Płyn micelarny, który nie usuwa makijażu

Odkąd odkryłam płyny micelarne, niechętnie spoglądam w kierunku tradycyjnych mleczek do demakijażu. Przez lata pozostawałam wierna specyfikowi AA z serii „Wrażliwa Natura”. Niestety, firma podjęła decyzję o zaniechaniu produkcji mojego ulubieńca. Od pewnego czasu poszukuję godnego następcy. Ucieszyłam się, gdy w moje ręce wpadł płyn micelarny Melisa, wyprodukowany przez firmę Uroda. Czy specyfik spełnił pokładane w nim nadzieje?



Demakijaż
Przyzwyczaiłam się, że płyn micelarny służy do usuwania makijażu. Lubię produkty wielofunkcyjne, ponieważ zajmują niewiele miejsca i pozwalają obniżyć wydatki na kosmetyki. Staram się sięgać po specyfiki, które rozpuszczają zarówno podkład, jak i tusz. Niestety, znalezienie takiego płynu stanowi nie lada wyzwanie. Jako właścicielka wrażliwych ślepi staję przed trudnym zadaniem. Wprawdzie micel z linii „Melisa” nie powoduje pieczenia czy szczypania, ale nie radzi sobie z demakijażem oczu. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, iż na co dzień nie używam wodoodpornej maskary. Płyn stosowałam również na twarz. W związku z tym, iż mój makijaż ogranicza się do pudru bambusowego i podkładu mineralnego, tym razem micel zdał egzamin. Czasem używam kremu tonującego. Niestety, płyn z serii „Melisa” niedokładnie usuwa kolorową emulsję. W związku z tym, iż kosmetyk nie spełniał moich oczekiwań, postanowiłam zapoznać się z informacjami na opakowaniu. Okazało się, że producent zaleca stosowanie płynu do „oczyszczania skóry twarzy, szyi i dekoltu”. Nie ma tutaj mowy o demakijażu. Można by uniknąć wielu nieporozumień, nazywając rzeczy po imieniu. Micel „Melisa” sprawdza się w roli toniku. Podejrzewam, że zakończy swój żywot jako produkt, którym w ciągu dnia odświeżam twarz.



Odświeżenie
Po wyżej wspomniany kosmetyk sięgam w ciągu dnia, ponieważ świetnie odświeża twarz. Micel usuwa nadmiar sebum ze strefy T. Wprawdzie nie wykazuje właściwości matujących, ale delikatny blask, jaki pozostawia, można zaakceptować. Ziołowo-ogórkowa woń potęguje uczucie świeżości, aczkolwiek zrezygnowałabym z kompozycji zapachowej. Tego typu „atrakcje” mogą okazać się zgubne dla wrażliwców.


Łagodzenie podrażnień
Nie zauważyłam, żeby płyn przynosił ukojenie podrażnionym naczynkom. Na szczęście micel nie wyrządził krzywdy mojej delikatnej skórze. Nieufnie podchodzę do kosmetyków, które zawierają kompozycję zapachową. Wyżej wspomniany micel świdruje nozdrza intensywną, ziołowo-ogórkową wonią.

Nawilżenie
Płyn z linii „Melisa” nie zastąpi kremu do twarzy, aczkolwiek po jego użyciu skóra pozostaje przyjemna w dotyku. W związku z tym, iż nie towarzyszy mi uczucie ściągnięcia, nie czuję potrzeby nałożenia nawilżającego specyfiku.

Wypryski
Choć skład micela pozostawia wiele do życzenia, kosmetyk nie przyczynił się do zwiększonego wysypu zaskórników i wyprysków. Ich liczba mieści się w normie.

Film
Micel pozostawia subtelny film. Po jego użyciu twarz delikatnie błyszczy. Na szczęście nie wygląda to tragicznie. Podobny efekt uzyskuję za każdym razem, gdy korzystam z dobrodziejstw rumiankowego żelu do mycia twarzy Sylveco.



Zapach
Specyfik charakteryzuje się przyjemną, ziołowo-ogórkową wonią. Choć ten zapach przypadł mi do gustu, w przypadku pielęgnacji twarzy staram się unikać tego typu atrakcji. Kosmetyki, które stanowią ucztę dla nosa, często wykazują właściwości drażniące.

Opakowanie
Płyn znajduje się w butli wykonanej z przeźroczystego plastiku. U jej ujścia znajduje się praktyczne zamknięcie typu zatrzask. Połączenie bieli z zielonymi wstawkami sugeruje, iż mamy do czynienia z kosmetykiem na bazie naturalnych składników.



Wydajność
Micele i toniki zużywam w ilościach hurtowych. Płyn z serii „Melisa” nie jest wyjątkiem. Wszystko wskazuje na to, iż niebawem sięgnie dna.

Cena
Za 200 ml kosmetyku musimy zapłacić ok. 8 zł.

Dostępność
Astor, Hebe, drogerie internetowe.


Skład
Aqua, Propylene glycol, Sodium cocoamphoacetate, Polysorbate 20, Camellia sinensis leaf extract, Melissa officinalis leaf extract, Panthenol, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Glycerin, Parfum, Butylene glycol, Disodium EDTA, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-cyclohexene carboxaldehyde, Buthylphenyl methylpropional, Linalool, Citronellol, Hexyl cinnamal, Limonene.

