Podkład idealny?

Dotychczas po podkłady sięgałam okazjonalnie. Jeśli sytuacja tego nie wymagała, makijaż ograniczałam do oprószenia twarzy pudrem. Perspektywa zabawy z lepką, pomarańczową mazią sprawiała, iż każdy fluid kończył żywot w koszu na śmieci. W październiku ubiegłego roku odkryłam podkład, który przypadł mi do gustu do tego stopnia, iż po kilku miesiącach ujrzałam jego dno. Mowa o EDM (Everyday Minerals) matte base. Czytając opis poszczególnych odcieni, zdecydowałam się na „Fair”. Zapraszam na recenzję kosmetyku, który zaskarbił sobie moją sympatię.

Kolor
Choć odcień wybierałam w ciemno, kierując się jedynie opisem polskiego dystrybutora, weszłam w posiadanie produktu, który idealnie współgra z moją karnacją. Omawiany podkład jest bardzo jasny. Choć w „Fair” możemy znaleźć różowe tony, to nie musimy się obawiać efektu świnki. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, iż po użyciu drogeryjnych podkładów często przypominam osobę uskarżającą się na problemy z wątrobą. Za ten stan odpowiadają żółte pigmenty wykorzystane w kosmetykach.

Utlenianie
Kiedy nosiłam się z myślą zamówienia minerałów, przetrząsnęłam internet w poszukiwaniu przydatnych informacji. Wówczas dowiedziałam się, iż niektóre podkłady wykazują tendencję do oksydacji. W związku z tym, iż większość drogeryjnych kosmetyków funduje mi efekt marchewki, obawiałam się, iż „Fair” podzieli ich los. Tymczasem spotkała mnie miła niespodzianka. Podkład EDM nie utlenia się na mojej skórze.

Wykończenie
Omawiany kosmetyk charakteryzuje się matowym wykończeniem. Warto jednak podkreślić, iż końcowy efekt zależy od tego, ile produktu rozprowadzimy na twarzy. Jeśli podczas aplikacji nie będziemy oszczędzać podkładu, doczekamy się płaskiego matu. Osoby, które pragną uzyskać naturalny efekt, powinny poprzestać na otuleniu lica cienką warstwą minerałów.

Krycie
Możemy dostosować do aktualnej kondycji naszej skóry. Aplikując niewielką ilość produktu, tuszujemy zaczerwienienia i plamy depigmentacyjne. Grubsza warstwa podkładu tuszuje niewielkie pryszcze. Przy niespodziankach większego kalibru do akcji musi wkroczyć korektor.

Trwałość
Po 2 h od aplikacji skóra zaczyna się błyszczeć. Sięgając po primer w postaci pudru bambusowego czy Dry-Flo, możemy cieszyć się matowym wykończeniem przez 4-5 h. Później podkład zaczyna się warzyć. Ten problem dotyczy strefy T, przy czym ciastolina pokrywa czoło, nos nie wygląda najgorzej.

Podkreślanie porów
Do minerałów podchodziłam nieufnie. Byłam przekonana, iż proszek wyeksponuje kratery, tymczasem uzyskany efekt okazał się miłą niespodzianką. Minerały zmniejszają widoczność porów. Po aplikacji podkładu EDM moja twarz wygląda o wiele lepiej.

Nawilżenie/wysuszenie
Nie zauważyłam, aby minerały wysuszały moją skórę. Aczkolwiek formuły o właściwościach matujących nie poleciłabym właścicielkom suchej cery, ponieważ omawiany kosmetyk mógłby pogorszyć jej kondycję. Posiadany przeze mnie produkt podkreśla suche partie twarzy, jednak jestem skłonna przymknąć oko na tę wadę, ponieważ nie można jej wykluczyć w przypadku specyfików w formie proszku.

Smużenie
Aplikując primer, warto zachować umiar, ponieważ grubej warstwie pudru pojawia się problem z równomiernym rozprowadzeniem podkładu.

Konsystencja
Otrzymujemy drobno zmielony, jasny proszek, w którym wprawne oko dostrzeże różowe tony.

Zapychanie
Minerały stanowią świetne rozwiązanie dla osób, które walczą z niedoskonałościami. Wiele podkładów dostępnych na rynku zaostrza trądzik. Jeśli chcemy uniknąć ryzyka, to warto przyjrzeć się kosmetykom ze stajni EDM, Lily Lolo, Lumiere czy Anabelle Minerals.

