Dlaczego warto walczyć?-sukces internautek


Właśnie weszłam na blog kubka czekolady i dowiedziałam się, że akcja, w której walczono o pozostawienie pełnego asortymentu Alterry, odniosła sukces. Wprawdzie niektóre produkty zostaną wycofane, ale w ich miejsce pojawią się nowe. Zmienią się też opakowania niektórych kosmetyków.

Rossmann będzie nam oferował następujące olejki:
  • oliwka i limetka (początkowo miała być wycofywana, o czym świadczy otrzymany przeze mnie mail)
  • brzoza i pomarańcza (jej wycofywania nie planowano)
  • migdał i papaja (jej wycofywania również nie planowano)

Zmienią się opakowania olejków. Pojawi się dozownik, który znacznie ułatwi nam życie. W recenzji poświęconej olejkowi z oliwką i limetką, wspominałam o trudnościach z aplikacją. W przypadku siostry Alterry, Alverde, od dawna stosuje się to praktyczne rozwiązanie. Cieszę się, że moja ulubiona firma wypuszczająca na rynek kosmetyki pielęgnacyjne, podpatruje poczynania konkurencji i stara się ułatwić życie konsumentom.

W przypadku odżywek sytuacja przedstawia się następująco:
  • pozostaje odżywka z granatem (nigdy nic nie wspominano o jej wycofywaniu)
  • z półek znika odżywka z morelą i pszenicą (jest to zgodne z wcześniejszymi zapowiedziami)
  • pojawia się nowa odżywka (o tym, że być może do oferty zostanie wprowadzony nowy produkt, wspomniano w mailu, który otrzymałam)

Już nie mogę doczekać się nowej odżywki. Na jaki zapach tym razem postawi Alterra? Jakie składniki odżywcze w niej wykorzystają? Mam nadzieję, że odpowiedź na te pytania poznam już niebawem;)

Powodzenie akcji mającej miejsce na Facebook, dowodzi, iż we współczesnym świecie, opartym w znacznej mierze na funkcjonowaniu wolnego rynku, warto wyrażać swoje oczekiwania. Każda firma, której zależy na utrzymaniu swojej pozycji, będzie starała się wsłuchać w głos konsumentów, ponieważ to od ich decyzji, zależą przychody przedsiębiorstw. Cała ta sytuacja pokazuje, jak dużą rolę we współczesnym świecie odgrywa internet. Gdy jedna z blogerek dowiedziała się o planowanych zmianach, poinformowała o nich swoje czytelniczki, które tę samą wiadomość zamieściły na swoich blogach. Świadomość zmian skłoniła wiele dziewczyn do napisania petycji i założenia wydarzenia na Facebooku. Przyszłość będzie należała do specjalistów zajmujących się marketingiem w sieci.

karminowe.usta


Strachy na lachy?


Od pewnego czasu zastanawiałam się nad zakupem pasty ekologicznej. W końcu postanowiłam sprawdzić na własnych zębach działanie kremu z bio-miętą pieprzową. Nie ukrywam, że przed przystąpieniem do testów miałam sporo wątpliwości. Zastanawiałam się, czy tego typu produkt jest w stanie oczyścić moje zęby. Bałam się, że uczucie świeżości będzie trwało zaledwie chwilę. Zastanawiałam się również nad tym, czy moje zęby podczas stosowania tego produktu nie zmienią odcienia. Jak spisał się krem do zębów z bio-miętą pieprzową wypuszczony przez Logodent? Tego dowiecie się, czytając poniższą recenzję.

Oczyszczenie
Moje obawy okazały się bezpodstawne. Krem doskonale usuwa resztki jedzenia z powierzchni zębów. Pod tym względem nie ustępuje niczym silnym pastom drogeryjnym.

Pienienie
Krem pieni się dosyć dobrze. Aczkolwiek nie jest to efekt, z jakim mamy do czynienia w przypadku past drogeryjnych zawierających SLES. Intensywność pienienia jest niewątpliwie zaletą tego ekologicznego produktu. Nie lubię, gdy moje policzki rozsadzają mydliny.

Świeżość
Po użyciu tego produktu towarzyszy nam uczucie świeżości. Trwa ono kilka godzin. Podobny zapach wydobywa się z naszej jamy ustnej po wypiciu herbaty miętowej. Cieszę się, że jest tak delikatny. Nie lubię, gdy intensywny zapach pasty do zębów przeszywa moje nozdrza, ponieważ wówczas mam problem ze skupieniem uwagi na wykonywanych czynnościach.

Biel
Po użyciu tego kremu, moje zęby stają się białe. Myślałam, że tego typu efekt mogą osiągnąć, stosując silne pasty wybielające. Tymczasem okazało się, że produkt ekologiczny radzi sobie równie dobrze z tym trudnym zadaniem.

