Styczniowa aktualizacja włosów


Koniec miesiąca to doskonała okazja do podsumowania walki o zdrowe włosy. Tego typu aktualizacje pomagają mi uporządkować pewne doświadczenia i mobilizują do regularnego sięgania po olej. Poniżej przedstawiam Wam moje styczniowe osiągnięcia.

PIELĘGNACJA WŁOSÓW
Olejowanie
W drugim tygodniu stycznia dopadło mnie lenistwo, wówczas sporadycznie sięgałam po olej. Na szczęście szybko udało mi się powrócić do dobrego nawyku. Gdy zwalczyłam w sobie lenia, niemal codziennie olejowałam włosy. Gdy tego nie robiłam, stosowałam inne formy pielęgnacji. W styczniu najczęściej sięgałam po następujące produkty: 1) Alverde migdałowo-arganowy olejek do włosów, 2)Alterra olejek z limonką i oliwą z oliwek, 3) Archipelag Piękna olej z nasion pietruszki, 4) oliwka Hipp, 5) Babydream fur Mama olejek do ciała. Gdy dostrzegłam zaniedbania będące następstwem mojego lenistwa, postanowiłam przygotować mieszankę dobroczynnych olejów. Ta bomba odżywcza miała zrekompensować moim włosom drugi tydzień stycznia, gdy na chwilę zapomniałam o ich pielęgnacji.

Kremowanie
Powróciłam do kremowania włosów. Ta forma pielęgnacji służy moim włosom. W styczniu co najmniej raz w tygodniu sięgałam po krem Babydream fur Mama do brodawek piersiowych. Pozostało mi jeszcze jedno opakowanie tego kosmetyku. Gdy dobije ono dna, będę musiała rozejrzeć się za dobrym, nawilżającym kremem.

Maseczki
Styczeń nie był miesiącem bogatym w eksperymenty. Ograniczyłam się do przygotowania jednej maseczki. W tym celu dodałam spirulinę do maski Alterry. Nie przypuszczałam, że obecność glonów przełoży się na gładkość włosów, ich miękkość i wspaniały blask. Eksperyment należy zaliczyć do udanych.

Wcierki
Niestety, w styczniu nie stosowałam wcierki. Jakoś nie potrafię się zmobilizować do tego, żeby ponownie sięgnąć po tego typu produkt. Jantar służył moim włosom, więc powinnam do niego powrócić, ale niestety okazuje się silniejsze.

Płukanki
W tej materii nie mogę pochwalić się żadnymi osiągnięciami. Notorycznie zapominam o przygotowaniu płukanki. O jej dobroczynnych właściwościach zazwyczaj przypominam sobie, gdy spłukuję odżywkę do włosów.

Szampony
W styczniu korzystałam z 3 szamponów: 1) Alverde z jabłkiem i papają, 2) Alterra z kofeiną i biotyną, 3) Alterra z bambusem i papają. Dwa ostatnie należą do sprawdzonych produktów, dlatego regularnie do nich powracam. Ich zaletą jest łatwa dostępność. Uważam, że Alverde z jabłkiem i papają to najlepszy szampon, z którym kiedykolwiek miałam do czynienia.

Odżywka
W styczniu korzystałam z produktu Alverde z ekstraktem z winogron i awokado. Nie mogę powiedzieć, że ta odżywka nie służy moim włosom, ale pod względem właściwości wypada nieco gorzej od sprawdzonej odżywki Alterry.

Maska
Tutaj również postawiłam na nowość. W styczniu poznałam maskę Alverde z aloesem i hibiskusem. Produkt ten wykazuje pożądane właściwości wówczas, gdy postępujemy zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Odżywcza maska nie przyniesie wspaniałych rezultatów, jeśli będziemy trzymać ją na głowie przez kilka minut. Tego typu produkty działają wówczas, gdy damy im więcej czasu.

Farbowanie
Nadal powracam do naturalnego koloru włosów i unikam farb, w tym naturalnych.

Prostowanie
W styczniu ani razu nie sięgnęłam po prostownicę.

Suszarka
Staram się myć głowę o takiej godzinie, aby moje włosy mogły wyschnąć przed wyjściem z domu.

