Czas na relaks – płyn do kąpieli Kamill Evening Symphony

Przez pewien czas szminki były moją największą słabością, z czasem lista wydłużyła się o perfumy i umilacze kąpieli. Lubię otaczać się ciekawymi zapachami, najczęściej sięgam po kwiatowe kompozycje, ale ostatnio chętnie eksperymentuję. Płyn do kąpieli Kamill Wild Rose przypadł mi do gustu do tego stopnia, że znalazł się w gronie kosmetycznych ulubieńców minionego roku, a ja postanowiłam wypróbować inne wersje zapachowe. Czy okazały się równie udane? Jaką ocenę wystawiłabym płynowi do kąpieli Kamill Evening Symphony?

Kamill-Evening-Symphony-plyn-do-kapieli



Piana

Jeśli podobnie jak ja lubicie kąpiele w wannie wypełnionej pianą, Kamill Evening Symphony was nie zawiedzie. Aby uzyskać pożądany efekt wystarczy wlać pod strumień bieżącej wody niewielką ilość produktu. Kosmetyk charakteryzuje się gęstą konsystencją, co znajduje odzwierciedlenie w jego działaniu i wydajności.

Kamill-Evening-Symphony-plyn-do-kapieli


Barwienie wody

Gęsta fioletowa emulsja barwi wodę na lawendowy kolor, początkowo obawiałam się, że kosmetyk może pozostawiać na skórze plamy. Po pierwszej kąpieli przekonałam się, że nie ma powodów do niepokoju. Fioletową wodę traktuję jako miłe urozmaicenie, po dniu pełnym wrażeń lubię relaksować się w wannie.

Kamill-Evening-Symphony-plyn-do-kapieli


Zapach

Niewątpliwie największym atutem płynu do kąpieli Kamill Evening Symphony jest jego zapach. Uwielbiam lawendę w każdej postaci, jej woń skutecznie poprawia mi nastrój i pozwala oderwać się od codziennych problemów. Gdy pragnę się zrelaksować, przygotowuję aromatyczną kąpiel z omawianym kosmetykiem w roli głównej. Kamill Evening Symphony to doskonałe połączenie świeżości lawendy z umiarkowaną słodyczą wanilii. Wbrew moim początkowym obawom zapach płynu nie jest mdły i męczący. Wanilia stanowi idealne dopełnienie lawendy, ale nie wysuwa się na pierwszy plan.

Kamill-Evening-Symphony-plyn-do-kapieli


Nawilżenie/wysuszenie skóry

Kąpiel w wannie pełnej piany zawdzięczamy SLES, na szczęście w Kamill Evening Symphony składniki zostały tak dobrane, że płyn nie wysusza skóry. Parokrotnie zdarzyło mi się pójść spać bez użycia balsamu, na szczęście po przebudzeniu nie odczuwałam żadnych skutków ubocznych. Kamill Evening Symphony jest neutralny dla mojej problematycznej skóry, toteż z przyjemnością po niego sięgam.

Podrażnienie

Podczas kąpieli nigdy nie odczuwałam dyskomfortu w postaci pieczenia, swędzenia czy zaczerwienienia skóry.

Kamill-Evening-Symphony-plyn-do-kapieli


Konsystencja

W przypadku Kamill Evening Symphony mamy do czynienia z gęstą, fioletową emulsją. Konsystencja płynu sprawia, iż trudno wydobyć resztki produktu z opakowania. W związku z tym, iż nie chciałam zmarnować ani kropli lawendowo-waniliowego umilacza kąpieli, pod koniec wlewałam do pojemnika wodę i energicznie mieszałam.

Wydajność

Z dobrodziejstw omawianego płynu do kąpieli korzystałam przez 3 tygodnie, co w przypadku tego typu produktów jest rzadkością, świetna wydajność to zasługa treściwej konsystencji kosmetyku.

Kamill-Evening-Symphony-plyn-do-kapieli


Cena

W zależności od sklepu cena płynu do kąpieli Kamill Evening Symphony waha się od 11 do 15 zł.

Dostępność

Auchan, E. Leclerc, Real, Superpharm, drogerie osiedlowe.