Zmywanie
Omawiany podkład współpracuje z kosmetykami do demakijażu. Nawet delikatny płyn micelarny radzi sobie z usunięciem warstwy minerałów.

Podrażnienie
Z dobrodziejstw zaprezentowanego podkładu korzystałam pod koniec marca, gdy zmagałam się z poparzeniem. Kosmetyk nie przyczynił się do wystąpienia niepożądanych reakcji. Minerały mogą być stosowane przez alergików, ponieważ nie wykazują właściwości drażniących.

Zapach
Omawiany produkt jest bezwonny. Jako wrażliwiec doceniam ten fakt. Jeśli chcę, aby towarzyszył mi piękny zapach, to sięgam po perfumy. W przypadku twarzy preferuję kosmetyki pozbawione woni.

Opakowanie
Podkład umieszczono w białym, plastikowym opakowaniu. Na nakrętce znajduje się nazwa producenta. Lubię minimalizm, dlatego to rozwiązanie przypadło mi do gustu. Spód zawiera informacje nt. składu. W słoiczku znajduje się ruchome sitko, które chroni produkt przed przypadkowym rozsypaniem.

Wydajność
Minerały stanowią świetną inwestycję. Mój podkład sięgnął dna po 9 miesiącach codziennego stosowania. Ten wynik uważam za satysfakcjonujący, zważywszy na fakt, iż często poprawiam makijaż.

Testowanie na zwierzętach
EDM nie testuje swoich produktów na zwierzętach.

Cena
Za pudełko, w którym znajduje się 4,8 g produktu, musimy zapłacić ok. 60 zł. Jeśli nie wiemy, jaki odcień będzie współgrał z naszą karnacją, możemy zamówić próbki.

Dostępność
Sklepy internetowe.

Skład
Mika (CI 77019), Lauroyl Lysine. Może zawierać: Dwutlenek Tytanu (CI 77891), Tlenek Żelaza (CI 77491, CI 77492, CI 77499), Ultramaryna (CI 77007).

Reasumując: „Fair” idealnie wpisuje się w moje potrzeby. Jasnoróżowy odcień podkładu świetnie stapia się z moją skórą. Produkt zmniejsza widoczność porów. Omawiany kosmetyk charakteryzuje się matowym wykończeniem. Niestety, ten efekt jest krótkotrwały. Po 2 h skóra zaczyna się świecić. Jeśli zastosujemy primer w postaci pudru bambusowego, trwałość makijażu możemy przedłużyć do 4-5 h. Podkład EDM nie przyczynił się do wysypu niedoskonałości. Ten mineralny produkt może być stosowany podczas leczenia trądziku.

PS Czy mieliście do czynienia z minerałami? Jakie wrażenie wywarły na Was tego typu produkty?


karminowe.usta 

Dezodorant o konsystencji śmietany

Upały stanowią najtrudniejszy egzamin dla dezodorantów. Wprawdzie nie borykam się z nadmierną potliwością, ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym funkcjonować bez kosmetyków zapewniających należytą ochronę. Podczas kwietniowej wizyty w DMie przygarnęłam kulkę Alverde z perłami i aloesem. Czy sprawdziła się, gdy termometr wskazywał ponad 30 stopni Celsjusza?

Ochrona
Dezodorant częściowo ogranicza wydzielanie potu. Niestety, w upalne dni musimy się liczyć z wystąpieniem mokrych plam. Wiosną kulka zdała egzamin. Za jej sprawą uniknęłam uczucia dyskomfortu. Wówczas na mojej bluzce nie pojawiały się zacieki.

Świeżość
Aplikując kosmetyk na czystą skórę, nie muszę się obawiać przykrego zapachu. Prawdopodobnie składniki zawarte w kosmetyku ograniczają rozwój mikroorganizmów, które odpowiadają za rozkład potu.

Zapach
Kulka charakteryzuje się specyficzną wonią. Mój nos odbiera ten zapach jako przyjemny. W wykorzystanej kompozycji na pierwszy plan przebijają się świeże akordy. Te nuty są charakterystyczne dla dezodorantów, które zawierają ekstrakt z pereł.