Smak
Po raz pierwszy nie miałam odruchu natychmiastowego wyplucia pasty. Krem Logodent jest niezwykle delikatny w smaku. Wyczuwam w nim miętę. Smak tego kremu porównałabym do białych tik-taków.

Zapach
Delikatny, można go porównać z wonią herbaty miętowej.

Podrażnienie
Krem nie przyczynił się do wystąpienia przykrych dolegliwości. Odkąd go stosuję, pożegnałam się z problemem aft. Od pewnego czasu przypuszczałam, iż źródłem mojego problemu jest dodecylosiarczan sodu dodawany do wielu drogeryjnych past.

Opakowanie
Tubka wykonana z dość grubego, a jednocześnie miękkiego plastiku. Nie mam problemu z dozowaniem produktu. Podczas używania kremu, ujście tubki nie brudzi się. Opakowanie pod względem szaty graficznej jest przyjemne dla oka.

Konsystencja
Pod tym względem produkt przypomina lekki krem.

Zabezpieczenie
Ujście tubki jest zabezpieczone folią, dzięki czemu mamy pewność, że otrzymujemy pełnowartościowy produkt.


Certyfikaty
W dzisiejszych czasach są one niezwykle pożądane, ponieważ dają nam gwarancję, że producent rzeczywiście korzysta z naturalnych składników. Na rynku można znaleźć wiele kosmetyków pseudoekologicznych. Krem z Logodent posiada dwa ekologiczne certyfikaty.

Smak jedzenia
Znacie to uczucie, gdy pół godziny po umyciu zębów macie ochotę coś przekąsić i zamiast smaku jabłka/kanapki/jogurtu czujecie pastę do zębów? Krem Logodent nie „wzbogaca” walorów naszych potraw.

Wydajność
Krem starcza mi na 1,5 miesiąca, a korzystam z niego kilka razy dziennie.

Kraj producencki
Niemcy

Testowanie na zwierzętach
Logona nie testuje swoich produktów na zwierzętach. Kosmetyki tej firmy mogą być używane przez wegan.

Skład
Aqua-woda, składnik bazowy większości kosmetyków, rozpuszczalnik polarny.
Calcium carbonate-węglan wapnia. Posiada właściwości polerujące, to za jego sprawą ze szkliwa znikają resztki jedzenia. Ponadto może remineralizować mikroubytki w zębach.
Glycerin- najprostszy, trwały alkohol triwodorotlenowy. Stanowi doskonały rozpuszczalnik dla lipidów. Posiada właściwości nawilżające.
Silica-krzemionka. Pełni rolę substancji ścierającej. Ma za zadanie nie tylko usunąć z zębów brud, ale też delikatnie je wybielić.
Sodium cocoyl glutamate- substancja aktywnie myjąca
Maris sal-sól morska. Zawiera znaczne ilości mikroelementów. Posiada właściwości polerujące. Oczyszcza zęby z resztek jedzenia.
Xylitol-ksylitol, alkohol polihydroksylowy o słodkim smaku. Stosowany jako substancja słodzaca. Powszechnie występuje w gumach żucia, ponieważ nie powoduje próchnicy.
Chondrus crispus (carrageenan)-karagienian, substancja otrzymywana z glonów zaliczanych do krasnorostów. Karageniany to liniowe, siarczanowe polisacharydy. Pełnią one funkcję substancji zagęszczających i żelujących. W pastach do zębów pełni rolę stabilizatora. Chroni składniki pasty przed rozwarstwieniem.
Chamomilla recutita flower extract-ekstrakt z rumianku. Wykazuje działanie przeciwzapalne i przeciwobrzękowe, polegające na hamowaniu wydzielania endogennej histaminy. Jest pomocny w przypadku wyprysków, zranień, owrzodzeń. Posiada właściwości przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze. Działa na skórę oczyszczająco, pielęgnuje skórę wrażliwą, zaczerwienioną i spękaną. Bardzo pomocny przy alergii.
Xanthan gum-guma ksantanowa. Substancja dodawana nie tylko do kosmetyków, ale również do żywności. Substancja zagęszczająca, zwiększająca lepkość wyrobu. Otrzymywana metodami biotechnologicznymi z wykorzystaniem Xanthomonas campestris.
Algin-algina, koloidalny polisacharyd otrzymywany z brunatnic. Wykorzystuje się je przy zagęszczaniu żywności i kosmetyków.
Mentha piperita oil-olejek mięty pieprzowej. W jego skład wchodzi mentol. Olejek ten pełni funkcję aromatyzująco, przeciwbakteryjną, przeciwbólową. Zawarty w nim mentol działa chłodząco.
Aroma-kompozycja zapachowa.
Limonene- limonen podobnie jak linalol występuje w licznych ekstraktach roślinnych, w tym w olejku rozmarynowym, gdzie pełni rolę przeciwbakteryjną, chroni zatem produkt przed zakażeniem mikrobiologicznym. Stanowi alternatywę dla BHT, kwasu benzoesowego i parabenów. Nadaje produktom zapach cytrusowy.