Reasumując: Przyzwyczaiłam się, że płyn micelarny służy do demakijażu twarzy i oczu. Niestety, nie zawsze tak jest. Zanim wrzucimy micel do koszyka, warto dokładnie wczytać się w informacje zamieszczone przez producenta. Wnikliwa lektura może ustrzec nas przed rozczarowaniem. Płyn z linii „Melisa” jest przeznaczony do „oczyszczania skóry twarzy, szyi i dekoltu”. Producent ani słowem nie wspomina o demakijażu. Kosmetyk sprawdza się w roli toniku. Wyżej wspomniany micel usuwa nadmiar sebum i zapewnia kilkugodzinne uczucie świeżości. Płyn charakteryzuje się ziołowo-ogórkową wonią. Wprawdzie ten specyficzny zapach przypadł mi do gustu, ale w przypadku pielęgnacji twarzy unikam tego typu „atrakcji”. Kosmetyki, stanowiące ucztę dla nosa, często wykazują właściwości drażniące. Płyn pozostawia subtelny film. Po jego użyciu twarz delikatnie się błyszczy. Na szczęście nie wygląda to tragicznie. Micel nie zastąpi kremu, ale za jego sprawą skóra jest miękka i przyjemna w dotyku. Korzystając z dobrodziejstw płynu, nie odnotowałam zwiększonego wysypu zaskórników i wyprysków. Niestety, nazwa specyfiku nie odzwierciedla jego działania.

PS Czy mieliście do czynienia z micelem z linii „Melisa”? Jakie wywarł na Was wrażenie? Chętnie poznam płyny, które Was rozczarowały. Muszę znaleźć godnego następcę „Wrażliwej Natury”. Niestety, ostatnio trafiam na buble.


karminowe.usta

Recepta na gładkie dłonie

Dłonie uchodzą za wizytówkę człowieka, toteż staram się poświęcam im należytą uwagę. Nie należę do osób, które po każdym myciu rąk sięgają po krem nawilżający. Mam obsesję na punkcie klawiatury. Oczyma wyobraźni widzę tłuste plamy, stanowiące spadek po kremie do rąk. Gdy nie korzystam z komputera, staram się nadrobić „braki” w pielęgnacji. W tym celu sięgam po specyfiki przeznaczone do dłoni, które charakteryzują się dobrym składem. Jednym z nich jest maska do rąk Alverde ze złotą melisą i ekstraktem z grejpfruta. Czy kosmetyk spełnił moje oczekiwania?



Nawilżenie
Maska przyzwoicie nawilża skórę, radzi sobie z suchymi płatami, aczkolwiek znam lepsze produkty. Uważam, że nazwa zobowiązuje. W mojej głowie zakodowało się, iż maska wykazuje silniejsze działanie niż krem, który stosuję na co dzień. Niestety, specyfik Alverde nie wpisuje się w powyższą definicję. Krem do rąk z mocznikiem firmy Eucerin spisuje się lepiej niż wyżej wspomniana maska.



Wygładzenie i zmiękczenie
Za sprawą maski Alverde dłonie stały się przyjemne w dotyku. Odnoszę wrażenie, iż składniki, zawarte w kosmetyku, zwiększyły napięcie skóry. Gdy rozpoczynałam kurację, moje ręce były szorstkie i zniszczone. Po tygodniu zauważyłam, że skóra zyskała na gładkości. Jednocześnie uległa zmiękczeniu.



Podrażnienie
Choć maska stanowi bogate źródło roślinnych ekstraktów, nie odnotowałam pieczenia, zaczerwienienia czy pokrzywki. Kosmetyk nie podrażnił mojej delikatnej skóry. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, iż do naturalnych specyfików należy podchodzić ostrożnie, ponieważ niewinnie wyglądający ekstrakt może okazać się silnym alergenem.



Konsystencja i film
Moje pierwsze spotkanie z maską Alverde nie należało do udanych. Nie spodziewałam się, że po podniesieniu klapki na panelach pojawi się rzadka emulsja. Kosmetyk wyciekał z tubki. Decydując się na jego aplikację, warto zachować ostrożność. Ścieranie tłustej mazi z podłogi można uznać za próbę cierpliwości. Na szczęście struktura paneli i skóry nieco się różni. Maska szybko się wchłania. Po 2 minutach nie ma po niej śladu. Specyfik Alverde pozostawia subtelny film. Warstwa ochronna nie jest uciążliwa, nie towarzyszy jej dyskomfort.



Zapach
Nie przepadam za zapachem cytrusów. Pomarańczowe i cytrynowe kompozycje zazwyczaj przyprawiają mnie o zawroty głowy. O dziwo, zapach maski do rąk przypadł mi do gustu. Wprawdzie wyczuwam w niej cytrusowe nuty, ale nie przypominają one odświeżacza powietrza. Na szczęście producent zadbał o urozmaicenie w postaci ziołowych akordów. Połączenie świeżości melisy z kwaskowatością cytryny uważam za niezwykle udane.

Opakowanie
Maska znajduje się w tubie wykonanej z elastycznego plastiku. Cieszę się, że u jej ujścia umieszczono zamknięcie typu zatrzask. To rozwiązanie pozwala opanować maskowy „potop”.


Wydajność
Rzadka konsystencja znalazła odzwierciedlenie w niskiej wydajności produktu. Kosmetyk sięgnął dna po 3 tygodniach codziennego stosowania. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, iż z kremami do rąk zazwyczaj żegnam się po 1,5 miesiąca.

Cena
Za 50 ml maski musimy zapłacić ok. 3 euro.

Dostępność
DM, drogerie internetowe, serwisy aukcyjne.



