Faza na lakiery trwa...


Dzisiaj pragnę przedstawić Wam swoje zakupy z ostatnich kilkunastu dni. Ostatnio coraz częściej odwiedzam drogerie w celu nabycia nowego lakieru do paznokci. Co pewien czas budzi się we mnie nowa fala pożądania;) Miałam już fazę na szminki, lakiery, cienie do powiek. Gdy zaspokoję swoją potrzebę posiadania, po chwili pojawia się kolejna. Firmy kosmetyczne dbają o to, aby w ich ofercie nie zabrakło kosmetyków w wyjątkowych kolorach lub charakteryzujących się nietypową formułą. Niestety, jestem podatna na wszelkie nowości. Dzisiaj pragnę przedstawić Wam swoją skromną listę zakupów.

Lakier do paznokci Delia Coral Prosilk nr 138
Istnieją trzy kolory, wobec których nie potrafię przejść obojętnie. Czerń, czerwień i fiolet zawsze stanowią dla mnie ogromną pokusę. Gdy zobaczyłam ten jesienny odcień, przepadłam. Brudny fiolet łączy w sobie elegancję i kobiecość. Takie stonowane kolory można nosić na co dzień, o ile regulamin obowiązujący w naszej pracy nam na to pozwala. Bardzo lubię lakiery Delii. Za 5 zł otrzymujemy produkt charakteryzujący się przyzwoitą jakością. Wybór odcieni i wykończeń jest przeogromny. Nic dziwnego, że nie potrafiłam się oprzeć urokowi pozostałych lakierów, które pojawią się w dzisiejszej notce.

Lakier do paznokci Delia Coral Prosilk nr 85
Uwielbiam bordo. Ten kolor kojarzy mi się ze świadomą kobiecością, sensualnością i gotykiem, którym jestem od lat zafascynowana. Tego koloru nie może zabraknąć w moim pudełku z lakierami. Choć sięgam po niego niezależnie od pory roku, to jesienią i zimą gości on na moich paznokciach przynajmniej raz w tygodniu. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na tym lakierze, ponieważ nie ukrywam, że zależy mi na 2-3-dniowej trwałości. Produkty Delii zazwyczaj spełniały moje oczekiwania.


Lakier do paznokci Wibo Cracking Coat nr 1
Jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z pękaczem. Ostatnio tego typu lakiery zainteresowały mnie na tyle, że postanowiłam je przetestować na swoich paznokciach. Jeśli będę zadowolona z uzyskanego koloru, to sięgnę też po inne kolory. Swoją przygodę z pękaczami postanowiłam rozpocząć od uniwersalnej, nieśmiertelnej czerni:) Mogę ją zestawić z każdym lakierem. Pozostawia mi ona olbrzymie pole manewru, z czego oczywiście nie omieszkam skorzystać;) Prz okazji pragnę pochwalić się Wam silną wolę. To jedyny kolorowy kosmetyk, który nabyłam w Rossmannie podczas akcji -40%;) Kusiły mnie jeszcze inne odcienie pękaczy, ale uznałam, że najpierw muszę sprawdzić, czy taki efekt mi odpowiada. Bardzo często ulegam pokusom, nie zastanowiwszy się wcześniej, czy dany odcień będę miała z czym łączyć. Ostatnio z tym walczę i moja odporność powoli wzrasta;)

Lakier do paznokci Delia No. 1 nr 1
Ostatnio często korzystam z prostych, wręcz banalnych rozwiązań. Gdy nie mam czasu na manicure, paznokcie pokrywam bezbarwnym lakierem. Prezentują się wówczas zdrowo i elegancko, a ja nie muszę przejmować się smugami i brudnymi skórkami. Bezbarwne emalie schną błyskawicznie i wystarczy jedna warstwa, aby uzyskać efekt zadbanych paznokci. Ten lakier można również nakładać jako bazę.

Nawilżane chusteczki Babydream
Kupiłam je w celu zrobienia loków metodą Anwen. Mam nadzieję, że uzyskam pożądany efekt. Nie zdążyłam się dobrze zastanowić nad tym zakupem, ponieważ za chwilę miał rozpocząć się wykład z fotografii:) To jedne z ciekawszych, o ile nie najciekawsze zajęcia, w jakich miałam okazję brać udział. Chusteczki przetestuję wieczorem, ponieważ nie wiem, jak się spiszą. W razie uzyskania niepożądanych efektów, będę mogła umyć głowę;)

PS A Wy robiłyście loki metodą Anwen? Z jakich chusteczek korzystałyście? Może któraś z Was próbowała uzyskać piękny skręt przy pomocy produktu Babydream? Na jaki rodzaj kosmetyków (cienie itp.) macie obecnie fazę?:) Życzcie mi powodzenia, ponieważ właśnie wybieram się na poszukiwanie idealnego różu;)

karminowe.usta

Czy jesteśmy skazani na bylejakość?


Krzykla ostatnio poruszyła niezwykle ciekawy temat, związany z lekceważącym podejściem do klienta. Chyba każdy z nas zna produkt, któremu pozostawał wierny miesiącami ze względu na jego właściwości. W pewnym momencie nabył kolejne opakowanie i czar prysł. Okazało się, że ulubiony krem zapycha, zachwalany płyn micelarny nie usuwa makijażu, jasny podkład zaczyna oksydować w kierunku dorodnej pomarańczy.

Czasami odnoszę wrażenie, że producenci zmieniają recepturę albo zaczynają korzystać z tańszych surowców, co, niestety, znajduje odzwierciedlenie w pogorszeniu jakości produktu. Mam wrażenie, że każdy na początku stara się wyrobić sobie renomę. Gdy już na dobre zagości na rynku, a zadowoleni konsumenci zrobią darmową reklamę wśród swoich znajomych, rozpoczyna się cięcie kosztów. Produkcja zostaje przeniesiona do Chin lub sprowadza się najtańsze surowce z Wietnamu. Konsument często nadal sięga po ten sam produkt, chyba że ten okaże się totalnym bublem. Nie zawsze jesteśmy w stanie dostrzec pogorszenie jakości. W przypadku żywności i kosmetyków wszelkie niedociągnięcia i cięcia kosztów są maskowane różnymi dodatkami. Do przesłodzonych ciastek można wprowadzić kwas cytrynowy itp. Często też zmienia się skład wyrobu. Konsument przyzwyczajony do danego keczupu, czekolady, nawet nie spojrzy na skład i nie zauważy, że nowa partia produktu charakteryzuje się zmniejszoną zawartością pomidorów czy kakao.

Moim największym kosmetycznym zawodem okazał się płyn micelarny Perfecty. Początkowo byłam nim zachwycona. Doskonale usuwał makijaż, nie pozostawiał tłustej warstwy, nie zapychał i nie podrażniał oczu. Czego chcieć więcej? Przy drugiej butelce płynu micelarnego spotkała mnie bardzo przykra niespodzianka. Krem podrażnił moje oczy i przyczynił się do wykwitu podskórnych gul. Nie wiem, co w nim zmieniono, ponieważ przed założeniem bloga, nie spisywałam składu produktu. Istnieje prawdopodobieństwo, że trafiłam na wadliwy egzemplarz, ale nie zamierzam tego sprawdzać. Dalszemu cierpieniu mówię stanowcze nie.

