Venus żel do higieny intymnej z ekstraktem z kory dębu

Jakoś nie jestem specjalnie zwolenniczką stosowania żeli do higieny intymnej, ponieważ niespecjalnie wierzę w to, by były specjalnie dostosowane do tej partii ciała. Ale moja mama często kupuje różne kosmetyki tego rodzaju, w związku z czym używam tego typu produktów. Ostatnio testowałam żel do higieny intymnej Venus z wyciągiem z kory dębu.


Myje
Preparat usuwa wszystko to, co może stanowić pożywkę dla niechcianych gości. Moim zdaniem jest na tyle silny, że usuwa przy okazji także pożądaną mikroflorę, a takie wyjałowienie w tych partiach ciała nie jest mile widziane. Bakterie, które naturalnie bytują w drogach rodnych stanowią antagonistów wielu groźnych bakterii. Gdy pozbędziemy się naszych sprzymierzeńców, możemy stać się bardziej narażone na różnego typu infekcje.


Nie podrażnia
Jak go używam i nie dostanie się za daleko, to nie odnotowałam żadnych przykrych dolegliwości typu swędzenie, pieczenie.

Wysuszanie okolic intymnych
Nie stwierdziłam takich skutków, ale brak mi regularności w stosowaniu tego typu preparatów. Tym bardziej, że niespecjalnie jestem do nich przekonana, bo uważam, że za bardzo wyjaławiają naszą strefę intymną.


Higieniczna pompka
Pompka ewidentnie do mnie przemawia, ponieważ umożliwia dozowanie produktu w zależności od potrzeb i jednocześnie jest higieniczna. Lubię takie udogodnienia:)

Zapach
Przyjemny. Na pewno nie ma nic wspólnego z wonią dębów. Pachnie kwiatowo, a ja uwielbiam takie nuty:) Przyznaję się, że czasami lubię użyć tego żelu w zastępstwie mydła w płynie, właśnie ze względu na ten zapach:)

Konsystencja
Taka sama, jaką ma większość mydeł w płynie. Żelowo-wodnista, nie wiem jak to inaczej określić. Nie jest to typowy żel, bo jest za rzadka i za płynna, ale też nie jest to typowy roztwór wodny. Produkt jest dość śliski.

Wydajność
Starcza na miesiąc rodzinnego stosowania. 500 ml to dużo, więc jeśli będziecie go używać w pojedynkę, z pewnością starczy na dłużej.

Skład
Ten ewidentnie mi się nie podoba. Na drugim miejscu SLS. To niezwykle silny detergent, który może podrażniać, wysuszać. Dziwię się, że tak agresywne substancje używa się w żelach do higieny intymnej, skoro potrafią narobić nieźle krzywdy skórze głowy, która mimo wszystko jest mniej wrażliwa od skóry pochwy. Z ciekawości sprawdziłam wszystkie żele do higieny intymnej, dostępne w przeciętnej drogerii i wszystkie zawierają SLS. Nawet chwalony Lactacyd, który wielu osobom kojarzy się jako preparat niemalże apteczny. Muszę przyznać, że producenci nieźle dbają o otoczkę, stwarzają wrażenie, że mamy tu do czynienia z produktem leczniczym, a tymczasem jest to cały zestaw chemii, który może wywołać wysypkę na dłoniach, a co dopiero w okolicach pochwy. Poza tym obecne są perfumy. Tego typu związki mogą podrażniać okolice intymne. Sama lubię pachnące kosmetyki, aczkolwiek są produkty, w których wolę nie widzieć żadnych środków zapachowych. Nikt nie użyłby dezodorantu i nie rozpylił go w okolicach miejsc intymnych, dlatego jestem negatywnie nastawiona do obecności związków zapachowych w żelach, których używa się do podmywania. Kwasu mlekowego jest tutaj najmniej, znajduje się na trzecim miejscu od końca. Mamy tutaj wyciąg ekstrakt z łupiny orzecha włoskiego, dębu szypułkowego. A także karmel, co aż woła o pomstę do nieba, ponieważ nie tylko może podrażnić okolice pochwy, spowodować jej zaczerwienienie, ale też stanowi znakomitą pożywkę dla bakterii.;/

Cena
Żel nie jest drogi, na pewno można go dostać za mniej niż 10 zł.

Dostępność
Znajdziemy go w Kauflandzie, Realu, Tesco, Naturze. Wydaje mi się, aczkolwiek nie jestem pewna, że jest też dostępny w Rossmannie.

Reasumując: tragedii nie ma, ale raczej go sobie daruję. Nie jestem przekonana do używania produktów z SLS, a tym bardziej stosowania ich w okolicach intymnych.

PS A Wy używacie żeli do higieny intymnej, czy też uważacie je za coś zbędnego, czasami wręcz szkodliwego, ponieważ wyjaławia okolice pochwy? Znacie żel do higieny intymnej bez SLS?