Przycinanie
W styczniu pozbyłam się zniszczonych końcówek.

KONDYCJA WŁOSÓW
Nawilżenie
Stosowane metody pielęgnacji poprawiły kondycję moich włosów, ale wciąż daleko im do ideału. Mam nadzieję, że regularne olejowanie i stosowanie odżywczych maseczek znajdzie w przyszłości odzwierciedlenie w postaci zmiany porowatości włosów.


Gładkość
Moje łuski są częściowo domknięte. Przekłada się to na wygląd moich włosów, w końcu nie przypominają wyeksploatowanej miotły.

Miękkość
Włosy są przyjemne w dotyku. To niewątpliwie świadczy o poprawie ich kondycji.

Blask
Gdy rozpoczynałam swoją przygodę z włosomaniactwem, moje kosmyki były matowe. Obecnie mogę pochwalić się całkiem niezłym blaskiem:) Początkowo nie przypuszczałam, że moje włosy można jeszcze odratować, na szczęście moje obawy nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.

Rozczesywanie
Dzięki olejowaniu i kremowaniu włosów ich szczotkowanie przebiega bez większych trudności.

Skręt
Jeszcze niedawno moje włosy nie chciały się układać. Na głowie na próżno było szukać fal czy loków. Jednocześnie moich włosów nigdy nie można było określić mianem prostych. Olejowanie i kremowanie zaczęło wydobywać ich skręt, z czego jestem bardzo zadowolona. Styczeń upłynął mi pod znakiem fal;)

PS Jak w styczniu wyglądała Wasza pielęgnacja włosów? Czy zachowałyście systematyczność? Jakie kosmetyki okazały się odkryciem stycznia?

karminowe.usta

Styczeń miesiącem bogatym w zużycia


Powrót do notek, w których przedstawiam Wam zdenkowane kosmetyki, okazał się niezwykle pomocny. Mając świadomość, że na koniec miesiąca zaprezentuję swoje osiągnięcia, pamiętam o regularnym stosowaniu balsamu do ciała czy kremu do rąk. Dążę do zmniejszenia kosmetycznych zapasów, dlatego staram się unikać nieprzemyślanych zakupów. Przed wizytą w DMie pragnę przygotować miejsce na nowe nabytki;) Po uwiecznieniu wszystkich zdenkowanych kosmetyków, w koszu na śmieci wylądował cały worek pustych opakowań. Ten moment przyniósł mi ogromną satysfakcję. W końcu odzyskałam kontrolę nad swoim kosmetycznym zbiorem;) Jeśli jesteście ciekawe, jakie produkty dobiły dnia w styczniu, to zapraszam do zapoznania się z treścią poniższej notki.

Parę tygodni temu obawiałam się, że podzielił los odżywki z morelą i pszenicą. Przez kilkanaście dni na sklepowych półkach nie można było znaleźć tej wersji zapachowej. Gdy straciłam już wszelkie nadzieje, żel powrócił. W obawie przed kolejnymi problemami z dostawą, wyposażyłam się w kilka butelek mojej ulubionej wersji zapachowej. Lubię tę słodycz wanilii przeplatającą się z nutami pomarańczy. Zapach tego żelu kojarzy mi się z ciastami z kremem i owocami;) W styczniu zużyłam dwa opakowania tego kosmetyku.

Muszę przyznać, iż producentowi udało się odzwierciedlić woń kokosa. Żel nie jest przesłodzony i mdły. Niestety, stosowany na dłuższą metę zaczyna wysuszać skórę, choć moja nie należy do zbyt wymagających. Zastrzeżenia budzi również nieporęczne opakowanie żelu.

Clarena diamentowy krem pod oczy
Z pewnością powrócę do kremu Clareny. Na zdjęciu prezentuję Wam drugie opakowanie tego kosmetyku. Niewielkie drobinki zawarte w produkcie rozświetlają zmęczone spojrzenie. Krem przywraca skórze jędrność. Jeszcze niedawno delikatne żele pod oczy w pełni zaspokajały moje potrzeby, ale pojawienie się pierwszych zmarszczek zmieniło moje podejście do pielęgnacji tej partii ciała. W związku z tym myślę, że krem Clareny na stałe zagości na mojej toaletce.