Warto zwrócić również uwagę na pralki, komputery, telefony komórkowe. Dawniej tego typu urządzenia służyły nam przez kilka lat. Obecnie bardzo dochodzi do sytuacji, gdy zakupione przez nas urządzenie staje się bezużyteczne miesiąc po upływie okresu gwarancyjnego. Nie twierdzę, że starsze urządzenia działały bez zarzutu, aczkolwiek w ich przypadku istniała możliwość wymiany wadliwej części i było to opłacalne. Dziś zakup nowego urządzenia staje racjonalnym rozwiązaniem z ekonomicznego punktu widzenia. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że nie jest to uboczny skutek przeniesienia produkcji do Chin, lecz zaplanowane działanie producentów, którzy zdają sobie sprawę, że po dwóch latach konsument będzie zmuszony do zakupu nowej pralki.

Gdy kilka lat temu zakładałam konto na Facebooku, portal był prosty w obsłudze. Bez problemu mogłam znaleźć ustawienia prywatności. Teraz, by do nich dotrzeć, trzeba przebyć długą drogę, co zniechęca część użytkowników do lepszego zabezpieczenia swoich danych. Dawniej Facebook służył do wymiany informacji, obecnie dodawane są do niego kolejne funkcje. Najbardziej drażnią mnie idiotyczne aplikacje, które są rozsyłane w formie spamu do wszystkich znajomych. Nie brakuje też typowych wyłudzaczy danych osobowych, vide aplikacja „Mój kalendarz”.

Skoro poruszyłam już kwestię Facebooka, nie mogę pominąć GG i AQQ, a właściwie 2000345 wersji tych komunikatorów internetowych. Kolejne modyfikacje są coraz gorsze. Częściej się zacinają, pojawiają się kolejne zbędne funkcje, które tylko obciążają procesor. Co gorsza, nikt nas nie pyta, czy pragniemy zainstalować nową wersję. W przypadku GG kolejne modyfikacje w pewnym momencie zaczęły się pojawiać bez mojej zgody. Wystarczyło, że zostawiłam włączony komputer na 5 minut. W przypadku AQQ jest nieco lepiej, ponieważ tutaj nic nie instaluje się bez mojej wiedzy i zgody. Miesiącami mogę korzystać ze starej, okrojonej wersji, która w pełni odpowiada moim potrzebom. Ja nie potrzebuję komunikatora, na którym istnieje milion emotikonek i skórek. Lubię proste rozwiązania;) Jeśli ktoś ma ochotę na rozbudowaną wersję komunikatora, to ją zainstaluje. Pozostałych osób nie należy uszczęśliwiać na siłę.

Pragnę również wspomnieć o tendencji, którą ostatnio obserwuję na niektórych blogach. Jeszcze kilka miesięcy temu chętnie je odwiedzałam. Dziewczyny, który publikowały na nich wpisy, były dla mnie swoistym guru. Potrafiłam kilka razy dziennie odwiedzać ich bloga tylko po to, żeby sprawdzić, czy opublikowały nową notkę. Obecnie niechętnie odwiedzam te strony. Zdjęcie kanapki, kwiatka na parapecie czy krzesła pozbawione jakiegokolwiek opisu, moim zdaniem przypomina sztuczne podbijanie statystyk. Każda notka jest źródłem dodatkowych wejść. Wiele osób myśli, że pod zdjęciem kanapki kryje się jakaś treść. Wejścia z kolei przekładają się na atrakcyjne współprace i intratne propozycje reklamodawców. W niektórych przypadkach jest to kwestia wypalenia, ale wydaje mi się, że zazwyczaj mamy do czynienia ze zmianą podejścia do blogowania. Dawniej w zamieszczanych notkach można było odnaleźć pasje i zapał. Te, które obecnie się pojawiają, przypominają walkę o utrzymanie na rynku. Wszak popularność, nawet ta sztucznie kreowana, przekłada się na czerpane korzyści.

Nie brakuje też sytuacji, gdy blogerka zyskuje sławę w internecie i zaczyna lekceważyć swoje czytelniczki. Pod notkami nierzadko pojawia się kilkaset komentarzy. Nie wszystkie wymagają odpowiedzi, ale czasem czytelniczki zadają istotne pytania, które pozostają bez echa. Na pewnym etapie niektórzy po prostu zapominają o tym, że ich blog nie miałby racji bytu, gdyby nie internauci czytający ich wpisy.

Niektóre osoby nawiązują liczne współprace. Niestety, bardzo często recenzja kosmetyku kończy się na lakonicznej wypowiedzi. Nie wymagam pisania elaboratów. W kilku zdaniach też można ukazać działanie kosmetyku. Niestety, recenzja składająca się z obietnic producenta i zdania, że kosmetyk przypadł/nie przypadł mi do gustu, niczego nie wnosi. Potencjalnej konsumentce zależy na poznaniu cech produktu. W przypadku kremu ważne jest nawilżenie, konsystencja, wchłanianie, zapach, właściwości komedogenne. Obietnice producenta niewiele nam mówią. Jeśli chcemy je poznać, możemy wejść na stronę danej firmy. Zamiast tracić czas na przepisywanie tego typu informacji lub kopiowanie ich z internetu, lepiej przedstawić własną opinię w 3-4 zdaniach.

Celem niniejszej notki nie jest napiętnowanie jakiegokolwiek blogerki. Każda z nas publikuje to, na co ma ochotę. To nasza przestrzeń, którą możemy dowolnie kształtować. Warto pamiętać przy tym, że każda decyzja pociąga za sobą skutki. Jeśli będziemy ciągle lekceważyć czytelniczki, to w pewnym momencie część z nich odejdzie.

PS Czy również zauważyłyście, że współczesny świat coraz bardziej zmierza w kierunku bylejakości? A może macie zupełnie odmienne spostrzeżenia?

karminowe.usta

Mój sprzymierzeniec w walce z przesuszonymi łokciami


Zużycie balsamu/masła do ciała w moim przypadku stanowi swoiste „święto”. Z nieznanych przyczyn chętnie wrzucam do koszyka kolejne smarowidła. Kuszą mnie ich piękne zapachy i opakowania. Balsamami wypełniam kolejne półki w łazience. Jedni zbierają płyty winylowe, ja kolekcjonuję kremy;) Ostatnio postanowiłam wykorzystać zgromadzone balsamy. Zmusiły mnie do tego łokcie przesuszone na wiór. Wykształciłam w sobie pewien odruch. Gdy pracuję na laboratorium, wykonuję makijaż lub fotografuję kosmetyki, zawsze opieram się na łokciach. W wyniku tarcia dochodzi do uszkodzenia naskórka. Postanowiłam go zregenerować przy użyciu balsamu Alterry z morelą i trawą cytrynową. Skoro już nakładałam go na łokcie, czemu miałabym omijać pozostałe części ciała?;) Aż tak leniwa nie jestem;)

Nawilżenie
Balsam bardzo dobrze nawilża skórę. Dzięki codziennej aplikacji kosmetyku moje łokcie wyglądają lepiej. Przesuszona skóra uległa regeneracji. Myślę, że jeśli nadal będę systematycznie stosowała balsamy, to problem z łokciami stanie się tylko przykrym wspomnieniem.

