"Jak dbać o włosy" - recenzja poradnika Anwen

Przez lata katowałam swoje włosy prostownicą, lokówką i rozmaitymi farbami, zlitowałam się nad nimi dopiero wówczas, gdy zaczęły przypominać dorodne siano. Ich fatalny stan skłonił mnie do poszukiwania porad dotyczących pielęgnacji, wszak nie chciałam skracać kucyka o kilkadziesiąt centymetrów. Zaintrygowana olejowaniem włosów trafiłam na bloga Anwen. Jej wpisy okazały się niezwykle pomocne, dzięki nim poznałam preferencje swojej czupryny i przystąpiłam do walki o każdy centymetr. Choć nożyczki wkroczyły do akcji, a kucyk stał się krótszy, mogę mówić o ogromnym sukcesie. Moje wysokoporowate włosy polubiły olejowanie i odzyskały dawny blask. Kiedy dowiedziałam się, że Anwen zdecydowała się zebrać swoje porady i wydać je w postaci książki, wiedziałam, że tej pozycji nie może zabraknąć w mojej biblioteczce.



Poradnik „Jak dbać o włosy” prawdopodobnie przeczytałabym jednym tchem, gdyby nie proza życia i perspektywa pobudki o 6:30. Problemy związane z pielęgnacją włosów zostały opisane barwnym językiem, dzięki czemu lektura jest prawdziwą przyjemnością. Anwen zadbała o to, aby osoby, które nigdy nie zaglądały na jej bloga, mogły zrozumieć, czym różnią się emolienty od humektantów. Choć tylko obserwacje mikroskopowe pozwalają jednoznacznie określić porowatość włosów, autorka poradnika opisała każdy typ w taki sposób, iż z dużym prawdopodobieństwem można określić strukturę swoich kosmyków.

Bardzo podoba mi się układ książki, jest on logiczny i spójny. Zaczynamy od zapoznania się z rodzajami włosów i podstawowymi informacjami na ich temat. Bogatsi o tę wiedzę przechodzimy do często spotykanych problemów. Większość z nas przynajmniej raz w życiu miała do czynienia z łupieżem, podrażnionym skalpem czy nadmiernym wypadaniem włosów. Anwen nie koncentruje się wyłącznie na przyczynach poszczególnych dolegliwości, ale udziela cennych porad, które pozwalają rozprawić się z problemem. Nie każdy zdaje sobie sprawę, iż drogeryjne szampony na ogół zawierają silne detergenty, które mogą podrażniać skalp. Po problemach związanych z nadmiernym wypadaniem itp. przechodzimy do pielęgnacji włosów. W rozdziale 3. szczegółowo omówiono tematykę związaną z myciem, odżywianiem i zabezpieczaniem kosmyków. Następnie poznajemy substancje najczęściej spotykane w specyfikach do pielęgnacji włosów. Rozdział 5. stanowi nie lada gratkę dla miłośników naturalnych kosmetyków, które można przygotować we własnym zakresie, korzystając z produktów spożywczych.

Anwen posiada niezwykły talent do objaśniania skomplikowanych pojęć w prosty sposób. Nie musisz być chemikiem czy biotechnologiem, by zrozumieć różnicę między alkoholem izopropylowym a alkoholami tłuszczowymi. W rozdziale 4. przedstawiono najczęściej spotykane składniki kosmetyków do pielęgnacji włosów. Dla osób, które pragną podejść do tego zagadnienia w sposób bardziej świadomy, to zestawienie może okazać się pomocne.

Wbrew pozorom poradnik Anwen nie jest wierną kopią jej bloga, choć większość informacji zawartych w książce można znaleźć w internecie. Moje horyzonty myślowe uległy poszerzeniu. Za sprawą książki „Jak dbać o włosy” dowiedziałam się, że fale dzielą się na kilka podtypów, o czym warto pamiętać, układając plan pielęgnacji. Zaskoczeniem okazały się również przepisy na niektóre płukanki i maski. Z przyjemnością wypróbuję patent z mąką ziemniaczaną, ponieważ moim kosmykom przyda się wygładzenie. Domowy suchy szampon również wygląda zachęcająco, jakoś nie potrafię przekonać się do drogeryjnych produktów przedłużających świeżość fryzury. Większość z nich zawiera alkohol, który może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Mój skalp jest niezwykle wrażliwy, toteż wolę nie ryzykować.