Jest to najlepszy szampon, z jakim miałam kiedykolwiek do czynienia. Świetnie domyka łuski, dzięki czemu włosy stają się gładkie. Nadaje im blask i miękkość. Dodatkowym atutem szamponu jest jego zapach. Producentowi udało się świetnie odzwierciedlić woń jabłek i papai, dzięki czemu mycie głowy stało się przyjemnością.

Jest to niewątpliwie mój ulubiony szampon Alterry, w związku z tym często do niego powracam. Nie podrażnia mojego skalpu. Świetnie domywa oleje. Nadaje moim włosom blask i miękkość. Ponadto wykorzystana kompozycja zapachowa zawiera nuty pieprzu.

Do tego produktu często powracam, ponieważ dzięki niemu moje włosy zyskują na objętości. Szampon świetnie spełnia swoją podstawową rolę, usuwając zanieczyszczenia z powierzchni kosmyków. Podczas jego stosowania nie odnotowałam właściwości drażniących, aczkolwiek nie polecam go osobom o wrażliwym skalpie. Szampon charakteryzuje się egzotyczną kompozycją zapachową. Wyczuwam w nim nuty papai.

Płyn micelarny AA do cery wrażliwej
Posiadam niezwykle wrażliwą skórę twarzy. Podczas wybierania kosmetyków do pielęgnacji tej części ciała muszę zachować szczególną ostrożność. Moja mieszana, naczynkowa i wrażliwa skóra twarzy jest niezwykle kapryśna. Często reagują alergią na stosowane kosmetyki. W związku z tym, gdy odkryłam płyn micelarny, który spełnia swoją funkcję i nie wywołuje skutków ubocznych, pozostałam mu wierna. W ciągu miesiąca zużywam 3 opakowania tego produktu.

Ten peeling przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Pomimo delikatnej formuły świetnie radzi sobie z usuwaniem martwego naskórka. Po jego zastosowaniu moja skóra sprawia wrażenie delikatnie rozjaśnionej. Reguluje również pracę gruczołów łojowych. Dzięki peelingowi enzymatycznemu z BU moja twarz przez kilka godzin pozostaje matowa. Co ciekawe ten naturalny produkt radzi sobie z otwartymi zaskórnikami. Może nie zlikwiduje problemu w 100%, ale widać poprawę. Jego enzymatyczna formuła nie wpływa negatywnie na kondycję naczynek.

Ten produkt nawilża moje wysokoporowate kosmyki. Sprzyja również powstawaniu wyraźnych fal. Zanim rozpoczęłam swoją przygodę z olejowaniem, na mojej głowie gościł niezidentyfikowany obiekt. Produkt Alverde nadaje moim włosom blask i miękkość. Cieszę się, że producent wziął pod uwagę komfort konsumenta i wyposażył plastikową buteleczkę w pompkę. Olejek charakteryzuje się cytrusową wonią.

W posiadanie tego półproduktu weszłam podczas Opolskiego Spotkania Blogerek Kosmetycznych. Ucieszyłam się, gdy wśród prezentów od Archipelagu Piękna znalazłam olej z nasion pietruszki. Postanowiłam wykorzystać go w pielęgnacji włosów. Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Olej ewidentnie służy moim kosmykom. Prezent od Archipelagu Piękna domyka łuski, dzięki czemu włosy stają się gładkie, miękkie i lśniące. Olej z nasion pietruszki wydobywa naturalny skręt moich włosów.

To kolejny z prezentów przekazanych uczestniczkom Opolskiego Spotkania Blogerek Kosmetycznych. Moje włosy cieszyły się dobroczynnymi właściwościami tego produktu. Niewątpliwie jest to jeden z lepszych olejów, z którymi miałam dotychczas do czynienia. Świetnie nawilża moje wysokoporowate włosy. Ułatwia ich szczotkowanie. Olej z pestek pomidora sprzyja powstawaniu wyraźnych fal.