Konsystencja
Omawiany kosmetyk przypomina treściwy, biały krem. Ta formuła nie współgra z kulką. W związku z tym, iż dezodorant jest gęsty, jego wydobycie nastręcza sporo trudności. Po aplikacji należy poczekać, aż produkt wyschnie. Jeśli się do tego nie dostosujemy, istnieje ryzyko, iż na naszym ubraniu pojawią nieestetyczne, białe plamy. Zwartej konsystencji nie można jednak odmówić zalet. Za jej sprawą kulka Alverde zapewnia lepszą ochronę niż produkt Alterry.

Podrażnienie
Z dobrodziejstw zaprezentowanego dezodorantu mogę korzystać po depilacji, ponieważ jego stosowaniu nie towarzyszą efekty uboczne w postaci pieczenia czy zaczerwienienia. W związku z tym, iż kulka jest niezwykle łagodna, chętnie do niej powrócę.

Opakowanie
Kosmetyk umieszczono w szklanej, przeźroczystej butelce. U jej ujścia znajduje się roll-on, który umożliwia aplikację produktu. Nie przepadam za dezodorantami w sprayu, ponieważ te zazwyczaj zapewniają słabszą ochronę. Moim zdaniem kulki stanowią najlepsze rozwiązanie.

Wydajność
Niestety, treściwa konsystencja przekłada się na niską wydajność kosmetyku. Po trzech tygodniach musimy sięgnąć po nową kulkę.

Testowanie na zwierzętach
Kosmetyki Alverde nie są testowane na zwierzętach.

Cena
Za butelkę, w której znajduje się 50 ml produktu, zapłaciłam 75 koron (ok. 12,75 zł)

Dostępność
DM, drogerie internetowe, serwisy aukcyjne, sklepy z chemią niemiecką.

Skład
Aqua, Aloe barbadensis leaf juice, Zinc oxide, Cellulose, Glyceryl caprylate, Glycerin, Xanthan gum, Triethyl citrate, Maris sal, Zinc ricinoleate, Silica, Hydrogenated palm glycerides, Hydrolyzed pearl extract, Hydrated silica, Hydrogenated lecithin, Caprylic/capric triglyceride, Parfum, Limonene, Benzyl salicylate, Linalool, Geraniol, Cinnamyl alcohol, Citral, Citronellol, Benzyl benzoate, Benzyl alcohol, Farnesol.

Reasumując: Kulka Alverde stanowi ciekawe rozwiązanie na wiosnę i jesień, ponieważ wówczas nasze gruczoły pracują mniej intensywnie. Latem nie unikniemy mokrych plam. Warto podkreślić, iż pot nie ulega rozkładowi mikrobiologicznego, toteż możemy zapomnieć o przykrym zapachu. Dezodorant Alverde zapewnia lepszą ochronę niż kulka Alterry. Klucz do sukcesu stanowi treściwa formuła, które jednocześnie przekłada się na niską wydajność produktu. Kosmetyk charakteryzuje się przyjemną, świeżą wonią. Z tą specyficzną kompozycją mamy do czynienia w przypadku dezodorantów, które zawierają ekstrakt z pereł. Zaprezentowana kulka przypadła mi do gustu, dlatego zamierzam do niej powrócić przy najbliższej okazji.

PS Po jakie dezodoranty sięgacie latem? Czy dostosowujecie poziom ochrony do pory roku?


karminowe.usta

Kosmetyk, który budził we mnie obawy...

Czy trafiłyście kiedyś na kosmetyk, który budził w Was skrajne emocje? Gdy w moje ręce wpadł żel do mycia ciała AA Eco, ciekawość przeplatała się ze strachem. Specyfiki, które „nadają zdrowego kolorytu”, omijam szerokim łukiem. Wizja pomarańczowych plam osłabia mój zapał. Do żelów z marchewką podchodziłam z rezerwą. Wprawdzie Atqa uspokoiła mnie, iż produkty AA nie barwią skóry, ale obawy pozostały. Jeśli chcecie się dowiedzieć, czy na moim ciele zagościły pomarańczowe placki, to zapraszam do lektury:)

Mycie
Marchewkowy żel AA spełnia swoją podstawową funkcję. Po jego użyciu mogę cieszyć się czystą skórą. Nie oszukujmy się. Z tym zadaniem radzi sobie większość kosmetyków przeznaczonych do mycia ciała.