Maska do włosów zniszczonych Alterra


Nie da się ukryć, że bardzo polubiłam się z marką Alterra. Jednakże na początku podchodziłam do niej bardzo sceptycznie. Żyłam bowiem w przekonaniu, że rossmannowska marka nie może okazać się niczym dobrym. A wszystko to przez tusz Wibo, który kupiłam, gdy byłam uczennicą gimnazjum, który zniszczył mi rzęsy. Nie tylko je sklejał w nieestetyczne pajęcze nóżki, ale też sprawił, że rzęsy zaczęły mi po nim wypadać, a oczy piekły niemiłosiernie. Od tego czasu zaczęłam unikać typowo rossmannowskich kosmetyków i o mały włos bym przegapiła świetną serię kosmetyków naturalnych. Jednak w wakacje skusiłam się na maskę do włosów suchych i zniszczonych Alterra, ponieważ potrzebowałam czegoś, co nawilży i odbuduje moje zniszczone farbowaniem włosy. Niespecjalnie wierzyłam w jej regeneracyjne właściwości, tym większe było moje zdziwienie, gdy okazało się, że kosmetyk naprawdę działa.

Odbudowuje
Maska naprawdę potrafi poradzić sobie ze zniszczonymi włosami. Moje były naprawdę suche. Byłam przekonana, że nic nie jest w stanie im pomóc i jedyne, co mogę zrobić, to maskować ten defekt przy użyciu kosmetyków naszpikowanych silikonami, które sprawią, że moje włosy będą wyglądać na gładkie i zdrowe. Tutaj przekonałam się, że maska jest w stanie odbudować zniszczenia poczynione przez chemiczne farby do włosów oraz prostownicę, której swego czasu namiętnie używałam. Myślę, że to kwestia składu. Tutaj nie ma żadnych silikonów, które oblepiają nasze włosy i przez to poprawiają ich wygląd dosłownie na chwilę. Naturalne ekstrakty rzeczywiście wnikają w strukturę włosa i ją odżywiają.

Odżywia
Moje włosy wyglądają po nim o wiele lepiej. Są lepiej nawilżone i stają się bardziej elastycznie. Nie przypominają już suchych strąków. Włosy nie tylko wyglądają na zdrowe, ale takie w rzeczywistości są, ponieważ ten efekt utrzymuje się nawet wówczas, gdy nie używam maski. Maska posiada aktywne składniki, które rzeczywiście działają, a nie tylko dają tymczasowy efekt poprawy.

Nie obciąża
Maska w żaden sposób nie obciąża czupryny. Włosy nie są przyklapnięte, tylko lekko uniesione. Można je określić mianem puszystych. Bardzo ładnie mi się po niej kręcą (moje kosmyki mają wykazują tendencję do układania się w fale).

Nie uczula
Kosmetyk w żaden sposób mnie nie uczula, nie powoduje uczucia pieczenia. Nigdy nie zapomnę szamponów marki Syoss, które mnie uczulały. Zatem wcale nie jest rzeczą oczywistą, iż dostępne w sklepach produkty do włosów nie wyrządzą nam krzywdy.

Nawilża
Po użyciu tej maski włosy przestają być sianowate, ale trzeba je poddać kilkutygodniowej kuracji z użyciem tego kosmetyku, bo po jednorazowym nałożeniu na włosy, cudów nie zanotujemy.

Włosy lśnią
Mamy tu do czynienia ze zdrowym połyskiem. Włosy tworzą taflę fantastycznie odbijającą światło:) W promieniach słońcach nasze kosmyki mienią się całą paletą barw. Ja u siebie widzę mnóstwo odcieni brązów i miedzi:)

Nadaje miękkość
Włosy dzięki tej masce stają się miękkie w dotyku. Mam wrażenie, że dotykam pierza z poduszek. Jest to niezwykle przyjemne doznanie.

Zwiększa objętość
Maska, podobnie jak pozostałe produkty z tej serii, nadaje naszej fryzurze objętości, dzięki czemu włosy sprawiają się wrażenie bardziej zagęszczonych. Ja nie mam cienkich włosów, ale też nie mogę się pochwalić taką objętością, jaką w reklamach Pantene prezentuje Alicja Bachleda-Curuś. Dlatego preferuję fryzury, które optycznie zwiększają ich objętość. Ta maska umożliwia mi stworzenie takowej, ponieważ nie obciąża kosmyków i nie powoduje ich przyklapnięcia.

Konsystencja
Dość gęsta, moim zdaniem jest dość „pastowata”. Przypomina silnie zagęszczony krem o białej barwie. Jednocześnie jest ona dość delikatna. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z fantastyczną formułą. Widzimy, że preparat z jednej strony jest treściwy, ale jednocześnie nie jest na tyle ciężki, by miał wyrządzić krzywdę naszym włosom.