Tę maść wykorzystywałam podczas wieczornego kremowania włosów. O rewelacyjnych właściwościach tego wycofywanego produktu dowiedziałam się, czytając blogi. Choć nigdy wcześniej nie miałam z nim do czynienia, postanowiłam skorzystać z „ceny na do widzenia” i opróżniłam półkę w Rossmannie. Krem okazał się strzałem w dziesiątkę. Świetnie nawilża moje wysokoporowate włosy. Delikatnie je dociąża i ułatwia rozczesywanie. Żałuję, że ten rewelacyjny produkt został wycofany z polskich Rossmannów.

Od tej wersji olejku rozpoczęłam swoją przygodę z olejowaniem. Początkowo byłam oczarowana jego działaniem. Z czasem poznałam inne oleje, które bardziej służyły moim włosom. Mimo to żałuję, że ta wersja produktu Alterry została wycofana z polskich drogerii. Cytrusowa, świeża woń produktu przypadła mi do gustu. Zapach sprzyjał systematycznemu stosowaniu olejku.

Produkt dobrze radzi sobie z usuwaniem martwego naskórka. Peeling wykazuje właściwości nawilżające i natłuszczające, toteż po jego zastosowaniu skóra jest przyjemna w dotyku. Kosmetyk pozostawia po sobie stosunkowo tłusty film.

Ten produkt w pewnym stopniu ogranicza wydzielanie potu, aczkolwiek nie wykazuje właściwości charakterystycznych dla blokera. Chroni przed powstawaniem przykrego zapachu. Podoba mi się jego cytrynowo-ziołowa woń. Aczkolwiek jeśli potrzebujecie silniejszej ochrony, to dezodorant Alterry prawdopodobnie nie spełni Waszych oczekiwań.

Ten produkt charakteryzuje się migdałową wonią. Przywraca skórze elastyczność. Niestety, pod względem właściwości nawilżających wypada blado. Zauważyłam, że kremy do twarzy wchodzące w skład serii Eco koją skórę, niektóre z nich przywracają jej jędrność, ale żaden z tych produktów nie dostarcza solidnej dawki nawilżenia.

Gdybym miała wybrać ulubioną pomadkę ochronną, to wskazałabym na produkt Sylveco. Kosmetyk świetnie radzi sobie z nawilżeniem moich wymagających ust, chroni je przed działaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych. Zauważyłam, że jej regularne stosowanie zapobiega nawrotom opryszczki. Tę zasługę należy przypisać betulinie, która wykazuje właściwości antywirusowe. Pomadka charakteryzuje się subtelnym zapachem brzozy. Jej miękka konsystencja ułatwia aplikację, ale jednocześnie przekłada się na niską wydajność produktu. Zastrzeżenia może budzić opakowanie wykonane z kiepskiej jakości plastiku.

Dax Cosmetics orzechowo-cukrowy peeling do rąk
Ten produkt otrzymałam w Superpharmie jako gratis do zakupów. Drobinki cukru i orzecha zawarte w peelingu świetnie radzą sobie z usuwaniem martwego naskórka. Podczas korzystania z produktu należy zachować ostrożność, ponieważ przy mocnym tarciu można uszkodzić naskórek. Nie przypuszczałam, iż Perfecta może poszczycić się peelingiem o tak przyzwoitym składzie. Jeśli trafię na ten produkt podczas wizyty w drogerii, to z przyjemnością do niego powrócę.

Delia odżywczy zmywacz do paznokci
Produkt świetnie usuwa lakier, nie niszcząc przy tym płytki. Podobnie jak pozostałe tego typu produkty charakteryzuje się niezbyt przyjemną wonią.

Dzięki regularnemu stosowaniu tego produktu moja skóra przetłuszcza się po kilku godzinach. Wcześniej ten problem pojawiał się już po kilkudziesięciu minutach. Korzystanie z dobrodziejstw srebra koloidalnego uchroniło moją twarz przed wysypem nieprzyjaciół o charakterze zapalnym. Owszem, od czasu do czasu pojawiają się drobne krostki, ale stosunkowo szybko znikają.

Delikatna formuła tego produktu sprawiła, że pozbyłam się problemu z aftami. Do gustu przypadł mi również subtelny, miętowy smak tego kremu. Początkowo obawiałam się, że tak delikatna pasta może okazać się nieskuteczna w codziennej pielęgnacji zębów. Tymczasem świetnie je domywa i pozostawia uczucie świeżości.