Wchłanianie
Jeśli po wieczornej kąpieli chcemy szybko znaleźć się w łóżku, to nie zaprzyjaźnimy się z tym balsamem. Ten kosmetyk wchłania się bardzo długo. Podczas jego aplikacji potrzebna jest cierpliwość, ponieważ wyciśnięty balsam trzeba rozprowadzać przed dobrych kilka minut. Ma to też swoje dobry strony, ponieważ konsystencja kosmetyku wymusza na nas wykonanie masażu ciała.

Film
Balsam pozostawia po sobie tłusty film, ale jestem skłonna mu to wybaczyć, ponieważ stosuję go na noc.

Konsystencja
Produkt ma postać białej emulsji. Gdy zaczynamy ją rozprowadzać po powierzchni skóry, pojawiają się smugi. Tradycyjne balsamy charakteryzują się dość lekką formułą. W przypadku kosmetyku Alterry mamy do czynienia ze stosunkowo treściwą konsystencją.

Brudzenie ubrań
Nie zauważyłam, aby balsam pozostawił na piżamie widoczne plamy, aczkolwiek dotykając materiału, możemy wyczuć tłustą warstwę. Dla mnie nie stanowi do problemu, ponieważ często lubię zmieniać ubranie, w którym chodzę spać. Proszek do prania świetnie radzi sobie z usunięciem pozostałości balsamu.

Podrażnienie
Podczas stosowania kosmetyku nie odnotowałam żadnych niepożądanych reakcji.

Zapach
Technolodzy postanowili połączyć świeżość trawy cytrynowej z subtelną nutą słodkiej, dojrzałej moreli. Ta kompozycja zapachowa przypadła mi do gustu, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że ta specyficzna woń może budzić skrajne reakcje.

Wydajność
Opakowanie po balsamie musiałam wyrzucić po 3 tygodniach codziennego stosowania.

Opakowanie
Postawiono tutaj na wygodne rozwiązanie. Chcąc wydobyć resztki produktu, przecięłam opakowanie. Ilość balsamu osadzonego na dnie plastikowego pojemnika wystarczyła na posmarowanie jednej dłoni. Zastosowane rozwiązanie pozwala na zużycie niemal całej zawartości opakowania. Produktu wydobywamy przez niewielki otwór na szczycie plastikowego pojemnika. Nie musimy wydobywać kosmetyku palcami, dzięki czemu zmniejszamy ryzyko wprowadzenia niepożądanej mikroflory.

Testowanie na zwierzętach
Alterra nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach. Produkty tej marki mogą być stosowane przez wegan.