Zapach
Piękny, owocowy. Autentycznie wyczuwam aromat granatów. Czasami wręcz mam ochotę zjeść tę maskę:)

Stosowanie
Producent wyraźnie informuje, by nie używać tego preparatu częściej niż raz w tygodniu. Tak też czynię, bo nie chcę, by moje włosy przyzwyczaiły się do tych dobroczynnych składników.

Skład
Naprawdę przyjazny. Nie znajdziemy tu silikonów, parabenów, SLS. Na drugim miejscu jest wprawdzie alkohol, ale jego obecność jestem w stanie przeboleć. Za to mamy aminy, glicerynę, olej z soi, olej z granatów, masło shea, olej z krokosza barwierskiego, olej rycynowy, ekstrakt z granata, ekstrakt z aloesu, ekstrakt z akacji, witaminę E, olej z nasion słonecznika. Jak dla mnie skład jest rewelacyjny. Mnóstwo naturalnych ekstraktów, żadnej chemii, która mogłaby wywoływać reakcje alergiczne czy też działać kancerogennie.

Wydajność
Ja używam maski raz w tygodniu i u mnie starcza ona na 2 miesiące, a jestem posiadaczką bardzo długich włosów. Myślę, że wydajność jest całkiem przyzwoita.

Dostępność
Produkt nabędziemy wyłącznie w drogeriach Rossmann.

Cena
Coś koło 9 zł, czyli bardzo tanio. Maski o dużo gorszym składzie i działaniu, kosztują 16 zł.

Reasumując: gorąco polecam tę maskę. Jest w stanie zdziałać cuda, nawet jeśli sądzicie, że po ostatnim farbowaniu nic nie jest w stanie Wam pomóc.

PS Znacie tę maskę? Jakie są Wasze ulubione maski do włosów?

Pomadka Essence Honey Bee

Chyba każda z nas zna to uczucie, gdy w przypływie euforii kupi coś, co potem okazuje się nie takie, jak oczekiwałyśmy. Ja miałam tak przy zakupie pomadki Honey Bee marki Essence (nr 54). Nie wiem, jak to się stało, że chorowałam wówczas na szminki w kolorze cielistym.  Chyba wtedy nie byłam jeszcze w pełni świadoma, że ten kolor mi po prostu nie pasuje. Nigdy wcześniej nie miałam takiej pomadki, a trafiłam na parę filmików, na których dziewczyny wyglądały bardzo naturalnie w tego typu pomadkach. Ten efekt tak mi się spodobał, że zapragnęłam kupić coś podobnego i wypróbować na sobie. Przy okazji zaopatrywania się w perfumy, natrafiłam na szminkę Essence. Była tania, a jej kolor mnie zaintrygował, więc wzięłam. Teraz wiem, że chyba wówczas musiałam pomylić numerki, ponieważ pod 52 kryje się „In the nude”, która naprawdę jest cielakiem;)

Kolor
Kawa z mlekiem, z przewagą mleka. Mamy tu do czynienia z perłą, której nie lubię. Nie wiem, jakim cudem znalazła się w moim koszyku. Pamiętam, że  gdy używałam testera, to nie widziałam na ręce tego efektu. Musiałam się pomylić, gdy sięgałam po pełnowymiarowy produkt. Najgorsze jest to, że moje ciemne z natury usta, wyglądają na bielone, co jest mało estetyczne. Kojarzy mi się z latami 90. i specyficzną modą tego okresu.

Drobinki
Na szczęście nie mamy tu wielkich kawałków brokatu, ale lśniące drobinki są obecne. Nie przepadam za nimi. Ale mają jedną zaletę, ładnie odbijają światło;)

Opakowanie
Bardzo proste, plastikowe. Jego kawałek jest wręcz przeźroczysty. Nie oczekuję gustownego opakowania, zważywszy, że produkt należy do tych z niskiej półki cenowej, ale nie mogę uniknąć skojarzeń ze szminkami, które w latach 90. były dodawane do „Bravo Girl”. Przyznaję się, że biegłam wówczas do kiosku, żeby dorwać gazetę ze szminką/błyszczykiem. Mając lat 10-12 nie zastanawiałam się nad tym, co mi pasuje. Nie miałam gustu. Po prostu cieszyłam się, że mam szminkę i to za parę złotych. Ale opakowania w pomadce Essence nie jest najważniejsze.

Naklejka
Gdy kupujemy produkt, to jego nakrętka jest zespolona z resztą poprzez naklejkę. Ma to swoje zalety i wady. Niewątpliwie dzięki jej obecności możemy stwierdzić, czy ktoś przed nami używał kosmetyku. Z drugiej strony, gdy ją odkleimy, to opakowanie będzie się przylepiać do ścianek naszej kosmetyczki. Ale mimo wszystko chyba wolę mieć pewność, że nikt tej szminki nie dotykał brudnymi paluchami. Ale lepszym rozwiązaniem byłoby zafoliowanie pomadki.