Skład

Aqua, Sodium laureth sulfate, Cocamidopropyl betaine, Sodium chloride, Vanilla plantifolia extract, Lavandula angustifolia extract, Lactic acid, Glucose, Parfum, Glycol distearate, Propylene glycol, Coco glucoside, Glyceryl oleate, Laureth-4, Citric acid, Sodium benzoate, Potassium sorbate, Butylphenyl methylpropional, Limonene, Citronellol, Coumarin, Cl 28440, Cl 16185.

Podsumowanie

Zalety
  • zapewnia wannę pełną piany
  • barwi wodę na fioletowo
  • przyjemny, relaksujący zapach – lawenda doprawiona szczyptą wanilii
  • nie wysusza skóry
  • brak podrażnień
  • gęsta konsystencja, która przekłada się na wysoką wydajność produktu
  • atrakcyjna cena.

Wady
  • dla niektórych osób wadą może być dostępność.


karminowe.usta

Co nowego w kosmetyczce? Szminki i parę innych drobiazgów

Ten post powinnam rozpocząć od zdania: "Mam na imię Magda i jestem szminkomaniaczką". Mimo iż mogę pochwalić się pokaźną kolekcją pomadek, wciąż przynoszę do domu nowe kosmetyki do makijażu ust. Zawsze znajdę w drogerii szminkę w wyjątkowym odcieniu, którą muszę przetestować na własnych wargach. Choć najczęściej stawiam na usta w żywych, soczystych kolorach, zdarza mi się przynieść do domu też coś spokojniejszego. Zapraszam na prezentację skarbów, którym nie potrafiłam się oprzeć.

Inglot pomadka do ust Matte nr 422

Do tej pory byłam zadowolona z matowych szminek Inglota, toteż gdy zobaczyłam jagodową pomadkę Inglota na jednym z blogów, wiedziałam, że muszę ją mieć. Na zaspokojenie kosmetycznego chciejstwa nie musiałam długo czekać, ponieważ pożądany odcień znalazłam w pobliskim centrum handlowym. Moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ szminka nie grzeszy jakością. Jej aplikacja jest jeszcze trudniejsza niż śliwkowej pomadki marki Sephora, początkowo myślałam, że baza Kobo rozwiąże problem, niestety, tak się nie stało. Równomierne nałożenie jagodowej szminki graniczy z cudem ze względu na jej tępą konsystencję. Za każdym razem w załamaniach pojawiają się fioletowe grudki, które wyglądają nieestetycznie. Z pewnością nie jest to kwestia suchych, zaniedbanych ust, ponieważ nawet na ręce szminka rozkłada się nierównomiernie. Może któraś z Was miała do czynienia z tym pięknym a zarazem problematycznym odcieniem i wie, jak rozwiązać problem?









Inglot pomadka do ust Matte nr 420

Choć zakupu tej pomadki nie planowałam, jej nietypowy odcień spodobał mi się do tego stopnia, iż postanowiłam powiększyć kolekcję szminek. Trudno jednoznacznie określić jej kolor. Mamy tutaj do czynienia z połączeniem intensywnego różu i fioletu. Jeśli w makijażu lubicie eksponować usta, to powinnyście zwrócić uwagę na pomadkę Inglot Matte nr 420. Choć temu nietypowemu odcieniowi nie można odmówić uroku, to nie każda z nas będzie wyglądała w nim dobrze. Choć intensywny róż z domieszką fioletu nie ma tak topornej konsystencji jak Inglot Matte nr 422, jego aplikacja bywa problematyczna. Nawet na zadbanych, wypeelingowanych wargach kosmetyk lubi wchodzić w załamania. Gdy udało mi się równomiernie nałożyć pomadkę, nienagannym makijażem ust cieszyłam się zaledwie przez kwadrans, po kilkunastu minutach szminka zaczyna się warzyć i musimy sięgnąć po mleczko lub płyn dwufazowy.