Właściwości pianotwórcze
Patrząc na skład żelu, spodziewałam się wanny pełnej piany, tymczasem spotkała mnie niespodzianka. Produkt wskutek tarcia przeistacza się w białą, kremową emulsję, która usuwa brud. Formuła kosmetyku przypadła mi do gustu. W związku z tym, iż moja skóra ostatnio przypomina tarkę, staram się unikać kosmetyków, które fundują morze piany.

Wpływ na koloryt skóry
Moje obawy okazały się nieuzasadnione. Marchewkowy żel AA nie barwi skóry. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że ta cecha nie każdemu przypadnie do gustu. Jeśli nabywamy dany kosmetyk, mając na uwadze zapewnienia producenta dotyczące poprawy kolorytu, możemy poczuć się nabici w butelkę. Zaprezentowany specyfik nie zastąpi nam balsamu brązującego.

Zapach
Na rynku mamy do czynienia z ogromnym wyborem produktów przeznaczonych do mycia ciała. Jeśli decyduję się na dany specyfik, ten musi posiadać właściwości, która wyróżniają go na tle pozostałych kosmetyków. Niestety, omawiany żel okazał się sporym rozczarowaniem. Jego chemiczna, słodko-plastikowa woń sprawia, iż niechętnie sięgam po zaprezentowany produkt. Na szczęście zapach nie należy do intensywnych i można się zmobilizować do zużycia kosmetyku.

Nawilżenie/wysuszenie
Od tego typu specyfików nie wymagam, iż zastąpią mi balsam. Żel do mycia ciała powinien usuwać zanieczyszczenia, nie szkodząc przy tym mojej delikatnej skórze. Produkt AA spełnia moje oczekiwania.

Podrażnienie
Nie zauważyłam, aby omawiany kosmetyk przyczynił się do wystąpienia niepożądanych reakcji tj. pieczenie, zaczerwienienie czy wysypka o podłożu alergicznym.

Konsystencja
Specyfik AA charakteryzuje się przeźroczystą, żelową formułą, która pod wpływem tarcia przekształca się w kremową emulsję.

Opakowanie
Niewielka tubka wykonana z białego plastiku doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Nie wiem, dlaczego niektórzy producenci wciąż stawiają na opakowania wyposażone w nakrętkę. Gdy nasze dłonie są mokre, korzystanie z kosmetyku stanowi nie lada wyzwanie. Niestety, parokrotnie oblałam ten swoisty test sprawnościowy. Nakrętka lądowała w wannie, wydając przy tym charakterystyczny odgłos, który stawiał na nogi drzemiących domowników. Czasem jej losy dzieliła tubka. W ten sposób część kosmetyku zasiliła odpływ.

Wydajność
Biorąc pod uwagę nieprzemyślane opakowanie i niewielką pojemność, musimy się liczyć z tym, iż po tygodniu żel sięgnie dna. Zaprezentowany produkt nie grzeszy wydajnością...

Testowanie na zwierzętach
Kosmetyki AA nie są testowane na zwierzętach.

Cena
Za tubkę, w której znajduje się 150 ml produktu, musimy zapłacić 24,50 zł. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż omawiany żel nie wyróżnia się niczym specjalnym, stosunek pojemności do ceny nie prezentuje się zbyt korzystnie.

Dostępność
Hebe, Douglas, apteki.

Skład
Aqua, Ammonium lauryl sulfate, Cocamidopropyl betaine, Parfum, Glycerin, Betaine, Polyglyceryl-4 caprate, Daucus carota sativa extract, Helianthus annuus seed oil, Citric acid.

Reasumując: Choć moje obawy nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości, to marchewkowy żel do mycia ciała nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Skoro musimy za niego zapłacić ponad 20 zł, to możemy oczekiwać, iż kosmetyk posiada cechy, które wyróżniają go na tle pozostałych produktów. Niestety, nie dostrzegam w nim żadnych wyjątkowych właściwości. Żel usuwa zanieczyszczenia, nie wysuszając przy tym mojej delikatnej skóry, ale jego słodko-plastikowy zapach nie zachęca do ponownego nabycia produktu. Na tubce widnieje informacja dotycząca poprawy kolorytu. Osoby, które spodziewają się przyciemnienia skóry, muszą obejść się smakiem. Choć lubię kosmetyki AA, nie planuję powrotu do zaprezentowanego produktu.