Zapach
Kojarzy mi się z gumą do  żucia taką z kaczorem Donaldem, którą w latach 90. można było kupić w szkolnym sklepiku. Dzięki temu zapachowi przenoszę się do czasów dzieciństwa, kiedy to zwisałam na trzepaku przez pół dnia albo skakałam po drzewach. Co to były za czasy.
Trwałość
Szminka nie jest tak trwała jak pomadki za 100 zł, ale u mnie jest w stanie wytrzymać 2 godziny na ustach. Zwłaszcza teraz, gdy ich kondycja jest znacznie lepsza niż kiedyś.

Podkreślanie suchych skórek
Jeśli takowe posiadamy, to z pewnością zostaną one podkreślone. Ale ten efekt serwuje nam zdecydowana większość pomadek. Nawet tych ze średniej półki cenowej. Szminki z Sephory jeszcze bardziej nam je uwydatnią od tych z Essence, a kosztują 4 razy tyle.

Konsystencja
Kremowa, całkiem przyjemna.  Jeśli nasze usta są dobrze nawilżone, to nie powinnyśmy mieć problemu z rozprowadzeniem kosmetyku, ale jeśli są przesuszone, to pomadka może zbierać się w zagłębieniach pod odchodzącymi suchymi skórkami.

Wysusza
Ja wolę nanosić tę szminkę na pomadkę ochronną, ponieważ zauważyłam, że potrafi wysuszyć moje kapryśne wargi. Poza tym na pomadce ochronnej ta perła jest mniej widoczna, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.

Miękka
Szminka jest dość miękka, w okresie upałów polecam przechowywać ją w lodówce, ponieważ może się odkształcić. Ale przy aplikacji nie musimy się zbyt wiele męczyć, żeby przykryła nasz naturalny odcień ust.

Krycie
Nie jest najgorsze, ale nie jest też 100%.

Pigmentacja
Średnia.

Aplikacja
Dość przyjemna, wówczas gdy nasze usta są dobrze nawilżone. Gorzej jak mamy suche skórki, wtedy trzeba się trochę natrudzić przy udziale pędzelka.

Optycznie powiększa usta
Ponieważ szminka jest perłowa, to znakomicie odbija światło i tym samym zwiększa rozmiary naszych warg.

Nie skleja ust
Na szczęście nie zanotowałam tego typu zjawiska.

Nie robi grudek
Jeśli nasze usta są dobrze nawilżone, to da się równomiernie rozprowadzić i nie zbiera się w naturalnych załamaniach naszych ust. Gorzej jeśli są przesuszone, wówczas w okolicach suchych skórek będziemy obserwować akumulację produktu.

Dostępność
Szminka nie należy do żadnej serii limitowanej. Możemy ją dostać w Douglasie, Naturze i w niektórych Superpharmach.

Cena
Coś koło 8-9 zł. Jest tania. W sam raz na eksperymentowanie z kolorem.

Reasumując, jak na tak niską cenę, pomadka nie jest najgorsza, więc warto jakąś kupić, zwłaszcza jeśli chcemy sprawdzić, czy dany odcień nam pasuje. Jeśli się okaże, że to nie nasza bajka, to nie będziemy żałować, że wydania dużej kwoty pieniędzy.


PS A Wy znacie szminki Essence? Lubicie je? Jakie kolory posiadacie?

Delikatny płyn do demakijażu oczu

Jak już zapewne nieraz wspominałam na blogu, jestem posiadaczką bardzo wrażliwych oczu. Długo nie mogłam znaleźć kosmetyku do demakijażu, który by ich nie podrażniał i nie przesuszał delikatnej skóry powiek. W końcu znalazłam swój ideał. Mowa o delikatnym płynie do demakijażu oczu marki Nivea.

Świetnie zmywa makijaż
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak ten produkt rozprawia się z tuszem i eyelinerem. Idealnie usuwa makijaż. Nie ma mowy, że pozostawi jakieś resztki kosmetyków i rano obudzimy się z efektem pandy. Wcześniej trafiałam na dwufazówki, które nie usuwały w pełni makijażu.

Demakijaż zajmuje chwilę
Wystarczy, że na niespełna minutę przyłożę wacik dobrze nasączony płynem, a makijaż znika. Nie muszę pocierać delikatnej skóry powiek w celu usunięcia cieni. Wcześniej trafiłam na płyny do demakijażu oczu, które wymagały tarcia. Kończyło się to podrażnieniem cienkiej skóry powiek i jej zaczerwienieniem.

Zapach
Taki „niveatowaty”, dość charakterystyczny dla produktów tej marki. Kojarzy mi się z czystością. Całkiem przyjemny, osobiście go lubię, ale wiem, że niektóre osoby może drażnić.

Nie podrażnia
Po raz pierwszy trafiłam na produkt do demakijażu, który nie podrażnia moich wrażliwych oczu, dzięki niemu usuwanie tuszu przestało być koszarem, po których przez 15 minut ciekną mi łzy i widzę wszystko jak przez mgłę... Już miałam wiele produktów, gdzie widniał napis „dla wrażliwych oczu”, ale na deklaracji się kończyło.