Skład
Aqua-woda, składnik bazowy większości kosmetyków, rozpuszczalnik polarny.
Glycine soja oil-wytwarzany z nasion soi zwyczajnej. Stanowi bogate źródło kwasów tłuszczowych nienasyconych. Poza tym zawiera sporą dawkę fitosteroli, lecytyny, flawonoidów i witaminy E. Pełni funkcję natłuszczającą. Posiada właściwości antyoksydacyjne. Pełni funkcję zapachową. Zaliczany jest również do emolientów, które wytwarzają warstwę okluzyjną, która chroni przed nadmiernym parowaniem wody. Składa się z triglicerydów kwasów nasyconych, kwasu oleinowego, linolowego i linolenowego.
Alcohol- rozpuszczalnik, używany w środkach do dezynfekcji, może wysuszać i podrażniać osoby o skórze wrażliwej. Pełni rolę rozpuszczalnika i hamuje rozwój niepożądanej mikroflory. Ten składnik może wysuszać, dlatego nie jest to kosmetyk dla posiadaczek skóry suchej. Produkty z tym ingredientem są odradzane osobom, które borykają się z problemami naczynkowymi. Jednocześnie niższe alkohole (te o krótkich łańcuchach węglowych)ułatwiają penetrację składników aktywnych o charakterze polarnym.
Glycerin- najprostszy, trwały alkohol triwodorotlenowy. Stanowi doskonały rozpuszczalnik dla lipidów, dlatego wykorzystuje się ją przy produkcji kremów, pomadek. Stanowi istotny substrat przy produkcji mydeł. Posiada właściwości nawilżające, ale jednocześnie może zapychać nasza skórę.
Myristyl myristate-część fazy tłuszczowej, zajmuje miejsce naturalnych lipidów. Dodawany do przeźroczystych kosmetyków w celu wywołania efektu zmętnienia, aby utrudnić przenikanie światła, który może prowadzić do fotoutleniania składników produktu. Składnik natłuszczający, nawilżający, wygładzający. Nadaje skórze miękkość, gładkość i elastyczność.
Eleais guineensis oil-olej palmowy. Sam olej przyjmuje ciemnoczerwony kolor, dlatego jest stężenie w kosmetykach nie może przekraczać 5%, ponieważ w przeciwnym razie farbuje skórę, włosy i odzież. W temperaturze pokojowej przypomina miękkie masło. Otrzymuje się w wyniku tłoczenia miąższu na zimno. Olej zawiera kwas laurynowy (nasycony kwas tłuszczowy), kwas mirystynowy (nasycony kwas tłuszczowy), kwas oleinowy (jednonienasycony kwas tłuszczowy), kwas palmitynowy (nasycony kwas tłuszczowy), kwas stearynowy (nasycony kwas tłuszczowy) oraz kwas linolowy (dwunienasycony kwas tłuszczowy). Olej palmowy sprawdzi się w przypadku włosów niskoporowatych. Stosowany jako środek nawilżający przy bardzo suchej, dojrzałej, pękającej skórze. W przeszłości stosowany przy leczeniu ran. Przyśpiesza regenerację tkanek. Działa nawilżająco, natłuszczająco, wygładzająco i uelastyczniająco na naskórek. Stanowi bogate źródło antyoksydantów.
Cetearyl alcohol-emulgator, emolient, regulator lepkości, stabilizator. Jest to substancja o różnym pochodzeniu. Stanowi mieszaninę alkoholi tłuszczowych: cetylowego i stearynowego. Dodawany do przeźroczystych kosmetyków w celu uzyskania zmętnienia, które utrudnia przenikanie światła. Natłuszcza, nadając skórze przyjemną miękkość.
Cetearyl glucoside- zaliczany do niejonowych substancji powierzchniowo czynnych. Substancja ta jest bardzo dobrze rozpuszczalna w rozpuszczalnikach polarnych tj. woda. Ulega biodegradacji, dlatego jest uważa za bezpieczną dla środowiska. Łagodnie oddziałuje na skórę i błony śluzowe. Zmniejsza drażniące działanie innych substancji np. anionowych środków powierzchniowo czynnych. Pełni rolę emulgatora, to znaczy, że umożliwia wymieszanie fazy wodnej z olejową. Zwiększa lepkość kosmetyku.
Glyceryl stearate-stearynian glicerolu. Emolient tzw. tłusty. Jeśli jest używany w swej czystej formie, może przyczynić się do wysypu niespodzianek. Na powierzchni skóry tworzy warstwę okluzyjną, która chroni przed parowaniem wody. Emulgator, czyli środek umożliwiający połączenie fazy wodnej z fazą tłuszczową. Wpływa na lepkość kosmetyku.
Parfum-kompozycja zapachowa.
Sorbitol- związek zaliczany do cukroli, alkohol heksahydroksylowy. Jest to bezbarwna substancja krystaliczna, charakteryzująca się słodkim smakiem. Pełni rolę zagęszczacza. Dopuszczona do użytku w przemyśle spożywczym.
Butyrospermum parkii butter- masło shea, pochodzi z drzewa shea, które wydaje owoce przypominające śliwki. Nasiona w nich obecne pozwalają na wyodrębnienie masła shea, które stanowi bogate źródło kwasów tłuszczowych tj. palmitynowy, stearynowy, oleinowy, linolowy i arachidowy. Jest to substancja nawilżająca. Bogate w naturalną alantoinę, witaminę E, prowitaminę A, posiada lekki filtr chroniący przed promieniowaniem UVB. Nadaje konsystencję w emulsjach. Ma właściwości wygładzające, natłuszczające i nawilżające.
Persea gratissima oil-olej z awokado otrzymany w wyniku tłoczenia jego ziaren na zimno. Stanowi bogate źródło następujących witamin: A,B, D, E, H, K, PP. Działa silnie nawilżająco. Jest adresowany do osób mających skórę suchą, dojrzałą, wrażliwą.
Prunus amygdalus dulcis oil-olej ze słodkich migdałów pełniący rolę emolienta. Działa nawilżająco i zapewnia skórze ochronę. Polecany do pielęgnacji skóry dziecka. Działa niezwykle delikatnie, ponadto uspokaja nerwy skołatane po ciężkim dniu. Jest podatny na działanie światła, dlatego należy przechowywać go w ciemnych butelkach.
Prunus armeniaca kernel oil-olej z pestek moreli. Zawiera takie kwasy tłuszczowe jak linolowy, palmitynowy i oleinowy. Emolient tzw. tłusty. Tworzy warstwę okluzyjną zapobiegającą nadmiernemu parowaniu wody.
Sodium cetearyl sulfate-surfaktant, środek powierzchniowo czynny.
Xanthan gum-guma ksantanowa. Substancja dodawana nie tylko do kosmetyków, ale również do żywności. Substancja zagęszczająca, zwiększająca lepkość wyrobu. Otrzymywana metodami biotechnologicznymi z wykorzystaniem Xanthomonas campestris.
Linalool-linalol. Naturalny alkohol terpenowy, występuje w wielu kwiatach i przyprawach, w tym w rozmarynie i grejpfrucie. Liczne badania nad właściwościami antybakteryjnymi olejku z rozmarynu i cytryny zwracają uwagę na linalol jako substancję aktywną. Zatem linalol może być stosowany jako substancja konserwująca, nadająca produktowi przyjemny zapach kwiatowy z pikantną nutą.
P-anisic acid-pochodzenia chemicznego. Biały, krystaliczny proszek, rozpuszczalny w wodzie. Używany jako pośrednik do barwników. Stosowany w preparatach odstraszających insekty.
Tocopherol-witamina E, zwana też witaminą młodości ze względu na swoje właściwości antyoksydacyjne. Chroni przed powstawaniem wolnych rodników, które odpowiadają za procesy starzenia.
Sodium cocoyl glutamate- substancja aktywnie myjąca
Limonene- limonen podobnie jak linalol występuje w licznych ekstraktach roślinnych, w tym w olejku rozmarynowym, gdzie pełni rolę przeciwbakteryjną, chroni zatem produkt przed zakażeniem mikrobiologicznym. Stanowi alternatywę dla BHT, kwasu benzoesowego i parabenów. Nadaje produktom zapach cytrusowy.
Helianthus annuus seed oil-olej z nasion słonecznika. Stanowi bogate źródło witaminy E i nienasyconych kwasów tłuszczowych, które nawilżają skórę i włosy. Są szczególnie polecane przy włosach wysokoporowatych.
Sodium hydroxide-wodorotlenek sodu, substancja o pH zasadowym, jej obecność może ograniczać wzrost niepożądanej mikroflory.
Citral-obecny w olejkach drzewa herbacianego i trawy cytrynowej. Posiada silne właściwości antybakteryjne, pełni rolę naturalnego środka konserwującego.
Disodium cocoyl glutamate-mieszanina kwasów tłuszczowych pochodzących z oleju kokosowego. Substancja aktywnie myjąca, odpowiada za gruntowne oczyszczenie skóry i włosów.
Geraniol-nienasycony alkohol terpenowy, obecny w olejkach eterycznych. Charakteryzuje się przyjemny zapachem kojarzącym się ze świeżością, pelargoniami. Główny komponent olejku różanego, cytrynowego i pelargoniowego. Chroni przed rozwojem mikroorganizmów.
Citronellol- stosowany w perfumach i repelentach owadów (odstraszaczach). Jest to substancja biologicznie aktywna obecna w wielu olejkach eterycznych m.in. w różanym i pelargoniowym. Może działać bakteriostatycznie i bakteriobójczo.

Cena
Zakup balsamu to wydatek rzędu 8 zł.

Dostępność
Sieć drogerii Rossmann.

Reasumując: Jestem z siebie dumna. Od 3 tygodni systematycznie sięgam po balsam. Przesuszone, obolałe łokcie zmieniły moje podejście wobec kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji ciała. Mam nadzieję, że nawyk wieczornego sięgania po balsam wejdzie mi na dobre w krew. Balsam Alterry świetnie nawilża nawet przesuszoną skórę, aczkolwiek warto podkreślić, iż nie jest cudotwórcą. Jedna aplikacja nie wystarczy, by ją w pełni zregenerować. Tutaj potrzebna jest systematyczność. Balsam charakteryzuje się świeżym zapachem, który przypadł mi do gustu. Dzięki niemu łatwiej wyrobić w sobie nawyk regularnego sięgania po kosmetyk. Jego długotrwałe wchłanianie może odstraszyć potencjalnych klientów. Potrzeba sporo cierpliwości, aby dobrze rozetrzeć kosmetyk. Z drugiej strony, świadczy to o treściwym składzie balsamu.

