Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marketing. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marketing. Pokaż wszystkie posty

W powietrzu czuję marketingowy spisek


Jak tylko coś polubię, to na pewno zdejmą to z anteny/wycofają ze sklepu. Parę lat temu w każdy wtorek zasiadałam przed telewizorem, żeby śledzić losy bohaterek „Klubu szalonych dziewic”. Serial nijak miał się do rzeczywistości. Dziewczyny zawsze znajdywały w nim czas na wspólne spotkania i konferencje na komunikatorach internetowych. Mimo to oglądało mi się go całkiem przyjemnie. Po ciężkim dniu chcę odpocząć przy czymś lekkim, pobyć przez chwilę w kolorowym świecie. To był jeden z nielicznych seriali, które stworzono z myślą o młodych kobietach. Moje znajome też go oglądały i nie mogły odżałować zdjęcia z anteny.

W zeszłym roku znalazłam żel idealny. Alterra wypuściła kosmetyk o zapachu borówki i wanilii. Jego woń zawsze poprawiała mi humor. Niby od początku było wiadomo, że mamy do czynienia z edycją limitowaną, ale dość długo można było się nią cieszyć. Przyzwyczaiłam się do myśli, że wchodzę do Rossmanna, podchodzę do półki z żelami i moja borówka tam jest....

Teraz z kolei natknęłam się u Anwen na niepokojące wieści. Rossmann chce wycofać z polskich drogerii olejki, z których korzystają włosomaniaczki. Poza tym z naszych półek ma zniknąć odżywkę z morelą i pszenicą oraz balsam o zapachu pomarańczy i wanilii (chyba jutro odwiedzę Rossmanna i go kupię, chociaż mam zapas smarowideł do ciała, ale ten balsam muszę przetestować ze względu na zapach).

Dziewczyny postanowiły stworzyć petycję. Może Rossmann przy podejmowaniu decyzji weźmie pod uwagę głosy konsumentek.

Swoją drogą nie rozumiem, dlaczego wycofywane są produkty, które sprzedają się najlepiej? Logika nakazuje stawiać na ten asortyment, który cieszy się największym zainteresowaniem. Moim zdaniem Rossmann postanowił więcej zarobić na tych kosmetykach, bo włosomaniaczki kupią te same produkty nawet po wyższych cenach. Teraz wycofają nasze ulubione olejki i odżywki, a za parę miesięcy wprowadzą je ponownie, ale tym razem w nowych opakowaniach i w wyższych cenach. Ewentualnie drogeria liczy na darmową reklamę w internecie, jesteśmy tak oburzone wycofywaniem naszych ulubionych kosmetyków, że musimy o tym napisać. Poza tym nie jest żadną tajemnicą, że teraz wiele z nas uda się do Rossmanna w celu zrobienia zapasów. Cała sprawa zalatuje mi jakimś marketingowym chwytem...

karminowe.usta

Nowe szampony i odżywki Timotei- czy naprawdę są takie dobre dla włosów?


Widziałam dzisiaj w Kauflandzie nową serię szamponów, odżywek i szampono-odżywek z Timotei. Produkty reklamowane są jako niezawierające parabenów, silikonów, posiadające „100% naturalnych ekstraktów”. A jak jest naprawdę?

Kosmetyki rzeczywiście nie mają w swoim składzie parabenów. Ale to nie oznacza, że są wolne od konserwantów. Parabeny są chyba najbardziej znane przeciętnemu śmiertelnikowi. Wzbudzają sporo kontrowersji i dlatego często się o nich wspomina w mediach. Methylisothiazolinone już nie jest tak znanym związkiem. Należy do rodziny środków konserwujących. W obliczu badań naukowych, stosowanie methylisothiazolinone (MIT) budzi również wiele kontrowersji. Niektóre wyniki przeprowadzonych doświadczeń wskazują na cytotoksyczne i alergenne właściwości tego związku. W 2002 roku badano neurotoksyczne oddziaływanie tego konserwantu. Doświadczenie przeprowadzono w warunkach in vitro. Okazało się, że MIT w stężeniu 30-100 mikromoli okazał się zabójczy dla dojrzałych neuronów już po 10 minutowej ekspozycji. Mechanizm działania tego związku polega na uwalnianiu cynku. Cynk z kolei uruchamia kaskadę enzymów. Oksydaza NADPH to ostatni enzym, którego aktywność została zainicjowana przez uwolnione jony cynku. W wyniku działania tego biologicznego katalizatora dochodzi do powstawania wolnych rodników, uszkodzenia DNA i aktywacji PARP, który przez wielu badaczy wiązany jest z apoptozą (zaprogramowaną śmiercią) komórki. Firmy kosmetyczne z kolei posiłkują się wynikami badań, które wskazują, że w przypadku kosmetyków mamy do czynienia z niskim stężeniem tego związku, dlatego nie jest on niebezpieczny dla naszego zdrowia. Jak jest naprawdę? Prawda leży zapewne pośrodku. Raczej nie poniesiemy natychmiastowej śmierci po umyciu głowy szamponem, który zawiera MIT, ale codzienne korzystanie z takiego kosmetyku może doprowadzić do kumulacji tego związku, a to już może być dla nas niekorzystne.