Nie przesusza
Nigdy nie zapomnę dwufazówki z Bielendy, która ze skóry moich powiek robiła Saharę. Skóra się łuszczyła i nakładanie jakiegokolwiek cienia przez kilka dni było wykluczone. Płyn z Nivei nie wysusza cienkiej skóry powiek. Nawet jeśli po demakijażu nie nałożę kremu, to nie dzieje się nic złego.

Wydajność
Płyn starcza na 1,5 miesiąca codziennego stosowania, więc nie jest źle:) Miałam kosmetyki, które były dużo mniej wydajne. Myślę, że duża tutaj zaleta opakowania, w którym istnieje niewielka dziurka, która umożliwia dozowanie produktu według potrzeb. Nic nie wycieka bokiem na kafelki w łazience. Nie lubię, gdy producent postanawia zarobić więcej i robi gigantyczne otwory, przez które marnuje się część produktu i jesteśmy zmuszone kupić kolejne opakowanie.

Opakowanie
Przyjemne, niebiesko-przeźroczyste, możemy na bieżąco śledzić, ile kosmetyku nam jeszcze pozostało. Jest wykonane ze stosunkowo grubego plastiku, przez co się nie odkształca. Jest proste i eleganckie. Produkt otwiera i zamyka się wygodnie. Mam pewność, że jest szczelnie zamknięty, dzięki czemu nie miałabym obaw, gdyby przyszło mi go włożyć do torebki w sytuacji, gdy planuję nocować poza domem.

Nie jest tłusty
Płyn nie pozostawia tłustej warstwy, co uważam niewątpliwie za jego zaletę.:) Bardzo nie lubię uczucia tłustości, ponieważ czuję się przez to nieświeżo.

Nie skleja powiek
Produkt nie jest lepki, nie skleja moich powiek.

Nie wypadają po nim rzęsy
Nie zauważyłam, żebym wskutek jego użytkowania zaczęła tracić więcej rzęs. Mam wręcz wrażenie, że gubię ich mniej, ponieważ unikam pocierania, który znacznie je osłabia.

Skóra powiek jest delikatnie nawilżona
Nie wiem, jak tego dokonał producent, ale produkt delikatnie nawilża cienką skórę powiek, nie pozostawiając jednocześnie tłustej warstwy. Nie sądziłam, że tego typu produkt w ogóle może nawilżać. Ostatnio jestem tak zalatana, że wieczorem nie mam sił stosować kremów, a mimo to moje powieki nie są w żadnym stopniu przesuszone. Inne płyny do demakijażu, z reguły przesuszały skórę powiek na wiór i musiałam regularnie używać kremu pod oczy.

Uczucie świeżości
Płyn zapewnia mi uczucie świeżości i czystości. Jest to bardzo przyjemne:)

Skład
Zawiera pantenol, olejek rycynowy. Podejrzewam, że właśnie te związki odpowiadają za nawilżenie cienkiej skóry powiek. Wśród ingredientów nie znalazłam parabenów, na czym bardzo mi zależy. Na ten produkt natrafiłam przypadkowo. Akurat moja mama stała w kolejce za serami w Kauflandzie i z ciekawości zaczęłam czytać skład kosmetyków. Byłam pewna, że produkty Nivea zawierają parabeny, a tu taka niespodzianka. Na dodatek płyn miał w nazwie przymiotnik „delikatny”. Postanowiłam wziąć na próbę i obecnie jestem nim oczarowana.

Cena
Zapłaciłam za niego bodajże 11-12 zł, czyli mamy tu do czynienia ze standardową ceną dla płynów do demakijażu oczu.

Dostępność
Ja kupiłam go w Kauflandzie, ale podejrzewam, że znajdziecie go w Rossmannie, Tesco, Naturze, Realu, Superpharmie. Powinien być łatwo dostępny, ponieważ kosmetyki Nivea są rozpowszechnione.

PS Znacie ten płyn do demakijażu oczu? Lubicie go? Też macie problem ze znalezieniem właściwego kosmetyku do usuwania make-upu z okolic oczu? Jakie znacie inne delikatne produkty tego rodzaju?

Jasnofioletowy pomadko-błyszczyk z Celii

Od pewnego czasu prezentuję Wam swoje pomadki:) A to chyba dlatego że ostatnio mam do nich słabość. Za każdym razem, gdy jestem w drogerii, kieruję się do miejsca, gdzie ułożone są szminki.:) Dzisiaj pora na pomadko-błyszczyk z Celii. Jestem szczęśliwą posiadaczką numeru 516.