PS Czy jesteście w stanie zapłacić za żel pod prysznic więcej niż 10 zł? Jakie cechy musi posiadać tego typu produkt, aby jego stosunkowo wysoka cena zeszła na dalszy plan?

karminowe.usta

Macerat, który uwielbiają moje włosy

W lipcu zaniedbałam swoje włosy. W ten sposób przekonałam się, jak ważną rolę w mojej codziennej pielęgnacji odgrywa olejowanie. Jeśli zapomnę o aplikacji oleju, moje kosmyki wykazują tendencję do puszenia. Dzisiaj pragnę przybliżyć Wam macerat brzozowy z Mazideł, po który sięgam od kilku miesięcy.

Nawilżenie
Wysokoporowate włosy potrzebują wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. Olej słonecznikowy stanowi bogate źródło wyżej wspomnianych związków chemicznych. Moje niesforne, suche kosmyki pochłaniają macerat niczym wodę. Godzinę po aplikacji mogłabym wyjść na ulicę, ponieważ tłusta warstwa staje się niewidoczna. Po usunięciu resztek oleju włosy wyglądają zdrowo.

Miękkość
Zauważyłam, iż macerat wpływa korzystnie na kondycję moich niesfornych pasm. Za jego sprawą mogę zapomnieć o nieprzyjemnej szorstkości, której doświadczam, dotykając kosmyków.

Gładkość
Omawiany produkt sprzyja domykaniu łusek, aczkolwiek płukanka octowa lepiej radzi sobie z tym zadaniem.

Blask
Po użyciu maceratu brzozowego moje włosy odbijają światło niczym tafla wody. Lubię ten efekt, dlatego w miarę możliwości staram się pamiętać o olejowaniu.

Skręt
Zaprezentowany produkt umożliwia uzyskanie mięsistych fal. Niestety, moje lenistwo ostatnio daje się we znaki. Od dwóch tygodni walczę z puchem. Z perspektywy czasu widzę, jak ważną rolę odgrywało olejowanie w mojej codziennej pielęgnacji.

Rozczesywanie
Macerat ułatwia szczotkowanie. Najlepsze efekty uzyskuję wówczas, gdy po usunięciu resztek oleju nakładam odżywkę. Dzięki temu połączeniu nie wyrywam zdrowych włosów.

Obciążenie
Omawiany produkt w pewnym stopniu dociąża moje niesforne włosy. Liczyłam na spektakularny efekt, niestety, uzyskane rezultaty odbiegają od moich wyobrażeń. Warto jednak podkreślić, iż macerat w połączeniu z silikonową odżywką potrafi zdziałać cuda.

Przetłuszczanie
Zaprezentowany specyfik nie wpłynął negatywnie na świeżość moich włosów.

Zmywanie
Nigdy nie miałam problemów z pozbyciem się tłustej warstwy. Moje kosmyki „piją” olej słonecznikowy jak szalone. W związku z tym na włosach pozostaje cienka, ochronna warstwa, którą bez trudu można usunąć, sięgając po szampon.

Konsystencja
W przypadku maceratu brzozowego mamy do czynienia z żółtym olejem, który wchłania się stosunkowo szybko.

Zapach
Jeśli lubicie świeże, ziołowe kompozycje, to woń omawianego produktu powinna przypaść Wam do gustu. Uważam, że macerat brzozowy stanowi alternatywę dla osób, które unikają czystego oleju słonecznikowego ze względu na specyficzny zapach.

Opakowanie
Specyfik umieszczono w butelce wykonanej z brązowego, półprzeźroczystego szkła. W miarę możliwości staram się unikać plastikowych pojemników, ponieważ mam wrażenie, że wpływają negatywnie na zapach kosmetyków i artykułów spożywczych.

Wydajność
Od czerwca korzystam z dobrodziejstw maceratu. Początkowo aplikowałam go niemal codziennie. W lipcu dopadło mnie lenistwo. Ostatnio powróciłam do dobrych nawyków. Niestety, za dzień lub dwa będę musiała pożegnać się z zaprezentowanym produktem.