Skład
Aqua, Glycine soja oil, Glycerin, Alcohol, Butyrospermum parkii butter, Cetearyl alcohol, Glyceryl stearate citrate, Myristyl alcohol, Silica, Sodium lactate, Sodium PCA, Caprylic/capric triglyceride, Hydrolyzed jojoba esters, Mangifera indica seed oil, Hydrogenated lecithin, Arginine, Maris sal, Triticum vulgare germ oil, Hydrogenated palm kernel glycerides, Hydrogenated palm glycerides, Prunus amygdalus dulcis oil, Vitis vinifera seed oil, Persea gratissima oil, Xanthan gum, Helianthus annuus seed oil, Bisabolol, Sodium hyaluronate, Citrus grandis extract, Monarda didyma extract, Jojoba esters, Citrus aurantifolia extract, Citrus aurantium dulcis peel extract, Tocopherol, Beta-carotene, Ascorbyl palmitate, Parfum, Limonene, Linalool, Benzyl salicylate, Geraniol, Citral, Citronellol.

Reasumując: Uważam, że nazwa zobowiązuje. W związku z tym, iż producent twierdzi, iż mamy do czynienia z maską do rąk, spodziewałam się spektakularnego nawilżenia. Kosmetyk spisuje się przyzwoicie, ale znam lepsze produkty. Specyfik Alverde wykazuje właściwości nawilżające. Za jego sprawą dłonie stały się przyjemne w dotyku. Skóra zyskała na gładkości i elastyczności. Choć maska stanowi bogate źródło roślinnych ekstraktów, nie odnotowałam pieczenia, zaczerwienienia czy pokrzywki. Kosmetyk nie podrażnił mojej delikatnej skóry. Produkt Alverde charakteryzuje się rzadką konsystencją, wycieka z tubki. Wodnista formuła przełożyła się na niską wydajność maski. Specyfik pozostawia subtelny film, który w niczym nie przypomina lepu na muchy. Gdy korzystam z jego dobrodziejstw, nie odczuwam dyskomfortu. Cytrusowo-ziołowa woń zaskarbiła sobie moją sympatię, choć nie przepadam za zapachem pomarańczy i cytryny. Maska Alverde spisała się przyzwoicie, aczkolwiek w pobliskiej drogerii mogę kupić lepsze produkty.

PS Jak dbacie o swoje dłonie? Czy korzystacie z dobrodziejstw masek do rąk? Jaki produkt zasługuje na uwagę? Czy używacie kremu po każdym myciu rąk?

karminowe.usta

Garść ciekawostek kosmetycznych

Nawet najlepszy kosmetyk nie przyniesie pożądanych rezultatów, jeśli nie stworzymy mu dogodnych warunków. Drogeryjne specyfiki cieszą się ogromną popularnością. Wiele osób wierzy, że wystarczy je wklepać, by osiągnąć sukces. Warto jednak pamiętać, iż diabeł tkwi w szczegółach.



I Olej nakładamy na zwilżoną skórę
Zewsząd atakują nas reklamy oleju arganowego. Niestety, nie wszyscy producenci i dystrybutorzy wspominają, iż tego typu specyfików nie należy nakładać na suchą skórę. Jeśli pominiemy zwilżanie twarzy i ciała, osiągniemy efekt odwrotny do zamierzonego. Jeśli chcemy, aby olej ujawnił swoje dobroczynne właściwości, musimy nałożyć go na skórę zroszoną wodą. W ten sposób stworzymy nawilżającą emulsję. Nakładając olej na suchą twarz, musimy liczyć się z tym, że ten naturalny produkt „wyciągnie” wodę ze skóry. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż opisane zasady mają charakter uniwersalny. Niezależnie, czy nakładamy na twarz olej arganowy, słonecznikowy czy oliwę z oliwek, należy wcześniej zwilżyć skórę.

II Nawilżaj okolice uszu
Uszy uchodzą za najszybciej starzejącą się część ciała. Zazwyczaj poświęcamy im niewiele uwagi. Wiele osób nakłada krem na twarz i szyję, pomijając skórę za uszami. W tym miejscu warto wspomnieć, iż w miarę upływu czasu wiązadła zażuchowe stają się coraz słabsze. Tracą one elastyczność i przestają pełnić swoją funkcję. Można ustrzec się przed tym niekorzystnym zjawiskiem, dbając o skórę wokół uszu. Tej partii ciała nie należy żałować preparatów przeciwzmarszczkowych.

III Usuwaj nadmiar wody termalnej
Chętnie sięgamy po wody termalne, ponieważ te niepozorne kosmetyki świetnie odświeżają skórę. Jednocześnie przynoszą ukojenie podrażnionym partiom twarzy. Warto jednak pamiętać, iż wody termalnej nie należy pozostawiać na twarzy, czekając, aż ciecz odparuje. Jej nadmiar musimy usunąć, przyciskając do twarzy chusteczkę higieniczną. Warto zachować delikatność. Wyobraźmy sobie, że pozbywamy się sebum i nie możemy naruszyć makijażu. Jeśli pozostawimy wodę termalną na twarzy, musimy liczyć się z tym, że skóra stanie się sucha i spękana.

IV Uważaj na kosmetyki antycellulitowe
Osoby, które mają problem z naczynkami na nogach, powinny unikać preparatów antycellulitowych, które fundują doznania termiczne. Wbrew pozorom, nie tylko specyfiki rozgrzewające niosą ze sobą ogromne zagrożenie. Kofeina rozszerza naczynia krwionośne, podczas gdy chłodzący mentol stymuluje krążenie. W związku z tym, iż znalezienie kosmetyku wolnego od atrakcji termicznych stanowi nie lada wyzwanie, warto zaopatrzyć się w algi. Te ostatnie uszkadzają komórki tłuszczowe. Z kolei kwas algowy wiąże uwolnione toksyny i pozwala usunąć je z organizmu.