Pat &Rub-próbka masła do ciała z serii spa
Podczas składania zamówienia w sklepie internetowym Pat&Rub mogłam sobie wybrać 2 próbki kosmetyków. Zdecydowałam się na dwa różne masła do ciała. Gdy otrzymałam niewielkie słoiczki, na jednym z nich dostrzegłam pełną nazwę produktu. Na drugim mogłam się zapoznać wyłącznie z danymi producenta. Według mnie słoiczki nie różniły się zawartością, choć teoretycznie powinny zawierać dwa różne produkty. Biało-cytrynowy krem charakteryzujący się średnią gęstością, świetnie rozprowadza się na skórze. Stosunkowo szybko się wchłania. Masło otula naszą skórę delikatnym filmem. Po jego aplikacji moja mało wymagająca skóra jest delikatnie nawilżona. Obydwie próbki charakteryzują się przenikliwą, cytrynową wonią. Nie wiem, czy poszczególne linie maseł do ciała Pat&Rub nie są zróżnicowane zapachowo, czy przez pomyłkę słoiczki zawierały ten sam kosmetyk.

PS Jak przedstawia się Wasze styczniowe denko? Czy jesteście zadowolone ze swojej systematyczności w zużywaniu kosmetyków? Czy świadomość, że pod koniec miesiąca przedstawicie swoje osiągnięcia, działa na Was mobilizująco?

karminowe.usta

Rodzynek wśród lakierów


Lakiery do paznokci w odcieniach nude cieszą się sporą popularnością. Zawsze prezentują się elegancko, w związku z tym nadają się na każdą okazję. Być może trudno w to uwierzyć, ale w mojej kolekcji liczącej ponad 100 lakierów, brakuje stonowanych odcieni. Podczas jednej z wizyt w Hebe postanowiłam to zmienić. Muszę zacząć przyzwyczajać się do spokojniejszych odcieni, bo nie każda okazja pozwala na wykorzystanie czerwieni czy fioletu. Mając na uwadze dobre doświadczenia z czerwienią kryjącą się pod nazwą „Do you speak love?”, postanowiłam poznać kolejny lakier tej marki. Długo stałam przed szafą Essence, zastanawiając się nad wyborem odcienia. Parokrotnie wyruszałam w kierunku kasy, by po chwili zawrócić i sięgnąć po inną buteleczkę. W związku z tym, iż lakiery wchodzące w skład linii „Glam Nude” sprawiały wrażenie zbyt jasnych i słabo kryjących, postawiłam na serię „Colour&Go”. Wybrałam lakier kryjący się pod nazwą „What`s my name?”.

Kolor
Od dziecka wykazuję słabość do wyrobów mlecznych. Gdy chodziłam do podstawówki, moja mama przygotowywała na śniadanie kakao. Najbardziej upodobałam sobie wersję rozpuszczalną tego artykułu. Odcień lakieru Essence kojarzy mi się z kakao, jakie piłam w dzieciństwie. Mamy tutaj do czynienia ze stosunkowo jasnym brązem, do którego dodano kroplę fioletu.

Wykończenie
Kremowe, eleganckie. W omawianym lakierze na próżno szukać shimmera.

Krycie
Przy jednej warstwie lakieru możemy cieszyć się jego kolorem. Na paznokciach nie dostrzeżemy żadnych prześwitów. Stosunkowo rzadko trafiam na jednowarstwowce;)

Schnięcie
Lakier zastyga w ciągu 10 minut. Uważam, iż jest to całkiem niezły rezultat, zważywszy na to, iż po upływie tego czasu możemy przystąpić do wykonywania codziennych czynności. Nie musimy się obawiać, że faktura ścierki „przyozdobi” płytkę.

Trwałość
Lakier utrzymuje się na moich paznokciach przez 4 dni. Później należy sięgnąć po zmywacz. Jego trwałość w pełni mnie satysfakcjonuje.