PS Czy regularnie stosujecie kosmetyki do pielęgnacji ciała? Czy długotrwałe wchłanianie balsamu zniechęca Was do jego stosowania?

karminowe.usta

Bananowo-jogurtowe fale...


Calliope sprawiła, że na mojej wishliście pojawił się kolejny kosmetyk. Bananowa odżywka z TBS może nie zachwyca składem, ale ułatwia rozczesywanie. Szczotkowanie to czynność, podczas której zawsze tracę sporo włosów. Wizja ograniczenia tego problemu, jak również cudowny zapach odżywki, sprawiły, że pognałam do pobliskiego Douglasa. W moim mieście nie ma stoiska The Body Shop. Douglas oferuje okrojony asortyment tej marki. Niestety, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, musiałam obejść się smakiem. Postanowiłam przygotować domową maskę do włosów bazującą na bananie.


SKŁADNIKI
  • połowa banana średniej wielkości
  • 1 łyżka stołowa jogurtu naturalnego

WYKONANIE
Obieram banana i odcinam jego końcówki. Jego połowę umieszczam w misce, po czym sięgam po widelec i rozgniatam tak długo, aż uzyskam w miarę jednolitą papkę. Następnie dodaję 1 łyżkę stołową jogurtu naturalnego. Całość dokładnie mieszam, po czym nakładam na włosy. Maseczkę zmywam po upływie 30 minut.



UZYSKANE EFEKTY







Objętość
Bananowo-jogurtowa maseczka sprawiła, że moje włosy sprawiają wrażenie optycznie zagęszczonych. Jestem zadowolona z tego efektu, ponieważ zawsze narzekam na ich objętość. Nowe włoski stopniowo rosną, ale zanim osiągną pożądaną długość, muszę sobie jakoś radzić;)

Gładkość
Po wykonaniu tego zabiegu pielęgnacyjnego, doszło do domknięcia łusek. Moje włosy tworzą śliską powierzchnię. Warto podkreślić, iż to wygładzenie nie wpłynęło negatywnie na skręt kosmyków. Gdy nasze łyski są niedomknięte, włosy nie tylko wyglądają nieestetycznie, ale też wykazują zwiększoną podatność na uszkodzenia.

Miękkość
Moje włosy po zastosowaniu tej maseczki, w dotyku przypominają delikatny, gładki materiał.

Blask
Dzisiaj kilka osób zwróciło uwagę na połysk moich kosmyków, zatem nie jest to tylko moje subiektywne wrażenie. Coś w tym musi być;)

Skręt
Zauważyłam, że gdy stosuję owocowo-jogurtowe maseczki, na mojej głowie goszczą w miarę regularne fale. Daleko im od ideału uzyskanego przy pomocy lokówki, ale mimo to jestem z nich zadowolona;) Muszę zachować ostrożność, ponieważ bardzo łatwo można przekroczyć cienką granicę i przeproteinować włosy.

Rozczesywanie
Obawiałam się, że będę miała olbrzymi problem podczas szczotkowania. Na szczęście rozczesywanie włosów przebiegło bez większych trudności. Lubię stosować naturalne maseczki, ale zawsze w mojej głowie włącza się alarm, że moje kosmyki po takich eksperymentach będą poplątane.

Przetłuszczanie
Bananowo-jogurtowa maseczka nie wpłynęła negatywnie na świeżość moich włosów.

Zapach
Nie każdy lubi, gdy na jego włosach goszczą produkty spożywcze. Ja uwielbiam zapach jogurtów bananowych, dlatego nie mam problemu z akceptacją woni tej maseczki.

Wygląd
Maseczka nie wygląda zbyt estetycznie, ale wiele wartościowych potraw i mikstur nie zachwyca swoją konsystencją.

Zmywanie
Jest to najmniej przyjemny punkt domowego zabiegu z wykorzystaniem bananowo-jogurtowej maseczki. Po umyciu głowy trzeba poświęcić chwilę na pozbycie się resztek banana z powierzchni włosów. Nie jest to propozycja dla osób, które preferują proste i bezproblemowe rozwiązania.

Reasumując: Gdybym nie musiała pozbywać się resztek banana z powierzchni włosów, byłabym oczarowana tą maseczką. Uzyskane efekty wynagradzają mi wszelki trud, ale zdaję sobie sprawę, że po to rozwiązanie będę sięgała okazjonalnie, ponieważ na co dzień preferuję proste zabiegi pielęgnacyjne.

PS A może znacie inne, domowe maseczki wpływające pozytywnie na kondycję włosów?

karminowe.usta

Żelowa kreska- czy rzeczywiście jest prostsza w wykonaniu?


Nie potrafię malować kresek. Moje przygody z płynnymi eyelinerami zazwyczaj kończyły się tragicznie. Krzywa kreska, posklejane rzęsy raczej nie dodawały mi uroku. W związku z tym postanowiłam sprawdzić, czy eyeliner w żelu jest tym produktem, który sprawi, że mój makijaż będzie nadawał się do pokazania szerszej publiczności. Na co dzień rzadko podkreślam o czy, ponieważ nie potrafię tego robić. Nie chcę szukać wymówek, ale zarówno moje powieki, jak i rzęsy niechętnie ze mną współpracują. Opadający fałd skóry i krzywo rosnące włoski, które przypominają wysłużoną miotłę, trudno zatuszować. Mogę się pocieszyć jedynie tym, że nie mam sińców pod oczami. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak u takiej marudnej istoty jak ja, spisał się brązowy eyeliner Inglota (odcień nr 90), to zapraszam do lektury poniższej recenzji.

Kolor
W słoiczku kryje się dość ciemny brąz, którego odcień kojarzy mi się z belgijską, gorzką czekoladą. W Inglocie długo zastanawiałam się nad wyborem odcienia. Wahałam się pomiędzy klasyczną czernią a brązem. W końcu zdecydowałam się na „spokojniejszą” wersję. Nie żałuję tego wyboru. Graficzny makijaż nie koresponduje z moją budową oka i rysami twarzy. Czarna kreska na mojej powiece prezentowałaby się jeszcze ostrzej.


Wykończenie
Cieszę się, że mój eyeliner nie zawiera żadnych drobinek. Takie mieniące się kreski wyglądają niezwykle efektownie, ale niestety sprawdzają się tylko w przypadku większych wyjść.

Pigmentacja
Prezentowany przeze mnie eyeliner jest dobrze napigmentowany, co przekłada się na jego wydajność. Uzyskujemy ciemnobrązową kreskę bez prześwitów.

Efekt ksero
Eyeliner nie odbija się na górnej powiece. Nie tworzy nieestetycznych plam.

Osypywanie
Zazwyczaj nie mam z tym problemów, aczkolwiek raz zdarzyło się, że eyeliner zaczął się osypywać po 3 h od aplikacji. Aczkolwiek winą za zaistniałą sytuację będę obarczała alergię na płyn, którym myją podłogę w Tesco. Nie mogę odwiedzać tego hipermarketu w godzinach, w których trwają prace porządkowe. Mam wrażliwe oczy, które w zetknięciu z niektórymi chemikaliami od razu zaczynają szczypać, co kończy się ich przymykaniem, marszczeniem itp.