Golden Rose Velvet Matte pomadka nr 14

W listopadzie postanowiłam powiększyć swoją kolekcję szminek, na mojej liście znajdowało się kilka ciekawych, jesiennych odcieni. Wprawdzie nie planowałam zakupu szminki przypominającej dojrzałą malinę, ale gdy zobaczyłam ją w drogerii, uznałam, że muszę ją mieć. Staram się nie wrzucać kosmetyków do koszyka pod wpływem impulsu, ale czasem pozwalam sobie na odrobinę szaleństwa. Tym razem warto było zmodyfikować pierwotne zamierzenia, ponieważ pomadka Golden Rose Velvet Matte nr 14 przypomina naturalny odcień moich ust. Po jej użyciu wargi wyglądają lepiej, ale nie rzucają się w oczy. Od pewnego czasu stanowi stały element dziennego makijażu, gdy nie wiem, którą szminką podkreślić usta, sięgam po dojrzałą malinę. Jej największym atutem jest trwałość, z moich warg znika dopiero po 6-8 godzinach.











Golden Rose Velvet Matte pomadka nr 16

Czasem zdarza mi się zaszaleć z makijażem oczu i wówczas pojawia się problem, jaką szminką podkreślić usta. Czerwienie i fuksje odpadają, ponieważ stanowiłyby konkurencję dla cieni do powiek. W związku z tym zdecydowałam się na jasnobrązową szminkę, która na ustach wygląda bardzo naturalnie. Moja mama od dobrych kilku miesięcy używa pomadki Golden Rose Velvet Matt nr 16 i jest z niej bardzo zadowolona, więc długo się nie zastanawiałam nad wyborem odcienia i marki. Szminka charakteryzuje się świetną jakością, na moich wargach utrzymuje się przez kilka godzin, później równomiernie znika z ust. Jej dodatkowym atutem jest niska cena, za pomadkę Golden Rose Velvet Matte zapłaciłam niespełna 10 zł.







Eveline Celebrities pomadka do ust nr 602

Nie potrafię oprzeć się czerwieni, gdy widzę bluzkę lub szminkę w swoim ulubionym kolorze, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że przyniosę ją ze sobą do domu. Na pomadkę Eveline zdecydowałam się ze względu na odcień. Powoli przekonuję się do czerwieni w cieplejszym wydaniu i chętnie eksperymentuję. Choć kolor szminki okazał się niezwykle udany, rozczarowała mnie jej jakość. Po raz pierwszy mam do czynienia ze szminką, która tak szybko znika z ust, na dodatek robi to nierównomiernie. Nie przekreślam jej jednak całkowicie, dam jej jeszcze jedną szansę, ale obawiam się, że ten typ tak ma i trudno będzie nam nawiązać owocną współpracę.









My Secret 300% Sensual Volume Mascara

Bardzo lubię maskary My Secret. Pomimo niskiej ceny zapewniają pożądany efekt, nie osłabiają rzęs i chętnie współpracują z delikatnymi płynami micelarnymi. Jako alergiczka doceniam również fakt, iż dotychczas stosowane tusze nigdy nie podrażniły moich oczu. Czy z nową maskarą My Secret będzie podobnie? O tym przekonam się już niebawem, gdy spożytkuję napoczęty tusz. Producent obiecuje efekt pogrubienia, a moim rzęsom zdecydowanie brakuje objętości. Opakowanie maskary przypomina mi Maybelline Colossal. Czy tylko ja mam takie skojarzenia?




Pierre Rene pędzel do pudru

Od kilku lat używam pędzla kabuki Real Techniques, z perspektywy czasu wiem, iż dokonałam właściwego wyboru. Dzięki niemu aplikacja minerałów przebiega szybko i sprawnie, a ja cieszę się naturalnym efektem. Niestety, zimą pędzle schną stosunkowo długo, więc potrzebowałam zamiennika dla Real Techniques. Zdecydowałam się na łatwo dostępny i tani pędzel do pudru Pierre Rene. Pozwala on na precyzyjną i staranną aplikację podkładu mineralnego, ale posiada pewną wadę, która całkowicie dyskwalifikuje go w moich oczach. Otóż pędzel do pudru Pierre Rene okropnie gubi włosie, co na dłuższą metę jest niezwykle uciążliwe. Na szczęście niebawem moje męki zakończą się. W najbliższych dniach zamierzam zamówić zestaw pędzli Zoeva.






