Testowanie na zwierzętach to problem, który budzi wiele kontrowersji. Osobiście nie mam problemu z  uznaniem tego typu badań w przypadku, gdy określa się toksyczność substancji mających znaleźć zastosowanie w medycynie. Leki i ratowanie ludzkiego życia stoją w mojej hierarchii wartości wyżej. Natomiast wykorzystywanie zwierząt w testach poprzedzających wprowadzenie na rynek rzeczy, które nie są niezbędne dla naszego zdrowia i funkcjonowania, wiąże się z dylematami natury etycznej. Nowa szminka powiększająca usta nie jest dla mnie tak istotna, by przy jej wypuszczaniu na rynek musiały cierpieć zwierzęta. Zapewne zauważyłyście, że na swoim blogu opisuję różne kosmetyki, są wśród nich również te testowane. Bardzo długo żyłam w mylnym przekonaniu, że tego typu produkty muszą zawierać adnotację, iż były badane na zwierzętach. Teraz, kiedy znalazłam na Wizażu listę firm testujących, będę zmieniała kosmetyki na ekologiczne bądź też bardziej przyjazne tym żywym istotom. Na szczęście mój ukochany Inglot jest wśród nieprzeprowadzających testów na zwierzętach, podobnie jak Lolita Lempicka, Collistar, Alterra.

Mam mały problem z kosmetykami do demakijażu, bo większość z nich mi szkodzi, a te o dobrym składzie są niepewne. Mam tu na myśli micele z AA, firmy, która znajduje się na niepewnej liście. Ale na szczęście jest mleczko Alterry, które śmierdzi nieziemsko, ale świetnie usuwa makijaż i nie wyrządza mi krzywdy:) Zamierzam zamówić płyn do demakijażu ze Zdrowych-kosmetyków, ale na to zamówienie muszę uzbierać większe fundusze, ponieważ od razu wezmę krem tonujący z filtrem, tusz i szminkę.

Niestety, wciąż nie znalazłam godnego następcy na mleczko do opalania SPF 50 wypuszczonego przez Rossmann. Zapewnia mi doskonałą ochronę, nie uczula, nie zapycha, jego skład mi odpowiada. Wśród ekologicznych mleczek z filtrem, przeważają te o niskim faktorze, które zupełnie mnie nie urządzają, ponieważ pojawiają się u mnie reakcje fotoalergiczne. Niestety,nie da się wymienić wszystkich kosmetyków na ekologiczne. Prawdopodobnie będę dalej zaopatrywać się w mleczko z Rossmanna. Potrzebuję najwyższej ochrony przeciwsłonecznej ze względów zdrowotnych. Nie smaruję się tą smrodliwą mazią dla własnej przyjemności i na razie nie potrafię jej niczym zastąpić. Jeśli chodzi o pozostałe kosmetyki, to będą zastępowane odpowiednikami nietestującymi na zwierzętach.

Nie wiem też, po jakie podpaski sięgać w sklepie. Żadne Belle nie wchodzą w rachubę, bo co 15 minut muszę zmieniać Always. Z tymi z Belli chyba nie wychodziłabym z toalety, bo po drodze by mi przeciekły. Potrzebuję czegoś chłonnego i nietestowanego na zwierzętach. Jak znajdę, to zmienię podpaski.

Nie sądziłam, że można testować golarki na zwierzętach. Zawsze kupowałam te, które mi pasują, bo uważałam je za kosmetyczne akcesorium. Tymczasem dowiedziałam się, iż maszynki również bada się na zwierzętach. Przejeżdża się nimi po ciele myszy/szczura/królika i patrzy, czy ostrza przyczyniają się do okaleczenia. Im mniej ran, tym golarka uważana jest za lepszą. Zastanawiam się, czy istnieje takowa, która nie była testowana. Depilatory też są testowane, więc odpadają. Z kolei wosk powoduje u mnie przykre dolegliwości. Też będę szukała czegoś nietestowanego.
Badanie papierosów

Tym, co budzi moje negatywne reakcje, jest niewątpliwie tworzenie zwierząt transgenicznych pod kątem przydatności do badań drogich kosmetyków. Przykładem jest szczur skonstruowany metodami inżynierii genetycznej, który jest nagi i pomarszczony. Jest stosowany do badania właściwości kremów przeciwzmarszczkowych.

Nie każdy wie, że kosmetyki mogą być też badane przy użyciu alternatywnych badań. Ludzkie hodowle tkankowe to przykład jednego z rozwiązań. Zaletą tych badań jest to, iż testujemy substancje pod kątem wpływu na metabolizm ludzkich komórek. Niewątpliwą wadą jest z kolei to, iż testy przeprowadzone w warunkach in vitro czasami dają odmienne wyniki w porównaniu do tych przeprowadzonych w warunkach in vivo. Ponadto ludzkie hodowle tkankowe są dosyć kosztowne. Innym ciekawym rozwiązaniem jest przenoszenie genów z organizmu człowieka do komórki mikroorganizmu i wykorzystanie takich zmodyfikowanych drobnoustrojów do badań. Jednakże to rozwiązanie niewątpliwie również nie jest wolne od wad. Przede wszystkim zmodyfikowany mikroorganizm nie posiada budowy tkankowej, a co za tym idzie trudno określić, jakie organy są narażone na niekorzystne oddziaływanie poszczególnych składników. Współczesny świat dysponuje także programami komputerowymi umożliwiającymi symulację działania poszczególnych substancji na organizm człowieka. Aczkolwiek takie symulacje obciążone są stosunkowo dużym błędem i opierają się na prawdopodobieństwie, tymczasem nawet wśród związków zaliczanych do tej samej grupy (np. alkoholi), występuje dość istotne różnice w działaniu.

Należy przy tym pamiętać, iż testy prowadzone na zwierzętach również nie są pozbawione wad. Np. penicylina, która w organizmie człowieka niszczy mikroorganizmy chorobotwórcze, może doprowadzić do śmierci świnki morskiej. Nie wszystkie wyniki uzyskane w testach na zwierzętach można przenieść do świata ludzi.

Już niebawem wejdzie w życie prawo zakazujące badania kosmetyków na zwierzętach na terenie Unii Europejskiej. Nadal dozwolone będzie testowanie szamponów przeciwłupieżowych. Akurat ten zapis wydaje mi się zrozumiały, ponieważ łupież nie jest wyłącznie problemem estetycznym, ale przede wszystkim chorobą.