Cena
Krem zamówiłam na Zdrowych-kosmetykach.pl. Zapłaciłam za niego 9 zł, ale pamiętajmy o uwzględnieniu kosztów przesyłki. Warto składać większe zamówienia.

Dostępność
Swój krem kupiłam na Zdrowych-kosmetykach.pl.

Reasumując: Jest to najlepsza pasta, z jaką miałam kiedykolwiek do czynienia. Na pewno sięgnę po nią ponownie. Chętnie też sprawdzę działanie innych past ekologicznych. W przypadku mojej jamy ustnej sprawdzają się delikatne, naturalne kosmetyki. Krem z Logodent na pewno nie jest rozwiązaniem dla każdego. Ja nie mam problemów z zębami czy dziąsłami, więc mogę pozwolić sobie na eksperymenty. Od pasty oczekuję dobrego oczyszczania i długotrwałego uczucia świeżości.

PS Czy też odczuwacie dyskomfort, gdy trafiacie na pastę o intensywnym smaku?

karminowe.usta

Melisa i szałwia a problem potliwości


Kiedy dowiedziałam się z bloga eve o tym, iż Alterra ma w swojej ofercie dezodorant w kulce, wiedziałam, że muszę przetestować ten produkt. Nazajutrz udałam się do pobliskiego Rossmanna i trafiłam na promocję. Dezodorant w ciągu kilku sekund trafił do mojego koszyka. Używam go od pierwszej połowy lipca, dlatego uważam, że nadeszła odpowiednia pora na recenzję.

Ochrona przed potem
Dezodorant z Alterry ogranicza wydzielanie potu. Jeśli oczekujemy całkowitego zahamowania tego procesu, to powinnyśmy sięgnąć po bloker. Ja stawiam na produkty zmniejszające wydzielanie potu. Uważam, iż nie należy blokować naszego naturalnego mechanizmu termoregulacji, który chroni nasz organizm przed przegrzaniem i denaturacją białek.

Maskowanie przykrego zapachu
Po zastosowaniu tego dezodorantu nie odczuwam nieprzyjemnej woni. Substancje w nim zawarte ograniczają rozwój mikroorganizmów, które rozkładając pot, przyczyniają się do powstania zapachu odbieranego przez nasze nozdrza w sposób negatywny. Poza tym sam dezodorant charakteryzują się przyjemną ziołowo-cytrynową wonią.



Uczucie świeżości
Po jego aplikacji czuję się komfortowo. Odpowiedzialny jest za to świeży ziołowo-cytrynowy zapach.

Zapach
Mamy tu do czynienia z połączeniem woni melisy, szałwii i cytryny. Zapach dezodorantu nie powoduje u mnie mdłości. Za jego sprawą uczucie świeżości towarzyszy mi przez kilka godzin.

Plamy
Po aplikacji kosmetyku dobrze jest poczekać 2-3 minuty. Potem możemy założyć bluzkę. Jeśli odczekamy chwilę, to problem plam będzie nam obcy.


Podrażnienie
Na pierwszym miejscu w składzie znajduje się wodno-alkoholowy wyciąg z melisy lekarskiej. Określenie alkoholowy wzbudziło we mnie niepokój. Obawiałam się, że gdy użyję tego kosmetyku po goleniu, to pojawi się pieczenie i zaczerwienienie. Nic takiego nie miało miejsca, co okazało się dla mnie sporą niespodzianką.

Trwałość ochrony
Dezodorant chroni nas przez 6-7 godzin. Dla mnie nie stanowi to problemu, ponieważ w ciągu dnia korzystam z prysznica, po czym ponownie aplikuję kosmetyk.



Klejenie się
Po użyciu dezodorantu moja skóra nie klei się do ubrań.

Aplikacja
Łatwa i przyjemna. Otrzymujemy produkt w kulce. Preferuję tego typu rozwiązania. Uważam, że preparaty w aerozolu nie zapewniają dostatecznej ochrony.

Konsystencja
Porównałabym ją do lekkiego balsamu.

Opakowanie
Butelka wykonana z grubego szkła jest ekologiczna. Poza tym możemy kontrolować, ile produktu pozostało nam do końca.

Wydajność
W moim przypadku dezodorant starcza na 2 miesiące codziennego stosowania.