Gdybym miała ocenić książkę „Jak dbać o włosy”, przyznałabym jej wysoką notę, aczkolwiek nie oznacza to, iż nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Podczas lektury trudno nie oprzeć się wrażeniu, że niektóre fragmenty powstały metodą „Kopiuj/wklej”. Zdaję sobie sprawę, że pewne kwestie poruszone w 1. rozdziale powracają w kolejnych częściach poradnika, ale mogłyby ulec przeredagowaniu. Gdy widzę, że dwa fragmenty wyglądają identycznie, mam mieszane uczucia. Na szczęście takich „wpadek” naliczyłam zaledwie kilka.

Na uwagę zasługuje również oprawa poradnika. Książka jest bogato ilustrowana, kolorowe zdjęcia cieszą oko, a kredowy papier sprawia wrażenie, iż obcujemy z czymś luksusowym. Biało-fioletowa kolorystyka doskonale trafia w mój gust, jednocześnie nasuwa skojarzenia z blogiem autorki.

Ze swojej strony polecam poradnik Anwen, warto zapoznać się z jego treścią, nawet jeśli dotychczasowy plan pielęgnacji zdaje egzamin celująco. Zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego i poszerzyć swoje horyzonty myślowe.

Ogólna ocena w skali od 0 do 10 punktów
9
Tytuł
„Jak dbać o włosy”
Autor
Anna Kołomycew
Wydawnictwo
Sensus
Rok wydania
2014
Liczba stron
248



karminowe.usta

Celestin relaksująca sól do kąpieli argan & zioła

Co najlepiej poprawia humor po ciężkim dniu? W moim przypadku świetnie sprawdza się aromatyczna kąpiel, toteż na półkach w łazience nie może zabraknąć umilaczy. Do tej pory korzystałam z dobrodziejstw płynów i olejków. Sporadycznie sięgałam po kule do kąpieli, ponieważ nie należą one do wydajnych kosmetyków, po jednej sesji w wannie nie ma po nich śladu. Do soli byłam nastawiona sceptycznie, nie najlepiej wspominam peelingi Perfecty, które swoje właściwości ścierające zawdzięczały temu naturalnemu składnikowi. Ostatnio jednak odkryłam kosmetyk, który zmienił moje nastawienie. Celestin relaksującą sól do kąpieli argan & zioła otrzymałam w prezencie od mojej M:*, która przywiozła ją z podkarpackiej wyprawy. Regionalny prezent okazał się strzałem w dziesiątkę.



Barwienie wody
Dla osób, które przyzwyczaiły się, że umilacze kąpieli wypełniają wannę pianą i barwią wodę na niebiesko, naturalny produkt Celestin może okazać się dużym zaskoczeniem. Brak tego typu „atrakcji” rekompensują właściwości pielęgnacyjne, kryształki rozpuszczając się, uwalniają substancje, które pozytywnie wpływają na kondycję skóry.



Zapach
Woń soli nie każdemu przypadnie do gustu, ziołowe kompozycje mają tyle samo zwolenników co przeciwników. Ja należę do tych pierwszych. Trudno mi w kilku słowach opisać zapach naturalnego umilacza kąpieli, który wpadł w moje ręce. Mój nos wyczuwa nuty charakterystyczne dla rumianku, nagietka i bliżej nieokreślonej rośliny, która kwitnie wiosną. Za każdym razem, gdy otwieram słoiczek, powracają wspomnienia z II semestru studiów. Bezskutecznie próbuję sobie przypomnieć, co mogło wtedy kwitnąć na campusie. Choć sól należy do kosmetyków o świeżym zapachu, jesienią nie przestałam korzystać z jej dobrodziejstw. Ze względu na sprzyjającą aurę w tym roku nie czuję potrzeby sięgania po kosmetyki o ciepłej, otulającej woni. Na waniliowe olejki przyjdzie jeszcze czas.