Moim zdaniem istotnym problemem jest przeprowadzanie równolegle tych samych badań. Każda firma często prowadzi własne badania. Gdyby dochodziło do upowszechniania wyników tego typu testów, wówczas można by ograniczyć ilość zwierząt, którym zadawany jest ból. Ale żadna firma nigdy nie zgodzi się, by badania, w które zainwestowała spore środki finansowe, mogły być wykorzystywane przez inne koncerny.

Podsumowując, uważam, iż to, po jakie kosmetyki sięgamy jest indywidualną sprawą każdego z nas. Powyższy wpis przedstawia moje stanowisko. Nie będę udawała, że moje działania są w 100% przyjazne zwierzętom, ponieważ na razie nie jestem w stanie wyeliminować pewnych rzeczy. Nie znalazłam ekologicznego mleczka do opalania SPF 50, więc będę używała rossmannowskiego. Ponieważ podczas menstruacji przypominam kran, to muszę sięgać po chłonne podpaski. Znam tylko jedne nietestowane, które zapewniają zbyt niską ochronę. Z powodu okresu nie wezmę przecież L4, muszę normalnie funkcjonować. Z depilacją można coś pokombinować i skorzystać z innej metody. Są sytuacje, w których stawiam na własną wygodę, bezpieczeństwo. Wszędzie tam, gdzie chodzi wyłącznie o kwestie estetyczne, będę unikała kosmetyków stosowanych na zwierzętach, ale najpierw muszę zużyć to, co mam. Nie wyrzucę przecież tego do śmieci.

PS Znacie jakieś maszynki, podpaski nietestowane na zwierzętach? Chętnie zmienię swoje nawyki, muszę tylko znaleźć jakieś zastępstwo dla tych produktów.

Natuderm Botanics peeling myjący z Ginkgo biloba i krzemionką


Dzisiaj przedstawię Wam pierwszy kosmetyk organiczny, z jakim miałam do czynienia. Po raz pierwszy sięgnęłam po niego na początku studiów. 4 lata temu nie przywiązywałam jeszcze zbyt wielkiej wagi do składu kosmetyków. Dopiero z czasem stało się to moim podstawowym kryterium. Dzisiejszą recenzję poświęcam peelingowi pod prysznic z Ginkgo biloba i krzemionką wyprodukowanego przez Natuderm Botanics.


Usuwanie martwego naskórka
Początkowo myślałam, że ten kosmetyk sobie z tym nie poradzi. Swego czasu byłam bardzo przywiązana do peelingów gruboziarnistych. Uważałam, że tylko taka mocna artyleria jest sobie w stanie poradzić z moją zanieczyszczoną skórą. Tymczasem szkodziłam sobie, moja skóra była wiecznie podrażniona, czerwona, piekąca i nierzadko przesuszona. Peeling zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, ponieważ rzeczywiście usuwał martwy naskórek, chociaż sprawiał wrażenie bardzo delikatnego.

Usuwanie zanieczyszczeń
Kosmetyk posiada właściwości oczyszczające. Rzeczywiście można go stosować w charakterze żelu pod prysznic. Jest przy tym bardzo delikatny i nie wysusza skóry. Jest to efekt zastąpienia SLS łagodnymi detergentami pochodzenia roślinnego.

Wielkość drobinek
Nie jest to typowy ścierak. Daleko mu do peelingu cukrowego z Perfecty, ale jest nieco mocniejszy w swoim działaniu od produktu tego samego typu wypuszczonego przez Alterrę.

Delikatność granulek
Nie są aż tak ostre jak w typowych ścierakach dostępnych w drogeriach, ale mimo wszystko trzeba zachować ostrożność, ponieważ zdarzają się ostrzejsze drobinki.

Zapach
Określiłabym go mianem kwiatowo-cytrusowo-ziołowego. Uwielbiam tego typu aromaty. Mam ogromną słabość do do zapachu ziół. Wiem, że nie każdemu przypadnie on do gustu, ale mi kojarzy się z delikatnością i pielęgnacją.

Wygładzanie
Peeling rzeczywiście wygładza skórę, ponieważ doskonale usuwa zrogowaciałą warstwę naskórka.

Wysuszanie
Kosmetyk nie wysuszył mojej skóry. Plus dla producenta za brak alkoholu w składzie. Myślę, że o ile osoby z suchą skórą powinny podchodzić ostrożnie do żelu z Alterry, o tyle ten z Natuderm Botanics nie powinien wyrządzić im krzywdy.

Konsystencja
Żelowata, dosyć mazista. Bardzo łatwo jest nią pobrudzić plastikowe opakowanie, przez co produkt wygląda potem nieestetycznie.

Rozjaśnia
W tym żelo-peelingu dość wysoko w składzie widnieje kwas cytrynowy. Wykazuje on zdolność do rozjaśniania skóry i takie działanie rzeczywiście odnotowałam. Po jego zastosowaniu moja skóra wygląda na zdrowszą, mniej zmęczoną.

Podrażnianie
Nie stwierdziłam. Produkt posiada stosunkowo delikatne drobinki (w porównaniu z drogeryjnymi ścierakami) i nie zawiera silnych, syntetycznych detergentów.

Opakowanie
Wykonane z dość miękkiego plastiku, przez co nie ma problemu z wyciśnięciem resztek produktu.

Zapychanie
Moja skóra wykazuje sporą skłonność do zapychania. Tyczy się to również dekoltu, ale na szczęście żelo-peeling z Natuderm Botanics nie zapchał mnie.