PS Czy dbacie o okolice uszu? Jakie przykazania urodowe dopisalibyście do powyższych wskazówek?


karminowe.usta

Kwietniowa pielęgnacja włosów

Ostatnio żyję w ciągłym niedoczasie. W związku z tym musiałam ograniczyć pielęgnację włosów do minimum. Rzadko sięgam po oleje i naturalne maski. Tego typu produkty potrzebują czasu, aby ujawnić swoje dobroczynne właściwości. W mojej łazience goszczą specyfiki na bazie silikonów, które dyscyplinują niesforne pasma. Poniżej przedstawiam aktualny plan pielęgnacji włosów.

KOSMETYKI
Alverde pianka do włosów z białą herbatą i trawą cytrynową
Gdy pragnę wygładzić włosy lub wzmocnić ich skręt, sięgam po naturalne kosmetyki do stylizacji. Tego typu specyfiki nie wysuszają kosmyków, jednocześnie spełniają swoją funkcję. Po nałożeniu niewielkiej ilości pianki i wygładzaniu włosów za pomocą grzebienia, fale ulegają rozluźnieniu. Gdy pragnę wzmocnić skręt, rozprowadzam większą porcję kosmetyku i sięgam po papiloty. Pianka nie obciąża włosów. Jednocześnie ich nie skleja. Po raz pierwszy spotkałam się z tak lekkim preparatem do stylizacji.


Alverde odżywka dwufazowa w sprayu z aloesem i hibiskusem
O ile moja skóra nie przepada za aloesem, o tyle włosy zdążyły się zaprzyjaźnić z tym składnikiem. Według producenta wyżej wspomniany kosmetyk nie wymaga spłukiwania. W rzeczywistości łatwo można przekroczyć dawkę, która ujarzmia niesforne pasma. Odżywka charakteryzuje się stosunkowo treściwą konsystencją, toteż jej nadmiar przyczynia się do powstania tłustych strąków. W związku z tym, iż nigdy nie mam pewności, jak zakończy się moja przygoda z „dwufazą” Alverde, kosmetyk zastępuje mi olej. Nakładam go 3 godziny przed myciem głowy. Zauważyłam, że to rozwiązanie zdaje egzamin. Za sprawą odżywki w sprayu włosy wyglądają zdrowo i lepiej się układają. Wyżej wspomniany specyfik nie sprawdza się u mnie jako produkt niewymagający spłukiwania. Z powodzeniem zastępuje olej.


Schauma odżywka do włosów Cream & Oil
O szamponach firmy Schwarzkopf nie mogę powiedzieć nic dobrego. Wysuszają skórę głowy i fundują tłuste strąki. Na szczęście odżywki i maski, na których można dostrzec logo Schaumy, spisują się bez zarzutu. Cream & Oil dyscyplinuje niesforne pasma. Korzystając z dobrodziejstw wyżej wspomnianego kosmetyku, mam pewność, że nie będę przypominała czupiradła. Za sprawą odżywki włosy odbijają światło niczym lustro. Specyfik posiada właściwości wygładzające. Zdaję sobie sprawę, że lśniącą taflę zawdzięczam silikonom. W związku z tym, iż te substancje służą moim wysokoporowatym włosom, nie zamierzam z nich rezygnować. Odkąd używam odżywki Cream & Oil, szczotkowanie przebiega szybko i sprawnie. Nie muszą marnować czasu na rozplątywanie kołtunów. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, iż gładkimi, zdyscyplinowanymi pasmami cieszę się przez kilka dni. Podczas snu nie pojawiają się odgniecenia.


Alterra szampon z morelą i pszenicą
Chętnie sięgam po ten wariant, ponieważ wstępnie wygładza niesforne pasma. Wprawdzie nie zastąpi odżywki, ale dzięki szamponowi z morelą i pszenicą nie przypominam czarownicy. Naelektryzowane, sterczące włosy są moją zmorą. Na szczęście znam kosmetyki, które potrafią je zdyscyplinować. Szampon Alterry nadaje kosmykom zdrowy blask. Wprawdzie swoje działanie zawdzięcza stosunkowo silnemu detergentowi (SCS), ale inne składniki neutralizują jego działanie. Korzystając z dobrodziejstw wyżej wspomnianego kosmetyku, nie odnotowałam pieczenia, swędzenia czy łupieżu. Ten ostatni pojawia się u mnie wówczas, gdy stosuję agresywne szampony.



KONDYCJA WŁOSÓW
Wypadanie
Kilka tygodni temu dopadło mnie wiosenne przesilenie. Włosy wypadały w zawrotnym tempie. Znajdowałam je na krześle, płaszczu, podłodze czy biurku. Na szczęście sytuacja została opanowana. Wprawdzie nadal tracę włosy, ale to niekorzystne zjawisko charakteryzuje się mniejszym nasileniem. Podczas ostatniej w sklepie zielarskim zaintrygowała mnie skoncentrowana betulina Sylveco. Czy mieliście z nią do czynienia?

Blask
Nie mogę narzekać na matowe, pozbawione życia włosy. Moje kosmyki zdrowo lśnią. Odkąd używam odżywki Cream & Oil, odbijają światło niczym lustro.


Gładkość
Odżywka Cece of Sweden z olejem arganowym nie służyła moim wysokoporowatym włosom. Gdy korzystałam z jej dobrodziejstw, kosmyki sprawiały wrażenie nastroszonych i naelektryzowanych. Odkąd stosuję odżywkę Cream & Oil marki Schauma, cieszę się gładkimi falami.

Miękkość
Za sprawą silikonów szorstkie pasma stały się przyjemne w dotyku. Włosy przypominają pluszowe maskotki. Różnica między „nagimi” kosmykami a falami oblepionymi silikonami jest kolosalna.

Skręt
Odżywka Schauma Cream & Oil, w odróżnieniu od Nivea Long Repair, nie zastępuje mi prostownicy. Po jej użyciu powstają subtelne fale.

