Testowanie na zwierzętach
to problem, który budzi wiele kontrowersji. Osobiście nie mam problemu z uznaniem tego
typu badań w przypadku, gdy określa się toksyczność substancji
mających znaleźć zastosowanie w medycynie. Leki i ratowanie
ludzkiego życia stoją w mojej hierarchii wartości wyżej.
Natomiast wykorzystywanie zwierząt w testach poprzedzających
wprowadzenie na rynek rzeczy, które nie są niezbędne dla naszego
zdrowia i funkcjonowania, wiąże się z dylematami natury etycznej.
Nowa szminka powiększająca usta nie jest dla mnie tak istotna, by
przy jej wypuszczaniu na rynek musiały cierpieć zwierzęta. Zapewne
zauważyłyście, że na swoim blogu opisuję różne kosmetyki, są
wśród nich również te testowane. Bardzo długo żyłam w mylnym
przekonaniu, że tego typu produkty muszą zawierać adnotację, iż
były badane na zwierzętach. Teraz, kiedy znalazłam na Wizażu
listę firm testujących, będę zmieniała kosmetyki na ekologiczne
bądź też bardziej przyjazne tym żywym istotom. Na szczęście mój
ukochany Inglot jest wśród nieprzeprowadzających testów na
zwierzętach, podobnie jak Lolita Lempicka, Collistar, Alterra.
Mam mały problem z
kosmetykami do demakijażu, bo większość z nich mi szkodzi, a te o
dobrym składzie są niepewne. Mam tu na myśli micele z AA, firmy,
która znajduje się na niepewnej liście. Ale na szczęście jest
mleczko Alterry, które śmierdzi nieziemsko, ale świetnie usuwa
makijaż i nie wyrządza mi krzywdy:) Zamierzam zamówić płyn do
demakijażu ze Zdrowych-kosmetyków, ale na to zamówienie muszę
uzbierać większe fundusze, ponieważ od razu wezmę krem tonujący
z filtrem, tusz i szminkę.
Niestety, wciąż nie
znalazłam godnego następcy na mleczko do opalania SPF 50
wypuszczonego przez Rossmann. Zapewnia mi doskonałą ochronę, nie
uczula, nie zapycha, jego skład mi odpowiada. Wśród ekologicznych
mleczek z filtrem, przeważają te o niskim faktorze, które zupełnie
mnie nie urządzają, ponieważ pojawiają się u mnie reakcje
fotoalergiczne. Niestety,nie da się wymienić wszystkich kosmetyków
na ekologiczne. Prawdopodobnie będę dalej zaopatrywać się w
mleczko z Rossmanna. Potrzebuję najwyższej ochrony
przeciwsłonecznej ze względów zdrowotnych. Nie smaruję się tą
smrodliwą mazią dla własnej przyjemności i na razie nie potrafię
jej niczym zastąpić. Jeśli chodzi o pozostałe kosmetyki, to będą
zastępowane odpowiednikami nietestującymi na zwierzętach.
Nie wiem też, po jakie
podpaski sięgać w sklepie. Żadne Belle nie wchodzą w rachubę, bo
co 15 minut muszę zmieniać Always. Z tymi z Belli chyba nie
wychodziłabym z toalety, bo po drodze by mi przeciekły. Potrzebuję
czegoś chłonnego i nietestowanego na zwierzętach. Jak znajdę, to
zmienię podpaski.
Nie sądziłam, że można
testować golarki na zwierzętach. Zawsze kupowałam te, które mi
pasują, bo uważałam je za kosmetyczne akcesorium. Tymczasem
dowiedziałam się, iż maszynki również bada się na zwierzętach.
Przejeżdża się nimi po ciele myszy/szczura/królika i patrzy, czy
ostrza przyczyniają się do okaleczenia. Im mniej ran, tym golarka
uważana jest za lepszą. Zastanawiam się, czy istnieje takowa,
która nie była testowana. Depilatory też są testowane, więc
odpadają. Z kolei wosk powoduje u mnie przykre dolegliwości. Też
będę szukała czegoś nietestowanego.