Skład
Aqua-woda. Składnik bazowy większości kosmetyków.
Glycerin-gliceryna, substancja nawilżająca, która może zapychać osoby wrażliwe na ten składnik.
Coco-glucoside-substancja pochodzenia roślinnego. Uzyskana ze skrobi kukurydzianej i oleju kokosowego. Używana jako substancja aktywnie myjąca. Usuwa brud w sposób delikatny, nie podrażniając przy tym skóry.
Xanthan gum-guma ksantanowa. Polisacharyd otrzymywany w procesie fermentacji prowadzonej przez Xanthomonas campestris. Modyfikuje właściwości reologiczne kosmetyku. Zwiększa lepkość produktu. Substancja ta znalazła również zastosowanie w produkcji żywności.
Carrageenan-karagen. Polisacharyd uzyskiwany w wyniku ekstrakcji z czerwonych wodorostów, w swojej strukturze zawiera liczne grupy siarczanowe. Pozwala uzyskać żelową postać produktu. W jego skład wchodzi przede wszystkim śluz, którego głównym składnikiem jest karagenina, a także inne polisacharydy oraz niewielkie ilości jodu i bromu. Pełni rolę substancji zagęszczającej oraz stabilizującej zawiesiny i emulsje.
Citric acid-zmiękczasz, konserwant, regulator pH, środek wybielający. Pochodzenia roślinnego lub mikrobiologicznego. Można uzyskiwać go z owoców cytrusowych lub w wyniku fermentacji produktów ubocznych przemysłu spożywczego przez Aspergillus niger. Wspomaga działanie składników aktywnych. Substancja pozwalająca ukryć obecność niektórych związków organicznych, wykazuje zdolność do tworzenia kompleksów z jonami metali, co rzutuje na stabilność i wygląd produktów kosmetycznych. Kwas ten działa na skórę lekko złuszczająco, dlatego znalazł zastosowanie w peelingach.
Sodium benzoate-benzoesan sodu, czyli sól sodowa kwasu benzoesowego. Pełni rolę środka konserwującego, chroniącego produkt przed rozwojem mikroflory. Składnik ten został dopuszczony do stosowania w kosmetykach w ograniczonym stężeniu.
Parfum- środek zapachowy.
Potassium sorbate-sorbinian potasu, środek konserwujący. Składnik pochodzenia chemicznego. Sól potasowa kwasu sorbinowego pozostaje aktywna wyłącznie w roztworach o kwaśnym odczynie. Kwas sorbowy ulega w organizmie beta-oksydacji, procesowi typowemu dla kwasów tłuszczowych, metabolizowanych w naszym organizmie. W związku z tym substancja ta jest uważana za jeden z najbezpieczniejszych konserwantów. Jego maksymalne stężenie w kosmetykach wynosi 0,6%. Należy uważać, ponieważ powyżej 0,5% może wywoływać reakcje alergiczne. Hamuje rozwój pleśni i drożdży w produktach.
Linalool-linalol. Naturalny alkohol terpenowy, występuje w wielu kwiatach i przyprawach, w tym w rozmarynie i grejpfrucie. Liczne badania nad właściwościami antybakteryjnymi olejku z rozmarynu i cytryny zwracają uwagę na linalol jako substancję aktywną. Zatem linalol może być stosowany jako substancja konserwująca, nadająca produktowi przyjemny zapach kwiatowy z pikantną nutą.
Limonene- limonen podobnie jak linalol występuje w licznych ekstraktach roślinnych, w tym w olejku rozmarynowym, gdzie pełni rolę przeciwbakteryjną, chroni zatem produkt przed zakażeniem mikrobiologicznym. Stanowi alternatywę dla BHT, kwasu benzoesowego i parabenów. Nadaje produktom zapach cytrusowy.
Geraniol-związek zaliczany do nienasyconych alkoholi terpenowych. Występuje w licznych olejkach eterycznych. Posiada przyjemny zapach kojarzący się z pelargoniami, dlatego znalazł zastosowanie w przemyśle perfumeryjnym. Stanowi głównym komponent olejku pelargoniowego, różanego i cytrusowego.
Ginkgo biloba leaf extract- ekstrakt z liści Ginkgo biloba. Chroni przed uszkodzeniami wywołanymi przez wolne rodniki, zatem działa przeciwstarzeniowo.

Cena
Można go nabyć za około 10-15 zł.

Dostępność
Ja swój kupiłam w sklepie z produktami przywożonymi z Niemiec, ale widziałam go też w paru drogeriach no name. Jeśli wiecie, gdzie w Waszym mieście sprzedają proszek do prania sprowadzony od naszych zachodnich sąsiadów, to warto tam szukać kosmetyków Natuderm Botanics. Firma ta oferuje szeroki asortyment kosmetyków do higieny i pielęgnacji.

Kraj producencki
Kosmetyk został wyprodukowany w Niemczech.

Reasumując: nie jest to zły produkt, aczkolwiek prawdopodobnie więcej go nie kupię ze względu na obecność benzoesanu sodu. Znam produkty o podobnym działaniu i lepszym składzie.

PS Znacie produkty Natuderm Botanics? Lubicie je? Jaki macie stosunek do kwiatowo-cytrusowo-ziołowych zapachów w tego typu kosmetykach? Jakie znacie inne marki kosmetyków organicznych?

Maszynka do golenia Gillette Blue II


Dzisiaj zapraszam Was na nietypową recenzję. Jeszcze nigdy nie oceniałam golarek jednorazowych, ale doszłam do wniosku, że warto przedstawić moją faworytkę;) Wiem, że wiele dziewczyn wybiera depilację woskiem, maszynką elektryczną, ale dla mnie najwygodniejsza wciąż pozostaje opcja ze zwykłą maszynką. Nieważne, że muszę tę czynność powtarzać niemal codziennie, najważniejsze, że nie boli i nie śmierdzi;) Moją ulubienicą jest różowa maszynka Gillette Blue II.

Golenie
Przebiega bezproblemową, maszynką gładko sunie po skórze pokrytej mydłem/pianką. Myślę, że to zasługa białego paska i odpowiedniego ułożenia ostrzy. Usuwanie włosków z obu nóg zajmuje mi 2 minuty. Chociaż maszynka nie ma specjalnego, opływowego kształtu, to nie istnieje problem z dotarciem do zagłębień.

Przecięcie skóry
Tę maszynkę uwielbiam właśnie za to, że bardzo rzadko zdarza mi się nią zrobić sobie krzywdę. Muszę się naprawdę zagapić i używać jej bezmyślnie. Nigdy nie zapomnę maszynki kupionej na wakacjach. Była to taka żółta jednorazówka, bodajże marki Polsilver, którą za każdym razem poharatałam sobie nogi, nawet gdy byłam w pełni skoncentrowana.

Zdatność do użytku
Maszynka ma w nazwie przymiotnik „jednorazowa”, ale mogę jej spokojnie używać przez 10 dni. Jeśli golimy nogi regularnie, to odrastające włoski są krótkie, w związku z czym nie zapychamy ostrzy. Po 10 dniach robi się tępawa i wtedy nietrudno o wyrządzenie sobie nią krzywdy.

Rączka
Nie lubię maszynek z krótkimi rączkami, ta jest stosunkowo długa, co mi odpowiada, ponieważ mam dosyć duże dłonie i większe maszynki lepiej mi się w nich układają.

Biały nawilżający pasek
Dzięki niemu moja skóra nie jest aż tak przesuszona, jak mogłaby być. Wiadomo, pasek nie zastąpi nam balsamu do ciała.