Produkty z nowej linii Timotei zawierają również SLS (Sodium Laureth Sulfate). Związek ten zaliczany jest do grupy mocnych detergentów. Może on podrażniać i wysuszać skórę głowy, a także nasze włosy. Dzięki SLS szampony dobrze się pienią i usuwają brud. Ale niektóre osoby mogą odczuwać dyskomfort związany z jego stosowaniem. Ja po umyciu głowy szamponem zawierającym SLS mogę robić za sztuczny śnieg. Skóra mojej głowy ulega silnemu przesuszeniu i łuszczeniu. Koniec końców wygląda to tak, jakbym miała łupież. W związku z obecnością SLS nie polecam nowej linii szamponów i odżywek Timotei wszystkim włosomaniaczkom i osobom o wrażliwej skórze głowy. SLS może także podrażniać oczy. Co do rakotwórczości tego związku krążą sprzeczne opinie. Niewątpliwie duże znaczenie ma tutaj dawka. Osoby, którym zależy na wprowadzeniu tego związku, będą się powoływały na to, iż przeciwnicy celowo wykorzystali w swoich badaniach zbyt wysokie stężenia i dlatego wyszło im, że dany związek jest toksyczny. Ponadto warto zaznaczyć, że niektóre produkty zawierające SLS są zanieczyszczone 1,4-dioksanem. Związek ten występuje w niskich stężeniach, ale przeprowadzone badania sugerują, iż wykazuje on właściwości kancerogenne w organizmie ludzkim.

„100% naturalnych ekstraktów” to nic innego jak tani chwyt marketingowy. Bazuje on na dwuznaczności i tym samym wprowadza część konsumentów w błąd. Jeśli czytamy o „100% naturalnych ekstraktów”, to często utożsamiamy dany produkt z kosmetykiem ekologicznym. Wydaje nam się, że w końcu znaleźliśmy coś bezpiecznego, co odżywi nasze włosy. Ale te „100%” należy odnieść do samych ekstraktów. Innymi słowy: szampon X zawiera 50% SLS, 25% emulgatorów, 15% emolientów, 8% konserwantów i 2% ekstraktów roślinnych. Jeśli założymy, że nasz szampon ma pojemność 200 ml, to ekstrakty stanowią zaledwie 4 ml. Owe 4 ml jest w 100% naturalne, ale czy rzeczywiście skuteczne? Czy odżywi nasze włosy? Śmiem twierdzić, że nie.

Timotei podchwyciło eko trend i zgrabnie żongluje atrakcyjnymi sformułowaniami. Nie każdy czyta skład INCI, nie każdy się na tym zna. Większość wiedzy czerpiemy z mediów, a tam królują parabeny, silikony i eko kosmetyki. Pisząc o braku parabenów, producent zadowala tych konsumentów, którzy słyszeli o ich szkodliwości. Ale nie każdy z nich zgłębia swoją kosmetyczną wiedzę, w związku z tym nie zdaje sobie sprawy ze szkodliwości MIT (substancji zastępującej parabeny). W mediach dużo mówiło się o tym, iż silikony tylko sklejają włosy, one ich nie odżywiają i nie regenerują. Z tym mogą sobie poradzić naturalne ekstrakty. Producent pisze o braku silikonów, więc część osób się cieszy. Faktycznie, nie stwierdziłam ich obecności w produktach z nowej linii Timotei. Ale owe „100% naturalnych ekstraktów” stanowi tylko niewielką część szamponu/odżywki. Producent niby nas nie okłamuje, nie łamie prawa, ale jednocześnie skutecznie manipuluje konsumentami. Wykorzystuje tutaj szybki tryb życia, w którym nie ma miejsca na wnikliwą analizę składu INCI. Nie jest to działanie nielegalne, ale możemy tutaj jak najbardziej o braku etyki.

PS Czy zdarza się Wam kupić produkt, opierając się wyłącznie na zapewnieniach producenta, nie sprawdzając przy tym składu INCI? Ja muszę przyznać, że jeszcze niedawno zdarzało mi się wychodzić z drogerii po pobieżnym prześledzeniu składu. Potem jak mnie coś zapychało, to wnikliwie zagłębiałam się w skład INCI i znajdowałam parafinę. Od pewnego czasu moje zakupy trwają dosyć długo, ponieważ ostrożnie dobieram kosmetyki, ale za to odnotowuję mniej kosmetycznych wpadek.

karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...