Ulubieńcy roku - pielęgnacja ciała

Dziś przychodzę do Was z ostatnią notką podsumowującą 2013 rok. Pragnę przedstawić kosmetyki, które pomogły suchym partiom ciała. Zima nie jest łaskawa dla naszej skóry, w związku z tym mam nadzieję, że niniejszy wpis okaże się przydatny.

Gdy żar leje się z nieba, niechętnie sięgamy po balsamy do ciała. Wiele kosmetyków pozostawia tłustą powłoczkę, która latem jest niemile widziana. Na szczęście istnieją produkty, które otulają skórę subtelnym filmem i tym samym nie powodują dyskomfortu. Do tego grona należy lotion z jaśminem i białą herbatą. Omawiany produkt szybko się wchłania pod warunkiem, że nakładamy go stopniowo. Zauważyłam, że w przypadku naturalnych emulsji ta metoda aplikacji przynosi najlepsze rezultaty. Mleczko powinno przypaść do gustu miłośnikom świeżych kompozycji zapachowych. Na pierwszy plan wysuwają się cytrusowe nuty, w tle pobrzmiewają akordy charakterystyczne dla białej herbaty.


Joanna peeling do ciała z bzem


Ten produkt polecam osobom, które preferują umiarkowane zdzieraki. Wprawdzie znam mocniejsze peelingi, ale nie korzystam z nich ze względu na cienką skórę. Specyfik Joanny rozprawia się z martwymi komórkami. Za jego sprawą moje ręce i nogi stają się gładkie. Nie przepadam za tłustą, parafinową powłoczką, na szczęście wyżej wspomniany kosmetyk nie oblepia ciała. Choć peelingi Tutti Frutti działają podobnie, na korzyść bohatera niniejszego akapitu przemawia zapach. Gdy korzystam z jego dobrodziejstw, odnoszę wrażenie, iż spaceruję po parku, w którym kwitnie bez. Muszę przyznać, że Joanna wiernie odzwierciedliła tę specyficzną woń, ponieważ nie wyczuwam chemicznych nut.




Wyżej wspomniany kosmetyk doskonale usuwa martwy naskórek. Produkt Eveline swoje działanie zawdzięcza umiarkowanie ostrym drobinkom. Korzystając z jego dobrodziejstw, nie muszę obawiać się drobnych ran i zadrapań. Od zdzieraków nie oczekuję cudów, tymczasem wyżej wspomniany peeling sprawił mi miłą niespodziankę. Za jego sprawą dłonie stały się gładkie i jędrne. Po użyciu waniliowego specyfiku nie muszę sięgać po krem, ponieważ bohater niniejszego akapitu wykazuje właściwości nawilżające.



Zimą moje dłonie przeżywają katusze. Choć nie wychodzę z domu bez rękawiczek, borykam się z problemem szorstkiej, popękanej skóry. W związku z tym zaczęłam doceniać kosmetyki, które dogłębnie nawilżają problematyczne partie ciała. Wyżej wspomniany krem przynosi ulgę spierzchniętym dłoniom. Wprawdzie specyfik charakteryzuje się treściwą konsystencją, ale ze względu na obecność naturalnych olejów i maseł nie mogę narzekać na kłopotliwe wchłanianie. Tego typu składniki wykazują wysokie powinowactwo do skóry i nie pozostawiają lepkiego filmu. Gdy korzystałam z dobrodziejstw wyżej wspomnianego kosmetyku, moje ręce stały się gładkie i przyjemne w dotyku. Wyważona, kokosowa woń uprzyjemnia aplikację produktu.



Kiedy moje ciało przypomina Saharę, rezygnuję z tradycyjnych żeli pod prysznic na rzecz wyżej wspomnianego balsamu. Specyfik Babydream fur Mama bazuje na łagodnych środkach myjących, które usuwają zanieczyszczenia, nie pogarszając przy tym kondycji skóry. Odnoszę wrażenie, że po wyjściu z wanny moje problematyczne uda i łokcie są delikatnie nawilżone. Choć emulsja charakteryzuje się intensywną, kwiatowo-pudrową wonią, nie odnotowałam niepożądanych reakcji.


