu moje zakupy trwają dosyć
długo, ponieważ ostrożnie dobieram kosmetyki, ale za to odnotowuję
mniej kosmetycznych wpadek.
karminowe.usta