Kolor
Jestem posiadaczką jasnego fioletu. Zasadniczo takie kolory mi nie pasują, wyglądam w nich dziwnie. Wydaje mi się, że pomadka jest jaśniejsza od mojego koloru ust. Ale ten fiolet tak przypadł mi do gustu, że musiałam go kupić:) Oczywiście, zrobiłam to pod wpływem impulsu, ponieważ zależało mi wtedy na ciemnym fiolecie, przeglądałam różne szminki, a ponieważ nie znalazłam żadnej spełniającej moje oczekiwania, skusiłam się na tę, ponieważ wydała mi się wówczas idealna na wakacje. Wyszłam z założenia, że w upalne dni dobrze byłoby nosić coś delikatniejszego niż ciemny brąz czy ognista czerwień;) Mimo tego, że pomadka jest dla mnie zbyt jasna, to ją lubię i chętnie noszę:) Najwyżej ktoś weźmie mnie za fankę białych kozaczków:D


Wykończenie
Perłowe. Obecne są drobinki, które wprawdzie nie są nachalne, mimo to da się je zauważyć. Reasumując, nie jestem oblepiona brokatem, ale mimo to widać drobinki, od których odbija się światło.


Trwałość
Na moich ustach ten produkt jest w stanie przetrwać 2 godziny. Oczywiście, w sytuacji gdy zaczynam coś jeść, to znika z warg dużo szybciej. Nie jest szczególnie trwały, ale tego od niego nie oczekiwałam.

Zapach
Uwielbiam tę woń, chociaż zdaję sobie sprawę, że to twór chemiczny. Przypomina mi winogrona, a co za tym idzie, kojarzy się z wakacjami:) Przyjemnie jest pachnąć owocami, aż chciałoby się zjeść ten pomadko-błyszczyk.


Opakowanie
Uważam, ze jest ono eleganckie. Poza tym cechuje je trwałość. Nie schodzi z niego farba. Wciąż prezentuje się przyzwoicie. Chociaż nie przepadam za złotem, to tutaj mi ono nie przeszkadza. Samo opakowanie to nowoczesna elegancja, kojarzy mi się z czymś drogim, luksusowym. Celia postarała się i zadbała o walory estetyczne:)

Nie szczypie
Ponieważ nie powiększa ust. Bardzo mnie to cieszy, bo nie przepadam za efektem mrowienia, jestem na to zbyt wrażliwa, poza tym nie lubię siebie w wersji „napuchnięte usta”, ponieważ czuję się wtedy jak po ukąszeniu osy, co nie jest zbyt komfortowe.

Brak nazwy
Niby nic, ale dla mnie to niedogodność, ponieważ nie jestem w stanie zapamiętać numerka, nazwa lepiej zapadłaby mi w pamięć. Przez to w rozmowach z koleżankami nie mogę uściślić, jakiego produktu używam. A fajnie jest się wymieniać wiadomościami o kosmetykach. Jak widzę jakiś ciekawy cień na czyichś powiekach, to od razu pytam o produkt, którym uzyskano ten efekt:)

Smak
Lekko winogronowy, ale dużo słabszy od zapachu.

Nie skleja ust
Pomimo iż mamy tu do czynienia z pomadko-błyszczykiem, to nie zaobserwowałam, żeby produkt sklejał moje usta, włosy też nie przyczepiają się do ust pomalowanych tym kosmetykiem:)

Powiększa optycznie
Pomadkę z Celii powiększa usta, ale mamy tu do czynienia tylko z wrażeniem optycznym. Produkt odbija światło przez co moje wargi wydają się być większe, niż są w rzeczywistości. Jeśli o optyczne powiększanie ust, to jestem jak najbardziej na tak:) Po prostu nie lubię dyskomfortu przy reakcji alergicznej.

Nie podkreśla suchych skórek
Produkt należy do nielicznego grona szminek, które nie podkreślają suchych skórek. Myślę, że to duża zasługa pomadko-błyszczykowej konsystencji.

Nie nawilża, ale i nie wysusza
Produkt z pewnością nie nawilża moich ust. To udaje się tylko nielicznym pomadkom ochronnym. Ale też nie zauważyłam, żeby mi szkodził i powodował pierzchnięcie.

Cena
Zapłaciłam za niego coś koło 10-11 zł, więc nie uważam, by był to drogi kosmetyk. Znam pomadki, które kosztują 40 zł i są dużo gorsze jakościowo, vide szminki z Sephory.
Wydajność
Produkt nie zużywa się szybko, więc powinien wystarczyć na kilka miesięcy regularnego użytkowania.

Dostępność
Na pewno nie dostaniecie go w Rossmannie i Superpharmie, ale powinien być dostępny w mniejszych drogeriach osiedlowych.

Konsystencja
Kremowa. Powiedziałabym, że mam tu bardziej do czynienia z pomadką niż błyszczykiem. Gdyby nie tafla charakterystyczna dla błyszczyków, nazwałabym ten kosmetyk po prostu szminką.


Aplikacja
Łatwa, przyjemna, produkt daje się rozprowadzić równomiernie i nie wymaga to dużego nakładu czasu.