Podrażnienie
Spotkałam się z takim dosyć ciekawym zjawiskiem. Zauważyłam, że maszynki pozbawione tych pasków ochronnych, przyczyniają się do wysypu krostek na moich nogach niezależnie od tego, jak grubą warstwę pianki nałożyłam. Z kolei te z paskami nie stwarzają tego typu problemów, choćbym na nogi nakładała mydło.

Cena
Za zestaw 5 maszynek normalnie trzeba zapłacić około 9 zł, ja swoje dorwałam na promocji w Tesco i zapłaciłam jedyne 3,49 zł.

Dostępność
Można je nabyć w Rossmannie, Tesco, Realu, Superpharmie.

Reasumując: bardzo lubię te maszynki, z nimi depilacja staje się komfortowa. Trudno zrobić sobie nimi krzywdę, ich rączka jest bardzo wygodna.

PS A Wy jaką metodę depilacji preferujecie? Czy są wśród Was osoby decydujące się na wersję tradycyjną i najbardziej uciążliwą, jeśli chodzi o częstotliwość? Jaka jest Wasza ulubiona maszynka?

Plastry oczyszczające pory nosa z Beauty Formulas


Przedmiotem dzisiejszej recenzji będą głęboko oczyszczające paski na nos z Beauty Formulas.

Oczyszczanie porów
Plastry na początku dawały sobie radę z oczyszczaniem moich porów. Ale nigdy nie usuwały 100% zanieczyszczeń. Ich właściwości oczyszczające obejmowały około 20% zatkanych porów. Niestety, kolejne plastry, których używałam, usuwały coraz mniejsze ilości zanieczyszczeń. Nie wiem, może to kwestia tego, że pozbyłam się tych najpłycej umiejscowionych, a te znajdujące się głębiej są niedostępne dla tych plastrów.
Zastyganie
Polecam używanie niewielkich ilości wody przy zwilżaniu, ponieważ w przeciwnym razie plaster będzie się odklejał i nie zastygnie, a w konsekwencji nie spełni swojej funkcji. Plaster zastyga dobrych parę minut. Moim zdaniem przebiega to zbyt wolno.

Trzymanie się plastrów
Jak już wspomniałam, trzeba dodawać niewielkie ilości wody, w przeciwnym razie plastry będą migrować.

Kształt
Tym plastrem na pewno nie oczyścimy całego nosa. Moim zdaniem jego skrzydełka mogłyby być krótsze, bo i tak wchodzą na policzek, ale za to poszerzone. Nie wiem, może to kwestia tego, że mam dosyć długi nos.

Podrażnienie
Po ściągnięciu tego plastra mój nos jest zaczerwieniony, dlatego polecam używania ich wieczorem, gdy nie musimy nigdzie wychodzić.

Zapach
Mamy tu do czynienia z produktem bezwonnym.

Mniejsza widoczność porów
Moim zdaniem pory nadal są widoczne, aczkolwiek ulegają minimalnemu obkurczeniu.

Działanie przeciwzapalne i przeciwbakteryjne
Nie stwierdziłam takowego. Po używaniu tych plastrów czasami wyskakiwały mi niespodzianki. Podejrzewam, że to kwestia obecności parabenów i gliceryny, których moja skóra nie toleruje.

Zmniejszanie wydzielania sebum
Pory jak się zapychały, tak nadal się zapychają. Nie zauważyłam, by ekstrakt z oczaru wirginijskiego zmniejszał wydzielanie sebum. Może by zadziałał, gdyby nie zajmował trzeciego miejsca od końca w składzie INCI.

Skład
PVP/VA copolymer-chemikalia ropopochodne, stosowane w kosmetykach do układania włosów, lakierach itp. U osób wrażliwych mogą wywoływać reakcje uczuleniowe.
Polyvinyl alcohol-alkohol poliwinylowy. Związek pełniący rolę emulgatora, posiada właściwości samoprzylepne. Odporny na olej, smary i rozpuszczalniki. Bezwonny i nietoksyczny. Posiada wysoką wytrzymałość na rozciąganie i elastyczność. W środowisku o podwyższonej wilgotności chłonie wodę.
Aqua-woda, składnik bazowy większości kosmetyków.
Propylene glycol- glikol propylenowy, związek pochodzenia chemicznego. Jest cieczą oleistą, bezbarwną i bezwonną, uzyskiwaną z ropy naftowej. Glikol propylenowy wykazuje silne podobieństwo do gliceryny. Doskonale rozpuszcza się w wodzie, alkoholu i acetonie. Stosowany w wyższych stężeniach pełni rolę konserwantu, ponieważ obniża aktywność wodną, przez co mikroorganizmy mają gorsze warunki do rozwoju. Jest dobrym rozpuszczalnikiem dla parabenów obecnych w emulsjach. W emulsjach i pastach do zębów ma za zadanie utrzymywać wilgotność. Może powodować podrażnienia.
Glycerin-gliceryna, substancja nawilżająca, która może zapychać osoby wrażliwe na ten składnik.
Bentonite- bentonit, skała powstała wskutek przeobrażenia tufów i tufitów. Cechuje ją duża zdolność do pochłaniania wody i pęcznienia. Używany w procesie klarowania wina, ponieważ wchłania białko.
Kaolin- skała osadowa złożona głównie z kwarcu i miki. Służy do wytwarzania form odlewniczych w poligrafii fleksograficznej.
Titanium dioxide-dwutlenek tytanu. Barwnik, filtr przeciwsłoneczny, środek zmiękczający. Substancja pochodzenia mineralnego, produkowana z czarnej rudy tytanu. Jest to biały barwnik, występujący w formie proszku, który rozpuszcza się wyłącznie w olejach. W pastach do zębów występuje w charakterze barwnika. Jest również dodawany do pudrów, podkładów i szminek, w celu ich rozjaśnienia i zapewnienia ochrony przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym. W formie drobno zmielonej znalazł zastosowanie jako filtr przeciwsłoneczny, dlatego jest dodawany do mleczek, kremów, lotionów, w których to chroni skórę przed poparzeniem i przedwczesnym starzeniem. Może być używany przez dzieci i osoby o skórze wrażliwej. Dodaje się go do przeźroczystych kosmetyków w celu uzyskania zmętnienia, które utrudnia przenikanie światła. W emulsjach pełni rolę zagęszczacza.
Hamamelis virginiana- ekstrakt z oczaru wirginijskiego działa ściągająco, przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie. W miejscu stosowania zmniejsza również wydzielanie sebum.
Glyceryl isostearate- niejonowa substancja powierzchniowo czynna. Pozostaje stabilna w roztworach o kwaśnym odczynie. Kompatybilna z twardą wodą. Zaliczany do suchych emolientów. Wykorzystywany w preparatach do pielęgnacji skóry i włosów, ponieważ tworzy na ich powierzchni warstwę okluzyjną, zapobiegającą parowaniu wody, przez co daje efekt wygładzenia, nawilżenia i zmiękczenia. Składnik ten umożliwia powstanie emulsji.
Methylparaben-konserwant o właściwościach estrogennych. Może zapychać i uczulać osoby wrażliwe na ten składnik.