PS Jak wygląda Wasza pielęgnacja włosów? Czy potraficie wygospodarować wolny wieczór na domowe spa?

karminowe.usta

Wyrzutki ostatnich tygodni

Ostatnio odnoszę wrażenie, że czas pędzi jak szalony. Robiąc porządki, zorientowałam się, że zapomniałam o zdenkowanych kosmetykach. Uzbierałam sporą ilość pustych opakowań. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jakie specyfiki towarzyszyły mi przez ostatnie tygodnie, zapraszam do lektury:)


Archipelag Piękna korund mikrodermabrazja
Długo zastanawiałam się, czy ten półprodukt nie zaszkodzi mojej wrażliwej cerze. Korund bywa określany mianem mocnego zdzieraka, a naczynka nie przepadają za intensywnym tarciem. Na szczęście moc peelingu można dostosować do aktualnych potrzeb skóry. Niewielka ilość białego proszku w połączeniu z rumiankowym żelem do mycia twarzy Sylveco potrafi zdziałać cuda. Korund usuwa suche skórki. Za jego sprawą pozbyłam się zaskórników, które upodobały sobie mój nos. W moim przypadku peeling odgrywa niezwykle istotną rolę. Pozwala pozbyć się martwego naskórka, który stanowi doskonałą pożywkę dla bakterii wywołujących trądzik.



Cieszę się, że mogłam poznać ten kosmetyk. Żel okazał się strzałem w dziesiątkę. Choć specyfik swoje działanie zawdzięcza łagodnym detergentom, te doskonale oczyszczają skórę. Osoby, które mają cerę mieszaną, z pewnością docenią fakt, iż wyżej wspomniany produkt reguluje pracę gruczołów łojowych. Odkąd stosuję rumiankowy żel Sylveco, strefa T przetłuszcza się nieco wolniej. Jednocześnie kosmetyk zmniejsza widoczność porów. Za sprawą wyżej wspomnianego specyfiku niedoskonałości szybciej znikają z twarzy.



AA Wrażliwa Natura płyn micelarny
Bardzo lubię ten niepozorny kosmetyk. Ubolewam nad tym, iż firma Oceanic postanowiła wycofać specyfiki z serii „Wrażliwa Natura”. Mój ulubiony micel doskonale usuwa podkład mineralny. Jednocześnie radzi sobie z tuszem, cieniami i eyelinerem. Od kilku miesięcy szukam godnego następcy. Niestety, wiele płynów micelarnych przegrywa w starciu z maskarą My Secret. Wbrew pozorom, wspomniany tusz nie jest wodoodporny. Poszukiwania godnego następcy utrudnia fakt, iż moje ślepie wykazują ponadprzeciętną wrażliwość na popularne substancje myjące.



Ten kosmetyk uwiódł mnie zapachem. Jako miłośniczka kwiatowych kompozycji zapachowych nie mogłam przejść obojętnie obok tego zdzieraka. Scrub spełnił moje oczekiwania. Producent wiernie odzwierciedlił zapach bzu. Scrub dobrze usuwa martwy naskórek, aczkolwiek nie nazwałabym go mocnym zdzierakiem. W związku z tym, iż mam problem z żyłami na nogach, stawiam na peelingi o umiarkowanej mocy. Kosmetyk nie pozostawia lepkiej warstwy, ponieważ nie zawiera parafiny.



Wyznaję zasadę, iż lepiej zapobiegać niż leczyć. W związku z tym chętnie korzystam z dobrodziejstw kosmetyków modelujących sylwetkę. Po raz pierwszy trafiłam na żel antycellulitowy, który nie funduje atrakcji termicznych. Zdaję sobie sprawę, że tego typu doznania są chwytem marketingowym. Efekty chłodzące/rozgrzewające mają nas utwierdzić w przekonaniu, iż kosmetyk naprawdę działa. Produkt Pharmaceris charakteryzuje się lekką, żelową konsystencją. Wchłania się błyskawicznie. Pozostawia subtelny, silikonowy film. Świeża, kwiatowo-cytrusowa woń sprawiła, iż systematycznie sięgałam po żel antycellulitowy. Kosmetyk spełnia swoją rolę, doskonale ujędrnia i wygładza skórę. Niestety, sięgnął dna po dwóch tygodniach regularnego stosowania.



Kosmetyk zawiera naturalne oleje, które służą moim wysokoporowatym włosom. Za sprawą oliwki moje fale stają się błyszczące i elastyczne. Nawilżone kosmyki nie przysparzają problemów podczas szczotkowania. Produkt Babydream fur Mama charakteryzuje się wysoką wydajnością, o czym świadczy fakt, iż na zdjęciu można zobaczyć stare opakowanie oliwki. Za sprawą intensywnej, kwiatowo-pudrowej woni olejowanie włosów było ucztą dla nosa.



Gdy zależy mi na lśniących włosach, sięgam po wyżej wspomniany szampon. Kosmetyk doskonale oczyszcza kosmyki, jednocześnie nie podrażnia skóry głowy. Chętnie sięgam po produkty tej firmy, ponieważ nie wysuszają skalpu. Wprawdzie szampony Alterry zawierają SCS, ale działanie detergentu neutralizują substancje o właściwościach nawilżających. Wyżej wspomniany specyfik nie każdemu przypadnie do gustu. Podejrzewam, że może obciążać niskoporowate włosy.