Testowanie na zwierzętach
Alterra nie testuje swoich produktów na zwierzętach. Kosmetyki tej marki mogą być stosowane także przez wegan.

Skład
Wodno-alkoholowy wyciąg z melisy lekarskiej- ogranicza zjawisko potu emocjonalnego, gdyż działa uspokajająco. Ponadto melisa posiada ogranicza wzrost drobnoustrojów odpowiedzialnych za rozkład potu. Gdyby nasz pot pozostawał sterylny, wówczas nie odczuwalibyśmy jego przykrego zapachu. Nieprzyjemna woń to efekt działania mikroorganizmów.
Włókna bambusowe- unikalna struktura włókien bambusa umożliwia błyskawiczne odparowywanie potu i zapobiega klejeniu się skóry do ubrań.
Ester glicerynowy-w wyniku estryfikacji kwasów tłuszczowych z gliceryną powstają tłuszcze. Warstwa lipidowa (inaczej tłuszczowa) chroni przed nadmiernym parowaniem wody. Pośrednio wpływa na ograniczenie potliwości.
Rycynooleinian cynku-zapobiega powstawaniu nieprzyjemnego zapachu.
Gliceryna roślinna- posiada właściwości nawilżające.
Ksantan-substancja zagęszczająca, zwiększająca lepkość wyrobu. Otrzymywana metodami biotechnologicznymi z wykorzystaniem Xanthomonas campestris.
Tlenek cynku-posiada właściwości wysuszające.
Olej kokosowy-składnik natłuszczająco-nawilżający.
Hydrolat szałwiowy-zawiera garbniki, kwasy organiczne, cyneol i tujon, które hamują wydzielanie potu. Poza tym szałwia wykazuje aktywność przeciwbakteryjną.
Woda oczarowa-działa ściągająco, przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie. W miejscu stosowania zmniejsza również wydzielanie sebum.
Ekstrakt ze skrzypu- zwiększa wydalanie moczu, tym samym redukując ilość płynów wydzielanych przez skórę.
Olejek z jojoby-to płynny wosk o złoto-żółtym zabarwieniu. Jego głównymi składnikami są nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe oraz alkohole. Zawiera także witaminy A i E, które działają przeciwstarzeniowo, gdyż zwalczają wolne rodniki. Stanowi także bogate źródło skwalenu i fitosteroli. Naprawia strukturę naskórka, jego działanie można porównać do cementu. Zmiękcza, uelastycznia i chroni naskórek przed szkodliwymi czynnikami środowiska. Spowalnia procesy rogowacenia i zapobiega powstawaniu zaskórników. Reguluje wydzielanie łoju, w związku z czym poleca się go osobom posiadającym cerę tłustą i mieszaną. Działa nawilżająco.
Lecytyna- to żółta, woskowa substancja wchłaniająca wilgoć. Wykazuje dobrą rozpuszczalność w etanolu, częściowo miesza się z olejami, z kolei w roztworach wodnych pęcznieje. Występuje zarówno u zwierząt, jak i u roślin. Zawartość lecytyny w skórze wynosi 1%. Są to substancje natłuszczające i naturalne emulgatory. Do produkcji kosmetyków najczęściej wykorzystuje się lecytynę sojową. Lecytyny charakteryzują się one wysokim podobieństwem do błon komórkowych skóry i silnymi właściwościami emulgującymi, dzięki czemu zmiękczają naskórek i umożliwiają wchłanianie substancji aktywnych. Lecytyny posiadają zdolność do tworzenia liposomów (mikroskopijne bańki wypełnione substancjami aktywnymi), które przenikają przez naskórek, po czym uwalniają swoją zawartość.
Mieszanina olejków eterycznych-pełni funkcję kompozycji zapachowej, ogranicza również rozwój mikroorganizmów.

Cena
Zakup tego produktu to wydatek rzędu 8 zł.

Dostępność
Do nabycia wyłącznie w sieci drogerii Rossmann.

Reasumując: Nie mam sporych wymagań, ponieważ nie zmagam się z problemem nadmiernej potliwości. Ten dezodorant sprawdził się u mnie bardzo dobrze, ponieważ uniemożliwiał rozkład potu drobnoustrojom. Przez 6-7 h towarzyszyło mi uczucie świeżości. Dezodorant z Alterry przepięknie pachnie połączeniem melisy, szałwii i cytryny. Aczkolwiek przypuszczam, że produkt nie sprawdzi się w przypadku osób potrzebujących silniejszej ochrony.