Właściwości relaksujące
Gdy pragnę się uspokoić i wyciszyć, sięgam po Celestin relaksującą sól do kąpiel argan & zioła. Kosmetyk niewątpliwie spełnia swoją funkcję, za jego sprawą mięśnie ulegają rozluźnieniu, z kolei specyficzny, ziołowy zapach przywołuje miłe wspomnienia i tym samym poprawia nastrój.

Konsystencja
Obok kryształów soli, które różnią się wielkością, można dostrzec suszone kwiaty. Bardzo lubię tego typu niespodzianki, uważam, że uatrakcyjniają kąpiel. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla niektórych osób suszona roślinność może być uciążliwa i problematyczna. Mam jednak dobrą wiadomość dla wszystkich, którzy obawiają się zatkania odpływu, wielkość kwiatów pozwala wyłowić je z wanny. Sól rozpuszcza się powoli, toteż warto wsypać ją pod strumień wody tuż po odkręceniu kurka.



Nawilżenie
Rzadko spotykam umilacze kąpieli, które z powodzeniem zastępują balsam do ciała. Większość olejków i płynów pięknie pachnie, ale nie poprawia kondycji skóry. W przypadku soli Celestin sytuacja wygląda inaczej, kosmetyk swoje dobroczynne działanie zawdzięcza naturalnym olejom. To właśnie dzięki nim po wyjściu z wanny cieszę się gładką, miękką i nawilżoną skórą. Jeśli szukacie produktu o właściwościach relaksujących, który umili wam wieczorną kąpiel i poprawi kondycję wysuszonych łokci, ud czy kolan, to warto przyjrzeć się Celestin relaksującej soli do kąpieli argan & zioła.



Podrażnienie
Kilka lat temu używałam peelingu solnego Perfecty, który zafundował mi pieczenie i zaczerwienienie skóry. Od tamtej pory ostrożnie wybierałam kosmetyki do pielęgnacji twarzy i ciała, w tym umilacze kąpieli. Początkowo nieufnie podchodziłam do relaksującej soli do kąpieli Celestin, tymczasem omawiany specyfik sprawił mi miłą niespodziankę. Nie tylko nie podrażnił mojej wrażliwej skóry, ale przede wszystkim poprawił jej kondycję.



Opakowanie
Sól znajduje się w praktycznym, plastikowym słoiczku, toteż możemy śledzić stopień zużycia produktu. Prostota, z jaką wykonano opakowanie, współgra z filozofią firmy, która stawia na naturalne kosmetyki, wolne od zbędnych substancji.

Wydajność
Niepozorny słoiczek zawiera 500 g soli, ta ilość pozwala na przygotowanie 10 aromatycznych kąpieli. Wydajność uważam za satysfakcjonującą, przyzwyczaiłam się, że tego typu kosmetyki stosunkowo szybko sięgają dna.



Skład
Mineral salt, Parfum, Avocado oil, Argania spinosa kernel oil, Chamomilla recutita, Calendula officinalis, Urtica dioica.

Podsumowanie
Zalety
  • przyjemny, ziołowy zapach, któremu towarzyszy uczucie świeżości
  • pozwala się zrelaksować i odprężyć
  • nietypowa formuła, obok kryształów soli morskiej znajdują się suszone kwiaty
  • nawilża i zmiękcza skórę podczas kąpieli, po wyjściu z wanny nie muszę sięgać po balsam
  • nie działa drażniąco na skórę
  • praktyczny, plastikowy słoiczek pozwala śledzić stopień zużycia produktu
  • przyzwoita wydajność
  • przyjazny, naturalny skład.