Trwałość
Eyeliner charakteryzuje się dużą trwałością. Niechętnie współpracuje z płynami do demakijażu. W moim przypadku nasączenie wacika płynem micelarnym okazuje się bezowocne. Skóra oczu jest zbyt delikatna na pocieranie, ale nawet ono nie przynosi pożądanego efektu, co możecie zauważyć na zdjęciu mojej dłoni. Mimo że nie oszczędzałam swojej ręki, to nie udało mi się zmyć kreski. Pozbyłam się jej dopiero wówczas, gdy sięgnęłam po żel pod prysznic Isany i czyścik kuchenny. Oczywiście, takie rozwiązanie nie znajduje zastosowania w przypadku oczu. Chcąc się pozbyć kreski wykonanej wzdłuż linii rzęs, sięgam po oliwkę Hipp lub płyn dwufazowy. Aczkolwiek warto zaznaczyć, iż nie każdy tego typu preparat poradzi sobie ze zmywaniem eyelinera. Nie warto zwlekać z myciem pędzelka, ponieważ gdy kosmetyk zaschnie na włosiu, to jego pozbycie będzie wiązało się z pokonaniem szeregu trudności. Do mycia pędzla stosuję płyn dwufazowy.
Nieudana próba usunięcia eyelinera przy pomocy płynu micelarnego AA

Wydajność
Otrzymujemy aż 5,5 g produktu. To bardzo dużo, zważywszy na jego pigmentację. Podejrzewam, że osoby, które nie zajmują się profesjonalnie makijażem, będą miały problem ze użyciem takiej ilości eyelinera w żelu. Warto porozmawiać z koleżanką, która lubi tego typu produkty i umówić się na wspólny zakup.

Zastyganie
Mój eyeliner pękł w trakcie przechowywania, choć mogę go stosować jeszcze przez 3 miesiące. Nie wygląda to może zbyt estetycznie, ale na szczęście nie znalazło przełożenia na jakość produktu. Przy użyciu tego kosmetyku wciąż możemy namalować estetyczną kreskę.

Zapach
Podczas aplikacji nie wyczuwam żadnej woni. Ta pojawia się dopiero wówczas, gdy zbliżam nos do słoiczka. Wówczas wyczuwam zapach stanowiący połączenie zwietrzałej plasteliny, wazeliny i plastiku, aczkolwiek trudno mi stwierdzić, czy to zasługa produktu, czy jego opakowania.

Opakowanie
Prosty, plastikowy słoiczek z czarną nakrętką wygląda elegancko.

Podrażnienie
Choć jestem posiadaczką wrażliwych oczu, to nie odnotowałam żadnych niepożądanych reakcji.

Kraj producencki
Polska.

Testowanie na zwierzętach
Inglot nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach.

Skład
Trimethylsiloxysilicate- substancja zaliczana do suchych emolientów, to znaczy, że działa nawilżająco i nie wykazuje właściwości komedogennych (nie zapycha). Znajduje zastosowanie głównie w kosmetykach do pielęgnacji skóry i włosów, ponieważ wytwarza warstwę okluzyjną, która chroni przed utratą wody, a więc pośrednio działa nawilżająco. Ponadto zmiękcza i wygładza skórę oraz włosy.
Isododecane-emolient stosowany w kosmetykach do makijażu i pielęgnacji włosów. Nadaje produktowi poślizg i połysk.
Cyclopentasiloxane- ułatwia aplikację kosmetyku. Pełni też rolę emolienta. Substancja ta tworzy warstwę okluzyjną, która chroni przed parowaniem wody.
Polyethylene-swoiste ścierniwo, dlatego bardzo często jest dodawany do peelingów mechanicznych i past do zębów. W kosmetykach stosowanych na skórę i włosy odpowiada za wytwarzanie warstwy okluzyjnej, która chroni przed utratą wody.
Phenyl trimethicone- silikon, zaliczany do grupy „lekkich”, ponieważ do jego usunięcia wystarczy delikatny środek myjący (bez SLS, SLES itp.). W kosmetykach przeznaczonych do pielęgnacji włosów chroni kosmyki przed uszkodzeniami. Natomiast w przypadku produktów przeznaczonych do makijażu ułatwia ich aplikację, ponieważ nadaje kosmetykowi poślizg.
Disteardimonium hectorite- substancja odpowiedzialna za stabilność emulsji. Chroni kosmetyk przed rozwarstwianiem.
Propylene carbonate- rozpuszczalnik pozyskiwany z ropy naftowej. Wykorzystywana jako rozpuszczalnik przy produkcji farb, atramentów, kosmetyków kolorowych. Bywa też dodawana do glinek jako substancja pęczniejąca.
Capryl glycol- substancja ta posiada liczne właściwości. Działa konserwująco, natłuszczająco. Nadaje skórze miękkość, elastyczność i gładkość.
Phenoxyethanol- eter glikolu, często wykorzystywany w kremach, w tym także tych zapewniających ochronę przeciwsłoneczną. Pełni rolę środka konserwującego. Jest również używany jako substancja utrwalająca zapach perfum. Zapobiega rozwojowi bakterii gramdodatnich i gramujemnych, jak również chroni przed namnażaniem drożdży. Stanowi alternatywę dla konserwantów, z których uwalniany jest toksyczny formaldehyd. Sam fenoksyetanol może działać na centralny układ nerwowy, może przyczyniać się do wystąpienia wymiotów i biegunki.
Hexylene glycol- konserwant. Substancja otrzymywana metodami chemicznymi. Jej używanie jako konserwantu jest prawnie zabronione. Producenci kosmetyków dodają go w charakterze zmiękczacza lub środka utrzymującego wilgoć. Jest to stosunkowo silny alergen.
Może zawierać:
Boron nitride-ma postać białego proszku. Substancja zwiększająca przyczepność kosmetyku.
Lauroyl lysine- aminowa pochodna kwasu otrzymywanego z oleju kokosowego. Sprawia, że skóra staje się miękka i gładka. Pełni również funkcję wiążącą. Znajdziemy go w cieniach do powiek i kosmetykach o żelowej formule.
Polyperfluoropolymethylisopropyl ether- wykorzystywany głównie w preparatach do stylizacji włosów (żele, lotiony, szampony).
Yellow 5 lake-barwnik.
Blue 1 lake-barwnik.
Carmine-barwnik.
Ultramarines-barwnik.
Black 2-barwnik.
Chromium hydroxide green-barwnik,
Iron oxides-barwnik.
Ferric ammonium ferrocyanide-barwnik.
Manganese violet-barwnik.
Titanium dioxide-barwnik.

Cena
Za żelowy eyeliner Inglota musimy zapłacić 34 zł.

Dostępność
Wyspy i salony Inglota.