PS Lubicie ziołowe dezodoranty? Czy sięgacie po mocniejszą ochronę?

karminowe.usta

Supertajne informacje


Odkąd założyłam bloga, zaczęłam świadomie podchodzić do zakupów kosmetycznych. Wcześniej rzadko zwracałam uwagę na skład INCI. Wychodziłam z założenia, że skoro dany produkt został dopuszczony do użytku, to spełnia określone wymagania. Istnieje bowiem szereg regulacji unijnych, które określają maksymalne stężenie danego ingredientu. Zazwyczaj różni się ono w zależności od rodzaju produktu. Bardzo często ten sam składnik może występować w wyższym stężeniu w kosmetykach, które spłukujemy. Te, które na dłużej goszczą na naszym ciele, muszą spełniać zaostrzone wymagania. Wielkość dopuszczalnych stężeń ustalono w oparciu o badania naukowe. Aczkolwiek należy pamiętać, iż reakcja na poszczególne składniki produktu jest kwestią indywidualną. Dana substancja może uchodzić za względnie bezpieczną i jednocześnie wywoływać alergię u 0,5% populacji. Każdy kosmetyk musi spełniać pewne obostrzenia. Stężenie poszczególnych składników nie może przekraczać wartości granicznych. O tym, czy dana substancja jest trucizną, decyduje koncentracja. W każdym kosmetyku stężenie substancji „y” znajduje się na poziomie uznanym za bezpieczny. Aczkolwiek gdy używamy 3 produktów z „y”, może się okazać, że do naszego organizmu wprowadzamy szkodliwą dawkę tej substancji.

Odkąd zaczęłam przyglądać się składom i wiązać je z reakcją mojego organizmu, dostrzegłam pewne prawidłowości. Parafina mnie potwornie zapycha. Szampony z SLS i SLES wywołują u mnie łupież. Włosy po użyciu odżywki z silikonami gorzej się kręcą. Ale te same silikony wykorzystane w podkładach, nie wyrządzają mi krzywdy. Na podstawie obserwacji wiem, iż parabeny wywołują u mnie reakcje alergiczne. Czerwone, załzawione oczy, podrażniona skóra nie należą do przyjemności, dlatego staram się unikać tych substancji.

Ostatnio udałam się na kosmetyczne łowy. To właśnie one stały się inspiracją do napisania tej notki. Chcąc dokonywać świadomych zakupów, napotykamy na szereg trudności. Wiele marek nie umieszcza składu kosmetyków nawet na opakowaniu pudrów i podkładów, które do małych nie należą. W jednej z drogerii natrafiłam na produkty Misslyn. Chciałam im się bliżej przyjrzeć, ale niestety, ich składy owiane są tajemnicą. O ile jestem w stanie rozumieć, że większość producentów lakierów nie zamieszcza takich informacji, wszak powierzchnia buteleczek z emalią nie należy do największych, o tyle nie jestem w stanie pojąć, co stoi na przeszkodzie w przypadku większych kosmetyków typu podkład, puder.

Skoro producent stwierdza, że nie będzie „oszpecał” kosmetyku informacjami o składzie, to powinien przesyłać drogeriom stosowne ulotki. Gdy do Rossmanna weszła pierwsza limitka Essence, to zauważyłam niewielkie kartki dołączone do standu. Informowały one o substancjach wykorzystanych przy produkcji poszczególnych kosmetyków. Takie rozwiązanie do mnie przemawia. Natomiast nie jestem w stanie pojąć, dlaczego niektóre drogerie nie posiadają żadnych danych nt. składu oferowanych produktów. Ostatnio w jednej z nich trafiłam na bazę pod cienie wypuszczoną przez Joko. Nie chciałam brać jej w ciemno, ponieważ jestem uczulona na parabeny. Po kosmetykach zawierających te konserwanty wyglądam jak królik doświadczalny. Ekspedientka bardzo chciała mi pomóc, dlatego przejrzała wszystkie dostępne ulotki, ale nie znalazła żadnych stosownych informacji.

Zauważyłam, że w perfumeriach typu Douglas funkcjonują specjalne segregatory, do których wpina się wydruki zawierające dane o składzie poszczególnych produktów. Z punktu widzenia klienta nie jest to wygodne rozwiązanie, ale jednak możemy dotrzeć do interesujących nas informacji.

Istnieją produkty, których skład owiany jest ścisłą tajemnicą. Tego typu informacji na próżno szukać na stronie producenta i w dziale KWC. Nie dotrzemy do nich przeglądając blogi poświęcone kosmetykom. W dzisiejszych czasach uważa się, że to czego nie ma w internecie, nie istnieje.

Wychodzę z założenia, że jeśli nawet nie wszyscy zwracają uwagę na skład kupowanych kosmetyków, to tego informacje powinny być łatwo dostępne. Firmy decydujące się na wypuszczenie tajemniczych produktów, na pewno nie mogą liczyć na to, iż sięgnę po ich wyroby. Nie kupuję żadnych kosmetyków bez wcześniejszego zapoznania się ze składem. Wyjątek robię tylko w przypadku lakierów do paznokci.