Cena
Za butelkę, w której znajduje się 130 ml produktu, musimy zapłacić 17,40 zł.

Dostępność
Mazidła.

Skład
Helianthus annuus (sunflower) seed oil; Betula alba leaf extract.

Reasumując: Macerat brzozowy odgrywa istotną rolę w pielęgnacji moich wysokoporowatych włosów. Można wręcz odnieść wrażenie, że kosmyki „piją” olej słonecznikowy. Omawiany produkt zmiękcza szorstkie pasma, jednocześnie nadaje im zdrowy blask. Za sprawą ziołowej woni olejowanie stało się przyjemnością. Ubolewam nad tym, iż macerat brzozowy w niewielkim stopniu dociąża moje niesforne kosmyki. Ten produkt polecam właścicielkom wysokoporowatych włosów.

PS Czy mieliście do czynienia z maceratami? W jaki sposób wykorzystujecie tego typu produkty? Czy olej słonecznikowy służy Waszym włosom?

karminowe.usta

Potęga kwasu hialuronowego

Odkąd odkryto właściwości kwasu hialuronowego, firmy kosmetyczne prześcigają się w opracowywaniu nowych formuł i technologii, które mają pomóc w zachowaniu atrakcyjnego wyglądu. Od 4 miesięcy stosuję krem Syis. Ten specyfik zawiera trzy rodzaje kwasu hialuronowego: niskocząsteczkowy, hydrolizowany i roślinny. Jeśli chcecie się dowiedzieć, w jaki sposób Tri-Hialuronic Cream wpłynął na kondycję mojej skóry, to zapraszam do lektury:)

Nawilżenie
Zimą i wiosną, kiedy nasza twarz staje się wymagająca, omawiany krem nie zdaje egzaminu. W chłodne dni traktowałam Syis jako serum, na które nakładałam treściwe specyfiki przeznaczone do pielęgnacji twarzy. Zaprezentowany krem sprawdza się latem, ponieważ w upalne dni stawiam na lekkie formuły.

Natłuszczenie
Kosmetyku Syis nie należy traktować jako preparatu zabezpieczającego skórę przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych. Krem wykazuje mizerne właściwości natłuszczające.

Wygładzenie
Połączenie trzech rodzajów kwasu hialuronowego z silikonem sprawia, że po aplikacji skóra staje się napięta i przyjemna w dotyku. Lubię ten efekt. Krem Syis świetnie sprawdzi się jako baza pod wieczorny makijaż. Nie stosuję go w ciągu dnia, ponieważ nie zawiera filtrów. Nie ruszam się z domu, jeśli nie zabezpieczę twarzy przed niekorzystnym działaniem promieni UV.

Matowienie
Krem nie pochłania nadmiaru sebum, jednak osoby, które borykają się z nadmierną produkcją łoju, powinny docenić fakt, iż omawiany produkt nie pozostawia tłustej warstwy.

Regeneracja
Jeśli borykamy się z suchą, zniszczoną skórą, to warto łączyć specyfik Syis z treściwymi preparatami. Gdy stosowałam taki duet, po tygodniu dostrzegłam poprawę, natomiast po miesiącu twarz stała się przyjemna w dotyku.

Konsystencja
Po naciśnięciu pompki naszym oczom ukazuje się biały krem. Rozprowadzając specyfik, odkrywamy jego lekką, żelową formułę. Konsystencję kremu Syis doceniłam latem. Gdy temperatura sięga 30 stopni Celsjusza, nie wyobrażam sobie, że mogłabym aplikować na twarz produkt przypominający smalec.

Wchłanianie
Lekka, żelowa formuła sprawia, iż omawiany krem wchłania się błyskawicznie, pozostawiając delikatny film. Ta warstwa doskonale spełnia swoją funkcję latem. Zimą należy łączyć specyfik Syis z produktami, które stanowią bogate źródło emolientów. W przeciwnym razie możemy doczekać się suchych skórek i popękanych naczynek.

Zapychanie
Krem nie przyczynił się do wysypu niespodzianek, chociaż moja skóra wykazuje ku temu tendencję. Warto jednak podkreślić, iż omawiany kosmetyk zawiera substancje o właściwościach komedogennych.