Kobo Professional Highlighter Powder nr 310 Moonlight

Potrzebowałam sporo czasu, aby przekonać się do rozświetlaczy. W związku z tym, iż moja cera wykazuje tendencję do przetłuszczania, wychodziłam z założenia, że nie potrzebuje ona dodatkowego blasku. Pod koniec studiów nieoczekiwanie zmieniłam swoje nastawienie do rozświetlaczy za sprawą idealnej, srebrnej tafli, którą co tydzień mogłam podziwiać na twarzy mojej wykładowczyni. Chciałam uzyskać identyczny efekt, więc rozpoczęłam intensywne poszukiwania odpowiedniego kosmetyku. Moim oczekiwaniom najlepiej sprostał rozświetlacz w płynie rodzimej firmy Inglot. W miarę upływu czasu moja kolekcja systematycznie powiększała się o kolejne produkty dodające skórze zdrowego blasku. Kilka tygodni temu w mojej kosmetyczce zagościł Kobo Professional Highlighter Powder nr 310 Moonlight. Choć nie zdążyłam jeszcze wyrobić sobie zdania na jego temat, na razie nie mam większych zastrzeżeń do rozświetlacza. Na próżno szukać w nim brokatu, drobno zmielone cząsteczki tworzą lśniącą taflę utrzymaną w chłodnej tonacji. 







karminowe.usta

Co nowego w kosmetyczce? Cienie do powiek i lakiery do paznokci

Dzisiejsza notka mogłaby sugerować, iż jestem zakupoholiczką, która całe dnie spędza w drogeriach. Na szczęście moje kosmetyczne łowy pochodzą z kilku miesięcy. W ostatnim czasie nie potrafię oprzeć się kolorówce. Cienie i pomadki działają na mnie jak magnes, toteż moja toaletka systematycznie się zapełnia. Choć na co dzień pozostaję wierna kilku sprawdzonym cieniom utrzymanym w neutralnej kolorystyce, w weekendy zdarza mi się zaszaleć. Jakie produkty w ostatnim czasie zasiliły moją kosmetyczkę? Dzisiaj zapraszam Was na pierwszą część wpisu, w którym zaprezentuję cienie do powiek i lakiery do paznokci. W najbliższych dniach możecie spodziewać się notki nt. szminek i pędzla.

Kobo Professional Colour Trends lakier do paznokci nr 47 „Discovery”

Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zaprzyjaźnię ze zgniłą, wojskową zielenią, a jednak. W ostatnich tygodniach ten nietypowy odcień o kremowym wykończeniu często gościł na moich paznokciach. Pędzelek dołączony do lakierów Kobo jest niezwykle wygodny, pozwala na szybką i precyzyjną aplikację kolorowej emalii. Dzięki dobrze przyciętemu włosiu nie zahaczam o skórki i tym samym ich nie brudzę. Lakiery Kobo Professional, w tym „Discovery”, zaskoczyły mnie swoją trwałością. Zgniła wojskowa zieleń na moich paznokciach utrzymuje się przez 5 dni, to świetny wynik, zważywszy na nie najlepszą kondycję płytki. Ubolewam nad tym, iż w Opolu nie ma Drogerii Natura, ponieważ kosmetyki Kobo Professional przypadły mi do gustu. Zakupy za pośrednictwem dobrej duszyczki nie zastąpią przyjemności, jaką daje wizyta w sklepie i możliwość zapoznania się z pełną ofertą marki. Swatche w internecie i materiały promocyjne nie zawsze w pełni oddają odcień lakieru czy cienia do powiek.




Kobo Professional Colour Trends lakier do paznokci nr 48 „Confidence”

Choinkowa zieleń o kremowym wykończeniu idealnie wpisywała się w klimat Bożego Narodzenia, chociaż odcień jest dość specyficzny, z pewnością jeszcze nie raz zagości na moich paznokciach. Lakier kryje po nałożeniu dwóch warstw i prezentuje się nienagannie przez 4 dni, później zaczyna odpryskiwać. W przypadku „Confidence” baza jest koniecznością, ponieważ emalia może odbarwić płytkę.