Wady
  • dostępność, na próżno szukać jej w drogeriach sieciowych.


karminowe.usta

Balea Professional Oil Repair Spulung, czyli odżywka do włosów

Chętnie eksperymentuję z odżywkami do włosów, gdy widzę, że jakiś produkt zbiera dobre recenzje, jest niemal pewne, iż prędzej czy później po niego sięgnę. W moim pierwszym zamówieniu z DM-u zabrakło miejsca dla kosmetyków Balea, wysłałam kuzynowi długą listę olejków, masek i szamponów Alverde. Po zapoznaniu się z naturalnymi produktami, wciąż odczuwałam niedosyt, więc w czerwcu tego roku przyszła pora na testowanie odżywek, które cieszą się dużo popularnością w blogosferze. Nie byłabym sobą, gdybym nie poprosiła kuzyna o zakup specyfików z linii profesjonalnej. Czy rzeczywiście są one lepsze od „zwykłych” kosmetyków? Jak wypadła odżywka do włosów Balea Professional Oil Repair na tle swojej poprzedniczki z figą i perłami?



Nawilżenie
Zanim przejdę do działania kosmetyku, pragnę pokrótce scharakteryzować moje włosy. Od dwóch lat nie farbuję pukli, choć wcześniej robiłam to namiętnie. Na mojej głowie gościły wszystkie kolory tęczy, jako nastolatka gustowałam w czerwieniach, fioletach i czerni. Na studiach stawiałam na bardziej stonowane odcienie, aż w końcu skapitulowałam i postanowiłam wrócić do naturalnego koloru. W związku z tym moje włosy nie są jednolitym tworem. Im bliżej czubka głowy, w tym lepszej kondycji znajdują się kosmyki. Zdaję sobie sprawę, że moje pukle nigdy nie będą niskoporowate, ale nowe włosy charakteryzują się średnią porowatością. Te, które pamiętają farbowanie, są suche i wymagające. Gdybym miała ocenić odżywkę do włosów Balea Professional Oil Repair w skali od 0 do 5, przyznałabym jej 3 punkty. Całkiem przyzwoicie nawilża zdrowe, średnioporowate kosmyki. Niestety, nie zaspokaja potrzeb suchych pukli. Po użyciu odżywki końcówki są szorstkie i nieprzyjemne w dotyku. Gdybym miała porównać produkt z linii profesjonalnej z Balea z figą i perłami, to ta druga wypada lepiej. Podejrzewam, że bohaterka niniejszej recenzji sprawdzi się w przypadku niskoporowatych włosów, moje potrzebują czegoś więcej.



Wygładzenie
Gdy wiele osób chwali dany kosmetyk, nasze oczekiwania rosną. Liczyłam, że odżywka Balea Professional Oil Repair wygładzi moje kosmyki i przywróci im optymalny poziom nawilżenia. Tak jednak się nie stało. Po użyciu wyżej wspomnianego specyfiku, kosmyki nadal wykazują tendencję do puszenia, jednocześnie łuski sprawiają wrażenie niedomkniętych. W rezultacie włosy są nastroszone i szorstkie. Ze względu na działanie odżywki Balea Professional Oil Repair poprzestanę na jednym opakowaniu tego specyfiku.

Miękkość
Gdybym zrezygnowała z aplikacji wyżej wspomnianego kosmetyku, na mojej głowie gościłoby dorodne siano. Odżywka niewątpliwie zmiękcza włosy, ale znam produkty, które lepiej radzą sobie z tym zadaniem, chociażby Nivea Long Repair. Ponadto na korzyść tej drugiej przemawia dostępność, mogę wrzucić ją do koszyka podczas zakupów w hipermarkecie.



Blask
Pod tym względem odżywce Balea Professional Oil Repair nie mam nic do zarzucenia, ba, nawet jestem z niej zadowolona. Choć bohaterka niniejszej recenzji nie do końca domyka łuski, kosmyki odbijają światło. W słoneczne dni włosy mienią się miedziano-złotymi refleksami, bardzo lubię ten efekt.

Rozczesywanie
W przypadku moich suchych, wymagających kosmyków odżywka to konieczność, gdybym zrezygnowała z jej aplikacji, podczas szczotkowania fryzura uległaby znacznemu przerzedzeniu. Choć Balea Professional Oil Repair ułatwia rozczesywanie, to znam kosmetyki, które zapobiegają powstawaniu kołtunów. Wyżej wspomniany produkt nie należy do tego grona. W związku z tym, iż odżywka nie do końca domyka łuski, szczotkowanie pukli nie należy do przyjemności. Aby uporać się ze splątanymi włosami, spryskuję je odżywką bez spłukiwania Gliss Kur.