Bielenda peruwiańska sól do kąpieli z acai i awokado
Kosmetyk sprawdził się jako umilacz kąpieli. Sól barwi wodę na żółto-zielonkawy odcień. Świeża, kwaskowata woń działa odprężająco, pozwala zapomnieć o problemach. Kosmetyk nie wysuszył mojej skóry. W związku z tym, iż produkty na bazie soli zazwyczaj mi nie służyły, obawiałam się, że spotkanie z wyżej wspomnianym umilaczem kąpieli zakończy się podrażnieniem. O dziwo, nie odnotowałam pieczenia, zaczerwienienia czy wysypki. Niestety, peruwiańska sól do kąpieli nie jest pozbawiona wad. Wydobycie kosmetyku stanowi nie lada wyzwanie. Sól wykazuje tendencję do zbrylania. Zauważyłam, że problem można rozwiązać, uderzając butelką o kant wanny.



W związku z tym, iż peeling okazał się strzałem w dziesiątkę, postanowiłam zainwestować w umilacz kąpieli. Płyn Joanny sprostał moim oczekiwaniom. Kosmetyk powinien usatysfakcjonować miłośników piany. Niezapomniane doznania zawdzięczamy SLES. Wyżej wspomniany specyfik nie wysusza skóry. W związku z tym, iż producent wiernie odzwierciedlił zapach bzu, wieczorna kąpiel stanowi ucztę dla nosa.



AA Sensitive Nature Spa żel pod prysznic z borówką
Na rynku kosmetycznym nieustannie pojawiają się nowe żele pod prysznic. W związku z tym rzadko wracam do produktów, które wcześniej gościły w moim łazience. Borówkowy żel pod prysznic można uznać za wyjątek potwierdzający regułę. Kosmetyk zaskarbił sobie moją sympatię apetyczną wonią. Borówka charakteryzuje się specyficznym zapachem. Firma Oceanic wiernie odzwierciedliła tę woń. Kwaskowato-słodka kompozycja idealnie wpisuje się w moje potrzeby. Żel doskonale oczyszcza ciało, nie wysuszając przy tym skóry. Choć kosmetyki z serii Sensitive Nature Spa nie należą do najtańszych, ich cena idzie w parze z jakością.



Nivea Powerfruit Relax żel pod prysznic o zapachu borówki
Po sukcesie żelu AA z serii Sensitive Nature Spa postanowiłam zapoznać się z borówkową propozycją marki Nivea. Ten kosmetyk sprawił mi miłą niespodziankę. Spodziewałam się bliżej nieokreślonej, słodkawej woni, tymczasem producent doskonale odzwierciedlił zapach borówki. Żel usuwa zanieczyszczenia i nawilża skórę. Podejrzewam, że za walory pielęgnacyjne odpowiada olej słonecznikowy.



Fenjal kremowy żel pod prysznic z różą
Na blogach kosmetycznych czyhają pokusy. Gdy trafiłam na wpis poświęcony żelowi Fenjal, wiedziałam, że muszę go mieć. Jako miłośniczka kosmetyków o różanym zapachu pognałam do Rossmanna i nie zawiodłam się. Żel spełnia swoją rolę, doskonale usuwa brud. Specyfik nie wysusza skóry. Osoby, które lubią woń róży damasceńskiej, zachęcam do zapoznania się z wyżej wspomnianym produktem.



Do tego kosmetyku wracam za każdym razem, gdy moja skóra przeżywa okres buntu. Choć żel jest stosunkowo łagodny, doskonale usuwa zanieczyszczenia. Gdy korzystam z jego dobrodziejstw, mam wrażenie, iż obok mnie znajduje się sernik. Specyficzny zapach kosmetyku zaskarbił sobie moją sympatię.


Alterra dezodorant w kulce z melisą i szałwią
Tego dezodorantu nie polecam osobom aktywnym oraz tym, które pocą się pod wpływem stresu. Kulka zdaje egzamin w spokojne, leniwe dni. Ziołowo-cytrynowa woń przypadła mi do gustu.



Isana bezacetonowy zmywacz do paznokci
Wiem, że wiele osób jest zadowolonych ze zmywacza Isany. Niestety, ten produkt nie zdaje u mnie egzaminu. Usuwanie kremowego lakieru wymaga kilku wacików i sporej ilości zmywacza. Nie grzeszę cierpliwością, toteż staram się unikać tego produktu. W związku z tym, iż w pobliskim Rossmannie wybór jest ograniczony, czasem zdarza się, iż różowy zmywacz ląduje w moim koszyku.



Bielenda bezacetonowy, witaminowy zmywacz do paznokci
Ten produkt spełnia moje oczekiwania. Nie mogę na niego narzekać. Zmywacz usuwa lakier, nie wysuszając płytki. Niestety, posiada jedną wadę. Za każdym razem, gdy zmywam kolorową emalię, w powietrzu unosi się woń charakterystyczna dla męskiej wody kolońskiej.



Verona bezacetonowy zmywacz do paznokci ze skrzypem
O zmywaczach z nakrętką, przypominającą kwiatek, krążą legendy. Te produkty nie cieszą się zbyt dobrą opinią, często bywają traktowane jako relikt przeszłości. O dziwo, zmywacz Verony przypadł mi do gustu. Doskonale usuwa lakier. Nie wysusza paznokci i skórek.



PS Korzystacie z jednego kosmetyku tak długo, aż sięgnie dna czy otwieracie kilka produktów z danej kategorii? Jeśli mieliście do czynienia z wyżej wspomnianymi specyfikami, chętnie poznam Waszą opinię na ich temat:)


karminowe.usta

Profilaktyka antycellulitowa

Cellulit jest zmorą milionów kobiet na całym świecie. Wprawdzie jeszcze nie zadomowił się na moim ciele, ale należę do osób obciążonych genetycznie. W związku z tym, iż hołduję zasadzie: „lepiej zapobiegać niż leczyć”, profilaktycznie wcieram w skórę kosmetyki modelujące sylwetkę. Zawsze mogę liczyć na preparaty Eveline. Produkty tej firmy stosuję profilaktycznie. Czy Eveline Slim Extreme 4 D intensywne serum redukujące tkankę tłuszczową spełniło moje oczekiwania?