Kobo Professional Colour Trends lakier do paznokci nr 51 „Endless Ocean”

Ten głęboki, ciemnoniebieski odcień z miejsca zaskarbił sobie moją sympatię. Aby uzyskać zadowalający efekt wystarczy nałożyć dwie warstwy lakieru. Emalia szybko schnie, po kilku minutach mogę pisać na klawiaturze, czytać książkę czy sprzątać biurko. Pierwsze odpryski pojawiają się dopiero 4. dnia. Przy zmywaniu niebieskie lakiery brudzą płytkę i skórki, niestety, „Endless Ocean” nie jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Przystępując do usuwania emalii warto uzbroić w cierpliwość, dużą butelkę zmywacza i zapas wacików;)




Kobo Professional Colour Trends lakier do paznokci nr 55 „The Charm of Provence”

Pomimo iż lakier posiada metaliczne wykończenie, bardzo polubiłam ten odcień. Największym atutem ciemnofioletowej emalii jest jej trwałość. To jedyny lakier Kobo Professional, który na moich paznokciach przetrwał 7 dni bez uszczerbku. Ciemnofioletowa emalia o metalicznym wykończeniu nie jest jednak ideałem, nawet przy trzech warstwach można dostrzec prześwitujące białe końcówki.




Kobo Professional Colour Trends lakier do paznokci nr 14 „Toronto”

„Toronto” to stosunkowo jasny, ciepły brąz, który kojarzy mi się z jesienią. Jeszcze nie miałam okazji sprawdzić, jak radzi sobie w akcji, ale dzisiaj zamierzam to nadrobić. Oby lakier dorównał jakością swoim poprzednikom.   




Kobo Professional Colour Trends lakier do paznokci nr 20 „Mexico”

Nigdy nie przypuszczałam, że zainteresuje mnie pastelowy, rozbielony koral, ale długa zima sprawiła, że z niecierpliwością wypatruję wiosny i próbuję stworzyć sobie jej namiastkę. Na parapecie w sypialni ustawiłam doniczki z kwiatami, a w kosmetyczce pojawiło się parę drobiazgów, których kolorystyka nawiązuje do wyczekiwanej pory roku.





Sensique Strong & Trendy Nails lakier do paznokci nr 124

Nie potrafiłam oprzeć się ciepłej, pomidorowej czerwieni. Ten soczysty odcień doczekał się już sporego zużycia, ponieważ nie grzeszy trwałością. Nazajutrz po aplikacji pojawiają się spore odpryski, toteż naniesienie poprawek jest koniecznością. Lakier schnie równie szybko jak emalie Kobo Professional, dlatego przymykam oko na jego niedoskonałości. Dodatkowym atutem Sensique Strong & Trendy Nails jest lustrzany połysk. 



Inglot AMC Shine nr 121 cień do powiek

Pamiętam swój wigilijny makijaż sprzed kilku laty, połączenie bordowych i złotych cieni okazało się strzałem w dziesiątkę. W związku z tym, iż postanowiłam go odtworzyć, musiałam uzupełnić braki w kosmetyczce. Po bordowy cień udałam się do Inglota, ponieważ salony naszej rodzimej marki oferują szeroką gamę kolorów. Niestety, nie udało mi się znaleźć wkładu do paletki, który idealnie odzwierciedlałby moje potrzeby. Zdecydowałam się na brąz, w którym można dostrzec miedziano-bordowe refleksy. Choć początkowo byłam do niego nastawiona sceptycznie, cień okazał się strzałem w dziesiątkę. Aplikacja kosmetyku jest przyjemnością, zaskoczyła mnie również jego trwałość. Na moich tłustych powiekach niemal każdy cień zaczyna znikać po 6-8 godzinach (pomimo nałożenia bazy), tymczasem brąz z miedziano-bordowymi refleksami utrzymuje się na nich przez 12 godzin!