PS Jak zachowujecie się, gdy na produkcie nie ma żadnych informacji nt. składu? A może znacie jakąś godną polecenia stronę, gdzie zamieszczane są tego typu dane?

karminowe.usta

Inglotowe swatche


W poniedziałek przedstawiałam Wam kosmetyki, które upolowałam w Inglocie. Wiele z Was prosiło mnie o swatche, dlatego dzisiaj postanowiłam skorzystać z dobrego światła i oto efekty:





1- Inglot korektor rozświetlający z serii AMC nr 51. Kolor wydaje się być dosyć jasny. Lekko wpada w róż. Zawiera niewielkie drobinki rozświetlające. Nie wygląda tandetnie.
2-Inglot czarna wysuwana konturówka do powiek dodawana jako gratis przy zakupie tuszu. Na ręce sprawia wrażenie dobrze napigmentowanej, przy nanoszeniu na linię wodną trzeba się sporo namachać, by kolor był widoczny.
3-Inglot matowy cień nr 375. Cień przypomina śliwkę węgierkę zarówno w opakowaniu, jak i na skórze.
4-Inglot matowy cień nr 353. Mamy tu do czynienia z typowym cielakiem, o czym najlepiej świadczy fakt, iż jego kolor nie odcina się od naturalnego kolorytu moich dłoni.
5-Inglot matowy cień nr 362. Niezwykle soczysty róż. Moim zdaniem idealnie nadaje się do podkreślenia kości policzkowych.

karminowe.usta

Za młodzi, za starzy...

Dotychczas bardzo rzadko sięgałam po białą kredkę. Ta, która leży na dnie mojej kosmetyczki, już zdążyła się przeterminować. W związku z tym postanowiłam uzupełnić braki. Udałam się do centrum handlowego. Kredkę bez problemu zakupiłam w Inglocie. Korzystając z wolnej chwili, postanowiłam wstąpić do Douglasa. Zbliża się ważna uroczystość.  Parę tygodni temu nabyłam sukienkę w kolorze śliwki węgierki. Uznałam, że na weselu przyjaciółki zaakcentuję usta. O dobrą ciemnofioletową szminkę nie jest łatwo. Pomadka, po którą sięgnę w dniu ślubu mojej przyjaciółki, musi być trwała. Bardzo ciepłymi uczuciami darzę rubinową szminkę Collistara.  W związku z tym postanowiłam rozejrzeć się za dojrzałą śliwką węgierką. 

Gdy przekroczyłam próg perfumerii, wzbudziłam spore zainteresowanie ze strony ekspedientek. Wprawdzie wyglądałam zwyczajnie. Na twarzy miałam jedynie krem z filtrem i puder transparentny.  Bawełniana jasna bluzka i jeansowe krótkie spodenki raczej nie wskazują na życie w luksusie. Mimo to dwie młode ekspedientki chciały mi pomóc.

Dwie panie zaproponowały mi pomoc i rzeczywiście podsuwały jedynie ciekawsze propozycje. Niestety, większość pomadek była dość słabo napigmentowana.  W związku z tym zapytałam, kiedy zostaną wprowadzone jesienne kolekcje.  Ciemne, mocno napigmentowane pomadki raczej nie świecą triumfów latem. Jedna, naprawdę miła ekspedientka, podeszła ze mną do kierowniczki. I tutaj sprawdziło się powiedzenie, iż każda ryba psuje się od głowy. Kierowniczka perfumerii spojrzała na mnie i spytała, czy aby na pewno ta pomadka jest dla mnie. Gdy odpowiedziałam, że tak, to skrzywiła się i stwierdziła, że mam dziwne wymagania. Według niej w swoim wieku powinnam zadowolić się różową pomadką. Nie rozumiem, skąd w handlu biorą się takie osoby.

Podejrzewam, że według kierowniczki wyglądałam zbyt młodo, dlatego nie było mi dane poznać odpowiedzi na zadane pytanie.  Ba, poczuła ona nawet potrzebę uświadomienia mi pewnej niezwykle ważnej rzeczy. Koloru pomadki nie powinnyśmy dobierać według własnych preferencji czy typu urody. Najistotniejszym kryterium jest wiek! Podejrzewam, że gdybym pokazała jej dowód, to mogłaby przeżyć spory szok. Poza tym nie pytałam jej o radę. Sama wiem, w jakiej sukience idę i w jakim kolorze na ustach czuję się najlepiej. Ba, mogę kierować się nawet chwilowym kaprysem i poszukiwać czarnej pomadki.  To moja sprawa, czy dany kosmetyk kupuję dla siebie czy babci.  Podejście niektórych osób mających kontakt z klientem woła o pomstę do nieba.