PS Niniejszym wpisem zamykam cykl notek podsumowujących 2013 rok. Chętnie poznam Wasze ulubione balsamy i masła do ciała:) Uważam, że warto poszerzać swoje kosmetyczne horyzonty, ponieważ nigdy nie wiemy, czy nasz ulubieniec z dnia na dzień nie zniknie z drogerii. Ponadto w miarę upływu czasu zmieniają się potrzeby naszej skóry.


karminowe.usta

Buble roku

Aby przełamać peany, które zagościły na blogu, dzisiaj zaprezentuję kosmetyki, które okazały się niewypałem. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie specyfiki nie zdały u mnie egzaminu, zapraszam do lektury:)

Alverde czarny eyeliner
Choć nie wykazuję zdolności manualnych, potrafię odróżnić dobry eyeliner od bubla. Produkt Alverde należy do tej drugiej kategorii. Specyfik przypomina wodę, do której dodano kilka kropel czarnego atramentu. Rzadka konsystencja przekłada się na nieestetyczne zacieki. Jednocześnie pigmentacja kosmetyku pozostawia wiele do życzenia. Eyeliner został wyposażony w specyficzny aplikator. Gąbeczka, która przypomina stożek, wymaga wprawnej ręki. Nt. wyżej wspomnianego produktu nie mogę powiedzieć nic dobrego. Kwiatowo-kasztanowa woń przyprawia mnie o mdłości.





Bezpośrednio po aplikacji jasnobeżowy proszek współgra z moją karnacją. Niestety, w ciągu dnia puder utlenia się w kierunku soczystej pomarańczy. Odnoszę wrażenie, że omawiany kosmetyk wzmaga produkcję łoju. Gdy nie korzystam z dobrodziejstw matujących sypańców, moja strefa T wygląda nienagannie przez 2 h. Jeśli oprószę twarz wyżej wspomnianym produktem, po godzinie moje lico zaczyna się świecić. Z informacji zamieszczonych na opakowaniu wynika, iż puder sprzyja walce z trądzikiem. Niestety, nie zauważyłam, aby bohater niniejszego akapitu posiadał właściwości lecznicze. Na szczęście nie zaostrza przebiegu choroby.



Ze względu na opadającą powiekę nie mogę sobie pozwolić na aplikację cieni bez udziału wspomagaczy. W mojej kosmetyczce gościły różne bazy. Większość z nich spełniła moje oczekiwania. Niestety, produkt Inglota okazał się niewypałem. W związku z tym, iż kosmetyk charakteryzuje się tłustą konsystencją, makijaż spływa z oczu. Warto zaznaczyć, iż wyżej wspomniany specyfik w niewielkim stopniu podbija kolor cieni. Przy aplikacji nudziaków muszę się sporo napracować, aby ukryć niewyjściowy odcień bazy, w którym dominują pomarańczowe tony.



Odcień i pigmentacja szminki nie budzą moich zastrzeżeń. Niestety, sztyft Wibo nie zdał u mnie egzaminu. Wyżej wspomniany kosmetyk wykazuje tendencję do migracji, nierzadko wylewa się poza kontur ust. Pomadka może pełnić rolę detektora suchych skórek, ponieważ podkreśla defekty, których nie widać gołym okiem. Wprawdzie nie odnotowałam właściwości nawilżających, ale nie czuję się rozczarowana. Moje wargi zasługują na miano wymagającego przeciwnika. Nie mogę wykluczyć, że trafiłam na felerny sztyft, ponieważ seria Eliksir zbiera przychylne recenzje.