My Secret Natural Beauty "Night Out"

Poszukiwałam fioletowych cieni o matowym wykończeniu, których aplikacja przebiegałaby bez komplikacji. W związku z tym, iż o kosmetykach My Secret słyszałam wiele dobrego, zdecydowałam się na paletkę „Night Out” z serii Natural Beauty. W związku z tym, iż w moim mieście nie ma Natury, nad czym ubolewam, zakupu dokonałam dzięki pomocy dobrej duszyczki. Paletka budzi we mnie mieszane uczucia, niektóre odcienie świetnie się spisują, jestem zadowolona z lawendy i beżu, ale jakość pozostałych pozostawia wiele do życzenia. Trudno rozetrzeć ciemniejsze cienie w taki sposób, aby uniknąć nieestetycznych smug, w moim przypadku nawet dobra baza nie ułatwia zadania. Podejrzewam, że osoba mająca wprawną rękę i duże doświadczenie w makijażu poradzi sobie pomimo niedogodności, ale ja nie przejawiam takich uzdolnień i od kosmetyków kolorowych oczekuję bezproblemowej współpracy.






My Secret matowy cień do powiek  nr 517

Długo unikałam zieleni w makijażu oczu, z czasem jednak dostrzegłam swój błąd. Zgniłkowate odcienie świetnie komponują się z moją brązową tęczówką. Cień My Secret charakteryzuje się świetną jakością, łatwo się rozciera i nałożony na dobrą bazę nie traci na intensywności w ciągu dnia. 







My Secret matowy cień do powiek  nr 515 

To kolejny fioletowy cień, który zasilił moją kosmetyczkę w ramach akcji „w poszukiwaniu ideału”. Niestety, nie urzekł mnie swoją jakością, chociaż nie wypada najgorzej zwłaszcza na tle niektórych matów Inglota. Jego wadą jest sucha, kredowa konsystencja, dobra baza w znacznym stopniu rozwiązuje problem, ale nadal nie jest to cień, po który z przyjemnością sięgałabym na co dzień, przygotowując się do pracy. Praca z nim wymaga czasu i cierpliwości.






Kobo Professional pojedynczy cień do powiek nr 139 „Chocolate Sweets”

Choć cienie Kobo Professional przypadły mi do gustu, to poszczególne odcienie różnią się jakością. Najsłabiej wypada czekoladowy brąz, jego aplikacja wymaga czasu i cierpliwości, ponieważ wystarczy chwila nieuwagi, by makijaż oka zamienił się w ciemną plamę z prześwitami. Jeśli dopiero rozpoczynacie swoją przygodę z makijażem i nie macie wprawy w blendowaniu, to „Chocolate Sweets” może Was rozczarować.






Kobo Professional pojedynczy  cień do powiek nr 137 „Electric Blue”

„Electric Blue” to kolejny powiew wiosny w kosmetyczce. Praca z tym intensywnym odcieniem jest czystą przyjemnością, ponieważ cień można łatwo rozetrzeć, nie uzyskując przy tym nieestetycznych prześwitów.





Kobo Professional  pojedynczy cień do powiek  nr 140 „Cranberry”

W końcu trafiłam na fioletowy cień, który sprostał moim oczekiwaniom. Chętnie po niego sięgam ze względu na świetną pigmentację, trwałość i brak problemów podczas blendowania. Początkowo obawiałam się, że cień podkreśli sińce pod oczami, o dziwo, tak się nie stało. Warto jednak pamiętać, iż tego typu kolory są dość problematyczne i nie każdy wygląda w nich korzystnie.




Kobo Professional pojedynczy cień do powiek nr  138 "Urban Gray"

Uwielbiam wszelkiego rodzaju szarości, na co dzień to właśnie one goszczą na moich powiekach. "Urban Gray" to strzał w dziesiątkę, cień wykazuje dużą przyczepność do skóry, nie nastręcza trudności podczas blendowania i utrzymuje się w załamaniu powieki przez 8 godzin. Ponadto szarość z domieszką granatu świetnie komponuje się z moją brązową tęczówką. Czuję, że omawiany odcień podzieli los "Vanilla" od Miyo i pewnego ujrzę w nim dno.






PS Wszystkie lakiery i cienie do powiek doczekają się szerszej prezentacji. Emalie muszą chwilę poczekać, ponieważ moje paznokcie znajdują się w kiepskiej kondycji.  Od pewnego czasu okropnie się kruszą i łamią.

karminowe.usta
  
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...