Tym razem trafiłam na wyjątkowo miłe pracownice najniższego szczebla, które znały asortyment perfumerii. Już nawet przez głowę przemknęła mi myśl, iż specjaliści od wizerunku czytają opinie w internecie i postanowili coś zmienić w podejściu do klienta. Niestety, kierowniczka jednej z perfumerii sprowadziła mnie na ziemię. 

Na koniec wspomnę o jeszcze jednym zdarzeniu. Gdy przebyłam w Douglasie, starsza pani przyglądała się perfumom. W pewnym momencie podeszła do kierowniczki i poprosiła ją o pomoc. Klientka chciała się tylko dowiedzieć, czy produkt, który trzyma w ręce, jest pierwotną wersją zapachu. Kierowniczka ją zbyła. Podejrzewam, że emerytka nie wyglądała wystarczająco zamożnie.  Aczkolwiek miała stosowne fundusze na zakup wybranych perfum, gdyż podeszła z nimi do kasy, po czym wyciągnęła portfel.

Według niektórych pracowników Douglasa jedni są za młodzi, a inni za starzy na robienie zakupów w tym przybytku...

Co kupiłam w Inglocie?


Wczoraj wspominałam, że wybieram się na kosmetyczne łowy. Chciałam uzupełnić swoją kolekcję matowych cieni, ponieważ podczas nauki blendowania okazało się, że brakuje mi typowego „cielaka”. Teraz już go posiadam, w związku z tym już jutro będę mogła skorzystać z rady Baby Blue i Paramore. W piątek w jednej z notek prosiłam o wskazówki dotyczącego rozcierania. Blogerki okazały się nieocenione.;) Doczekałam się nawet zdjęcia poprawionego w photoshopie;) Dzięki Chochlikowi wiem, jaki kształt powinnam nadawać swojej powiece. Jeszcze raz Ci dziękuję:) Poniżej przedstawiam Wam parę drobiazgów, które upolowałam dzisiaj w Inglocie;)

Inglot matowy cień nr 353
Ten kosmetyk był głównym celem mojego rajdu po okolicznych drogeriach. Bardzo zależało mi na cielistym cieniu, ponieważ chciałabym skorzystać z triku Baby Blue. Dzisiaj nie ma już dobrego światła, dlatego jutro sprawdzę potencjał drzemiący w tym kosmetyku;)




Inglot matowy cień nr 362
Gdy zobaczyłam ten soczysty róż, nie mogłam mu się oprzeć. Nie wiem, jak ten kolor będzie wyglądał na mojej powiece. Jeśli wypadnie niekorzystnie, to zacznę nim podkreślać kości policzkowe. Kolor jest obłędny. Gdy zastanawiałam się nad sensem zakupu złotego cienia, wszak perła nie służy opadającej powiece, jedna z klientek wskazała na soczysty róż i zapytała ekspedientki, czy jest to kosmetyk przeznaczony do podkreślania policzków. Trudno nie dostrzec potencjału drzemiącego w tym niezwykłym kolorze;)



Inglot matowy cień nr 375
Część z Was być może zdołała już zauważyć, że przejawiam ogromną słabość do kosmetyków w odcieniach fioletu. Lubię ten kolor. Wiele razy słyszałam, że wyglądam w nim dobrze. Mam już kilkanaście fioletowych cieni. Mimo to nie mogłam oprzeć się pokusie powiększenia swojej kolekcji. Cień jest dość ciemny, patrząc z daleka mamy wrażenie, że przyglądamy się brązowi. Dopiero przy dobrym oświetleniu możemy dostrzec, iż mamy do czynienia z dojrzewającą śliwką węgierką.




Inglot False Lash Effect Mascara
Długo rozważałam sens zakupu tego kosmetyku. Rzęsy tuszuję naprawdę rzadko. Nie mam szczęścia do maskar. Nie przepadam za silikonową szczoteczką, która ostatnio jest dołączana do wielu tuszy. Jeśli nawet trafię na tradycyjny aplikator, to moje rzęsy po aplikacji kosmetyku przypominają owadzie nóżki. Nie wiem, czy do tej pory trafiałam na macane maskary, czy te, których używałam, nadmiernie usztywniały i obciążały moje rzęsy, ale skutki korzystania z tych kosmetyków były opłakane. Rzęsy wypadały mi jak po chemioterapii. W związku z tym mam ogromny uraz do maskar. Mając na uwadze swoje przykre doświadczenia, poprosiłam ekspedientkę o wskazanie niewodoodpornego tuszu dającego efekt delikatnie podkreślonych rzęs. O zakupie tego tuszu ostatecznie zdecydował fakt, iż klienci nie mają dostępu do pełnowymiarowych produktów Inglota. Jutro go wypróbuję. Trzymajcie kciuki, żeby moje rzęsy pozostały na swoim miejscu.