Cena
Za te plastry zapłaciłam coś w granicach 10-13 zł. Jak na 6 plastrów jest to dosyć dużo.

Dostępność
Swoje plastry kupiłam w Superpharmie. Nie widziałam ich nigdzie więcej.

Reasumując: początkowo byłam z nich nawet zadowolona, ale z czasem stały się bezużyteczne. Myślę, że są dobre w przypadku usuwania płytko umiejscowionych zanieczyszczeń. Z tymi zlokalizowanymi głębiej nie poradzą sobie.

PS Używacie plastrów oczyszczających pory? Uważacie, że tego typu kosmetyki są w stanie usunąć zanieczyszczenia, czy są tylko chwytem marketingowym?

karminowe.usta

Alterra rumiankowy balsam do ust


Jakiś czas temu zamieszczałam recenzję rumiankowej szminki Alterry. Nadeszła pora na jej porównanie z balsamem do ust tej samej marki.

Ochrona
Pod tym względem nie mam jemu nic do zarzucenia. Moje usta są bardzo wymagające, a mimo to świetnie chroni je przed pierzchnięciem. Wiele droższych pomadek ochronnych (Nivea, Bebe) nie radzi sobie z tym problemem. Skuteczność działania balsamu jest identyczna jak szminki.

Mrowienie
Stosowaniu balsamu nie towarzyszy tego typu efekt, co z mojego punktu widzenia jest ogromną zaletą tego produktu.

Nawilżanie
Produkt bardzo dobrze odżywia usta. Jeśli są popękane, to potrzebne są około 3 aplikacje kosmetyku, by w pełni pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia suchości. Ale już po pierwszym nałożeniu balsamu nasze usta mniej cierpią. Jeśli chodzi o nawilżanie to oba produkty z Alterry działają identycznie.

Zapobieganie opryszczce
Zauważyłam, że na moich wargach lubią gościć przykre niespodzianki, gdy zapominam o aplikacji pomadek ochronnych. Odkąd stosuję produkty Alterry i Sylveco, nie mam tego typu problemów (odpukuje w niemalowane drewno:P).

Zapach
Szminka według mnie pięknie pachnie białą czekoladą z lat 90., z kolei balsam już nie ma tak przyjemnej woni. Początkowo nie wyczuwałam żadnej substancji zapachowej, potem balsam lekko zalatywał mi rycyną, a gdy zaczęłam się zbliżać do końca produktu, moje nozdrza kuszą mnie białą czekoladą.

Wykończenie na ustach
Jest to efekt porównywalny z użyciem przeźroczystego błyszczyku, aczkolwiek szminka dawała większe „glow”

Powiększanie
Jak już wspominałam balsam nie funduje nam efektu mrowienia. Powiększenie, z którym mamy do czynienia, jest wyłącznie optyczne. Zauważyłam, że warto jest przy aplikacji minimalnie wyjechać na łuk Kupidyna, ponieważ to powiększa nasze wargi, a nie wygląda jakoś nachalnie czy niechlujnie.

Sklejanie ust
Nie skleja ich, ale w przypadku balsamu występuje zjawisko, które było mi obce podczas użytkowania szminki. Wraz z upływem czasu produkt znika z naszych warg, a jego resztki lubią się gromadzić w kącikach w postaci białych glutów.

Konsystencja
Zwarta. Takie twardy sztyfty świetnie sprawdzają się późną wiosną i latem, ponieważ nie roztapiają się tak ekspresowo, jak mają to w zwyczaju miękkie pomadki. Zresztą obecność nasyconych kwasów tłuszczowych (stearynowy i palmitynowy) podwyższa temperaturę topnienia.

Kolor produktu
Sam sztyft jest jasnożółty, ale na ustach jest transparentny, podkreśla naturalny koloryt naszych ust.

Opakowanie
Plastikowe, białe, wygląda estetycznie, przy czym to od balsamu jest mniej trwałe niż od szminki, ponieważ popękało mi w dwóch miejscach, gdy produkt umieściłam w bocznej kieszonce torebki. Kartonik, w którym umieszczono balsam, prezentował się bardzo estetycznie ze względu na trafnie dobrane kolory i motyw kwiatu rumianku.

Trwałość
Jedna aplikacja wystarcza na około 3 godziny, jeśli nic nie jemy, ani nie pijemy. Przez ten czas czuję, że moje usta są chronione.

Baza pod kolorowe pomadki
Podobnie jak szminka z Alterry, balsam idealnie nadaje się do nakładania jako baza pod kolorowe kosmetyki przeznaczone do ust. Jest to dobre rozwiązanie, zwłaszcza jeśli w swoich zbiorach posiadamy szminki-wysuszacze.

Wydajność
Produkt starcza na około 2-2,5 miesiąca codziennego, wielokrotnego używania. Jeśli nie macie potrzeby nawilżania ust co kilka godzin, bo Wasze wargi nie są problematyczne, to balsam powinien Wam wystarczyć na wiele miesięcy.

Filtr
Na opakowaniu nie ma żadnej wzmianki o filtrze, ale niektóre substancje zawarte w balsamie chronią przed promieniowaniem słonecznym, w końcu rośliny muszą się jakoś przed nim bronić;)