Prawdopodobnie uniknęłabym rozczarowania, gdyby Rossmann pomyślał o wprowadzeniu testerów. Nie wiem, jaka idea przyświecała twórcy wyżej wspomnianego kosmetyku, ale jego zapach okazał się niewypałem. Tego typu produkty powinny zapewniać długotrwałe uczucie świeżości. Tymczasem spray Alterry roztacza aromat charakterystyczny dla coli. Choć omawiany specyfik w niewielkim stopniu ogranicza wydzielanie potu, nie czuję się rozczarowana. Dezodorant pełni nieco inną rolę niż antyperspirant:)


Moje włosy lubią naturalne kosmetyki. Niestety, kuracji z morelą i kwiatem cytryny przypadła rola wyjątku potwierdzającego regułę. Maska słabo nawilża wysokoporowate kosmyki. Gdy korzystałam z jej dobrodziejstw, na mojej głowie gościł szorstki puch, którego nie potrafiłam ujarzmić. Wyżej wspomniany kosmetyk w niewielkim stopniu ułatwia rozczesywanie. Istnieje prawdopodobieństwo, iż produkt Alverde zda egzamin u osób, które nie katowały włosów prostownicą i drogeryjną farbą.


Jedyną zaletą wyżej wspomnianego kosmetyku jest intensywna, lawendowa woń. Specyfik zaprowadził mnie do gabinetu lekarskiego. Po tygodniowym odczulaniu pozbyłam się wysypki o podłożu alergicznym. Ból, który towarzyszył czerwonym pęcherzom, zniechęcił mnie do kontynuowania przygody z żelami Yves Rocher.


Z syryjską kostką wiązałam spore nadzieje. Wiem, że wielu osobom pomogła zredukować objawy trądziku. Niestety, nie zaliczam się do grona szczęśliwców. Po raz kolejny przekonałam się, że mydła nie służą mojej cerze. Zdrada naturalnych pianek i żeli zakończyła się wysypem podskórnych gul. Niedoskonałości nie chciały się goić. Dopiero biała glinka Medikomed zażegnała problem. Warto zaznaczyć, iż Aleppo wysuszyło moją skórę na wiór. Pod tym względem dorównało żelowi La Roche Posay. Gdy korzystałam z dobrodziejstw syryjskiej kostki, moja twarz stała się ziemista.





PS Czy w 2013 roku natknęliście się na buble? Jakie kosmetyki nie spełniły pokładanych w nich nadziei?


karminowe.usta

Ulubieńcy roku - pielęgnacja twarzy

Rok 2013 upłynął mi pod znakiem walki z trądzikiem.  Wprawdzie choroba nie daje za wygraną, ale dostrzegam wyraźną poprawę.  W ciągu ostatnich 12 miesięcy odkryłam kilka kosmetyków, które zredukowały liczbę niedoskonałości.  Zapraszam na krótką prezentację ulubieńców w kategorii pielęgnacja twarzy:)

Gdy pojawia się nieprzyjemne uczucie ściągnięcia, sięgam po wyżej wspomniany kosmetyk.  Krem przyzwoicie nawilża moją twarz. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż produkt Alverde oceniam z perspektywy ,,mieszańca". Obawiam się, że bohater niniejszego akapitu mógłby nie zdać egzaminu u osób, które na co dzień walczą z suchymi skórkami.  Omawiany specyfik otula lico delikatną warstwą ochronną. Powłoczka nie jest lepka, toteż nie towarzyszy jej uczucie dyskomfortu. Silny wiatr, wszechobecny dym i spaliny nie służą naczynkowcom. Wycieczki do centrum miasta często kończą się czerwonymi plackami. Krem z dziką różą łagodzi podrażnienia. Kosmetyk sprawdza się jako baza pod makijaż, ponieważ wchłania się stosunkowo szybko i nie pozostawia tłustego filmu. Korzystając z jego dobrodziejstw, nie odnotowałam zwiększonego wysypu zaskórników.



W ciągu dnia często sięgam po wyżej wspomniany produkt, ponieważ usuwa nadmiar sebum i zapewnia długotrwałe uczucie świeżości.   Zauważyłam, że tonik, stosowany systematycznie, reguluje pracę gruczołów łojowych.  Za jego sprawą strefa T przetłuszcza się nieco wolniej.  Niepozorny płyn posiada ogromny potencjał. Kosmetyk sygnowany przez Kingę Rusin przynosi ulgę podrażnionym naczynkom. Choć specyfik Pat&Rub jest adresowany do właścicielek suchej skóry, sprawdza się w pielęgnacji cery trądzikowej. Odkąd korzystam z jego dobrodziejstw, niedoskonałości, które pojawiają się na mojej twarzy, szybciej znikają. Wprawdzie tonik nie zastąpi kremu, ale po jego użyciu  policzki nie domagają się solidnej porcji nawilżenia.