Napis
Bardzo podoba mi się, że po zdjęciu zakrętki, moim oczom ukazuje się logo producenta.:) Jak widać cieszą mnie takie drobnostki.


PS Znacie pomadki z Celii? Lubicie takie kolory? Próbowałyście pomadko-błyszczyków? Jakie znacie inne pomadko-błyszczyki?

Alterra żel pod prysznic o zapachu kwiatu neroli i bambusa

Pomimo nauki na jutrzejszy egzamin, znalazłam chwilę na krótką recenzję żelu pod prysznic Alterra o zapachu kwiatu neroli i bambusa. Jak już zauważyłyście bardzo zaprzyjaźniłam się z kosmetykami Alterry i tutaj się nie zawiodłam. Ale po kolei;)


Zapach
Kwiatowo-owocowy, świeży, orzeźwiający. Jest dość egzotyczny. Wyraźnie da się wyczuć pomarańczę zmieszaną z kwiatami. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką wonią. Mojej mamie nie przypadł on do gustu, stwierdziła, że dla niej jest mdlący, ale ja lubię takie połączenia. Mi pachnie stoiskiem z egzotycznymi owocami. Myślę, że zapach nie każdemu przypadnie do gustu, ale ja na pewno sięgnę jeszcze kiedyś po ten żel, ale muszę jeszcze wypróbować inne z tej serii:) Niestety zapach bardzo szybko znika z powierzchni skóry, co też ma swoje zalety, ponieważ nie będzie wchodził w interakcje z naszymi ulubionymi perfumami:)


Nie zapycha
A zdarzało się, że na moich ramionach i plecach pojawiały się różne niespodzianki. Mi po prostu nie służą chemiczne, naszpikowane silnymi detergentami i konserwantami żele pod prysznic.


Myje
Produkt usuwa brud, a to jego podstawowa funkcja, w związku z czym jestem z niego zadowolona. Po jego użyciu czuję świeża i czysta, bardzo lubię to uczucie tuż po wyjściu z wanny:)


Konsystencja
Żelowa. Dotychczas używane żele pod prysznic były zawsze dość leiste, te z Alterry są inne. Gdy wyciskam produkt na rękę to przyjmuje on pewien niezidentyfikowany kształt, tworzy taką kulę, która rozpływa się na ręce. Nie wiem jak to określić. W każdym razie mamy tu do czynienia z prawdziwą, żelową konsystencją. W końcu żel to nie ciecz, a większość tego typu produktów jest dość wodnista.


Nie podrażnia
Żel nie podrażnia mnie, nie powoduje wysypki, moja skóra nie jest po nim zaczerwieniona.

Nie wysusza
W ogóle ostatnio żyję w ciągłym niedoczasie. A wszystko to przez studia. Kolejne projekty, prace zaliczeniowe, zaliczenia, egzaminy. Czasami siedzę do 4 nad ranem nad książkami, a wstaję o 7, więc nie jestem w stanie używać żadnych kremów, balsamów, maseł do ciała. Po prostu myję się i zmykam do łóżka. Nie zauważyłam, żeby moja skóra stała się sucha. Żel jej nie wysusza, aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby nawilżał. Po prostu jej nie szkodzi tak jak tradycyjne kosmetyki stosowane do mycia ciała.

Słabo się pieni
Dla niektórych z Was może być to wadą. Dla mnie nie jest, bo widzę, że usuwa brud, a na tym mi zależy. Ale wiem, że są osoby, które muszą widzieć tę pianę, by móc poczuć się oczyszczone:)

Przyjazny skład
Bardzo lubię Alterrę za jej naturalny skład. Wprawdzie na drugim miejscu występuje tutaj alkohol, to nie zauważyłam, żeby mnie wysuszył, ale moja skóra nie jest susza. Gliceryna jest 3. w składzie, ale na szczęście nie zapchała moich przedramion i pleców. Występują tutaj także łagodne detergenty pochodzenia roślinnego, przez co produkt nie powoduje podrażnień. Występują ekstrakty z: bambusa trzcinowego, gorzkiej pomarańczy, aloesu. Ten ostatni powinien nawilżać naszą skórę. Produkt nie zawiera sztucznych konserwantów, barwników i środków zapachowych. Jest to bardzo ważne, gdyż te substancje mogą wywoływać alergię.

Produkt wegański
Dla mnie jest to niezwykle istotne, ponieważ jestem wegetarianką także ze względów światopoglądowych.

Odświeża
Produkt sprawia, że po wyjściu z wanny czuję się odświeżona i orzeźwiona.

Rozbudza
Zapach pomarańczy rozbudza i poprawia humor. Generalnie olejki wyodrębnione z tego owocu uchodzą za naturalne antydepresanty, czyli mamy tu do czynienia z produktem idealnym na zimowe wieczory, kiedy nietrudno o chandrę. Przynajmniej ja po zmroku zaczynam robić się melancholijna. Mi brak słońca nie służy, więc muszę sobie ten niełatwy okres uprzyjemniać, fundując różne doznania zapachowe;)

Dostępność
Produkt jest dostępny wyłącznie w drogeriach Rossmann. Żel pochodzi z serii limitowanej, więc nie wiem, jak długo będzie jeszcze gościł na sklepowych półkach.