Reasumując: Mistrzynią w wykonywaniu pięknych i równych kresek nigdy nie zostanę, ale przy eyelinerze w żelu zauważam progres. Nawet moje dwie lewe ręce są w stanie namalować w miarę równą kreskę. Pomijam tutaj brak warsztatu, który nie pozwala mi dostosować linii do kształtu mojego oka. W tym przypadku pretensje mogę kierować tylko do siebie. Niewątpliwie eyelinery w żelu mają tę przewagę nad swoimi płynnymi kuzynami, że nie rozlewają się podczas aplikacji na boki i pędzel do malowania kreski wybieramy według swoich preferencji. Podoba mi się odcień tego eyelinera. Przypomina mi belgijską, gorzką czekoladę. Mamy tu do czynienia z dość ciemnym brązem, który niewiele różni się od czerni. Mimo to na powiekach prezentuje się delikatniej, mniej ostro. Eyeliner jest dość trwały, dlatego decydując się na jego zakup, musimy odwiedzić drogerię i zaopatrzyć się w dobry płyn dwufazowy. Zwykłe płyny micelarne raczej sobie z nim nie poradzą.

PS Jaki rodzaj eyelinerów preferujecie? Obecnie na rynku mamy spory wybór produktów. Eyelinery w żelu, flamastrze czy też w tradycyjnej, płynnej formie mogą przyprawiać o zawrót głowy;) Ja chyba pozostanę wierna kredkom i cieniom, ponieważ dzięki nim uzyskuję miękkie kreski;)

karminowe.usta

5. Aleja porośnięta przez kwiaty...


Mundurki i firmowe uniformy budzą niechęć sporej części społeczeństwa. Lubimy podkreślać swoją indywidualność ubiorem. Częste zakładanie tej samej kreacji kojarzy się nam z rutyną i nudą. Te same zasady obowiązują również w świecie perfum. Zapach, który rozwija się na ciele świadczy o naszych preferencjach i upodobaniach. W pewnym sensie odzwierciedla naszą osobowość. Na toaletkach wielu z nas gości kilka flakonów perfum. To, po którą buteleczkę sięgniemy, zazwyczaj zależy od naszego nastroju i etapu życia, na którym obecnie się znajdujemy. Woda perfumowana, którą pragnę dzisiaj przedstawić, charakteryzuje się skomplikowaną naturą. Za każdym razem gdy aplikuję ją na ciało, nie wiem, jaką postać przybierze w ciągu dnia. Czasem sprawia wrażenie spokojnej i stonowanej, ale niech to nas nie zmyli, ponieważ nazajutrz może się ujawnić jej dzika i zmysłowa natura. Mowa o wodzie perfumowanej 5 th Avenue od Elizabeth Arden.

Nuty
5 th Avenue to swoiste połączenie dość ciężkich, orientalnych nut (ambra, cedr) ze zmysłowością kwiatów (tuberoza, frezja, jaśmin, irys, róże, magnolia). Całość została okraszona świeżością owoców (ananas).

Wielowymiarowość zapachu
Tuż po skropieniu skóry wyczuwam zapach Orientu. Ambra i cedr wybijają się na pierwszy plan, pozostawiając daleko w tyle bukiet świeżych kwiatów. Nie mam nic przeciwko orientalnym nutom, ale nie lubię gdy odgrywają główną rolę. Początkowo 5 th Avenue nie przypadła mi do gustu, ale ze względu na ledwo wyczuwalne, kwiatowe tony postanowiłam dać jeszcze jedną szansę propozycji Elizabeth Arden. Okazało się, że po 15 minutach nuty orientalne tracą na intensywności, ich miejsce stopniowo zajmuje frezja, jaśmin, tuberoza i irys. Po godzinie tuberoza i frezja muszą pogodzić się z wyższością jaśminu, magnolii, fiołków i róż. W ciągu dnia zapach traci na intensywności, zaczyna przypominać cienki, jesienny płaszcz otulający nasze nagie przedramiona. Po kilku godzinach od aplikacji wyczuwam róże, fiołki i magnolię okraszone kroplą ananasa. Ten owoc cytrusowy nadaje lekkość całej kompozycji i sprawia, że 5 th Avenue sprawdza się w ciągu dnia.

Skojarzenia
Pewna siebie kobieta narzuca na siebie czerwony szlafrok, którego rękawy są wykończone przy użyciu czarnej koronki. Nieśpiesznie przemierza swoje mieszkanie. Zasiada przed swoją toaletką, na której postawiono wazon z bukietem świeżych kwiatów. Kobieta ożywia twarz różem, po czym podkreśla oko. Stawia na klasyczne, bezpieczne połączenie. Beże i szarości goszczące na powiece nie przyćmią ust podkreślonych przy użyciu czerwonej pomadki. Nasza bohaterka swoje przygotowania do popołudniowego spotkania zwieńcza, skrapiając skronie orientalno-kwiatową propozycją od Elizabeth Arden.

Ciężkość
Wprawdzie 5 th Avenue nie jest tak ciężką propozycją jak Sun od Jil Sander, ale nie sięgam po nią latem. Podczas upalnych dni mogłaby przyprawić niejedną osobę o zawrót głowy. Jednocześnie uważam, że jest to na tyle bezpieczna kompozycja, że nie widzę przeciwwskazań, aby skrapiać nią skronie podczas jesienno-zimowych dni. O tej porze roku propozycja od Elizabeth Arden odgrywa rolę niewidzialnego, aksamitnego płaszcza otulającego nasze ciało.

Trwałość i intensywność
5 th Avenue wyczuwam na swoim ciele przez cały dzień. Jeśli tymi perfumami skropimy nasz ulubiony szalik, to przez cały tydzień będziemy mogły cieszyć się kwiatową poświatę unoszącą się nad naszym dodatkiem. Początkowo zapach jest bardzo intensywny, ale po pewnym czasie staje się stonowany i nie przeszkadza mi w ciągu dnia.

Dla kogo
Dla pewnych siebie kobiet, które chętnie pokazują światu swoją zmysłową naturę. 5 th Avenue można określić mianem „uwodzicielki z klasą”.

Opakowanie
Umiejętne połączenie klasyki z bogactwem. Złota nakrętka sprawia, że prosty flakonik wygląda wytwornie.




Wydajność
30 ml propozycji Elizabeth Arden starcza mi na 2 miesiące codziennego stosowania. Dostępne są również większe pojemności.

Testowanie na zwierzętach
Elizabeth Arden znajduje się na liście firm niepewnych.