Skręt
Właścicielki fal powinny docenić działanie odżywki Balea z linii profesjonalnej, za jej sprawą skręt staje się regularny i wygląda lepiej. W związku z tym ubolewam nad tym, iż kosmetyk wykazuje przeciętne właściwości nawilżająco-odżywcze, jak widać nie można mieć wszystkiego...

Konsystencja/obciążenie
Właścicielkom niskoporowatych włosów radzę uważać na odżywkę Balea Professional Oil Repair, ponieważ może odebrać kosmykom objętość. Choć mamy do czynienia z białą, gęstą emulsją moje wysokoporowate pukle ani razu nie sprawiały wrażenia oklapniętych. Pragnę jednak zaznaczyć, iż moje włosy trudno obciążyć, ma to swoje dobre i złe strony. Mogę eksperymentować z kosmetykami, nie obawiając się utraty świeżości fryzury, aczkolwiek w przypadku odżywki Balea Professional Oil Repair brakuje mi dociążenia.



Zapach
To najsłabszy punkt recenzowanego kosmetyku. Już dawno nie spotkałam się z tak nieprzyjemnym zapachem w przypadku odżywki do włosów. Woń specyfiku do złudzenia przypomina mi syrop na kaszel, który podawano mi, gdy chodziłam do podstawówki. Nie muszę chyba dodawać, że zażywanie tego leku było katorgą ze względu na smak i zapach. W Balea Professional Oil Repair wyczuwam migdałowe nuty, aczkolwiek ich sztuczność sprawia, iż wolałabym, żeby zapach kosmetyku nie utrzymywał się na włosach.

Opakowanie
Produkt znajduje się w tubce wykonanej z ciemnego plastiku. W związku z tym, iż tworzywo jest stosunkowo miękkie, nie przysparza problemów przy wydobywaniu resztek kosmetyku. Pod względem estetycznym nie mam opakowaniu nic do zarzucenia. Pomimo oszczędnej grafiki kosmetyk zapada w pamięć i wyróżnia się na drogeryjnych półkach.



Wydajność
Odżywka sięgnęła dna po 1,5 miesiąca regularnego stosowania, wynik ten uważam za satysfakcjonujący.

Cena
Za tubkę, w której znajduje się 200 ml emulsji, musimy zapłacić ok. 1,5 euro. Cena nie należy do wygórowanych, toteż warto wypróbować odżywkę Balea z linii profesjonalnej, zwłaszcza gdy wasze włosy znajdują się w dobrej kondycji. W przypadku wymagających, suchych kosmyków radzę rozejrzeć się za czymś innym.



Dostępność
DM, drogerie internetowe, serwisy aukcyjne.

Skład
Aqua, Glycerin, Cetearyl alcohol, Isopropyl palmitate, Behentrimonium chloride, Argania spinosa kernel oil, Parfum, Panthenol, Isopropyl alcohol, Sodium benzoate, Hydrolyzed wheat protein, Potassium sorbate, Citric acid

Podsumowanie
Zalety
  • nadaje włosom blask
  • wpływa korzystnie na skręt, po jej użyciu fale stają się regularne
  • nie obciąża włosów, aczkolwiek moje trudno pozbawić objętości
  • wygodne i estetyczne opakowanie pozwala wydobyć kosmetyk do ostatniej kropli
  • przyzwoita wydajność – 1,5 miesiąca regularnego stosowania przy włosach sięgających talii
  • niska cena.

Wady
  • moje włosy potrzebują solidnej porcji nawilżenia, a omawiana odżywka jej nie zapewnia
  • słabo wygładza kosmyki
  • wykazuje przeciętne właściwości zmiękczające
  • kosmetyk mógłby w większym stopniu ułatwiać rozczesywanie
  • sztuczne, migdałowe nuty nie przypadły mi do gustu, zapach odżywki przypomina mi syrop na kaszel
  • dostępność.