Pędzelek
Cieszę się, iż firma Essence postawiła na szerokie pędzelki. Takie rozwiązanie znacznie ułatwia aplikację lakieru, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie ono do gustu. Przy wąskiej płytce mogą pojawić się trudności. W związku z tym, iż moje paznokcie należą do szerszych, tego typu pędzelki pozwalają mi zaoszczędzić czas. Zauważyłam, że korzystając z tego typu rozwiązań, rzadziej zahaczam o skórki.

Konsystencja
Lakier określiłabym jako stosunkowo treściwy, co przekłada się na jego świetne krycie.

Smużenie
Na płytce nie dostrzeżemy pociągnięć pędzla.

Brudzenie sprzętu AGD
Nie musimy się obawiać nieestetycznych śladów na lodówce czy kartce, nawet jeśli zapomnimy o aplikacji top coata.

Zmywanie
Lakier można szybko usunąć z paznokci. Podczas wykonywania tej czynności nie ryzykujemy zabarwienia skóry.


Opakowanie
Nakrętka z wybitą u góry literką „e” nawiązuje do odcienia lakieru. Nowy kształt buteleczki przypadł mi do gustu.

Kraj producencki
Lakier został wyprodukowany we Francji.

Testowanie na zwierzętach
Essence nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach.

Cena
Zakup lakieru to wydatek rzędu 7 zł.

Dostępność
Natura, Superpharm, Hebe, Tesco Extra.

Reasumując: Choć preferuję żywsze odcienie, to przygodę z „What`s my name” od Essence zaliczam do udanych. Lakier prezentuje się niezwykle elegancko, ale jednocześnie uzyskuję pełne krycie przy nałożeniu jednej warstwy produktu. Emalia stosunkowo szybko zastyga i utrzymuję się na moich paznokciach przez kilka dni. Mam ochotę sięgnąć po inne odcienie lakierów „Colour&Go” od Essence.

PS W jaki sposób definiujecie „nudziaki”? Czy zaprezentowany odcień lakieru można określić jako „nude”? Odnoszę wrażenie, iż ostatnio ta kategoria uległa znacznemu rozszerzeniu. Wzrasta liczba odcieni określanych jako „nude”. Moim zdaniem "What`s my name" to stonowany brąz wymieszany z kroplą fioletu.  Nudziakiem bym go nie nazwała. Lubicie takie stonowane lakiery, a może chętniej sięgacie po żywsze kolory?

karminowe.usta

Moje pierwsze podejście do spiruliny


W minionym roku niektóre produkty, półprodukty i zabiegi pielęgnacyjne cieszyły się niezwykłą popularnością w blogosferze. Niewątpliwie spirulina zasługuje na miano kosmetycznego odkrycia. Mam wrażenie, że jestem ostatnią blogerką, która postanowiła poznać dobroczynne właściwości wysuszonych glonów. Mając w pamięci liczne notki, swoje poszukiwania spiruliny postanowiłam rozpocząć od sklepów zielarskich. Moje łowy okazały się owocne. Do domu wróciłam ze sproszkowanymi glonami.

Gdy udało mi się wygospodarować wolne popołudnie, postanowiłam przygotować maseczkę typu peel-off. Wcześniej jednak postanowiłam zapoznać się z informacjami znajdującymi się na odwrocie. W ten sposób odkryłam pochodzenie spiruliny. Producent tego cuda rzeczywiście ma siedzibę w Polsce, ale surowiec jest sprowadzany z Chin. W związku z tym, iż nie mam zaufania do towaru importowanego z tego kraju, zrezygnowałam z przygotowania maseczki typu peel-off. Na szczęście spirulina swoją popularność po części zawdzięcza szerokiemu wachlarzowi zastosowań Postanowiłam sprawdzić, jak moje włosy zareagują na maseczkę wzbogaconą sproszkowanymi glonami.

Przygotowując wieczorne spa dla włosów, skorzystałam z porad eve. W związku z tym, iż mam rzadsze włosy, zmniejszyłam dawkę spiruliny do 3/4 płaskiej łyżeczki. Sproszkowane glony dodałam do maski Alterry, dokładnie wymieszałam, po czym rozprowadziłam na całej długości włosów, omijając skalp. Następnie założyłam czepek i odczekałam 25 minut. Czas odmierzałam z zegarkiem w ręku, mając na uwadze uwagę eve, że zbyt długie trzymanie spiruliny na włosach może zakończyć się ich przesuszeniem. Poniżej przedstawiam uzyskane rezultaty oraz uwagi związane z przygotowaną maseczką.