Inglot czarna, wysuwana konturówka do powiek
Ten produkt otrzymałam jako gratis przy zakupie tuszu. Sama pewnie nigdy nie zdecydowałabym się na tę konturówkę. Wolę tradycyjne kredki, które można natemperować. Zauważyłam, że wiele wysuwanych konturówek do powiek charakteryzuje się słabą pigmentacją. Mimo to mam nadzieję, że ten produkt zaskoczy mnie pozytywnie.





Inglot korektor rozświetlający AMC nr 51
Ten korektor trafił na moją wishlistę po recenzji Aliny. Wprawdzie ona nie była z niego do końca zadowolona, ale ja mam inne oczekiwania wobec tego typu kosmetyków. Na korzyść tego produktu przemawia kolor, lekka konsystencja i aplikator (pędzelek, na którym po przekręceniu końcówki, pojawia się odrobina kosmetyku). Sięgnęłam po najjaśniejszy odcień. Na ręce prezentował się naprawdę interesująco. Mam nadzieję, że w ciągu dnia korektor nie będzie utleniał się w kierunku pomarańczy. Jutro okaże się, czy doczekam się delikatnego rozświetlenia okolic oczu, czy będę straszyć otoczenie efektem pandy.






PS Miałyście któryś z tych produktów? A może znacie jakiś delikatny tusz, który nie obciąża rzęs?

karminowe.usta

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...


Jako nastolatka często byłam obdarowywana różnymi tanimi paletkami. Bardzo lubiłam eksperymentować z kolorami. Wówczas mogłam pozwolić sobie na wiele. Nie miałam opadającej powieki, poza tym nastolatka z żółtym cieniem nie spotyka się z taką reakcją otoczenia jak dorosła kobieta. Bardzo lubiłam te paletki ze względu na bogactwo kolorów i odcieni. Odpowiedników wielu z nich nie znalazłam do tej pory, choć w poszukiwania włożyłam sporo wysiłku. O dziwo, te tanie kosmetyki wypuszczone na rynek niemiecki przez nieznane mi firmy, charakteryzowały się dobrą pigmentacją i przyczepnością. Bez problemu można było je rozetrzeć i łączyć ze sobą wedle uznania.

Wciąż posiadam te paletki, choć od dawna ich nie używam. Cienie są przeterminowane. Trzymałam je w starej kosmetyczce, ponieważ bardzo zależało mi na znalezieniu odpowiedników wybranych cieni. Nie wiem, czemu wcześniej nie wpadłam na pomysł, aby uwiecznić je na zdjęciach, po czym wyrzucić do kosza. Dzisiaj mnie oświeciło. Doszłam do wniosku, że zrobię im minisesję, a następnie wrzucę zdjęcia na bloga. Może akurat któraś z Was zna ich odpowiedniki?:) Jutro wybieram się na zakupy kosmetyczne. Przy okazji chcę dokupić parę cieni, aby uprzyjemnić sobie naukę blendowania;)

Już nie marudzę. Cienie nie prezentują się zbyt pięknie, ale swego czasu były namiętnie używane;)

Jestem zainteresowana najciemniejszym kolorem z tej minipalety. To niezwykle udane skrzyżowanie chabrów z granatem.
W przypadku tego kosmetyku duo, interesują mnie ciemniejszy kolor, który można określić mianem turkusu wpadającego w zieleń.



W mojej kolekcji cieni wciąż brakuje zamiennika nr 3, 5 i 8.
Nr 3 to cegła zmieszana z pomarańczą.
Nr 5 to połączenie czerni, brązu, szarości. Na skórze możemy zauważyć fioletową nutę.
Nr 8 to beż przypominający cappuccino. Ten cień na skórze pięknie opalizuje na różowo.

Wciąż poszukuję nr 6 i 7.
Nr 6 to dość żywa zieleń mająca w sobie nutkę turkusu.
Nr 7 to szarość otulona gołębią poświatą

Z powyższych cieni interesuje mnie nr 7. Jest to taki niejednoznaczny kolor. Połączenie fioletu i niebieskiego. 
Z zaprezentowanej paletki interesuje mnie nr 1, 2, 4, 5. 
Nr 1 to jasna cytryna.
Nr 2 to jasna zieleń, mająca w sobie coś z limonki.
Nr 4 to kolejny niejednoznaczny kolor. Jest to połączenie brązu, beżu, rudości i khaki.
Nr 5 przypomina mi cegłę.
karminowe.usta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...