Ogólna ocena w skali od 0 do 5: 3,5

karminowe.usta

Kolagenowy płyn micelarny Prestige Cosmetics Active Lifting

Wieczorny rytuał oczyszczania twarzy składa się z kilku etapów, jedną z kluczowych ról odgrywa płyn micelarny. Odkąd odkryłam ten specyfik, mleczka do demakijażu omijam szerokim łukiem. Wreszcie mogę zapomnieć o tłustej, lepkiej powłoczce i emulsji spływającej z wacika do oka. Niestety, w zeszłym roku wycofano mojego ulubieńca, długo nie potrafiłam znaleźć godnego następcy płynu micelarnego AA z serii „Wrażliwa Natura”. Wszystko jednak wskazuje na to, iż problem został zażegnany. Jaki kosmetyk do demakijażu spełnił moje oczekiwania? Czy jest nim kolagenowy płyn micelarny Prestige Cosmetics Active Lifting?



Demakijaż
Podczas poszukiwań idealnego kosmetyku do usuwania makijażu w mojej łazience gościły specyfiki, które swoim działaniem bardziej przypominały tonik niż micel. Ten drugi z założenia powinien rozpuszczać podkład i tusz do rzęs. Tymczasem niektóre wyroby,szumnie określane przez producentów mianem płynów micelarnych, radziły sobie jedynie z niewielką ilością sebum. Na szczęście Świt Pharma wypuściła na rynek specyfik, który doskonale usuwa makijaż. Kolagenowemu płynowi micelarnemu Cosmetics Active Lifting nie straszny żaden tusz. O dziwo, uporał się nawet z wodoodporną maskarą Yves Rocher, która zwykła stawiać opór mleczkom i płynom dwufazowym. Omawiany kosmetyk dokładnie usuwa podkład mineralny. Gdy po zakończonym demakijażu przykładam do twarzy wacik nasączony tonikiem, ten pozostaje czysty.

Efekt „mgły”
Specyfiki, które fundują efekt „mgły”, omijam szerokim łukiem. Z tego powodu moja przygoda z różowym mleczkiem do demakijażu Garnier zakończyła się na jednym opakowaniu, choć wspomniany kosmetyk spełniał większość moich oczekiwań. Po kolagenowy płyn micelarny Prestige Cosmetics Active Lifting sięgam z przyjemnością, ponieważ po jego użyciu nie muszę obawiać się efektu „mgły”.



Odświeżenie
Mam słabość do kosmetyków o zapachu ogórka, chętnie z nich korzystam, ponieważ pozostawiają one długotrwałe uczucie świeżości. Omawiany micel niewątpliwie należy do tego grona, po powrocie z pracy natychmiast zmywam podkład i od razu czuję się lepiej. Dobrze wspominam ogórkowy tonik to twarzy marki Ziaja, ponieważ po jego użyciu czułam, że moja skóra jest czysta.

Podrażnienie
Z jednej strony uwielbiam woń ogórków, z drugiej perfumowane specyfiki do pielęgnacji twarzy darzę mieszanymi uczuciami. Wprawdzie przyjemny zapach zachęca do regularnego stosowania kosmetyku, ale komponenty odpowiedzialne za doznania węchowe mogą też podrażniać i alergizować. Na szczęście kolagenowy płyn micelarny Prestige Cosmetics Active Lifting łagodnie obchodzi się z moją skórą, demakijażowi nie towarzyszą żadne niedogodności. Choć mam wrażliwe oczy, nie ucierpiały one podczas przygody z wyżej wspomnianym kosmetykiem. Micel nie wyrządził też krzywdy moim kruchym naczynkom.



Nawilżenie/wysuszenie
Uważam, iż żaden produkt do demakijażu czy mycia twarzy nie zastąpi kremu nawilżającego. Jednak po użyciu odpowiednio dobranego płynu micelarnego nasza skóra nie jest nieprzyjemnie ściągnięta i wysuszona. Nie czujemy też naglącej potrzeby sięgnięcia po krem. Kolagenowy płyn micelarny pozytywnie mnie zaskoczył. Po jego użyciu nie przetrząsam łazienki w poszukiwaniu porządnego nawilżacza.