Badanie papierosów
Tym, co budzi moje
negatywne reakcje, jest niewątpliwie tworzenie zwierząt
transgenicznych pod kątem przydatności do badań drogich
kosmetyków. Przykładem jest szczur skonstruowany metodami
inżynierii genetycznej, który jest nagi i pomarszczony. Jest
stosowany do badania właściwości kremów przeciwzmarszczkowych.
Nie każdy wie, że
kosmetyki mogą być też badane przy użyciu alternatywnych badań.
Ludzkie hodowle tkankowe to przykład jednego z rozwiązań. Zaletą
tych badań jest to, iż testujemy substancje pod kątem wpływu na
metabolizm ludzkich komórek. Niewątpliwą wadą jest z kolei to, iż
testy przeprowadzone w warunkach in vitro czasami dają odmienne
wyniki w porównaniu do tych przeprowadzonych w warunkach in vivo.
Ponadto ludzkie hodowle tkankowe są dosyć kosztowne. Innym ciekawym
rozwiązaniem jest przenoszenie genów z organizmu człowieka do
komórki mikroorganizmu i wykorzystanie takich zmodyfikowanych
drobnoustrojów do badań. Jednakże to rozwiązanie niewątpliwie
również nie jest wolne od wad. Przede wszystkim zmodyfikowany
mikroorganizm nie posiada budowy tkankowej, a co za tym idzie trudno
określić, jakie organy są narażone na niekorzystne oddziaływanie
poszczególnych składników. Współczesny świat dysponuje także
programami komputerowymi umożliwiającymi symulację działania
poszczególnych substancji na organizm człowieka. Aczkolwiek takie
symulacje obciążone są stosunkowo dużym błędem i opierają się
na prawdopodobieństwie, tymczasem nawet wśród związków
zaliczanych do tej samej grupy (np. alkoholi), występuje dość
istotne różnice w działaniu.
Należy przy tym
pamiętać, iż testy prowadzone na zwierzętach również nie są
pozbawione wad. Np. penicylina, która w organizmie człowieka
niszczy mikroorganizmy chorobotwórcze, może doprowadzić do śmierci
świnki morskiej. Nie wszystkie wyniki uzyskane w testach na
zwierzętach można przenieść do świata ludzi.
Już niebawem wejdzie w
życie prawo zakazujące badania kosmetyków na zwierzętach na
terenie Unii Europejskiej. Nadal dozwolone będzie testowanie
szamponów przeciwłupieżowych. Akurat ten zapis wydaje mi się
zrozumiały, ponieważ łupież nie jest wyłącznie problemem
estetycznym, ale przede wszystkim chorobą.
Moim zdaniem istotnym
problemem jest przeprowadzanie równolegle tych samych badań. Każda
firma często prowadzi własne badania. Gdyby dochodziło do
upowszechniania wyników tego typu testów, wówczas można by
ograniczyć ilość zwierząt, którym zadawany jest ból. Ale żadna
firma nigdy nie zgodzi się, by badania, w które zainwestowała
spore środki finansowe, mogły być wykorzystywane przez inne
koncerny.
Podsumowując, uważam,
iż to, po jakie kosmetyki sięgamy jest indywidualną sprawą
każdego z nas. Powyższy wpis przedstawia moje stanowisko. Nie będę
udawała, że moje działania są w 100% przyjazne zwierzętom,
ponieważ na razie nie jestem w stanie wyeliminować pewnych rzeczy.
Nie znalazłam ekologicznego mleczka do opalania SPF 50, więc będę
używała rossmannowskiego. Ponieważ podczas menstruacji przypominam
kran, to muszę sięgać po chłonne podpaski. Znam tylko jedne
nietestowane, które zapewniają zbyt niską ochronę. Z powodu
okresu nie wezmę przecież L4, muszę normalnie funkcjonować. Z
depilacją można coś pokombinować i skorzystać z innej metody.
Są sytuacje, w których stawiam na własną wygodę, bezpieczeństwo.
Wszędzie tam, gdzie chodzi wyłącznie o kwestie estetyczne, będę
unikała kosmetyków stosowanych na zwierzętach, ale najpierw muszę
zużyć to, co mam. Nie wyrzucę przecież tego do śmieci.
PS Znacie jakieś
maszynki, podpaski nietestowane na zwierzętach? Chętnie zmienię
swoje nawyki, muszę tylko znaleźć jakieś zastępstwo dla tych
produktów.