Opakowanie
Produkt umieszczono w butelce wykonanej z grubego, przeźroczystego szkła. Krem aplikujemy, naciskając pompkę. To rozwiązanie zabezpiecza kosmetyk przed wprowadzeniem drobnoustrojów. Na butelce umieszczono wszystkie niezbędne informacje nt. specyfiku. Producent zrezygnował z dodatkowego opakowania w postaci kartoniku. Ten pomysł przypadł mi do gustu. Wszak kartonik prędzej czy później ląduje na wysypisku, a jego produkcja wymaga sporego nakładu energii.

Podrażnienie
Krem Syis nie przyczynił się do wystąpienia niepożądanych reakcji w postaci pieczenia, zaczerwienia czy wysypki o podłożu alergicznym.

Wydajność
Produkt sięgnął dna po 4 miesiącach regularnego stosowania. Ten wynik uważam za satysfakcjonujący.

Cena
Za butelkę, w której znajduje się 30 ml kremu, musimy zapłacić 79,99 zł.

Dostępność
Sklep internetowy Syis, dystrybutorzy marki.

Skład
Water, Cyclopentasiloxane, Isopropyl mirystate, Glycerin, Hydroxyethyl acrylate, Sodium acryloyl dimethyl taurate copolymer, Polyisobutene, PEG-7 trimethylolpropane coconut ether, Ethylhexyl palmitate, Hydragenated palm kernel glycerides, Hydrogenated palm glycerides, Ceratonia siliqua gum, Diazolidinyl urea, Sodium benzoate, Potassium sorbate, Myristyl mirystate, Ethylhexyl stearate, Sodium hyaluronate crosspolymer, Polyglyceryl-4-diisostearate, Polyhydroxystearate, Sebacate, Sodium isostearate, Hydrolyzed hyaluronic acid, Parfum.

Reasumując: Zimą krem Syis traktowałam jako serum. Po jego użyciu aplikowałam specyfik o treściwej konsystencji, który zabezpieczał moją skórę przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych. Lekka formuła, która przy niskich temperaturach bywa postrzegana jako wada, zdaje egzamin w upalne dni. Ubolewam nad tym, iż omawiany nie zawiera filtrów, ponieważ ze względu na obecność silikonu świetnie sprawdza się jako baza pod makijaż. Za sprawą kremu twarz staje się napięta i przyjemna w dotyku. Regularne stosowanie zaprezentowanego kosmetyku przekłada się na poprawę kondycji skóry. Najlepsze rezultaty osiągniemy wówczas, gdy produkt Syis połączymy z ulubionym kremem/olejem.

PS Jak postrzegacie kosmetyki profesjonalne? Korzystacie z ich dobrodziejstw, a może traktujecie je jako zabieg marketingowy, który ma zwiększyć obroty danej firmy? Po jaki specyfik z kwasem hialuronowym sięgacie najczęściej?


karminowe.usta

Włosy gładkie jak po użyciu prostownicy

Poszukując kosmetyku dociążającego moje niesforne włosy, trafiłam na odżywkę Timotei Intensywna Odbudowa z olejem awokado. Nie ukrywam, iż wiązałam z nią spore nadzieje. Czy wspomniany produkt okiełznał puch, który od pewnego czasu gości na mojej głowie? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w poniższej recenzji.

Nawilżenie
Omawiana odżywka wykazuje przeciętne właściwości nawilżające. Po usunięciu silikonowej powłoczki włosy nie prezentują się najlepiej. Na szczęście nie przypominają siana. Jeśli Wasze kosmyki potrzebują intensywnej regeneracji, to nie ograniczałabym pielęgnacji do kosmetyku Timotei. Warto rozejrzeć się za dogłębnie nawilżającym odżywką/maską. W tej roli świetnie spisują się kosmetyki Alterry.

Blask
Kosmyki zostają pokryte warstwą silikonów, w związku z tym odbijają światło niczym lustro. Lubię, gdy moje włosy roztaczają zdrowy blask, nawet jeśli ten efekt zawdzięczam syntetycznym polimerom. Skoro nakładam na twarz podkład i bazę matującą, to dlaczego miałabym unikać odżywek, które na kilkanaście godzin poprawiają wygląd moich włosów?

Zmiękczenie
Po użyciu specyfiku Timotei moje kosmyki przypominają miękkie tkaniny wykorzystywane w produkcji śpioszków dla niemowląt.