Skład
Ricinus communis seed oil-olej roślinny otrzymywany z nasion rącznika pospolitego przez wyciskanie oleju na zimno i wygotowywanie z wodą, ta procedura ma zniszczyć toksyczną rycynę. Wykorzystywany w odżywkach do włosów suchych. Ma właściwości nawilżające.
Cocos nucifera oil-olej kokosowy, składnik natłuszczająco-nawilżający.
Cera alba-wosk pszczeli, substancja nawilżająca. Może uczulać osoby wrażliwe.
Simmondsia chinensis seed oil-olej z jojoba, stanowi bogate źródło witaminy E, pełniącej rolę przeciwutleniacza. Działa regeneracyjnie.
Candelila cera-wosk candelilla, pełni rolę emolientu (substancji nawilżającej) i substancji ochronnej. Stabilizuje emulsje. Natłuszcza, pozostawiając ochronny film. Sprawia, że skóra naszych warg jest miękka, elastyczna i gładka.
Palmitic acid-kwas palmitynowy. Nasycony kwas tłuszczowy. Stanowi główny składnik oleju pozyskiwanego z drzewa palmowego. Kwas ten jest niedrogi i pełni rolę teksturotwórczą. Wykorzystywany do produkcji mydeł, kosmetyków i preparatów antyadhezyjnych. Co ciekawe kwas palmitynowy uczestniczy w syntezie leku stosowanego w leczeniu schizofrenii.
Stearic acid-kwas stearynowy, należący do kwasów tłuszczowych, substancja natłuszczająca.
Butyrospermum parkii-masło shea, bogate w naturalną alantoinę, witaminę E, prowitaminę A, posiada lekki filtr chroniący przed promieniowaniem UVB. Nadaje konsystencję w emulsjach. Ma właściwości wygładzające, natłuszczające i nawilżające.
Olea europea fruit oil-oliwa z oliwek, bogate źródło witaminy E. Polecany przy suchej, dojrzałej, popękanej, łuszczącej się skórze.
Tocopheryl acetate-witamina E, związana z estrem kwasu octowego, co ma sprzyjać jej większej stabilności. Acetat tokoferolu jest bardziej stabilny od samej witaminy E w obecności tlenu i ciepła. Zwalcza wolne rodniki, które powstają m.in. przy promieniowaniu UV, zatem zapobiega niszczeniu cząstek komórek tłuszczowych. Wygładza zmarszczki (zapobiega ich pogłębianiu). Zapobiega oksydacji olejów i emulsji, tym samym przedłużając ich trwałość.
Helianthus annuus seed oil-olej z nasion słonecznika, bogate źródło witaminy E i nienasyconych kwasów tłuszczowych. Pełni rolę substancji natłuszczającej.
Chamomilla recutita oil-olejek rumiankowy, wykazuje działanie przeciwzapalne i przeciwobrzękowe, polegające na hamowaniu wydzielania endogennej histaminy. Jest pomocny w przypadku wyprysków, zranień, owrzodzeń. Posiada właściwości przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze. Działa na skórę oczyszczająco, pielęgnuje skórę wrażliwą, zaczerwienioną i spękaną. Bardzo pomocny przy alergii. Co ciekawe, warto wcierać go we włosy, ponieważ hamuje odczyny autoimmunologiczne, zapobiegając tym samym wypadaniu włosów.
Daucus carrota sativa root extract-olej z marchwi. Hamuje procesy starzenia się skóry.
Beta-carotene-prowitamina A, neutralizuje wolne rodniki. Chroni skórę przed działaniem promieni słonecznych.
Tocopherol-witamina E, przeciwutleniacz, witamina młodości.

Cena
Ja swój balsam kupiłam na promocji i zapłaciłam za niego 4,49 zł, ale w regularnej sprzedaży nie kosztuje chyba więcej niż 6 zł.

Dostępność
Niestety, osoby, które nie mają Rossmanna w swojej możliwości, nie mają łatwego dostępu do balsamu z Alterry. Na szczęście sieć się rozwija i otwiera nowe placówki w różnych miejscowościach.


Reasumując: obydwa produkty uważam za bardzo dobre, przy czym nieco bardziej do gustu przypadła mi szminka. Wynika to z faktu, iż była bardziej miękka i pachniała jak biała czekolada z lat 90.:) Balsam świetnie nawilża spierzchnięte usta i chroni przed wysuszeniem, dlatego pewnie jeszcze nie raz do niego powrócę:)

PS A Wy zauważacie różnicę pomiędzy rumiankowym balsamem a szminką z Alterry? Który produkt wolicie? Na jak długo starczają Wam tego typu kosmetyki?

karminowe.usta

Garnier Essentials płyn do demakijażu oczu wrażliwych


Nadeszła pora by przedstawić Wam kosmetyk, który w moim przypadku okazał się totalnym niewypałem. Mowa o płynie do demakijażu oczu Garnier Essentials przeznaczonym do skóry wrażliwej.

Usuwanie makijażu
Bardzo słabo radzi sobie z tym zadaniem. Nie potrafi usunąć nawet cienia z Miss Sporty, który do najtrwalszych nie należy. To chyba najtrafniej dowodzi, iż mamy do czynienia z kiepskim produktem.

Wysuszanie
Płyn koncertowo wysusza skórę oczu, przyczyniając się do jej popękania. Z powiek po prostu ciekła mi krew.

Właściwości alergenne
Kosmetyk uczulił mnie jak żaden inny. Mam wrażliwe oczy, ale jeszcze żaden inny preparat nie przyczynił się do tego, że chodziłam przez 4 dni z nieustannie łzawiącymi oczami. Wszyscy myśleli, że płaczę, a łzy ciekły mimowolnie. Na dodatek moje oczy strasznie piekły i były zaczerwienione jak u królika poddanego testom.

Trzeba pocierać o skórę
Nie dość, że płyn opornie usuwa makijaż, to trzeba jeszcze pocierać wacikiem o delikatną skórę powiek, by cokolwiek z nich zeszło.


Zastosowanie
Ponieważ ten kosmetyk stosowany zgodnie z przeznaczeniem uczula i podrażnia moje oczy, musiałam znaleźć inny sposób na jego spożytkowanie. Usuwam nim resztki mleczka z filtrem naniesionego na szyję. Pod tym względem nie mam mu nic do zarzucenia. Stosowany na szyję nie powoduje alergii.

Zapach
Producent pisze, że jest to kosmetyk bezzapachowy, a ja mimo to wyczuwam delikatną woń mającą imitować aromat róży. W składzie występuje ekstrakt z płatków tego kwiatu, więc myślę, że producent mija się z prawdą.

Pienienie
Kosmetyk dobrze się pieni. Na tej podstawie można stwierdzić, iż obecne są w nim detergenty. Niestety, płyn dosyć opornie usuwa makijaż.

Opakowanie
Wygodne, błękitne. Przyciąga wzrok, marketingowcy spisali się. Wykonane z dość twardego plastiku, odpornego na odkształcenia. Wiemy, kiedy zużyłyśmy produkt, ponieważ słyszymy wówczas charakterystyczne kliknięcie. Nie ma problemu z dozowaniem odpowiedniej ilości produktu.