Nawilżenie
Kosmetyk sprawił mi miłą niespodziankę. Okazało się, że serum Eveline przyzwoicie nawilża uda i pośladki. W związku z tym po użyciu preparatu modelującego sylwetkę nie muszę sięgać po tradycyjne masła i balsamy. Oszczędność czasu i pieniędzy uważam za atut wyżej wspomnianego produktu.


Wygładzenie
Za sprawą serum Eveline skóra jest gładka i miękka. Zdaję sobie sprawę, iż ten efekt w pewnym stopniu zawdzięczam silikonom. W specyfikach do pielęgnacji ciała ich obecność mi nie przeszkadza. Za sprawą tych substancji aplikacja kosmetyku nie przysparza problemów.

Ujędrnienie
Chętnie sięgam po preparaty Eveline przeznaczone do modelowania sylwetki, ponieważ spełniają swoją rolę. Wyżej wspomniane specyfiki przywracają skórze jędrność i elastyczność. Odkąd stosuję intensywne serum redukujące tkankę tłuszczową, uda i pośladki wyglądają lepiej. Mam nadzieję, że systematyczne wcieranie kosmetyków modelujących sylwetkę pozwoli mi uniknąć nieestetycznych zmian. Moja skóra regularnie rozciąga się i kurczy. Należę do kobiet, które przed okresem chodzą opuchnięte wskutek zatrzymywania wody w organizmie.



Efekty termiczne
Tego typu „atrakcje” zawsze mnie irytowały. Z dwojga złego wolę chłodzenie niż rozgrzewanie. Na szczęście serum Eveline funduje mi to pierwsze. Początkowo nie potrafiłam przyzwyczaić się do termicznych doznań. 30 minut po aplikacji odczuwałam nieprzyjemne mrowienie, które nie pozwalało mi zmrużyć oka. Na szczęście człowiek posiada zdolności adaptacyjne. Po kilku tygodniach chłodzenie przestało absorbować moją uwagę.

Podrażnienie
Choć efekt chłodzenia okazał się irytującą atrakcją, nie odnotowałam niepożądanych reakcji w postaci świądu, pieczenia czy wysypki. Warto jednak pamiętać, iż mentol i składniki aktywne serum mogą przyczyniać się do wystąpienia alergii. W związku z tym przed użyciem preparatu zalecam wykonanie próby uczuleniowej.



Konsystencja
Biała, lekka emulsja z miejsca zaskarbiła sobie moją sympatię. Serum charakteryzuje się żelowo-kremową konsystencją. Jest nieco bardziej treściwe niż żel-kremantycellulitowy Pharmaceris. Kosmetyk szybko się wchłania, a jego aplikacja nie nastręcza trudności. Podejrzewam, że za brak komplikacji odpowiadają silikony, dzięki którym produkt gładko sunie po skórze.



Film
Preparat pozostawia warstwę ochronną. Ta powłoczka jest charakterystyczna dla kosmetyków na bazie silikonów. Nie odczuwam dyskomfortu z powodu filmu, jaki funduje mi serum Eveline. Warstwa ochronna w niczym nie przypomina lepu na muchy.


Zapach
Na korzyść kosmetyku przemawia świeża, mentolowo-kremowa woń. Choć w kompozycji pobrzmiewają chemiczne nuty, polubiłam ten specyficzny zapach. Pokuszę się o stwierdzenie, iż serum charakteryzuje się wonią typową dla preparatów modelujących sylwetkę.

Opakowanie
Produkt znajduje się w plastikowej, czerwono-srebrnej tubie. Nie mam problemów z wydobyciem specyfiku, ponieważ serum spływa do ujścia wskutek grawitacji. Zamknięcie typu zatrzask uważam za przemyślane rozwiązanie. Nie lubię siłować się z korkiem, ponieważ ten zazwyczaj wyślizguje się z tłustych, nakremowanych rąk.


Wydajność
Po 3 miesiącach codziennego stosowania kosmetyk sięgnął dna. Jego wydajność uważam za satysfakcjonującą. W tym miejscu warto wspomnieć, iż z żelem-krememantycellulitowym Pharmaceris pożegnałam się po dwóch tygodniach.


Cena
Za tubkę intensywnego serum redukującego tkankę tłuszczową musimy zapłacić ok. 20 zł.

Dostępność
Astor, Hebe, Rossmann, Superpharm.


Skład
Aqua, Butylene glycol, Globularia cordifolia callus culture extract, Zingiber zerumbet extract, Caffeine, Centella asiatica leaf extract, Glycerin, Alcohol, Sodium polyacrylate, Paraffinum liquidum, Trideceth-6, Hyaluronic acid, Vitis vinifera seed oil, Cyperus esculentus tuber extract, Xanthan gum, Cetearyl alcohol, Sodium salicylate, Lecithin, Silica, Malus domestica fruit cell culture extract, Laminaria hyperborea extract, Betaine, Menthol, Panthenol, Allantoin, Polysorbate 20, PEG-20 glyceryl laurate, Tocopherol, Linoleic acid, Retinyl palmitate, Parfum, DMDM hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Hexyl cinnamal, Linalool, Hydroxycitronellal, Limonene.