Blask
Mając na uwadze wykłady z biotechnologii ogólnej, obawiałam się przeproteinowania. Wszak glony są wymieniane wśród surowców stanowiących bogate źródło białka. Na szczęście okazało się, że dzięki aplikacji maseczki moje włosy wspaniale lśniły.

Miękkość
Brałam pod uwagę możliwość, iż wskutek eksperymentów moje kosmyki staną się szorstkie. Nie spodziewałam się, że uzyskam mięsiste fale. Włosy były naprawdę przyjemne w dotyku. Przypominały delikatny materiał.

Gładkość
Odnoszę wrażenie, iż maseczka domknęła łuski. Za jej sprawą moje włosy nie wyglądały jak wyeksploatowana miotła. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tak dobrych rezultatów. Maska Alterry służy moim włosom, ale stosowana solo nie jest w stanie zapewnić moim włosom takiej gładkości. Niewątpliwie spirulina wspomogła dobroczynne działanie drogeryjnego kosmetyku.

Rozczesywanie
Podczas szczotkowania nie napotkałam na żadne trudności. Podczas wykonywania tej czynności nie doszło do wyrwania zdrowych włosów.

Skręt
Po zastosowaniu maseczki uzyskałam całkiem przyzwoite fale. Pod tym względem nie mam jej nic do zarzucenia. Warto podkreślić, iż moje eksperymenty nie zawsze były tak udane. Czasami to, co miało pomóc moim włosom, przyczyniało się do powstania siana.

Zastyganie
Maseczka stosunkowo szybko zasycha i tworzy twardą skorupę. Wiem, że w przypadku zabiegów z udziałem glinki nie należy na to pozwolić, toteż regularnie ściągałam czepek i spryskiwałam włosy czystą wodą. Nie wiem, czy postąpiłam prawidłowo. Może któraś z Was orientuje się, czy tę zastygającą skorupę należy zwilżać?

Zapach
Czytając wpisy w internecie, spodziewałam się silnego uderzenia sklepu rybnego, który oferuje towar o podejrzanej świeżości. Gdy rozcięłam woreczek z zielonym proszkiem, moje nozdrza odnotowały stosunkowo delikatny zapach mułu. Po zmieszaniu z maską Alterry ta woń została przytłumiona. W związku z tym, iż parę razy zdarzyło mi się odwiedzić Turawę podczas zakwitów, takie delikatne muliste zapachy nie wywołują u mnie mdłości. Nie mogę powiedzieć, że należą do przyjemnych doznań, ale jestem w stanie znieść tę niedogodność.

Zmywanie
Nie miałam problemu ze zmyciem papki. Warto jednak podkreślić, iż wypłukiwanie zielonego barwnika zajmuje trochę czasu. Po zakończeniu tej czynności, trzeba liczyć się z czyszczeniem wanny.


Reasumując: Żałuję, że trafiłam na surowiec pochodzący z Chin, ponieważ chętnie wykonałabym maseczkę typu peel-off. Czytałam, że spirulina działa nawilżająco, wygładzająco i potrafi zmniejszyć widoczność porów. Niestety, z weryfikacją tych właściwości będę musiała trochę poczekać. Myślałam nad zakupem spiruliny ze Zrób Sobie Krem, ale półprodukty pochodzące z tego sklepu nie zawierają informacji nt. pochodzenia surowca. Jeśli się mylę, to poprawcie mnie;) Chińską spirulinę wykorzystam w pielęgnacji włosów. Jestem zadowolona z uzyskanych rezultatów. Nie przypuszczałam, że taka forma maseczki domknie łuski i nada moim włosom wspaniały blask. Na pewno będę dalej eksperymentować ze spiruliną:)

PS Używałyście spiruliny? W jaki sposób korzystałyście z jej dobroczynnych właściwości? Czy uzyskane rezultaty spełniły Wasze oczekiwania?

karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...