Roztwór metalu szlachetnego  nie przynosi natychmiastowych rezultatów. Osoby, które decydują się na jego zakup, powinny uzbroić się w cierpliwość. Po trzech tygodniach, regularnego stosowania, zauważyłam, że gruczoły łojowe pracują na zwolnionych obrotach. Za sprawą srebra koloidalnego wyeliminowałam niedoskonałości o charakterze zapalnym. Wprawdzie tego typu niespodzianki,  w śladowych ilościach, pojawiają się przed menstruacją, ale to zjawisko można uznać za normalne. Niestety, produkt Alter Medica nie radzi sobie z zaskórnikami, które obecnie są moją zmorą.


W związku z tym, iż wyżej wspomniany kosmetyk pochłania nadmiar sebum, moja twarz pozostaje matowa przez kilka godzin. Jednocześnie maseczka obkurcza pory, dzięki czemu lico wygląda korzystniej. Za sprawą mineralnej papki niedoskonałości szybciej się goją. Po 2-3 dniach nawet największy wulkan zamienia się w strupek. Biała maź rozjaśnia przebarwienia, które przypominają o zapalnych gulach, które wiosną nawiedzały moją twarz. Wyżej wspomniany produkt łagodzi podrażnienia, o czym przekonałam się po powrocie z czeskiego DMu. Choć zabezpieczyłam twarz kremem z wysokim filtrem, policzki były rozpalone. Wówczas do akcji wkroczyła glinka, która przyniosła ulgę.


Kosmetyk wysyła gruczoły łojowe na krótki urlop. Przez kilka godzin cieszę się płaskim matem. Za sprawą maseczki pryszcze szybciej znikają z twarzy. Warto podkreślić, iż mineralna papka radzi sobie z podskórnymi gulami, które nierzadko szpecą lico przez kilka tygodni. Zmywając żółtą maź, wykonujemy delikatny peeling i tym samym pozbywamy się martwego naskórka.  Odnoszę wrażenie, iż wyżej wspomniany produkt rozjaśnia drobne przebarwienia. 


Zimą moje policzki przypominają Saharę. Serum, stosowane regularnie, przynosi ukojenie problematycznym partiom twarzy. Za sprawą ekoampułki skóra staje się gładka i sprężysta, co przekłada się na lepszą współpracę z minerałami. Produkt sygnowany przez Kingę Rusin przynosi ulgę podrażnionym naczynkom. Choć kosmetyk jest adresowany do właścicielek suchej skóry, nie powinien zaszkodzić osobom, które walczą z trądzikiem. Gdy korzystałam z jego dobrodziejstw, nie odnotowałam zwiększonego wysypu niedoskonałości. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż moja cera wykazuje ponadprzeciętną tendencję do zapychania.  Serum charakteryzuje się  lekką, żelową formułą.  Różana woń uprzyjemnia aplikację specyfiku.



Gdy po raz pierwszy otworzyłam ampułkę, dopadły mnie wątpliwości. W powietrzu unosiła się alkoholowa woń. Obawiałam się, że kosmetyk Alverde może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Po wnikliwej analizie składu uznałam, że naturalne ekstrakty powinny zneutralizować działanie produktu fermentacji. Moje przypuszczenia znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Serum okazało się strzałem w dziesiątkę. Gdy korzystałam z jego dobrodziejstw, cieszyłam się nawilżoną, jędrną skórą. Specyfik wyprodukowany dla DMu charakteryzuje się lekką konsystencją. Choć ampułka Alverde zawiera alkohol,  kuracja anti-aging nie wpłynęła negatywnie na naczynka.




PS Czy w 2013 roku trafiłyście na kosmetyk, który zrewolucjonizował Waszą pielęgnację twarzy? Chętnie poznam specyfiki, które okazały się strzałem w dziesiątkę:)

karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...