Reasumując: Intensywne serum redukujące tkankę tłuszczową świetnie nawilża uda i pośladki, toteż nie muszę sięgać po tradycyjne masła i balsamy. Za sprawą kosmetyku Eveline skóra staje się gładka i miękka. Zdaję sobie sprawę, że ten efekt częściowo zawdzięczam silikonom, ale w specyfikach do pielęgnacji ciała ich obecność mi nie przeszkadza. Za sprawą wyżej wspomnianych substancji kosmetyk gładko sunie po skórze. Serum przywraca jędrność i elastyczność problematycznym partiom ciała. Mam nadzieję, że systematyczne wcieranie preparatów modelujących sylwetkę ustrzeże mnie przed cellulitem. Decydując się na zakup specyfiku Eveline, musimy liczyć się z efektem chłodzenia. Nie przepadam za doznaniami termicznymi, aczkolwiek po kilku tygodniach przyzwyczaiłam się do tego typu „atrakcji”. Kosmetyk nie podrażnił mojej skóry, aczkolwiek przed użyciem serum zalecam wykonanie próby uczuleniowej. W preparacie nie brakuje potencjalnych alergenów. Produkt charakteryzuje się lekką, kremową-żelową konsystencją. Szybko się wchłania. Pozostawia silikonową powłoczkę, aczkolwiek nie towarzyszy jej dyskomfort. Świeża, mentolowo-kremowa woń przypadła mi do gustu. Intensywne serum redukujące tkankę tłuszczową Eveline spełniło moje oczekiwania.

PS W jaki sposób dbacie o problematyczne partie ciała, w których lubi pojawiać się cellulit? Stawiacie na systematyczną pielęgnację, a może skłaniacie się w kierunku ćwiczeń i masaży? Jaki kosmetyk antycellulitowy zaskarbił sobie Waszą przychylność?

karminowe.usta

Ulubieńcy ostatnich tygodni

Nie mogę narzekać na nudę. Ostatnie tygodnie obfitowały w kosmetyczne odkrycia. Wśród specyfików, które zasiedliły łazienkowe półki, znalazło się kilka interesujących produktów. Jeśli chcecie poznać moich ulubieńców, zapraszam do lektury:)

AA Sensitive Nature Spa peeling z borówką
Gdy w moje ręce trafił wyżej wspomniany scrub, intuicja podpowiadała mi, że ta znajomość będzie owocna. W białej, kremowej bazie zatopiono pestki borówki. Wprawdzie drobinki wyglądają niepozornie, ale potrafią zdziałać cuda. Początkowo obawiałam się, że scrub AA podzieli losy żeli peelingujących Alterry, ale tak się nie stało. Pestki doskonale usuwają martwy naskórek. Choć nie dorównują one cukrowym zdzierakom, jestem zadowolona z peelingu. W związku z tym, iż borykam się z problemem cienkiej, delikatnej skóry, doceniam scruby o umiarkowanej mocy. Kremowa formuła przekłada się na działanie kosmetyku. Gdy korzystam z dobrodziejstw borówkowego zdzieraka, mogę zrezygnować z masła do ciała. Specyfik wykazuje właściwości nawilżające. W związku z tym, iż producent doskonale odzwierciedlił zapach borówki, usuwanie martwego naskórka stanowi ucztę dla nosa. Woń pobudza kubki smakowe.



Zrób Sobie Krem korund
Długo nie mogłam przekonać się do tego półproduktu. Wielokrotnie natknęłam się na opinię, iż korund jest niezwykle mocnym zdzierakiem. W związku z tym, iż moje naczynka charakteryzują się kruchością, obawiałam się, iż peeling z wykorzystaniem białego proszku zakończy się tragedią. Pewnego dnia postanowiłam zaryzykować. Nie żałuję, że zdecydowałam się na ten krok. Niewielką ilość korundu mieszam z żelem do mycia twarzy. Tak przygotowaną papkę nakładam na twarz zwilżoną hydrolatem i delikatnie masuję lico. Nie odnotowałam podrażnień i czerwonych placków. Za sprawą peelingu twarz jest gładka i miękka. Jednocześnie poprawił się koloryt skóry. Podejrzewam, że niewielka dawka proszku i umiarkowane tarcie stanowią klucz do sukcesu.



Schauma Cream & Oil odżywka do włosów
O ile szampony marki Schwarzkopf są bezlitosne dla mojego skalpu, o tyle odżywki i maski służą wysokoporowatym kosmykom. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zaprzyjaźnię się z kosmetykami Schaumy, tymczasem spotkała mnie miła niespodzianka. Odżywka Cream & Oil sprawia, iż włosy odbijają światło niczym lustro. Produkt dyscyplinuje moje niesforne kosmyki. Odkąd używam wyżej wspomnianego kosmetyku, nie przypominam czupiradła. Gdy stosowałam odżywkę arganową Cece of Sweden, włosy wykazywały tendencję do elektryzowania. Silikony, zawarte w specyfiku Schaumy, rozwiązały problem. Za ich sprawą pasma stały się gładkie i miękkie. W związku z tym, iż kosmetyk zapobiega powstawaniu kołtunów, szczotkowanie przebiega sprawnie.



Isana Med balsam do ciała z mocznikiem (5,5%)
Przychylne recenzje przekonały mnie do zapoznania się z kosmetykiem Isany. Podczas aplikacji białej emulsji pojawiają się drobne komplikacje. Specyfik wchłania się nieco wolniej niż większość drogeryjnych balsamów. W tym przypadku cierpliwość popłaca. Mocznik, zawarty w produkcie Isany, doskonale nawilża przesuszone partie ciała. Gdy korzystam z jego dobrodziejstw, mogę zapomnieć o łuszczącej się skórze. Balsam jest pozbawiony walorów zapachowych, toteż istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że sprawdzi się u alergików.



PS Jakie kosmetyki zrewolucjonizowały Waszą pielęgnację/makijaż w ostatnim czasie? Chętnie poznam Waszych faworytów:)


karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...