Skład
Alcohol denat.-jest to handlowa nazwa dla 92% roztworu etanolu, skażonego różnymi substancjami, które uniemożliwiają jego spożycie. Pełni funkcję rozpuszczalnika.
Parfum-kompozycja zapachowa.
Aqua-woda, składnik bazowy większości kosmetyków, rozpuszczalnik polarny.
Dipropylene glycol-rozpuszczalnik pochodzenia chemicznego. Miesza się z wodą. Używany jako zamiennik gliceryny. Po przeprowadzonych badaniach został uznany za bezpieczny. Wykorzystuje się go podczas ekstrakcji substancji roślinnych.
Propylene glycol- glikol propylenowy, związek pochodzenia chemicznego. Jest cieczą oleistą, bezbarwną i bezwonną, uzyskiwaną z ropy naftowej. Glikol propylenowy wykazuje silne podobieństwo do gliceryny. Doskonale rozpuszcza się w wodzie, alkoholu i acetonie. Stosowany w wyższych stężeniach pełni rolę konserwantu, ponieważ obniża aktywność wodną, przez co mikroorganizmy mają gorsze warunki do rozwoju. Jest dobrym rozpuszczalnikiem dla parabenów obecnych w emulsjach. W emulsjach i pastach do zębów ma za zadanie utrzymywać wilgotność. Może powodować podrażnienia.
BHT-butylowany hydroksytoluen, używany jako konserwant. O zgrozo, chyba nadal jest dopuszczony w Polsce jako substancja konserwująca w żywności. Może wywoływać pokrzywkę, ale przede wszystkim działa nefratoksycznie.
Alpha-isomethyl ionone-znajduje się na liście potencjalnych alergenów. Składnik kompozycji zapachowych.
Benzyl alcohol-alkohol benzylowy, syntetyczny alkohol uzyskiwany z ropy naftowej bądź smoły węglowej. Substancja o lekko słodkawym, delikatnym, migdałowym zapachu. Jest on konserwantem, dobrym rozpuszczalnikiem dla estrów, lakierów, a także składnikiem kompozycji zapachowych. Co ciekawe w przemyśle spożywczym wykorzystuje się go przy produkcji czekolady i ciastek..
Benzyl cinnamate-charakteryzuje się trwałym, słodkim zapachem. Składnik kompozycji miodowych, ananasowych i jagodowych. Znalazł zastosowanie przy produkcji ambry syntetycznej. Potencjalny alergen.
Benzyl salicylate-pełni rolę filtru przeciwsłonecznego, substancji zapachowej, konserwantu. Jest to ciecz o balsamicznym, słodkim, kwiatowym zapachu. Pochłania promienie UVB. Wykazuje właściwości lekko znieczulające.
Butylphenyl methylopropional-aldehyd aromatyczny, stanowi potencjalny alergen. Składnik kompozycji zapachowych.
Citral-alifatyczny aldehyd terpenowy. Imituje zapach cytryny. Potencjalny alergen.
Citronellol- stosowany w perfumach i repelentach owadów (odstraszaczach). Jest to substancja biologicznie aktywna obecna w wielu olejkach eterycznych m.in. w różanym i pelargoniowym. Może działać bakteriostatycznie i bakteriobójczo.
Coumarin-kumaryna. Charakteryzuje się przyjemnym zapachem wysuszonej trawy. Występuje w trawach, storczykowatych, motylkowatych, jasnotowatych.
Farnesol-odzwierciedla zapach konwalii. Potencjalny alergen.
Geraniol-nienasycony alkohol terpenowy, obecny w olejkach eterycznych. Charakteryzuje się przyjemny zapachem kojarzącym się ze świeżością, pelargoniami. Główny komponent olejku różanego, cytrynowego i pelargoniowego. Chroni przed rozwojem mikroorganizmów.
Hydroxycitronellal- imituje zapach konwalii. Potencjalny alergen.
Hydroxyisohexyl 3-cyclohexene carboaldehyde-charakteryzuje się słodkim, kwiatowym zapachem przypominającym woń lilii i fiołka alpejskiego.
Isoeugenol-odzwierciedla zapach goździków. Potencjalny alergen.
Limonene- limonen podobnie jak linalol występuje w licznych ekstraktach roślinnych, w tym w olejku rozmarynowym, gdzie pełni rolę przeciwbakteryjną, chroni zatem produkt przed zakażeniem mikrobiologicznym. Stanowi alternatywę dla BHT, kwasu benzoesowego i parabenów. Nadaje produktom zapach cytrusowy.
Linalool-linalol. Naturalny alkohol terpenowy, występuje w wielu kwiatach i przyprawach, w tym w rozmarynie i grejpfrucie. Liczne badania nad właściwościami antybakteryjnymi olejku z rozmarynu i cytryny zwracają uwagę na linalol jako substancję aktywną. Zatem linalol może być stosowany jako substancja konserwująca, nadająca produktowi przyjemny zapach kwiatowy z pikantną nutą.
Butyl methoxydibenzenomethane-parsol 1789. Chemiczny filtr przeciwsłoneczny. Chroni przed promieniowaniem UVA. Zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry i poparzeniom słonecznym. Wprawdzie stosowany jest jako środek przeciwsłoneczny, to może wywołać reakcję fotouczulającą pod wpływem światła słonecznego.
Ethylhexyl methoxycinnamate-filtr UV. Chroni skórę przed niekorzystnym działaniem promieni ultrafioletowych, absorbując promienie słoneczne. Jego maksymalne stężenie w kosmetyku wynosi 10%. Związek ten może naśladować estrogeny, dlatego jego stosowanie może nie pozostawać bez wpływu na rozwój nowotworów piersi.
Ethylhexyl salicylate-najczęściej stosowany filtr chemiczny
Orange 4-barwnik.

Cena
Za 30 ml tej wody perfumowanej musimy zapłacić 50 zł.

Dostępność
5 th Avenue kupuję w Superpharmie, ale tę kompozycję widuję również w Rossmannie. Wydaje mi się, że z propozycjami Elizabeth Arden możecie się zapoznać również w Douglasie.

Reasumując: Bardzo cenię sobie 5 th Avenue od Elizabeth Arden, ponieważ ta propozycja nie pozwala na to, aby w moim życiu zagościła nuda. Jej wielowymiarowość sprawia, że wciąż odkrywam nowe nuty, z których istnienia nie zdawałam sobie sprawy. Za każdym razem zapach rozwija się nieco inaczej. Od lat znajduję się pod urokiem kompozycji, w których pierwsze skrzypce grają nuty kwiatowe. Jeśli podobnie jak ja nie możecie oprzeć się ich urokowi, to zachęcam do zapoznania się z propozycją od Elizabeth Arden. Nie przekreślajcie tego zapachu od razu. Moje pierwsze minuty znajomości z tą wodą perfumowaną nie należą do zbyt udanych. 5 th Avenue odebrałam jako ciężką kompozycję. Jednakże coś w tej propozycji mnie w niej intrygowało i powróciłam do tego zapachu, przy wykorzystaniu testera skropiłam nadgarstek, odczekałam kilkanaście minut i wtedy przepadłam. Zauroczona magią kwiatów zakupiłam 5 th Avenue od Elizabeth Arden. Ten zapach uzależnia. Zużyłam już 3 flakony tych perfum i istnieje duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości do nich powrócę.

PS Znacie 5 th Avenue od Elizabeth Arden? A może nie przepadacie za takimi ciężkimi, orientalno-kwiatowymi kompozycjami?

karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...