Zapychanie
Moja cera jest problematyczna, ponieważ wykazuje tendencję do powstawania niedoskonałości. W związku z tym nieufnie podchodzę do nowych kosmetyków do pielęgnacji twarzy, a szczególnie do tych, których skład nie zamyka się w dwóch-trzech linijkach. Choć kolagenowy płyn micelarny zawiera wiele różnych substancji, nasza znajomość nie zakończyła się wielkim wysypem niedoskonałości. Owszem, na mojej twarzy można znaleźć grudki i drobne krostki, ale ich liczba mieści się w normie.



Konsystencja
Przeźroczysty płyn jest stosunkowo lepki, podejrzewam, że to zasługa pantenolu, który znajduje się wysoko w składzie. Roztwór witaminy B5, który kupiłam w jednym ze sklepów oferujących półprodukty, przypomina rozrzedzony klej. Na szczęście powłoczka, którą pozostawia kolagenowy płyn micelarny, wchłania się stosunkowo szybko, po kilkunastu minutach nie ma po niej śladu.

Zapach
Jeśli lubicie kosmetyki, które roztaczają wokół siebie ogórkową woń, powinniście przyjrzeć się omawianemu produktowi. Zapach jest stosunkowo silny, utrzymuje się na skórze przez kilkadziesiąt minut.



Opakowanie
W związku z tym, iż płyn znajduje się w pojemniku wykonanym z przeźroczystego plastiku, nie powinniśmy czuć się zaskoczeni, gdy produkt pewnego dnia sięgnie dna. Pomysł z umieszczeniem naklejki przedstawiającej kobietę uważam za udany. Ten prosty trik sprawia, iż opakowanie zawierające płyn micelarny wyróżnia się na półce w łazience. Zamknięcie typu klapka działa sprawnie, toteż nie muszę się z nim siłować, ryzykując, iż moje paznokcie ulegną złamaniu.

Wydajność
Pod tym względem kolagenowemu płynowi micelarnemu Prestige Cosmetics Active Lifting nie mam nic do zarzucenia. Ba, kosmetyk zaskoczył mnie swoją wydajnością. Sięgnął dna po niespełna dwóch miesiącach codziennego stosowania.



Cena
Za opakowanie, w którym znajduje się 200 ml produktu, musimy zapłacić 10 zł. To niewiele, zważywszy na wydajność i działanie płynu micelarnego.

Skład
Aqua, Propylene glycol, PEG-40 hydrogenated castor oil, Cocamidopropyl betaine, Collagen amino acids, Glycerin, Betula alba juice, Parfum, Panthenol, Allantoin, Imidazolidinyl urea, Methylparaben, Disodium EDTA, Lactic acid, Phenoxyethanol, Propanediol, Propylparaben, Ethylhexylglycerin, Potassium sorbate, Alpha-isomethyl ionone, Benzyl salicylate, Butylphenyl methylpropional, Citronellol, Geraniol, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-cyclohexene carboxaldehyde, Linalool.



Podsumowanie
Zalety
  • dokładnie usuwa makijaż twarz i oczu
  • nie funduje efektu „mgły”
  • kosmetyk charakteryzuje się ogórkową wonią, która zapewnia długotrwałe uczucie świeżości
  • podczas stosowania kolagenowego płynu micelarnego nie odnotowałam zaczerwienienia, pieczenia czy wysypki o podłożu alergicznym
  • delikatnie nawilża skórę, po jego użyciu nie czuję naglącej potrzeby sięgnięcia po krem
  • nie przyczynił się do zwiększonego wysypu niedoskonałości (grudek, krostek i zaskórników)
  • wygodne, praktyczne opakowanie, na zamknięciu typu klapka nie połamiemy sobie paznokci, ponieważ działa sprawnie
  • wysoka wydajność, kosmetyk sięgnął dna po niespełna dwóch miesiącach codziennego stosowania
  • niska cena.

Wady
  • uczucie lepkości, które pojawia się bezpośrednio po demakijażu, dla niektórych osób może być irytujące i uciążliwe.

karminowe.usta


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...