Wydajność
Trudno mi stwierdzić, na ile starczyłby mi ten kosmetyk, gdybym używała go regularnie zgodnie z przeznaczeniem. Ale na podstawie tego, jak usuwa makijaż, śmiem twierdzić, że skończyłby się po 2-3 tygodniach regularnego stosowania.

Testowany na zwierzętach
Produkty Garniera są testowane na zwierzętach.

Kraj producencki
Trudno stwierdzić, gdzie wyprodukowano kosmetyk, bo nie jest to nigdzie napisane.

Skład
Aqua- woda, baza tego typu kosmetyków.
Hexylene glycol- konserwant. Substancja otrzymywana metodami chemicznymi. Jej używanie jako konserwantu jest prawnie zabronione. Producenci kosmetyków dodają go w charakterze zmiękczacza lub środka utrzymującego wilgoć. Jest to stosunkowo silny alergen. Zadziwia mnie sposób myślenia ustawodawców. Co z tego, że nie wolno tej substancji używać jako konserwantu, skoro można jako zmiękczacza, który i tak działa jako substancja konserwująca. Albo coś uczula, podrażnia, działa niekorzystnie dla zdrowia i powinno być zakazane, albo nie. Podejrzewam, że ta substancja mnie uczuliła.
Glycerin-gliceryna, substancja nawilżająca, która osoby wrażliwe może zapychać.
Poloxamer 184-niejonowa substancja powierzchniowo czynna. Niewrażliwa na zmiany odczynu. Poloksamery są zaliczane do grupy polimerów zbudowanego z bloku polioksyetylenu, po którym następuje blok polioksypropylenu. Substancja ta ma za zadanie usuwać zanieczyszczenia. Pełni rolę emulgatora, umożliwia wymieszanie fazy wodnej z fazą olejową. Modyfikuje właściwości reologiczne, powoduje wzrost lepkości. Uważana za substancję łagodną dla skóry i błon śluzowych.
Dihydrocholeth-30-emulgator pochodzenia chemicznego.
Disodium cocoamphodiacetate-emulgator
Disodium EDTA-środek pochodzenia syntetycznego, stosowany głównie w celu uniknięcia zmiany zapachu.
Panthenol-posiada właściwości łagodzące, kojące.
Polyaminopropyl biguanide-środek konserwujący. Bardzo często stosowany w dezodorantach. Już przy niskich stężeniach wykazuje właściwości bakteriobójcze i grzybobójcze. Nici tego polimeru są włączane w błonę komórkową bakterii i tym samym zmniejszają przepuszczalność membran, co daje efekt bakteriobójczy. Wiąże się również do DNA bakterii, powodując uszkodzenie kwasu nukleinowego, zakłócenie transkrypcji, a tym samym śmierć bakterii. Posiada słabsze właściwości podrażniające w porównaniu z alkoholem.
Propylene glycol-hydrofilowa (rozpuszczalna w wodzie) substancja nawilżająca skórę. Posiada właściwości umożliwiające przenikanie przez warstwę rogową naskórka, ułatwia tym samym przenikanie innych substancji w głąb skóry. Zaliczany do humektantów. Zapobiega wysychaniu kosmetyku przy ujściu opakowania. Obniża aktywność wody, stanowiącej doskonałą pożywkę dla bakterii, zatem ogranicza ich namnażanie.
Rosa gallica flower extract- substancja zapachowa pochodząca z róży francuskiej. Kosmetyk rzeczywiście delikatnie pachnie czymś przypominającym różę. Nie wiem, jak to się ma do obietnicy producenta, że jest to produkt bezzapachowy. Albo ja mam niski próg wyczuwalności zapachów, albo producent obiecuje jedno, a robi drugie.
Phenoxyethanol- eter glikolu, często wykorzystywany w kremach, w tym także tych zapewniających ochronę przeciwsłoneczną. Pełni rolę środka konserwującego. Jest również używany jako substancja utrwalająca zapach perfum. Zapobiega rozwojowi bakterii gramdodatnich i gramujemnych, jak również chroni przed namnażaniem drożdży. Stanowi alternatywę dla konserwantów, z których uwalniany jest toksyczny formaldehyd. Sam fenoksyetanol może działać na centralny układ nerwowy, może przyczyniać się do wystąpienia wymiotów i biegunki.
Sodium chloride-chlorek sodu. Również ogranicza namnażanie się drobnoustrojów.
Sodium glycolate- wykorzystywany w kosmetykach do usuwania zanieczyszczeń z powierzchni skóry.

Cena
Zapłaciłam za niego coś koło 10-12 zł.

Dostępność
Swój płyn do demakijażu zakupiłam w Kauflandzie, ale z tego, co wiem, jest dostępny w Rossmannie, Superpharmie i Realu.

Reasumując: nie kupię go więcej. Uczula, podrażnia, wysusza i jest testowany na zwierzętach. Aczkolwiek to opakowanie zużyję do końca, zmywając nim krem z filtrem z mojej szyi.

PS Znacie ten płyn do demakijażu? Uczulił Was? Czy zdarzyło się Wam zakupić kosmetyk do demakijażu oczu wrażliwych, który Was podrażnił?

karminowe.usta

Douglas-pędzel do eyelinera w żelu


Eyelinery to kosmetyki, z którymi długo się oswajałam. Początkowo nie umiałam się nimi posługiwać. Malowanie kreski eyelinerem w kałamarzu szło mi bardzo opornie. W końcu opracowałam system, który dawał całkiem niezłe efekty. Kreska była w miarę cienka i prosta, ale niestety moje rzęsy były posklejane. Wszystkie te problemy zniknęły, gdy zakupiłam eyeliner w żelu z Inglota i stosowny pędzelek z Douglasa. Bohaterem dzisiejszej notki będzie właśnie ten drugi.

Włosie
Pędzel jest wykonany z włosia o średniej twardości. Nie jest na tyle twardy, by aplikacja eyelinera mogła podrażniać delikatną skórę powiek, ale nie jest też zbyt miękki, dzięki czemu możliwe jest namalowanie kreski. Włosie ma kolor brązowy.

Gubienie włosia
Ten problem nie występuje w przypadku tego pędzla.

Malowanie kreski
Na początku było prawdziwą przyjemnością. Bardzo polubiłam eyeliner, ponieważ mogłam nim zmalować kreskę w stylu pin-up girl, zrobić delikatną linię zagęszczającą rzęsy. Niestety, pędzel stosunkowo szybko się rozczapirzył i teraz trzeba się nieźle natrudzić, by kreska była cienka.