Cena
Zapłaciłam za niego bodajże 7 zł.

PS Znacie ten żel? Lubicie takie połączenia zapachowe?

Lancome Tresor Midnight Rose


Jak każda z nas lubię otrzymywać różne próbki przy zakupach. Ale do tej pory nie zdarzyło mi się, żeby zapach perfum przypadł mi do gustu tak bardzo, że zaczęłam zastanawiać się nad zakupem pełnowymiarowego flakonika. Na razie jeszcze nie zainwestowałam w ten zapach, ponieważ mam dosyć dużo perfum, ale jestem zapachomaniaczką i jak coś mi się spodoba, to zazwyczaj w końcu ląduje to na mojej półce. Od pewnego czasu zachwycam się próbką Lancome Treson Midnight Rose, którą otrzymałam w listopadzie w Douglasie przy okazji zakupu bazy pod makijaż z Collistara. Jestem posiadaczką malutkiej fiolki o pojemności 1,5 ml, produkt jest już praktycznie na wyczerpaniu, bo ostatnimi czasy zwykłam uprzyjemniać sobie dzień ładnymi zapachami.

Zapach
Z mojego punktu widzenia mamy tu do czynienia z idealną kompozycją. Mariaż dojrzałej, słodkiej maliny z kobiecym, zmysłowym zapachem róży. Jest to połączenie typowo kobiece. Nie jest to zapach typowo lekki, ale nie można też powiedzieć, że jest ciężki. Na pewno nie jest tak delikatny jak wody różane, ponieważ malina nadaje mu swoistej dzikości. Aczkolwiek kompozycja nie jest też tak ciężka jak połączenia korzenne. Uważam, że ten zapach spodoba się wszystkim miłośniczkom malin i róż. Ja do nich należę, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi słodkie zapachy, nie każdy też przepada za różami, niektórzy uważają ich woń za mdłą.

Dzienniak
Uważam, że zapach nadaje się do noszenia w ciągu dnia. Na wieczorne wyjście jest za delikatny. Jest wyrazisty, ale nie nachalny, dlatego nie powinien przeszkadzać współpracownikom i znajomym. Nie jest duszący.
Poprawia humor
Uwielbiam wszystko, co kojarzy mi się z latem, wakacjami. Nie przepadam za zimą, ciężko ją znoszę, bo krótki dzień nie działa dobrze na mój nastrój, dlatego uważam, że ten zmysłowy, kobiecy zapach przywołujący zapach i smak malin, idealnie nadaje się na tę ponurą porę roku. Zdecydowanie poprawia mi humor. Mam wrażenie, jakby przede mną znajdował się talerz malin, zapach tych perfum jest bardzo sugestywny. Z kolei aromat róży nadaje kompozycji lekkości, kobiecości. Pobudza zmysły. Przed oczyma mam czerwoną różę w piękny słoneczny dzień.

Rozwija się
Zapach nie jest płaski. Na początku bardziej wyczuwalne są maliny, ale po pewnym czasie zapach traci na intensywności i wtedy ujawnia się zmysłowość czerwonej róży. Perfumy stają się bardzo kobiece.

Trwały
Zapach wytrzymuje u mnie przez cały dzień. Czasem spryskuję się nim o 7 rano, a o 1 w nocy wciąż jest wyczuwalny.
Zapach nie przeszkadza mi za dnia
Zapach nie drażni mnie w ciągu dnia. Wręcz przeciwnie, nieustannie poprawia humor:)

Próbka zawiera atomizer
Lancome dba o to, by zachęcić do zakupu swoich wyrobów. Niepozorna fiolka zawiera atomizer, dzięki czemu nie muszę się bawić z zakrętkami. Nie lubię sposobu aplikacji perfum zbliżonego do męskiej wody kolońskiej, dlatego ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że próbka zawiera miniatomizer. Przy okazji nie wylewam nadmiernej ilości produktu;)

Ładne opakowanie próbki
Podoba mi się kartonik, w którym umieścili próbkę. Jest prosty, ale zarazem kobiecy i elegancki.

Znika po umyciu głowy
Zapach nie jest tak silny jak ten z wody toaletowej od Chanel, znika po myciu głowy.

Cena
Za 30 ml zapłacimy prawie 200 zł. Ale jak kupię lustrzankę, to chyba skuszę się na ten produkt, bo pachnie obłędnie:)

Dostępność
Ja próbkę otrzymałam w drogerii Douglas, ale myślę, że ten zapach powinien być też w Sephorze i Marionnaud.

PS A Wam też zdarzyło się zakochać w zapachu, którym znacie tylko z bezpłatnej próbki?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...