Wygładzenie
W zeszłym tygodniu odniosłam sukces. Na weselu przyjaciół mogłam cieszyć się prostymi włosami. Ten efekt zawdzięczam odżywce Timotei i suszarce z chłodnym nawiewem. Warto jednak zaznaczyć, iż spożytkowałam 1/5 produktu. Moje wysokoporowate kosmyki są trudne do okiełznania.

Rozczesywanie
Omawiany specyfik zapobiega wyrywaniu zdrowych włosów. Po użyciu odżywki Timotei rozczesywanie przebiega bez większych komplikacji.

Skręt
Manipulując ilością kosmetyku, możemy zmieniać naszą fryzurę. Przy rozrzutności moją twarz okalają gładkie pasma. Jeśli chcę zachować naturalny skręt, wówczas zmniejszam dawkę aplikowanej odżywki.

Obciążenie
Liczyłam na to, iż produkt Timotei rozprawi się z moimi niesfornymi włosami. Z jego pomocą częściowo okiełznałam puch, jednak moje poszukiwania specyfiku dociążającego będą kontynuowane. Jednocześnie uważam, iż posiadaczki niskoporowatych kosmyków powinny zachować ostrożność, ponieważ zaprezentowana odżywka może obciążać.

Przetłuszczanie
Omawiany kosmetyk nie wpłynął negatywnie na świeżość włosów. Warto jednak wspomnieć, iż nigdy nie borykałam się z problemem nadmiernego przetłuszczania.

Konsystencja
Odżywka ma postać zielonej emulsji, której gęstość oceniam jako średnią. Kolor kosmetyku nawiązuje do awokado.

Zapach
Produkt charakteryzuje się przyjemną, słodką wonią. W wykorzystanej kompozycji można odnaleźć świeże akordy. Niestety, nie potrafię zdefiniować poszczególnych nut.

Opakowanie
Kosmetyk mieści się w butelce wykonanej z białego, nieprzeźroczystego plastiku. Zielone zamknięcie typu press nie współgra ze stosunkowo gęstą formułą produktu. Wydobywanie odżywki przypomina koszmar. Przez niewielki otwór wydostaje się niewielka ilość kosmetyku. Warto nadmienić, iż wydobycie resztek produktu graniczy z cudem. Specyfik osiada na ściankach butelki i niezwykle opornie poddaje się działaniu sił grawitacji.

Wydajność
Odżywka sięgnęła dna po 1,5 tygodnia codziennego stosowania. Ten wynik uważam za satysfakcjonujący, zważywszy na fakt, iż jestem posiadaczką długich, wysokoporowatych włosów.

Testowanie na zwierzętach
Niestety, Unilever testuje swoje wyroby na zwierzętach.

Cena
Za butelkę, w której znajduje się 200 ml produktu, zapłaciłam 8 zł.

Dostępność
Astor, Rossmann, Superpharm, Kaufland, Real.

Skład
Aqua, Cetearyl alcohol, Dimethicone, Stearamidopropyl dimethylamine, Selaginella lepidophylla aerial extract, Persea gratissima oil, Trehalose, Gluconolactone, Glycerin, Behentrimonium chloride, Cetrimonium chloride, Amodimethicone, Parfum, Sodium chloride, PEG-7 Propylheptyl ether, PEG-150 distearate, Disodium EDTA, Dipropylene glycol, Lactic acid, DMDM hydantoin, Phenoxyethanol, Butylphenyl methylpropional, Cl 42051, Cl 47005.

Reasumując: Odżywka Timotei spisała się całkiem przyzwoicie na moich wysokoporowatych włosach. Po jej użyciu mogłam cieszyć się zdrowym blaskiem. Jeśli postawiłam na rozrzutną aplikację, moją twarz okalały gładkie pasma. Produkt nie wpłynął negatywnie na świeżość moich włosów. Ubolewam nad tym, iż odżywka tylko częściowo okiełznała puch, który gości na mojej głowie. Wciąż poszukuję specyfiku dociążającego niesforne kosmyki.

PS Znacie linię Timotei z różą z Jerycha? Jakie wywarła na Was wrażenie? Czy możecie mi polecić jakąś odżywkę, która potrafi okiełznać puch?


karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...