Opakowanie
Pędzel był wsadzony w takie oczko na plastikowej „kartce” (nie wiem jak to określić). Szkoda, że producent nie wziął przykładu z Essence i nie umieścił go w plastikowym „etui”. Nie miałam go w czym przechowywać, dlatego kupiłam specjalny koszyk na pędzle, ale wolałabym, żeby nie miał kontaktu z zanieczyszczeniami obecnymi w powietrzu.

Rączka
Czarna, długa. Dla mnie idealna. O ile w przypadku pędzli do pudru, preferuję krótkie rączki, o tyle te do eyelinera powinny mieć dłuższe uchwyty. Tylko wtedy jestem w stanie zmalować porządną kreskę:)

Pranie
Nie stawiał jakichś oporów podczas tej czynności, dobrze usuwało się z niego resztki produktu. Robiłam to od razu po zmalowaniu kreski. Niestety, po kilku myciach zaczął się rozczapirzać, chociaż nie przyspieszałam jego schnięcia, nie pocierałam nim o ręcznik, tylko układam na papierowym ręczniku. Leżał sobie tam swobodnie.

Suszenie
Pędzel schnie naprawdę szybko. Po niespełna godzinie można nim zmalować nową kreskę. Jest to kwestia niewielkiego zagęszczenia włosia.

Cena
Zapłaciłam za niego koło 20 zł.

Dostępność
Do nabycia wyłącznie w perfumeriach Douglas.

Reasumując: nie wiem, co o nim myśleć. Na początku byłam nim oczarowana. Można było nim wykonać każdą kreskę. Ale bardzo szybko się rozczapirzył i teraz ciężko się nim posługuje.

PS Miałyście ten pędzel? Jak suszycie te przeznaczone do eyelinera w żelu? Czy zdarzyło się Wam, że tego typu pędzel po prostu się rozczapirzył? Czym malujecie kreski, gdy sięgacie po eyeliner w żelu? Ja kupiłam pędzel z Donegala. Mam nadzieję, że uda mi się nim zmalować więcej kresek niż jego poprzednikiem.

karminowe.usta

Tag: Dbam o zdrowie



 
Ostatnio przywędrował do mnie tag od eve, za co serdecznie jej dziękuję.

Zasady taga:
  1. Wskazujemy osobę, która nas otamowała
  2. Zamieszczamy baner i odpowiedzi na pytania
  3. Tagujemy kolejne 5 osób
 

  1. Czy prowadzisz zdrowy tryb życia?
Staram się, ale daleko mi do osiągnięcia celu. Studia mu nie sprzyjają. Często robię projekty do 3 w nocy, w związku z czym chodzę niewyspana. Rano zazwyczaj nie mam czasu na zjedzenie śniadania, zresztą o 7 rano nie jestem w stanie nic przełknąć. Głód zaczynam odczuwać o 10-11. Ale w miarę możliwości staram się odżywiać regularnie. Niezależnie od tego, ile mam czasu, nie sięgam po szybkie przekąski, tylko kupuję bułkę pełnoziarnistą i kefir. Lepsze to od batonika w przerwie pomiędzy zajęciami. Od lat jestem wegetarianką, nie jadam potraw smażonych, unikam słodyczy. Nie palę, nie piję kawy. Alkohol piję okazjonalnie i zazwyczaj w umiarkowanych ilościach.

  1. Ile godzin dziennie śpisz i czy to pozwala ci to na wyspanie się?
Różnie. W weekendy śpię 8-10 godzin, ale w tygodniu zdarza się, że są to tylko 2-3 godziny. W dni powszednie chodzę niczym zombie. W święta i weekendy jestem wyspana. 8-10 godzin to moje optimum, jeśli chodzi o spanie.

  1. Czy uważasz, że zdrowo się odżywiasz?
Jem dużo owoców i warzyw. Jeśli pieczywo i makarony to tylko pełnoziarniste. Jadam kefiry, piję mleko. Unikam słodyczy, potraw smażonych, grillowanych. Myślę, że odżywiam się nie najgorzej, aczkolwiek mogłoby być lepiej. Ale patrzę się na to, jak ewoluował mój sposób odżywiania. Kiedyś spożywałam słodycze, chipsy. Obecnie stawiam na owoce, warzywa, jajka, mleko i produkty pełnoziarniste.

  1. Czy jadasz śniadania?
W weekendy tak, w tygodniu nie mam na to czasu. Poza tym o 7 rano nie odczuwam głodu.

  1. Czy spędzasz dużo czasu na świeżym powietrzu?
Myślę, że tak. Na zakupy, uczelnię udaję się pieszo. Praktycznie nie korzystam z samochodu i środków komunikacji publicznej. Poza tym często można mnie spotkać w plenerze, gdy biegam z aparatem, doskonaląc swoją technikę.

  1. Czy uprawiasz jakieś ćwiczenia fizyczne?
Nie uprawiam. Od czasu do czasu wybieram się na wycieczki rowerowe, zdarza się, że umawiam się z przyjaciółką na badmintona, ale nie odbywa się to regularnie. Natomiast wszędzie chodzę pieszo i myślę, że to niejako równoważy fakt, iż nie uprawiam żadnego sportu. Szczerze mówiąc nie lubię biegać, chodzić na siłownię czy uprawiać aerobik. Przyjemność sprawiają mi tylko trzy rzeczy: badminton, jazda na rowerze i gra w piłkę nożną, ale to ostatnie najtrudniej zrealizować, ponieważ nie mam z kim grać.

  1. Czy starasz się poszerzać swoją wiedzę nt. zdrowia i zdrowego stylu życia?
Tak, ponieważ bardzo interesują mnie te zagadnienia.  Poza tym przyswajam je siłą rzeczy z racji kierunku, który studiuję. Staram się unikać tego, co może mi zaszkodzić, dlatego staram się być na bieżąco z publikacji naukowymi z dziedziny zdrowia.
  1. Czy wykonujesz regularnie badania profilaktyczne?
Tak.

  1. Twój najbardziej niezdrowy nawyk
Są dwa. Po pierwsze, uwielbiam od czasu do czasu spałaszować całą puszkę kukurydzy Bonduelle, chociaż wiem, że nie jest to zdrowe.  Poza tym zdarza mi się pochłaniać 400 g kefiru przed pójściem spać, gdy jest dobrze po północy.

  1. Czy po tym „rachunku sumienia” postanowiłaś coś zmienić w kwestii dbania o swoje zdrowie?
Muszę popracować nad ograniczeniem spożywania kukurydzy z puszki.


Nie taguję nikogo, bo chyba wszyscy odpowiedzieli już na ten tagJ

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...